|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie
Cudowna meksykańska Panienka [2] Autor tekstu: Igor Maćkowski
Nie znalazłem natomiast na polskich stronach
satysfakcjonujących mnie wyjaśnień kolejnego cudownego artefaktu, używanego
przez katolickich fanatyków, jako ostatecznego rozwiązania problemu ateizmu,
czyli ikony Dziewicy z Guadalupe. Polska Wikipedia bezkrytycznie i dosłownie
cytuje informacje ze stron tworzonych przez fanatyków, takich jak
ta.
Tak to
bywa z Wikipedią. Fanatykom się chce, a reszcie zwyczajnie nie zależy.
Tak
samo pozycje książkowe. Bo do wiary w cudowne pochodzenie wizerunku miała
mnie skłonić lektura, pożyczonej mi przez pewnego poznanego w sieci fanatyka, książki Paula Badde pt. "Guadelupe.
Objawienie, które zmieniło dzieje świata". Książka ta wiernie
relacjonuje legendy i domysły, ignorując wszelkie badania i relacje niezgodne z udowadnianą tezą o boskim pochodzeniu tkaniny. Taka rozbudowana wersja
zalinkowanej przed chwilą strony.
Co
zatem mówi katolicka legenda na temat ikony?
"Jest
rok 1531. Na wzgórzu Tepayac, gdzie jeszcze kilka lat wcześniej Aztekowie
czcili boginię Totantzin, młody Indianin Juan Diego spotyka świetlistą postać w niebieskim płaszczu ozdobionym złotymi gwiazdami. Pada na twarz, bo ma przed
sobą Matkę swego nowego Boga. Maria nakazuje mu opowiedzieć o tym, co widział,
miejscowemu biskupowi Juanowi de Zumarraga. I Juan Diego idzie do biskupa, ale
ten nie wierzy w opowieść Azteki. Po jakimś czasie Indianin po raz drugi
spotyka Najświętszą Panienkę na wzgórzu. Znowu idzie do biskupa. Tym razem
Zumarraga każe mu przedstawić jakiś dowód objawienia. Więc Juan Diego po
raz trzeci wspina się na Tepayac, a świetlista postać pokazuje mu róże rosnące
na skale. Indianin zbiera kwiaty i zanosi je biskupowi. Gdy rozsypuje je u stóp
Zumarragi, na szacie Azteki pojawia się wizerunek Matki Boskiej ze wzgórza."
http://serwisy.gazeta.pl/jp2/1,72542,953385.html
Biskup
Zumarraga oczywiście sile tego argumentu ulega i wnet inicjuje powstanie
kaplicy, w której głównym obiektem kultu jest cudowny wizerunek Maryi. Z biegiem lat kaplica zamienia się w potężne sanktuarium z ogromną bazyliką, a sama Dziewica z Guadalupe zostaje
koronowaną patronką Nowej Hiszpanii, Ameryki Łacińskiej, Filipin oraz Królową
Meksyku i Cesarzową obu Ameryk.
O specyfice
katolicyzmu w wydaniu meksykańskim oraz o tym dlaczego La
Virgen de Guadalupe jest tak ważna
dla tożsamości narodowej Meksykan przeczytać
można w świetnym tekście Marcina Żurka w "Tygodniku
Powszechnym".
W
kolejnym tekście
Żurek porusza kontrowersje związane z rzekomym objawieniem oraz indiańskim
wybrańcem Maryi, czyli Juanem Diego, kanonizowanym przez Jana Pawła II w 2002
r. Skrótowo sprawa wygląda tak: "Świadectwa istnienia Juana Diego są
sprzeczne, a wielu historyków i duchownych wręcz całkowicie je podważa. A jeśli
nie było Juana Diego, to najpewniej nie było też objawienia". I
rzeczywiście, życiorysów Juana dostatek: raz jest biednym i prostym wieśniakiem,
innym razem bogatym arystokratą. Przeczytajcie tekst Żurka, bo nie chcę tu
powtarzać jego tez i opisywać wyjątkowo kontrowersyjnego, za sprawą działań
meksykańskiego episkopatu, procesu kanonizacyjnego.
Ja
skupię się na tym, co Żurek opisuje jako "cud
mniemany", czyli na tym, "że dowodem autentyczności legendy jest
wizerunek la Virgen odbity na szacie, którą miał na sobie Indianin podczas
objawienia". Entuzjaści boskiego pochodzenia wizerunku wymieniają
szereg jego cudownych właściwości. Żurek przedstawia je tak: „Według
"Positio" pierwsze badania tkaniny zostały przeprowadzone w 1936 r. przez
dr. Ricardo Kuhna z Heidelbergu. Stwierdzić on miał, że „przeanalizowane włókna
nie zawierają barwników roślinnych, zwierzęcych ani mineralnych". Kolejne
analizy przeprowadził w latach 1954 i 1963 prof. Francisco Camps Ribera, który
nie odnalazł „śladów pędzla, ani świadectw, by tkanina została
zagruntowana". „Positio" wspomina też o opublikowanej w 1974 r. książce Carlosa Salinasa
„Juan Diego w oczach Najświętszej Maryi z Guadalupe". Salinas powiada, że
„płótno zostało zbadane przez okulistów,
którzy udowodnili, że oczy Matki Boskiej wiernie oddają cechy oczu
ludzkich". Kolejną książkę na ten temat — „Oczy Matki Boskiej z Guadalupe" — opublikował w 1981 r. José Auste Tosmann. Relacjonuje on
badania komputerowe, dzięki którym „odkryto w oczach la Virgen sylwetki
postaci ludzkich — grupę duchownych, postać ciemnoskórej kobiety oraz
samego Juana Diego"."
Wszystkie te
rewelacje entuzjaści kwitują następująco: "Logiczny
wniosek nasuwa się sam: skoro wizerunku tego nie namalowała ręka ludzka, to
musiała tego dokonać sama Maryja". Proste,
nieprawdaż? Jest tylko jeden mały problem: „według dwóch artykułów opublikowanych w maju przez tygodnik "Proceso",
przed 20 laty analizę wizerunku przeprowadził także konserwator zabytków José
Sol Rosales, wypowiadając się na jego temat jednoznacznie: nie jest on
wynikiem cudu, lecz został namalowany ręką ludzką z użyciem standardowych
materiałów i techniki charakterystycznej dla okresu, w którym powstał.
Rosales kwestionuje wszystkie elementy mitu. Iluzoryczne jest według niego
przekonanie, że wizerunku nie dotknął upływ czasu — świadkowie obecni
przy oględzinach mówią o widocznych uszczerbkach, on sam zaś odkrył retusze
maskujące ubytki farby oraz ślady pędzla. Twierdzi, że obraz został
wykonany na zagruntowanym płótnie, wbrew dawnemu przekonaniu, że odbił się
na surowej tkaninie. Rosales podważył też koronny dowód na jego cudowne
pochodzenie, wedle którego w źrenicach Matki Boskiej dostrzec można klęczącą
postać Juana Diego: „przy zastosowaniu dużych powiększeń obraz rozpada się
na mnóstwo bezładnych punktów, które można interpretować wedle uznania, a przy odrobinie wyobraźni można w źrenicach la Virgen dopatrzyć się 30
postaci"."
Więcej
informacji na temat tego kto i jak namalował ikonę Dziewicy z Guadelupe znalazłem w pracy prof. Jeanette Peterson "Creating
the Virgin of Guadalupe: The Cloth, Artist and Sources in 16th century New Spain"
(The Americas, 2005).
Przedstawię
je w skrócie.
Ikona
została namalowana przez indiańskiego artystę o imieniu Marcos. Była to
jedna z ważniejszych postaci całkiem licznej artystycznej indiańskiej
„bohemy", zajmującej się tworzeniem dewocyjnych dzieł sztuki dla nowej
religii w połowie XVI wieku w Nowej Hiszpanii. Ku oburzeniu i zadziwieniu białych
kolonizatorów ich prace cieszyły się dużo większą popularnością wśród
tubylców, niż dzieła Europejczyków, z tego głównie powodu, że inspirowane
były nie tylko sztuką chrześcijańską, ale zawierały też elementy sztuki
rodzimej. Prof. Peterson wymienia kilka obrazów, rzeźb, grafik, które
najprawdopodobniej zainspirowały Indianina Marcosa przy tworzeniu ikony. Sam
obraz wykonany jest techniką tempery na zwykłym zagruntowanym płótnie (składającym
się z dwóch zszytych kawałków, który to fakt uwzględnił artysta przy
kompozycji obrazu). Gołym okiem na obrazie widać ślady licznych przemalowań
(skrócone palce u dłoni, poprawiony obrys twarzy, wyretuszowana korona i wiele
innych). Obraz nie oparł się działaniu czasu, liczne są ubytki farby oraz
rysy i pęknięcia (jak choćby po dwie poziome równoległe linie pochodzące
od poprzeczek drewnianej ramy, na której rozpięty był obraz nim w 1666 r. nie
przeniesiono go na srebrną płytę).
Prof.
Peterson sprawę przedstawia rzetelnie, opierając się na tekstach z epoki,
relacjach z kazań, pamiętnikach, materiałach
uzyskanych od Rosalesa.
Legenda o cudownym
pochodzeniu wizerunku pierwszy raz pojawiła się w 1649 roku w poetyckim tekście
"Nican mopohua", czyli sto lat po
rzekomym objawieniu, a przez całe swoje życie biskup Zumarraga nie zająknął
się nawet o tym cudownym i niezwykłym wydarzeniu, którego był świadkiem.
Czy te informacje
zostały uwzględnione podczas procesu kanonizacyjnego Juana Diego? Żadna z nich.
"W
maju 2000 r., gdy proces kanonizacyjny był już zaawansowany, Schulenburg wraz z grupą duchownych i naukowców skierował do Watykanu kolejne pismo, ostrzegając
przed kanonizacją „postaci, której historyczne istnienie było zawsze
kontrowersyjne i które to wątpliwości ostatnio przybrały na sile".
Odpowiedzią było milczenie, reakcją zaś Prymasa Rivery było wydalenie z Bazyliki ks. Carlosa Warnholtza — jednego z sygnatariuszy listu. Warnholtz
wyjaśnił wówczas, że „miał szczęście (lub pecha) zobaczyć z bliska
szatę Juana Diego, gdy dokonywano jej analizy i przestał wierzyć, by
wizerunek Matki Boskiej był wynikiem cudu". Zastrzegł jednak, że „by
zapobiec duchowemu kryzysowi wiernych zachowa milczenie i nigdy nie poczyni żadnych
publicznych komentarzy na ten temat". Prymas Rivera pozostał jednak nieugięty i mimo uniżonych suplik Warnholtza nie przywrócił go do służby kapłańskiej w Bazylice. Rzecznik prasowy Prymasa, Guillermo Ortiz, poproszony przeze mnie o komentarz na
temat informacji ogłoszonych przez „Proceso", odparł, że „nie
przeprowadzono żadnych badań" i „nie jest możliwe, by wizerunek Matki
Boskiej został namalowany ręką ludzką". Zwróciłem się zatem z prośbą o wyjaśnienia do Sol Rosalesa, autora kwestionowanych przez kurię analiz, który w pełni potwierdził wersję ogłoszoną
przez tygodnik i dodał, że raport został przekazany Bazylice oraz
opublikowany przez Leoncio Garzé Valdéza w książce „La Virgen del Tepeyac"."
Tyle
Marcin Żurek, który zatrzymuje się w swoich tekstach w pół kroku i nie
artykułuje jednoznacznie jedynego logicznego wniosku.
Skoro ikona z Guadalupe jest zwykłym, namalowanym przez człowieka obrazem, skoro wizerunek
nie pojawił się na tkaninie w sposób cudowny, to nie było żadnych objawień i tym bardziej nie było Juana Diego, a Jan Paweł II w imię doraźnych i partykularnych interesów Kościoła Katolickiego w Meksyku, wyniósł na ołtarze
bohatera literackiej mistyfikacji. Człowieka, który nigdy nie istniał.
I taki właśnie wniosek wyciągnąłem dzięki temu, że
„ewangelizujący" mnie fanatyk zainteresował mnie tą sprawą i skłonił
do przeprowadzenia własnego „śledztwa". Niezły paradoks, co? Do tej pory za szczyt katolickiej hipokryzji uważałem
kanonizowanie, zgodnie z zapotrzebowaniem sfanatyzowanych tłumów, O. Pio,
postaci, również w KK, bardzo kontrowersyjnej, ale przy tym, co wydarzyło się
przy kanonizacji nieistniejącego Juana Diego, przypadek O. Pio już mnie nie
dziwi. Tyle że mimochodem jakoś tak straciłem zupełnie ochotę na zgłębianie
kolejnych „cudów mniemanych", podawanych mi pod rozwagę przez teistów.
1 2 3 Dalej..
« Doktryna, wierzenia, nauczanie (Publikacja: 20-05-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5891 |
|