Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.015.017 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Nie wierzymy mediom. Media "zakręcają się na prawo". Prezenterzy i dziennikarze widocznie mają jeszcze usta pełne wadowickich kremówek, dlatego nie stać ich na obiektywizm i prawdę."
 Światopogląd » Racjonalizm

Subiektywna polemika z subiektywnym idealizmem [3]
Autor tekstu:

W tym czasie w mieszkaniu panuje półmrok… Jest duszno i gorąco… Czuć wilgoć i słodko-kwaśny zapach sfermentowanych fekaliów. Nikt tutaj się nie myje, nie sprząta, nie otwiera okien… Na podłodze leżą brudne naczynia sprzed kilku dni, z kawałkami czegoś-tam z mikrofali. Na meblach szklanki z płynami pokrytymi gęstym śluzem i kożuchami zielonkawej pleśni. Brudna pościel. Nie ma gdzie usiąść. I w zlewie, i w zmywarce także nie ma miejsca… Nikt nie wyrzuca śmieci i reklamówki z gnijącymi resztami stoją obok kaloryfera…

Kobieta wciąż jeszcze wstaje, by raz, dwa razy dziennie podać dziecku brudny sutek. Lecz maluszek płacze – boli go, kiedy zaczyna ssać. Jest tak malutki, że nie wie, co właściwie go boli, nie pokaże rączką, lecz boli bardzo – i dlatego płacze… Mimo to ssie mocno i zapalczywie… Napuchnięte oczy są pełne łez… Odgłosy ssania… Pauza ciszy… Przebłysk mlecznego uśmiechu na małych ustach… Zostaje oderwany i brutalnie, z odrazą ciśnięty w głąb brudnej, wilgotnej pościeli swego łóżeczka… Płacze… Przez chwilę ręka matki unosi się otwartą dłonią wysoko ponad głowę… Nie słychać uderzenia… Palce opadają i zaciskają się na twarzy dziecka, kilkakrotnie, mocno wciskają mają główkę w poduszkę… Zamknij się w końcu! Niemowlak ma nienaturalnie szeroko otwarte oczy, przewraca źrenicami… Na poduszce ślady wymiocin… Cisza… Półmrok… Kobieta wraca do łóżka…

Miną jeszcze dwa dni, zanim przestanie wstawać z łóżka… Będzie leżeć, ślinić się, robić pod siebie i majaczyć… Wraz z nadejściem objawów psychotycznych świat zamknie się w jej umyśle, a pokój, dziecko i płacz staną się iluzją, jak marny, niewyraźny, zamglony sen, któremu nie warto poświęcać uwagi…

Lecz może ktoś zadzwoni do drzwi… Może sąsiad, który wraca z mszy i zastanowi się, czemu ciągle słyszy płacz dziecka i jeżeli nie teraz, to wieczorem, albo jutro z samego rana, przed wyjściem do pracy, spróbuje się czegoś dowiedzieć. Może nawet nie odejdzie od drzwi po kilku dzwonkach, tylko pogada z sąsiadką z naprzeciwka, i może jeszcze z kimś obok i wspólnie wezwą policję… Może dziś wieczorem przyjedzie psiapsiółka zobaczyć dzidziusia? Może ojciec dziecka zaniepokojony zerwanym kontaktem wróci z Anglii…  Może tym razem nikt nie pomyśli, że to nie jego sprawa… Może dobrzy ludzie nie pozostaną bierni…

Lecz teraz dziecko płacze… Jest zbyt małe, by wiedzieć czemu boli, co boli, dlaczego jest samo i czemu tak bardzo chce żyć… Ma odparzone pachwiny od ciągłego leżenia w moczu i kale oraz obtarcia naskórka od pieluszek wokół talii… Skóra piecze niemiłosiernie, obtarcia krwawią… Jest brudne, osłabione i odwodnione, za kilkanaście godzin jakiś szczep gronkowca, paciorkowca, czy coli zakazi rany, wtedy przyjdzie gorączka i stopniowo będzie płakać coraz rzadziej i coraz ciszej. I ciszej… A potem zaśnie… I pewnie jeszcze raz się obudzi, będzie przez chwile nasłuchiwać, z uwagą, czekać na matczyne ręce, bo przecież innych nie zna… A kiedy usłyszy jedynie tykanie zegara to może jeszcze zapłacze cichutko, próbując zwrócić uwagę mamy, a potem zaśnie… I wtedy sen przyniesie ukojenie. Twarz stanie się spokojniejsza, ból przestanie doskwierać, szybkie tętno stanie się wolne, wolne oddechy okażą się zbędne… Jeszcze ostatni wdech i długie westchnienie… Rysy twarzy wygładzą się, napięte mięśnie rozluźnią, sińce zbledną, skóra zrobi się papierowa, usta zsinieją, a buzia rozpromieni się błogością i spokojem… A niedokrwienie kory wzrokowej sprawi, że po raz pierwszy od wielu, wielu dni zobaczy światło…

VIII

Pamiętam pewną akcję ratunkową w kopalni. Miejsce, w którym siedziałem, nazywa się bazą. Naprzeciwko mnie siedział kierownik bazy i kierownik akcji na dole. Wokół krzątały się zastępy ratownicze. Kilkaset metrów od nas zalało jeden z chodników i górnicy rozbierali uszkodzoną tamę, a potem stawiali nową. Kiedy rozebrali starą tamę różnica temperatur i wilgoć sprawiły, że wokół nas pojawiła się mgła. Była bardzo gęsta i brudna, a gdy osiadała, pozostawiała na skórze brudne ślady kropel. Zrobiło się ciemno i przez chwilę nie można było nic dostrzec na wyciągnięcie ręki. Od rozebranej tamy wracał zastęp i przez krótką, cudowną chwilę widziałem jak powoli, kiwając się na boki i przecinając, suną ku nam snopy światełek górniczych lampek. I nie było widać nic innego – tylko obce jak istoty z innej planety, lekko rozproszone, monochromatyczne, szare światło szperaczy zawieszone we mgle i w mroku…

IX

Trzask wyłamywanego zamka w drzwiach, policja, straż pożarna. Snopy świateł latarek w mroku. Nawoływania… Cisza… Wchodzę z latarką i widzę taniec jasnych plam na podłodze, na ścianach, na meblach. Nawoływania… Cisza…

Dziecinne łóżeczko! Mała główka ledwo przechyla się w moim kierunku, małe oczka patrzą nieprzytomnie w snop światła mojej latarki. Coś we mnie pęka i świat staje się nieważny… Dotykam dziecka – jest jak piec – wezwijcie eNkę! Słyszę, jak strażak z boku mówi, że jest matka – co z nią? Żyje? To poczeka! Wyrzucam kocyk z łóżeczka i uderza we mnie fetor nad którym nie chcę się zastanawiać. Ktoś zapala światło i widzę, jak twarz dziecka się krzywi – to dobrze! To bardzo dobrze!

Pochylam się, próbuję zliczyć oddechy, nie mogę wymacać tętnicy ramiennej. Centralizacja krążenia? Może tylko nie mogę jej znaleźć… Łapię za słuchawki i przykładam do mostka, patrzę na zegarek – 92 – wezwaliście eNkę? Jeden z ratowników podaje termometr — 40,7 na błonie bębenkowej – kiedy przyjedzie eNka? Naciągnij Relkę! Tak, piątkę! Chyba że mamy Luminal (słowo daję, że kiedyś nauczę się w końcu co mamy w ambulansie). Dotykam głowy, szyi, żeber, nóżek, rączek. Nie czuję złamań. Patrzę na skórę; sińce w różnych stadiach gojenia… Potem moje oczy chwytają dwa małe, okrągłe ślady jakby po oparzeniach… Wrzask w mojej głowie! Ktoś gasił na nim papierosy! Zamykam na chwilę oczy, zaciskam zęby (czy można to robić jeszcze bardziej?), czasem tak trudno jest udawać, że jest się profesjonalistą… Szukam dalej — jakaś wysypka, ale na szczęście nie jak wybroczyny w sepsie… Na rączkach i stópkach nie widzę naczyń — gdzie mam się wkłuć? Z trudnością ściągam pieluszkę – w jej obrysie widzę jedną, wielką ranę… Podnoszę głowę i patrzę na ratownika obok – gdzie łazienka? Idziemy pod prysznic!

Kiedy przyjeżdża ambulans „N” maleństwo jest stabilne, zabezpieczone przed drgawkami, czyste, schłodzone i opatrzone. Trzymam je przebrane i zawinięte w jedyny czysty ręcznik, jaki udało nam się znaleźć… Śpi… A z maleńkiej nóżki sterczy wbita pod kątem prostym gruba igła, do której powolutku kapie sól. A kiedy ją wbijałem dziecko zaczęło płakać – to dobrze! To bardzo dobrze!

Przekazuję dziecko i robię kilka głębokich wdechów… Jutro podjadę na neonatologię i podpytam co i jak… Teraz muszę wyrównać oddech… Dobra… Idziemy do matki…

X

Lidia Beata BarejJak mam reagować, kiedy słyszę o solipsyzmie? No jak? W solipsyzmie odnalazłem tylko samotność i cierpienie… Bycie solipsystą, to jak bycie kulturystą teoretykiem, jak bycie trenerem – wymaga się od innych tego, czego samemu się nie umie… Bo albo się jest solipsystą teoretycznym – i wtedy solipsyzm jest nieudanym eksperymentem myślowym, albo jest się solipsystą hipokrytą – i wtedy jest się oszustem, albo jest się martwym solipsystą – bo jak długo można żyć, kiedy świat dookoła jest iluzją i tak naprawdę nie istnieje. Po co wtedy jeść, po co pić, skoro jedzenie i picie nie istnieje? A po co się myć? Po co dbać o zdrowie? Po co kochać? Przecież nie istnieje obiekt uczuć – to tylko iluzja. Podobnie jak dzieci solipsysty, jak ciało solipsysty, jak mózg solipsysty… A więc, czy solipsysta myśli? Czym myśli solipsysta? W klasycznym ujęciu solipsyzmu, nie tylko rzeczywistość nie istnieje, lecz nie istnieje nawet cholerny Matrix!

Więc z prawdziwym solipsyzmem (rzekłbym „stosowanym”) można się spotkać tylko wtedy, gdy jest on objawem choroby. I to na krótko! Zaryzykowałbym twierdzenie, że sam akt wyboru solipsyzmu, jako drogi życiowej jest już oznaką choroby i powinien być stanowczo diagnozowany, jeżeli wręcz nie leczony.

Liberał tutaj powiedziałby, że każdy może dokonać takiego wyboru, jakiego zechce i ma prawo się zabić w dowolny sposób, nawet poprzez życie zgodnie z samobójczym systemem filozoficznym. To jego niezbywalne prawo!

Ale jak to jest, że kiedy wyleczymy ostrą fazę depresji u samobójcy, to wtedy przestaje on chcieć się zabić? A co z problemem samobójstwa rozszerzonego? Czy kiedy Magda Goebbels zabiła swoje dzieci — Helgę (12 lat), Hildegardę (11 lat), Helmuta (9 lat), Hedwigę (8 lat), Holdinę (7 lat) i Heidruna (4 lata), a potem popełniła samobójstwo, to dokonała morderstwa, zabójstwa w stanie niepoczytalności, czy rozszerzonego samobójstwa? Czy świat poza bunkrem dla tych dzieci nie istniał? Czy rzeczywistość czy przyszłość była iluzją? A może one same były iluzją? A może były czemuś winne?

Czy zatem solipsyzm nie jest objawem choroby? Czy wszelkiej maści solipsyści nadal głosiliby swoje poglądy, gdyby ich po prostu wyleczyć?

Kiedy podniosłem ten problem na forum, otrzymałem tylko jedną odpowiedź: brzmiała ona „bez komentarza”. Ciekawe dlaczego? No chyba, żeby przyjąć, że idee prowadzące do solipsyzmu to tylko nieudany eksperyment myślowy, fałszywie opisujący świat, że to nie nauka, że nie filozofia. Albo że filozofowie propagujący te idee, to banda hipokrytów… I wtedy rzeczywiście: „bez komentarza”…

No więc, jak mam reagować, kiedy słyszę o solipsyzmie? No jak, kiedy czytam, że to solidna, uczciwa filozofia i pytania z którymi zmagamy się do dziś?

Nie upieram się wcale, gdyż są od tego specjaliści, lecz może na taką filozofię jednak najlepszy będzie Haloperydol 2-5mg trzy razy dziennie (lub jego nowszy odpowiednik), Hydroksyzyna 10-30mg trzy razy dziennie i konieczne jakiś lek przeciwdepresyjny (Aurox, Zoloft, bądź inne preparaty zwrotnego wychwytu serotoniny)!

XI


1 2 3 4 5 6 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kiedy człowiek miał okazję popełnić grzech pierworodny?
Katolickie wybory moralne

 Zobacz komentarze (92)..   


« Racjonalizm   (Publikacja: 05-07-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Abadonna
Lekarz, specjalista medycyny ratunkowej, oraz pracownik naukowy.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6656 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365