Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.070 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Najpiękniejszym skarbem jest rozum oprawiony w pokorę.
 Społeczeństwo » Narkotyki

Rośliny "mocy" w praktykach magicznych Indian obu Ameryk [2]
Autor tekstu:

Barbara Myerhoff pisze w innym miejscu, że Huiczole wyróżniają dwa rodzaje pejotlu: dobry — hikuri, oraz zły — tsuwiri. Etnobotanika potwierdza to rozróżnienie, że istnieją dwa różne gatunki botaniczne. Zjedzenie złego tsuwiri powoduje okropne skutki, przerażające wizje, mogące prowadzić do szaleństwa: „Efekty są podobne do tych przypisywanych bieluniowi. Rodzaje halucynacji, które mają się pojawiać po zażyciu tsuwiri są kulturowo ustrukturyzowane i powtarzalne. Powszechne jest doświadczenie mężczyzny, który spotykając dużą agawę, bierze ją za kobietę i odbywa z nią stosunek".

Pejotl jest dla Huiczoli święty. W pewnym miejscu autorka pisze, że jest święty, bo jak to określa mara'kame (szaman) — jest „delikatny". Czy jest jednak święty dlatego, że jest delikatny? Na pewno nie. Chodzi tu chyba o pewną specyficzną delikatność. Trudno to wyrazić, ale czy nie jest tak, że wizje są dostosowane do człowieka, który spożywa pejotl? Być może owa delikatność wyraża się w tym, jak każdy poszczególny członek plemienia odbiera swoje przesłanie. Jest ono różnorodne, jedyne i niepowtarzalne dla każdego, a tym bardziej jest znaczące dla szamana, który jest odpowiedzialny za całe plemię.

„Wszystko to jest konieczne do zrozumienia, do pojęcia swojego życia. Musimy tak robić, gdyż w ten sposób możemy widzieć, co Tatewari wyprowadza dla nas ze swego serca. W ten sposób rozumie się wszystko, co Tatewari daje. Tak poznajemy to wszystko, kiedy znajdujemy własne życie, ale wielu nie zwraca na to uwagi. Dlatego nic nie wiedzą. Dlatego nic nie rozumieją. Trzeba być uważnym, aby zrozumieć to, co jest Ogniem i Słońcem. Dlatego siedzi się w ten sposób, by słuchać i widzieć, by rozumieć" (Pinchbeck).

Najważniejszym rytuałem, łączącym wyżej wspomniany kompleks są pejotlowe łowy — wyprawa tych którzy dobrowolnie ruszają do krainy, skąd wyszli Dawni Ludzie — miejsca "początku i stanu jedności — do Wirikuta. Doskonała analiza symboliki tej wyprawy, którą podaje autorka, wydaje się wskazywać, że Wirikuta jest postrzegana jak Raj, Eden — gdzie jednostka przekracza swój partykularyzm, ów pierwotny rozdział od tego, co można nazwać kosmiczną jednością, po to, by rozpłynąć się i doznać pierwotnego, zapomnianego stanu połączenia. Nie chodzi tylko o to, by zjednoczyli się ci, którzy uczestniczą w tej podróży. Choć następuje unifikacja ludzi, gdzie opozycje: mężczyzna — kobieta, starcy - dzieci, a nawet szaman — zwykli mieszkańcy, zostają zniesione, to ma to znacznie szerszy zasięg i dotyczy wszelkiej opozycji i biegunowości w świecie.

„Rośliny i zwierzęta stają się jedynie etykietami, konwencjami, czysto ludzkimi kategoriami myślenia. Różnice są iluzoryczne. Człowiek jest przyrodą, jest jej rozszerzeniem. Podobnie jak naturalny i nadnaturalny są tylko nazwami, które kryją podstawową tożsamość. Czyli ponadprzeciętny, podniosły konkret w postaci przeciwstawnych biegunów, uczestniczących w sobie nawzajem i łączących się, manifestuje ich zasadniczą ciągłość" (Myerhoff)

W kompleksie jeleń — kukurydza - pejotl, ten ostatni ma najważniejsze znaczenie. Jak pisze autorka, nie służy niczemu praktycznemu. Wizje są osobistymi doznaniami, o których nawet nie powinno się mówić innym. Zatem czemu służy spożywanie pejotlu przez Indian Huiczoli?

To zupełnie nieutylitarne doświadczenie, które nie przenosi się do życia codziennego, nie przyczynia się nawet do wzrostu solidarności społecznej, bo więzy jedności które łączą pielgrzymów podczas wędrówki, niekoniecznie są utrzymywane po powrocie. Wizje uzyskiwane nie mają też żadnego celu dydaktycznego czy utrwalającego religijność. Oddajmy głos autorce:

"Wizje pejotlowe zapewniają to, co jest osobiste, cudowne i jedyne w swoim rodzaju w życiu ludzkim, tę część religii, która nie ma nic wspólnego z podzielanymi z innymi uczuciami, moralnością, etyką czy dogmatem: to, co mieści się w obrębie religijnego doświadczenia, ale jest oddzielone od niego. W pewnych systemach filozoficznych takie doświadczenia są uważane za najwznioślejsze i najintensywniejsze doświadczenia duchowe dostępne człowiekowi. Jako takie są całkowicie przeciwstawne tym aspektom religii, które są zrytualizowane, mechaniczne i bezosobowe"(Myerhoff).

I jeszcze jeden znamienny cytat: „Pejotl nie jest ani doczesny, jak kukurydza, ani egzotyczny i ekscytujący, jak jeleń. Jest to samotna, ahistoryczna, aspołeczna, aseksualna, nieracjonalna domena, bez której człowiek nie jest kompletny, bez której życie jest mniej zajmujące" (Myerhoff)

Cóż na to powiedzieć? Czy można zaryzykować twierdzenie, że magiczne rośliny, wpływające na postrzeganie i świadomość człowieka, wywołują u niego mniej lub bardziej mistyczne stany?

Chyba to chce nam powiedzieć Daniel Pinchbeck, choć to nie jedyna teza w tej książce. Teraz wypadałoby powrócić do tematu referatu. Czym są tak naprawdę środki zmieniające świadomość? Czy są tylko przyczyną niezwykłych halucynacji, jak chce tego współczesna cywilizacja zachodnia, szkodliwym środkiem „mącącym" ludziom w głowach, a może „czymś dobrym" dla życiowych awanturników, nieprzystosowanych społecznie jednostek, które nie mieszczą się w ramach usystematyzowanych struktur społecznych? Może są dobre dla poetów i wszelkiej maści artystów, szukających natchnienia? Czym mogą być dla współczesnego człowieka w stechnicyzowanym świecie? Kolejną zabawką, „zakazanym owocem"… a może po prostu niczym? Takie pytania muszą się pojawić w tym kontekście.

Faktem jest, że spożywanie magicznych roślin wśród ludów pierwotnych jest silnie zrytualizowane. Jak pisze Barbara Myerhoff rytuał charakteryzuje się pewnego rodzaju „absurdalną sztywnością". Ta sztywność i regularność wynika z jego funkcji. Funkcją rytuału jest przedstawienie symboli w kontekście takim, że przeciwstawne znaczenia i sprzeczności w nich zawarte nie mogą stać się oczywiste: „Mechaniczna redundancja rytuału zapobiega spontanicznej i nawykowej reakcji osobistej, tym samym zapewnia, że symbole, którymi się posługuje, nie będą kontemplowane z pełną świadomością" (Myerhoff).

Co to oznacza? Wydaje mi się, że chodzi tu o pewne „opakowanie" przeżycia, tak, aby uczestnik był w jakiejś mierze bezpieczny w trakcie rytualnego spożywania „świętych roślin". Wszystkie zakazy i obostrzenia dotyczące każdej ceremonii, mają wytworzyć swego rodzaju możliwość zinternalizowania doświadczanych przeżyć, dostarczyć języka, w którym będzie możliwe przyswojenie sobie tego, co uczestnik doświadczył, a wszystko to w obrębie społecznego schematu. Cele społeczne są tu o tyle ważne, o ile trzeba przysposobić kandydata do takiej wyprawy, aby nie zakończyła się ona zburzeniem społecznych więzi. Natomiast samo doznanie jest już zupełnie odmiennym doświadczeniem, nie mającym, wydaje się, związku ze strukturą społeczną.

Jak się ma do tego zażywanie środków halucynogennych przez współczesnych „neofitów"?

Tu nie ma żadnego rytuału, bo dawno przestaliśmy być związani w taki sposób z naturą. Nie ma ani rytuału, ani tradycji, ani przewodnictwa „szamana". Jest za to pełna dowolność i podróż na własną odpowiedzialność. W zależności od tego, co skłania „delikwenta" do takich eksperymentów, mamy wielorakie opisy tego co doświadczyli. Wspomnę choćby tych najbardziej znanych: Witkacy, Huxley, McKenna, RAW, Watts, Leary, Wasson i wielu innych. Dla nich rośliny halucynogenne nie są „święte" — są drzwiami do własnej świadomości, do innej percepcji rzeczywistości, niezwykłych światów niedostępnych w codzienności. To zupełnie „świeckie" podejście. Co jednak chcą nam powiedzieć, oprócz tego, że jest to niezwykłe doświadczenie? Narodziło się z tych eksperymentów wiele teorii, na przykład taka, że ludzka samoświadomość i język powstał w wyniku spożywania przez pierwotne hordy ludzkie grzybów halucynogennych (Mc Kenna), czy tego samego autora „teoria" ingresji innowacji. Był też Timothy Leary ze swoją ideą przekazania LSD masom. Ale jak pisze Pinchbeck ten zamysł zawiódł na całej linii, bo: „W latach sześćdziesiątych dysponowano zbyt powierzchowną, zbyt niedokładną wiedzą na temat szamanizmu, aby odnieść sukces. Hippisi i dzieci kwiaty, znajdujący się pod wpływem kultury konsumpcyjnej, traktowali psychodeliki i duchowość jako nowe towary na rynku. Omamieni natychmiastowymi skutkami zażycia LSD, byli przekonani, że oświecenie można osiągnąć tanim kosztem i bez jakichkolwiek poświęceń. Tripując bez wsparcia ze strony doświadczonego szamana, dla samego odlotu, wielu z nich uległo temu, co Mazatekowie nazywają "cieniami umysłu" — negatywnej energii duchowej. Owe cienie umysłu, niczym niszczycielskie demony, uwięziły ich w mrocznych wymiarach urojeń."

Zaskakujące, bo w pejotlowych łowach szaman w sposób szczególny chroni tych, którzy pierwszy raz przybywają do Wirikuta przed złymi czarownikami. Może analogia nie jest tu zbyt ścisła, niemniej narzuca się tu to, że efektem doświadczeń pozazmysłowych może być też niebezpieczeństwo w postaci jakkolwiek rozumianej „utraty duszy".

Kolejnym aspektem tej sprawy jest „teoria spiskowa" systemu. Otóż nagłe zdelegalizowanie owych środków jest dla Pinchbecka czymś zastanawiającym. Może w okresie wielkiego boomu było to w jakiś sposób uzasadnione, jednak po czasie, kiedy dzieci kwiaty dorosły, hippisi przeszli transformację w yuppiesów, dalsze utrzymywanie embarga na te środki, nawet w badaniach naukowych wydaje się podejrzane. Tak pisze o tym: "(...) dostrzegam w tekstach i wypowiedziach McKenny śmiertelnie poważną, prawdziwie radykalną i rzeczywistą wizję: 'Przypuszczam, że psychodeliki pozostają nielegalne nie z racji tego, że komukolwiek przeszkadza wywoływanie przez nie stanów wizyjnych, ale ponieważ jest w nich coś, co każe poddać w wątpliwość wiarygodność samej rzeczywistości' — pisał McKenna — 'Ich deprogramujące działanie polega na ukazywaniu, że tuż obok naszego świata znajduje się rzeczywistość rządzona zupełnie odmienną dynamiką. Myślę, że tak naprawdę są one katalizatorami herezji intelektualnych".

Czy są jakieś podstawy, aby tak twierdzić? Przeprowadźmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że środki te stają się legalne. Mało tego, stają się wręcz wskazane! Co tydzień każda podstawowa komórka społeczna (czyt. rodzina) zbiera się w salonie i zażywa, powiedzmy grzyby psylocybinowe, a następnie włącza telewizor i za sprawą „publicznego szamana" zostaje oficjalnie wprowadzona do innych światów! Jaki skutek społeczny miałyby tego rodzaju praktyki? Trudno to przewidzieć, jednak wydaje się, że szybko wytworzyłoby się „podziemie" niepokornych, którzy nie chcieliby takiego „publicznego oświecenia". Gdyby nawet były legalne, kto byłby w stanie zapewnić kogokolwiek o jego bezpieczeństwie, jeśli nawet nie wiemy co one dla nas znaczą? Czy w ogóle można za ich pomocą cokolwiek osiągnąć? Nie należy dziwić się systemowi (pojętemu tutaj globalnie), że zabrania środków, które nie wiadomo do czego tak naprawdę nas prowadzą. Co innego badania naukowe. Ale nie jest to kwestią mojej pracy. Zostawmy teorię spiskową. Podejrzewam, że pozostanie tylko „teorią" i doprowadzi nas donikąd.

BIBLIOGRAFIA:
1. Smutek tropików, C. Levy- Strauss, tłum. A. Steinsberg, Warszawa 1960.
2. Pejotlowe łowy, B. Myerhoff, tłum. A. Szyjewski, Kraków 1997.
3. Przełamując umysł, D. Pinchbeck, tłum. M. Lorenc, Warszawa 2010.
4. Pokarm bogów, T. Mc Kenna, tłum. D. Misiuna, Warszawa 2007.


1 2 

 Zobacz także te strony:
O marihuanie
Neandertalskie chabry. O religii, pożądaniu i narkotykach
A jak amfetamina (dla przyjaciół feta, białko czy speed)
Palenie
Być sobą czyli o problemach alkoholików
Grzech Młodego Chemika czyli podpalacze vs dopalacze
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Możliwe, że życie zaczęło się w lodzie
Dogmatyczna islamofilia zachodnich islamologów

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (5)..   


« Narkotyki   (Publikacja: 29-09-2010 Ostatnia zmiana: 04-03-2012)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Joanna Łabuzek
Księgowa, studiuje zaocznie filozofię na Uniwersytecie Gdańskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 638 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365