Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.016.668 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 18 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Najmocniej wierzy się w to, o czym wie się najmniej".
 Tematy różnorodne » Na wesoło

Człowiek zajęty niesłychanie [1]
Autor tekstu:

Zdarzyło sie w Janowiepawłowie Małym coś, co całe miasteczko postawiło na nogi. Wszystkie nici prowadziły do gimnazjum im. Jana Pawła II mieszczącego się przy ulicy Jana Pawła II, ale tam się również szlak urywał. Otóż pewnego styczniowego poranka, do drzwi kościoła im. Najświętszej Marii Panny dużym, żelaznym gwoździem przybita została kartka z „Tezami Gimnazjalnego Koła Badaczy Owadzich Nogów”. Zauważyła ją o godzinie 6.28 Natalia Ćwierciakowska, która przyszła się pomodlić, a której uwagę zwrócił ów wielki zardzewiały gwóźdź.

Natalia Ćwierciakowska nie mogła odczytać „Tez Gimnazjalnego Koła Badaczy Owadzich Nogów”, gdyż nie zabrała ze sobą okularów, była jednak pewna, że ksiądz nie przybijałby żadnego ogłoszenia takim gwoździem. Udała się zatem do mieszkania księdza, który wyszedł i razem z nią podszedł do drzwi kościoła.

Ksiądz Wałach był bardzo wzburzony zarówno z powodu treści rzeczonych tez, jak i z powodu uszkodzonych drzwi. Nie zdoławszy wyrwać gołą dłonią olbrzymiego gwoździa, ostrożnie wyrwał kartkę i wezwał komendanta lokalnego posterunku policji, który włożył ją do plastikowej torebki i zabrał celem sprawdzenia, czy zachowały się na niej jakieś odciski palców. Tezy podpisane były u dołu przez niejakiego Piotra Płaksina, ale ani ksiądz nie pamiętał takiego nazwiska wśród wiernych, ani komendant nie kojarzył go z żadnym przestępcą.

Komendant wyrwał obcęgami gwóźdź i obejrzał miejsce przestępstwa. Jego zdaniem ktoś nawiercił wiertarką bezprzewodową albo ręcznym świdrem drzwi kościoła, żeby uniknąć hałasu, a następnie wcisnął gwóźdź w otwór. Wskazywały na to trociny leżące na progu kościoła. Innych śladów nie znaleziono.

Ksiądz Wałach udał się jak zwykle na ósmą do szkoły gdzie codziennie prowadził katechezę, jednak tego dnia odwołał lekcję religii z klasą 3b i poprosił dyrektora o rozmowę. Informację o treści „Tez Gimnazjalnego Koła Badaczy Owadzich Nogów” przekazał ustnie i stanowczo zażądał wyjaśnienia tego zajścia oraz znalezienie ucznia podpisującego się pseudonimem Piotr Płaksin.

— Domyśla się pan – powiedział ksiądz do dyrektora — że to nie tylko groźny wandalizm, ale prawdopodobnie ateistyczna konspiracja, którą trzeba zdusić w zarodku. Uczciwie mówiąc – dodał — podejrzewam, że może stać za tym któryś z nauczycieli, albo ktoś z rodziców. Nasza młodzież nie mogłaby niczego takiego wymyślić.

Dyrektor przypomniał sobie ile razy ksiądz narzekał na niesforność uczniów, wiedział również, że nie może tego tak zostawić. Miał niejasne przeczucie, iż gdzieś już spotkał się z określeniem „badacze owadzich nogów” jak i z nazwiskiem Piotra Płaksina.

Po wyjściu księdza wbił obydwa hasła w Google. Określenie „badacze owadzich nogów” jedni przypisywali poecie Miłoszowi, a inni znowuż Gałczyńskiemu. Wiersz „Satyra na bożą krówkę” nie pozostawiał jednak wątpliwości i zapewne noblista cytował kolegę po muzie. Również Płaksin pochodził z literatury więc poszukiwania należało rozpocząć od polonistek.

Dyrektor przez moment rozważał możliwość rozmowy w gabinecie, ale w końcu zdecydował się na przeprowadzenie bardziej ostrożnego rozeznania. Zaczął od grupki uczniów stojących na korytarzu.

— Płaksin, słyszeliście coś o nim – zapytał.

Uczniowie zaprzeczyli stanowczo i widać były, że chyba rzeczywiście nic im Płaksin nie mówił.

W chwilę później rozpromienił się, kiedy zobaczył młodszą z polonistek.

— Świetnie, że panią widzę, pani Basiu. Czy przerabiała pani z uczniami „Chandrę Unyńską”.

— Jaką chandrę – uśmiechnęła się pani Basia ukazując ogrom trapiącej jej niepewności.

— Unyńską – odpowiedział dyrektor – jest taki wiersz Tuwima. Niektórzy poloniści wprowadzają na lekcjach trochę lżejszych utworów poetyckich.

— Czyli wprowadzić – zapytała pani Basia.

— Niekoniecznie, tak pytam z ciekawości. „Satyry na bożą krówkę” też pani nie przerabiała?

Tym razem polonistka zaniepokoiła się na poważnie.

— Panie dyrektorze, przecież pan wie, że zawsze trzymam się programu. Żadnych takich treści na moich lekcjach nie było.

Dyrektor zapewnił, że nie ma powodów do niepokoju, ale zdawał sobie sprawę, że zaraz zaczną się plotki w pokoju nauczycielskim i dalsze śledztwo może być utrudnione. Zawrócił do gabinetu, a po drodze poprosił jednego z uczniów, żeby pani Piasecka zajrzała do niego na kolejnej przerwie.

W gabinecie sekretarka poinformowała go, że dzwonili z kuratorium, zapowiadając na wtorek wizytację.

— Sukinsyn – mruknął pod nosem, przekonany, że ksiądz zdążył już skontaktować się z kuratorium. Najważniejsze wydawało mu się teraz zbadanie, czy za tym wszystkim nie stoi biolog. Biolog jeszcze w zeszłym roku nalegał na zakup nowego mikroskopu z kamerą do komputera i to on bez wątpienia był inspiratorem badania owadzich nogów. (Nóg, poprawił się w myślach z irytacją.)

Co do cholery można mówić dzieciom o owadzich nogach, zastanawiał się, czując, że cała ta sprawa może być poważniejsza niż mogło by się wydawać. Zastanawiając się co dalej, wbił w komputer hasło „owadzie nogi”. Tysiące stron. Otworzył pierwszą z brzegu, „robale.pl”. Suchą informację o budowie owadów zdobiło na końcu kolorowe zdjęcie z cudownym medalikiem Matki Boskiej na Trudne Czasy.

Spojrzał na plan, zobaczył, że biolog ma trzecią lekcję wolną i uświadomił sobie, że miał popracować nad budżetem szkoły.

Piasecka weszła do jego gabinetu bez pukania i zażądała wyjaśnienia. Wyjaśnił jej, że chwilowo nie może niczego wyjaśnić, ale chciałby się dowiedzieć, czy przerabiała z dziećmi „Chandrę Unyńską” albo „Satyrę na bożą krówkę”. Nie zdziwił się, kiedy zaprzeczyła i zatopił się w myślach.

— Wyglądasz na zmartwionego – powiedziała, a ponieważ nie odpowiedział, odwróciła się i wyszła, co uświadomiło mu, że popełnił kolejny błąd wyzwalając niekończącą się falę domysłów. Przez chwilę próbował skoncentrować się na budżecie, by znów powrócić do komputera i hasła „owadzie nogi”. Zatopił się w artykule o ewolucji pająków, ale po chwili powrócił do budżetu szkoły, zdecydowany, że sprawa owadzich nogów nie może mu przeszkadzać w pracy. Poprosił sekretarkę, żeby pan Leszczyński do niego zajrzał i zdecydowanym ruchem sięgnął po kalkulator. Przejrzał kosztorys remontu sali gimnastycznej i sięgnął po ostatnie pismo kuratorium. „Więcej dyscypliny i patriotyzmu” – nakazywał kurator. Satyra na bożą krówkę – skomentował w myślach i zapytał sekretarki, czy mówili co właściwie wizytatorka chce sprawdzać. Nie mówili.

Kiedy Leszczyński zapukał do drzwi jego gabinetu dyrektor ponownie koncentrował swoją uwagę na kosztorysie remontu.

— Niech pan siada, panie Krzysztofie – przywitał biologa. Odchylił się na krześle, splótł dłonie i zastanawiał się przez chwilę, jak tę rozmowę przeprowadzić.

— Kółko – powiedział – pana kółko biologiczne, ilu uczniów w nim uczestniczy?

— Różnie – odpowiedział biolog – zazwyczaj przychodzi dziesięć do piętnastu osób, nikogo nie zmuszam. Dlaczego pan pyta?

— To pewnie dobrzy uczniowie.

— Powiedziałbym, że najlepsi. A o co chodzi?

— Czy mówi panu coś nazwa „Gimnazjalne kółko badaczy owadzich nogów”?

Biolog roześmiał się — Dzieciaki mogą tak to nazywać, nigdy tego nie słyszałem.

— A nogi pan pokazywał, to znaczy owadzie nogi?

Biolog przyglądał mu się z rozbawieniem i zaniepokojeniem. Po chwili przyznał, że owszem, że pokazywał, ale tylko jedną, nogę muchy, która była na jednym z preparatów kupionych razem z mikroskopem.

— Obawiam się, że muszę panu powiedzieć o co chodzi, ale chwilowo proszę o dyskrecję. Widzi pan, dziś rano, na drzwiach naszego kościoła znaleziono kartkę z tezami „Gimnazjalnego koła badaczy owadzich nogów”.

— Chce pan powiedzieć… – zaczął biolog.

— Chcę powiedzieć, że Janowopawłowo to nie Wittenberga i obawiam się, że któryś z uczniów, a może i ktoś z nauczycieli może być w kłopocie. Czy pan się orientuje, kto może za tym stać?

Biolog w milczeniu pokręcił głową. Najwyraźniej dotarła do niego powaga sytuacji. Zapytał co było w tych tezach. Dyrektor odpowiedział, że on tego nie widział, kartka jest u komendanta policji, ksiądz Marek poinformował go, że było hasło: mniej religii więcej wiedzy, coś po angielsku, czego nie zrozumiał i coś tam, że chcemy znać całą prawdę o naszych wspólnych genach z bananem.

— Wygląda na jakieś niewinne głupoty – powiedział biolog.

— Może i głupoty, ale uszkodzone drzwi kościoła, włączona policja, kuratorium, a pewnie i burmistrz… przede wszystkim musimy pierwsi dotrzeć do tego ucznia, czy uczniów. Ma pan jakieś podejrzenia?

— Myśli pan, że to ktoś z mojego kółka? Przecież to wszystko jest niepoważne.

— Zastanówmy się, który z nich mógł wpaść na taki pomysł? Im szybciej znajdziemy winowajcę, tym szybciej da się to jakoś wszystko wyciszyć.

— To nie mógł być nikt z mojego kółka – oświadczył biolog – znam te dzieciaki i absolutnie w to nie wierzę.

Dyrektor po chwili milczenia zapytał czy Leszczyński zdaje sobie sprawę z tego, że będą tu również zarzuty pod jego adresem, że będzie potrzeba znalezienia kogoś winnego nie tylko wśród uczniów. W jakich stosunkach jest pan z księdzem Markiem?

— Przecież to paranoja, co mają do tego moje stosunki z księdzem Markiem?

— Więcej niż pan sądzi, ksiądz Marek może sugerować, że za tym wszystkim stoi ktoś z nauczycieli, on to już głośno powiedział.

— Jak to głośno powiedział, czy to znaczy, że mnie oskarżył?

— Kartka została podpisana pseudonimem Piotr Płaksin. Czy któryś z pana uczniów interesuje się poezją?

Biolog odpowiedział, że nie wie, czy któryś z uczniów interesuje się poezją, ani który chciałby grać na klarnecie ale, że jego zdaniem cała ta sprawa zakrawa na kabaret. Poszukiwanie winnego nie ma tu sensu, najlepiej to zlekceważyć.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Człowiek zajęty niesłychanie. Odcinek drugi
Dekalog radiomaryjny

 Zobacz komentarze (22)..   


« Na wesoło   (Publikacja: 25-01-2009 Ostatnia zmiana: 29-04-2009)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marcin Kruk
Nauczyciel, autor książki Człowiek zajęty niesłychanie

 Liczba tekstów na portalu: 63  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Co szatan potrafi zrobić z człowiekiem?
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6320 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365