|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Religijność po białorusku [1] Autor tekstu: Krystyna Kukucka
Nie wszyscy sobie zdają sprawę, że kościół w Polsce
był w latach 1944-90 zdecydowanie na pozycji uprzywilejowanej w stosunku do
kościołów w innych krajach bloku wschodniego. Mimo narzekań (jakie to polskie)
nie tylko nikt kościołów nie zamykał, ale w tysiącach budowano nowe. Rozrastały
się też klasztory i seminaria duchowne. Religia nie była u nas dobrem niedostępnym. Zupełnie inaczej było na terenach Białorusi. Tu wprawdzie
praktyki religijne nie były oficjalnie zabronione i zakazane, jednak
uczestniczenie w nich mogło narazić na nieprzyjemności nawet przeciętnego,
zwykłego człowieka. Wiele kościołów i cerkwi zamieniono na magazyny, hale
fabryczne lub zwyczajnie wysadzono w powietrze. Widziałam ruiny wysadzonej w 1961r w powietrze cerkwi i kościoły, w których do niedawna były hale fabryczne i magazyny środków chemicznych...
Rok 1991 oznacza dla Białorusinów nie tylko własne,
niezależne państwo. To nawrót religijności. Religia nagle staje się dobrem
pożądanym i nieznanym. Symbolem wolności. Wolności wyboru. Kraj nagle stał się
niejako „ziemią obiecaną" dla różnego rodzaju religii i sekt. Nie tylko
prawosławia i katolicyzmu. Różnego rodzaju sekt z całego niemal świata.
Oficjalnie utrzymują się z ofiar . Państwo do ich działalności nie dopłaca, ale i nie utrudnia. Na rzecz organizacji religijnych przekazywane są różne obiekty — głównie zabrane kiedyś obiekty sakralne, ale blaszany barak przekazany z przeznaczeniem na kaplicę też widziałam. Sprzedawana jest ziemia, ale bez
szaleństw. Normalnie, po obowiązujących cenach, nie za przysłowiowy grosz i nie o obszarze pół miasta...
Masowo budowane są cerkwie, kościoły, klasztory, domy
modlitw i spotkań, a nawet meczety. Zwłaszcza w małych miejscowościach cerkiew i kościół stawiane są naprzeciw siebie, po przeciwnych stronach tego samego
placu. Zgoda — znakiem czasów? Nie wiem. Co ciekawe — budowane często z funduszy
otrzymanych zza granicy. Państwo na to pozwala. Czy słusznie? I tak i nie. Dla
wielu jest to symbol wolności i demokracji. Zostaje drobne ale...Nie mnie jednak o tym sądzić...
W cerkwiach i kościołach tłoku nie zastałam.
Przeważają ludzie starsi. Do sekt, które dla wielu są symbolem czegoś nowego i nowoczesnego ciągnie podobno sporo młodzieży . I to wykształconej, miejskiej.
Czego Tam szukają? Mogę tylko przypuszczać. Czy pozostaną tam na długo? Nie
sądzę. Mimo wszystko za wiele w nich przywiązania do tradycji. Lokalnej
tradycji. A ta, przykładowo u mormonów uczących angielskiego, jest zupełnie
odmienna...
Społeczeństwo — nawet to religijne i praktykujące
bardzo dokładnie patrzy duchownym na ręce. Obserwuje, krytykuje. Wytyka
zachłanność i postępowanie niezgodne z głoszonymi zasadami.. Jadąc autobusem z Litwy przez Białoruś byłam świadkiem rozmowy, jaka się na ten temat wywiązała.
Oj, dostało się, dostało po równo i duchownym prawosławnym i katolickim.
Prawosławnym — za zachłanność. Katolickim dodatkowo jeszcze za „rozwiązłe
życie", niezgodne z zasadą celibatu. A więc nic nowego pod słońcem. Dla
katolickich księży z Polski Białoruś to miejsce, w którym w pewnych sprawach
muszą szczególnie się pilnować. I w większości pilnują się. Nawykli do
skromnego, oszczędnego życia Białorusini nadmiernego przepychu i rozrzutności by
im nie wybaczyli.
W 380 tysięcznym Witebsku, który jest stolicą
katolickiej diecezji czynne są 4 parafie katolickie, skupiające 400 -500 rodzin
każda,( a więc bez rewelacji) 8 cerkwi prawosławnych, molenna staroobrzędowców,
kaplica grekokatolicka, domy modlitwy adwentystów dnia siódmego, baptystów,
zielonoświątkowców. W sumie kilkanaście różnych wspólnot wyznaniowych. Na
ulicach, podobnie jak w Polsce „polują" Świadkowie Jehowy, wręczając wydane po
białorusku swoje gazetki. Na normalnym osiedlu — blokowisku w dziesięciopiętrowym bloku, na ósmym piętrze, w normalnym mieszkaniu mieści się
kuria, a na siódmym — mieszka biskup. Byłam zarówno w Kurii jak i w urządzonym
ze smakiem, ale bez przepychu mieszkaniu biskupa (Polaka, absolwenta seminarium
we Włocławku), który nie czuje się wcale pokrzywdzony, że musi jeździć windą z innymi mieszkańcami. Uważa to za normalne i pewnie głupio by się czuł
odizolowany w pałacu...
W Pińsku, w małym, drewnianym domku , otoczonym ogródkiem
mieszka kardynał- senior Kazimierz Świątek. Sam zajmuje się kwiatami, a o domku,
który jest naprawdę skromny mówi „Przecież mi jednemu nic więcej nie potrzeba". A więc można. Inni duchowni nie zawsze biorą z nich przykład.
Kościoły i związki wyznaniowe prowadzą często
różnorodną działalność. O przedstawicielach amerykańskich sekt, uczących języka
angielskiego już wspominałam. W Postawach, przy plebanii katolickiej, istnieje coś
na kształt schroniska turystycznego. Mieszkałam tam, a im wcale nie
przeszkadzało, że goszczą u siebie osobę niewierzącą. Wieczorne rozmowy „o
wszystkim" też były ciekawe. Normalni ludzie, wykonujący swój zawód. Zawód, nie
powołanie, ani żadne wzniosłości...
W Mińsku, w podziemiach położonego w samym centrum
„Czerwonego Kościoła" znajduje się sala widowiskowa na 300 miejsc, biblioteka,
sale prób ośmiu chórów (w tym trzech polskich ,"cywilnych", wcale nie kościelnych).
Przed kościołem — plac zabaw dla dzieci, z huśtawkami, zjazdami, kratką do
wspinania. Ani śladu po tym, że budynek do niedawna był magazynem środków
chemicznych.
W wiejskich parafiach handluje się miodem, ziołami.
Klasztory prawosławne to miejsca szczególne.
Przeciętnego człowieka przeraża reguła, obejmująca nierzadko milczenie, a przede
wszystkim prawie 200 dni ścisłego postu. Ciężka praca też jest niemal normą.
Forma umartwienia rodem niemal ze średniowiecza. Ale o dziwo — nowe klasztory
powstają. Niektóre zajmują się rzeczami bardzo dziwnymi. Do takich należy
prawosławny klasztor w Chmielewie, niedaleko Brześcia. Powstał w 2000 roku.
Wcześniej znajdowała się tu pustelnia. Przeor, ojciec Serafin jest egzorcystą.
Egzorcystami mają też być zakonnicy. A jest ich 18. Żyją we wspólnocie,
ale oddzielnie. W murowanych, krytych czerwoną dachówką domkach, wzniesionych w dodatku własnymi rękami. Tylko do budowy pierwszych sprowadzili podobno dwóch
specjalistów, którzy nauczyli ich zasad murarki i budownictwa. Dalej już
(podobno) poszło łatwo. Ci, co się nauczyli, uczyli następnych i uczyć będą
kolejnych. Większość prac wykonywano bez pomocy maszyn i mechanizacji, siłą
własnych mięśni i pomysłowości. Traktowali to jako swego rodzaju pokutę...
Zostać mnichem nie jest łatwo. Szeroko pojęty nowicjat trwa
tu 6 lat. Pierwsze trzy wprawić mają zarówno do obowiązków religijnych jak i pokory i posłuszeństwa, wykonywania najbardziej niewdzięcznych zadań. Kandydat
ma zapomnieć kim był. Stawać się elementem wspólnoty. Posłusznym i bezwolnym.
Następne trzy — wyższy etap wtajemniczenia- wiąże się ze stopniowym wrastaniem
we wspólnotę. Przez cały czas nowicjusz jest bacznie obserwowany. Dopiero po tym
okresie przełożony decyduje o dopuszczeniu kandydata do święceń. Dzień mnicha
też wydaje się mało interesujący. Godzina 6-pobudka. Po niej modlitwa a później
zajęcia. W specjalnym grafiku rozpisano, co kto tego dnia ma robić. A zajęć nie
brakuje. Klasztor jest w ciągłej rozbudowie. Budowane są nowe domki. Do tego
dochodzi praca we własnej pasiece, ogrodzie, gospodarstwie rolnym. Dzięki temu
klasztor jest samowystarczalny żywnościowo. Około południa mnisi zbierają się na
obiad. Po obiedzie znów praca, godzina odpoczynku. Kolacja. O 9 wieczorem
modlitwa i po niej, o 11 w nocy można iść spać. I tak ciągle. Bez zmian i przerwy.
Nie komentuję czyichś wyborów. Zastanawia mnie jedno — co
naprawdę pchnęło zdrowych i w większości młodych mężczyzn do takiego wyboru? Dla
ilu jest to rzeczywiście droga wybrana samodzielnie i świadomie, dla ilu -
kolejny przystanek? To pytanie zostaje jednak bez odpowiedzi.
W pobliżu Nowogródka, w miejscowości Łowczyca, na
terenie tatarskiego cmentarza znajduje się meczet i grób muzułmańskiego świętego
Kontusa. To miejsce, z którym wiąże się piękna tatarska legenda. Łowczyca jest
dla muzułmanów białoruską Mekką, celem pielgrzymek,. Społeczność tatarska nie
jest na tym terenie taka znów nieliczna...
Na obrosłym wszelkimi legendami
Polesiu, religia chrześcijańska miesza się z reliktami wierzeń
przedchrześcijańskich, przesądami. Tu zawsze prawda historyczna mieszała się z bajką, chrześcijaństwo z pogaństwem i trwa to właściwie do dziś.. Na
przydrożnych krzyżach i krzyżach cmentarnych spotyka się zawieszone haftowane
ręczniki, fartuszki, kolorowe wstążki i skrawki barwnych materiałów. To nie
swoista ozdoba. To żywa i aktywna pozostałość pogańszczyzny. Dary dla duchów
opiekuńczych dróg, pól i domostw, aby zapewnić sobie ich przychylność.
Chrześcijańska forma „przekupstwa" świętych, mająca spowodować, że modlitwy będą
wysłuchane. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek?
Badania Góry Zamkowej w Turowie
prowadzono też bardzo ostrożnie. Ślady znajdującego się cmentarzyska
przedchrześcijańskiego obfotografowano, opisano i...zasypano z powrotem. Czyżby
zadziałał irracjonalny strach przed spełnieniem się legendy mówiącej, że
zakłócanie spokoju zmarłym tam pochowanym spowoduje uwolnienie się „zarazy" od
której wymrą mieszkańcy?
Turów, stolica potężnego kiedyś
Księstwa Turowskiego i siedziba prawosławnej diecezji, to na mapie wierzeń i obyczajów miejsce szczególne. Ponoć nad miejscowością ukazuje się na niebie
świetlisty krzyż . Widzieć go mogą tylko wybrani...Nie należę do wybranych.
Turów prowadzi chyba pod
względem legend związanych z prawosławiem. Nawet charakterystyczne Turowskie
kamienne krzyże przypłynęły podobno same w XII wieku rzekami z Kijowa. Rzecz w tym, że musiałyby płynąć najpierw Dnieprem a później Prypecią pod prąd!
Technicznie niemożliwe? W legendzie wszystko jest możliwe, a Turowianie (i nie
tylko) święcie wierzą, że tak właśnie było.
Kolejna legenda wiąże
wydarzenia obecne z żyjącym w latach 1120-1170 mnichem i kucharzem biskupim
Marcinem Turowskim. Umierając powiedział podobno „Grób mój utracicie, a ja po
wiekach wam go pokażę i służyć będę". Na cmentarzu, na lekkim zboczu zaczął się w 2003 roku podobno wyłaniać z ziemi, „rosnąć", XII wieczny kamienny krzyż.
Połączono to z legendą, okrzyknięto spełnieniem cudu...Widziałam i krzyż
(właściwie płasko położony kamienny krzyżyk około 40 x 40cm wielkości) i samo
miejsce, do którego wędrują całe pielgrzymki. Widziałam i wydeptaną ziemię i kolana wiernych, bo wielu z nich obchodzi w koło całe miejsce na kolanach,
dotykając równocześnie krzyża. Rośnie. Przy takiej liczbie przesuwających się na
kolanach wiernych — będzie rosnąć! To jest pewne!
1 2 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 12-08-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6730 |
|