|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Wybrać pałkę, czy pióro? Rzecz o książce Marcina Kruka Autor tekstu: Oskar Wiśniewski
Książka pt.
„Człowiek zajęty niesłychanie" autorstwa Marcina Kruka reklamowana jest jako
„mini powieść kryminalna, bardzo ateistyczna". Bez wątpienia jest tam i kryminał, i ateizm. Myślę jednak, że lepiej oddawała by treść książki inna
sentencja, mówiąca o tym, że powieść jest bardzo kryminalna, a zaraz później
ateistyczna. Bo oto od początku mamy wyeksponowane tak „ukochane" przez nas,
ateistów, zachowanie kleru: nagłaśnianie każdego problemu tak długo, aż nabierze
rangę poważnego przestępstwa, czy wręcz zbrodni. I trzeba przyznać, że nawet
szeregowym (bądź co bądź proboszcz nie jest jakimś wielkim hierarchą) księżom
się to udaje. Książka znakomicie oddaje ten klimat. Atmosfera duszna, prawie jak u Kafki. Uporczywe rozdrapywanie błahego problemu, jakim było przybicie do drzwi
kościoła NMP w Janowiepawłowie Małym „Tez Gimnazjalnego Koła Badaczy Owadzich
Nogów" doprowadziło do szeregu oszczerstw, wzajemnych podejrzeń, wreszcie do
zachowań znanych z XVI- wiecznej Wittenbergi- protestu w reakcji na zepsucie
obyczajów wśród duchownych. Ale tym razem przywódcą buntu nie jest uczony mnich
augustianin, tylko uczeń miejscowego gimnazjum.
Osadzenie akcji powieści w realiach małomiasteczkowych jest tak różne od dotychczasowych wątków
ateistycznych w literaturze. Pokazuje świat tak odmienny od tego, do którego
zostaliśmy przyzwyczajeni — topos ateisty, szczęśliwego tylko z tego powodu, że
ateizmem, może nadmiernie, epatuje wokół. Nie mamy w tej książce zapracowanych
ludzi, którzy stracili wiarę w pogoni za sukcesem, nie mamy rozpieszczonej
młodzieży, której wszystko wolno. Autor daje nam coś innego, coś co wydaje się
prawdziwsze. Zapoznając się z działaniami i przekonaniami uczniów i ich rodziców
oraz pracowników szkoły przychodzi nam na myśl: „to się mogło naprawdę
wydarzyć!". Oni walczą słowami, ale też swoją aktywnością. Nie ma miejsca na
brak krytycyzmu.
Argumenty uczniów są
zadziwiająco proste. Brak tutaj pytań o kwestie ostateczne, wzniosłe czy
patetyczne; mamy do czynienia z przekazami nieskomplikowanymi, ale spójnymi i logicznymi. Pojawiają się pytania o łączenie kreacjonizmu z ewolucjonizmem, o rolę Kościoła instytucjonalnego w życiu ludzi, o etykę zachowań kleru. Młodzież
jest świadoma tego, że w pojedynkę niewiele może zdziałać. Mało tego — jest
doskonale zorientowana w swojej sytuacji: są oni, na tle miasteczka,
ewenementem. Teoretycznie nie mają prawa normalnie funkcjonować. Doświadczają
przemocy psychicznej i fizycznej ze strony miejscowego proboszcza — nauczyciela
religii, spotykają się z ostracyzmem w środowisku rówieśników i dorosłych,
trafiają na opór i upór świeckich instytucji w ich sprawie. Ilu dorosłych
zaniechałoby działań w takiej sytuacji! Gimnazjaliści mieli jednak w sobie
ogromny zapał nie tylko do słów, ale i do czynów. Na swej drodze spotkali osoby,
które może nie tyle ułatwiały spełnianie ich postulatów, jak nie przeszkadzały w ich realizacji (np.dyrektor szkoły).
Skąd my to znamy? Nie raz, nie
dwa spotkałem się z takim zachowaniem władz różnych szkół. Oficjalnie
nagłaśniały wszelkie święta bogoojczyźniane, a „po cichu" krytykowały nadmierną
ingerencję Kościoła w świeckie szkolnictwo publiczne. Kwestia wiarygodności
takich osób jest, rzecz jasna, dyskusyjna, ale to nie jest miejsce na rozwijanie
tego wątku. Faktem jest jednak to, że takie zjawisko ma miejsce. Inną grupą
były te osoby, które jawnie wspierały uczniów- jako przykłady można tu podać
rodziców niektórych z nich, czy też nauczycielkę języka polskiego- panią
Piasecką. Nie traktują oni spraw religii jako jakiegoś niezrozumiałego tabu, z pełną odpowiedzialnością wypowiadają swoje słowa krytyki. Rodzice dzielą się na
takich, którzy stanowczo odmawiają udzielenia zgody dotyczącej nieuczęszczania
dzieci na lekcje religii katolickiej, bo „po prostu tak wypada", oraz na innych,
którzy pozostawiają swoim pociechom wolny wybór- jeżeli według prawa możesz
podjąć decyzję o współżyciu seksualnym, to dlaczego nie możesz decydować o swojej wierze, mimo, iż reguluje to Konstytucja. Są też nauczyciele, którzy
zachęcają do poszukiwania, do ciągłego doskonalenia swoich umiejętności- vide:
biolog Leszczyński.
Wreszcie o samych bohaterach-
przyszłych apostatach, spośród których nie sposób wyróżnić tego jedynego, który
byłby postacią pierwszoplanową. Potraktuję więc ich jako ogół, gdyż w sprawach
światopoglądowych zbytnio się nie różnili. Zaangażowali się w walkę o uświecczenie szkoły i jest to dla nich wystarczająca motywacja. Reprezentant
kościelny, chcąc zatrzymać kilka dusz, posuwa się do metod całkowicie już
irracjonalnych, przynoszących skutki odwrotne od zamierzonych. Młodzież po
prostu wie, że żeby było lepiej, to koniecznie trzeba coś zmienić. Nie do
przyjęcia jest dla nich konformistyczna postawa, wymuszone żeglowanie z wiatrem w stronę bezwzględnego posłuszeństwa wobec Kościoła. Inspiracją do ich działań
jest wystąpienie Lutra, a ich rezultatem to samo, co miało miejsce kilka wieków
temu, choć mniej drastyczne, ledwie lokalne, czy nawet kilkuosobowe -
dokonywanie „rozwodu z Kościołem", składanie aktów apostazji. Sami
zainteresowani nie wiedzą, czemu ich czyn wzbudza takie reakcje środowiska,
jednak nie przejmują się tym. Przeciwnie- chcą sprawę jak najbardziej nagłośnić
społecznie i medialnie. „Buntuję się, więc jesteśmy", używając słów Camusa.
Przeciwstawiają się „chrześcijańskim wartościom", reprezentowanym przez księdza,
burmistrza, kuratorium i prokuraturę.
Książka jest warta uwagi
wszystkich. Jeżeli nie jest wystarczającym powodem to, że to pierwsza tego typu
powieść, która ukazała się w naszym kraju, to sięgnijcie po nią dlatego, że jest
to spora dawka owoców lekkiego pióra. Autor, mając w pamięci niedawne czasy
swojej edukacji świetnie odwzorowuje wydarzenia, które potencjalnie mogły się
wydarzyć naprawdę. Nadgorliwi księża (chociaż pewnie niewielu z nich zajrzy do
tej pozycji) znajdą tutaj przestrogę. Młodzież szkolna może swego rodzaju
motywację i inspirację do czynów, które są ciągle w fazie planów, nieustannie
odwlekane. Rodzice przekonają się, że nie istnieje wybór tylko między metodami
„kija i marchewki" oraz „bicza posłuszeństwa". Zakończenie, którego, rzecz
jasna, nie zdradzę uświadamia nam, że nie zawsze widzimy pomoc, udzielaną nam
przez innych ludzi, pozornie obojętnych. Uświadamiamy sobie, że warto działać,
myśląc o tym, iż uda nam się osiągnąć zamierzony cel. Nie na wszystko należy się
bezkrytycznie godzić.
Marcin Kruk, Człowiek zajęty niesłychanie, s.128, wydawnictwo Racjonalista.pl, Wrocław 2009 (Książkę Marcina Kruka można nabyć w księgarni „Racjonalisty")
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 05-10-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6838 |
|