|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu
Przez jelita do serca – bakterie i miłość Autor tekstu: Oskar Wiśniewski
Mikrobiom ludzki, a więc ogół mikroorganizmów zasiedlających
różne nisze ekologiczne w naszym organizmie, jest od jakiegoś czasu tematem
niezwykle modnym i medialnym w naukach biologicznych. Uwaga naukowców skupiona
jest szczególnie na florze bakteryjnej naszych jelit; już dawno temu
(kilkadziesiąt lat w naukach przyrodniczych to wieczność) próbowano dowieść, że
zachwianie homeostazy rządzącej tym narządem prowadzi do szeregu chorób -
zespołu jelita drażliwego czy otyłości. Oczywiście, ciężko dowieść tego raz i bezapelacyjnie, zresztą nie taka jest rola nauki, jednak wyniki wielu
eksperymentów wskazują na to, że „coś jest na rzeczy". W większości przypadków metody i techniki badawcze są uznawane za
poprawne, kwestią sporną natomiast pozostaje interpretacja tych wyników — czy
korelacja oznacza przyczynowość?
Najszerzej zakrojonym badaniem dotyczącym ludzkiego mikrobiomu
był trwający w latach 2008-2012 Human Microbiome Project (HMP).
Program ten, w wielkim skrócie, zakładał zgromadzenie danych
referencyjnych, mogących dać odpowiedź na pytanie, czy poszczególne jednostki
chorobowe, dotychczas niewiązane z infekcjami bakteryjnymi,
charakteryzują się „typowym" składem rodzajowym i gatunkowym bakterii
zamieszkujących nasz organizm.
Oczywiście, otrzymane wyniki nie są tak idealne, do czego przyczyniają się
chociażby różnice osobnicze, wynikające z odmiennego środowiska życia, natomiast
bez wątpienia był to kamień milowy wyznaczający nowe standardy badania
komensalnej flory bakteryjnej. Nigdy
wcześniej nie użyto na taką skalę nowoczesnego podejścia, na które składały się
analizy metagenomiczne, transkryptomiczne, itd..
O ile dość łatwo jest nam sobie wyobrazić związek mikrobiomu ze
schorzeniami związanymi bezpośrednio z układem pokarmowym, o tyle potrzeba dużej
dozy wyobraźni — nawet u naukowca — aby zacząć badać relacje między florą
bakteryjną jelit, a mózgiem, a co za tym idzie — naszym zdrowiem psychicznym.
Chociaż...może odkrywamy na nowo coś, co wiadomo było już tysiące lat temu?
Pamiętajmy, że dla starożytnych Egipcjan to nie głowa, a jama brzuszna była
siedliskiem wszelkich uczuć, emocji i pragnień. Znalazło to zresztą
odzwierciedlenie w rytuałach pogrzebowych — mózg wyrzucany był do śmieci,
natomiast jelita i żołądek były składane na wieczność do urn kanopskich, miały
nawet swoich strażników, synów Horusa — odpowiednio Kebehsenufa i Duamutefa.
Kiedy myślimy o związku miłości z bakteriami, to najczęściej w głowie pojawiają się obrazy twarzy zeszpeconych kiłą. Pełno jest podań o nieszczęśnikach, którzy tę straszną chorobę, wywoływaną przez bakterię o uroczej
nazwie: krętek blady, leczyli rtęcią, czy, już później, penicyliną w monstrualnych dawkach. Bardziej wtajemniczeni wymienią jeszcze chlamydię czy
dwoinkę rzeżączki. W środowisku mikrobiologów znana jest zaś sytuacja, szeroko
komentowana w roku 2015, kiedy pewna doktorantka Uniwersytetu Wisconsin, Cecilia
Westbrook, wyprodukowała jogurt, używając jako inokulum bakterii z własnej
pochwy. Wedle relacji jej koleżanki produkt był cierpki i smaczny, został
skonsumowany z jagodami. Jednak związki bakterii z miłością są o wiele bardziej
bezpośrednie, niż się powszechnie przypuszcza.
Jedną z badaczek zajmującym się tym tematem jest Susan Erdman z Massachusetts Institute of Technology. Badając mikrobiom jelita zauważyła, że
niektóre grupy bakterii są tolerowane przez nasz układ odpornościowy, a w
rozwoju tej tolerancji kluczową rolę pełni oksytocyna. W ogóle z tą oksytocyną
to ciekawa sprawa — przez lata była uważana za hormon odpowiadający jedynie za
przywiązanie, zarówno do partnera, jak i do dziecka. Wiązana była z takimi
emocjami jak empatia, czy hojność. Generalnie uznawano ją za hormon, którego
zwiększona produkcja następuje głównie w późniejszej fazie związku, w odróżnieniu chociażby od endorfin, którymi zalewany jest nasz mózg we wczesnej
fazie zakochania. Jest to, oczywiście, znaczne uproszczenie, gdyż czy to w przypadku zażywania substancji psychoaktywnych, czy w przypadku zakochania — te
stany są do siebie w gruncie rzeczy bardzo podobne — nigdy nie mamy do czynienia z produkcją jednej substancji oddziałującej na nasz układ nerwowy. Stan
faktyczny to raczej kombinacja w której poszczególne związki występują w różnych
stężeniach, w różnym stopniu są też wychwytywane zwrotnie przez nasze receptory.
Tak czy inaczej, odkrycia ostatnich lat
wykazały, że oksytocyna pełni też szereg różnych innych funkcji — moduluje
działanie układu odpornościowego (zwiększając produkcję niektórych cytokin),
pełni również ogromną rolę w przyspieszeniu gojenia ran, począwszy od drobnych
zranień, aż po rany cukrzycowe. W ośrodkowym układzie nerwowym dowiedziono jej
udziału w kształtowaniu zachowań seksualnych, budowie zaufania oraz stopniu
odczuwania bólu.
Dr Erdman, podając myszom śmieciowe jedzenie (dowiedziono, że
zmienia ono wzajemne proporcje między rodzajami bakterii w jelicie) zauważyła,
że miały one tendencję do słabszej opieki nad potomstwem, o wiele częściej
zdarzały się również przypadki porzucenia młodych. Terapia uzupełniająca
probiotykami (bakterie kwasu mlekowego) sprawiła, że te same osobniki w kolejnych miotach stały się bardziej zaangażowane w opiekę nad młodymi. To
jednak nie wszystko. Badaczka udowodniła również pośrednie działanie bakterii
indukujących produkcję oksytocyny w doborze płciowym. Zaobserwowała ona, że
myszy poddane suplementacji konkretnymi probiotykami są po prostu
atrakcyjniejsze dla potencjalnych partnerów — cechują się one ładniejszym,
lśniącym futrem. Podobny efekt uzyskała karmiąc młode gryzonie mieszanką
probiotyków pochodzącą z kobiecego mleka. Jej hipoteza zakłada, że ma to
znaczenie ewolucyjne; bakterie, które zasiedlają przewód pokarmowy trafiają tam z organizmu matki w momencie porodu. Atrakcyjność partnera ma więc wpływ na to,
że ta konkretna kombinacja bakterii zostanie przekazana w kolejnych pokoleniach.
Na modelu ludzkim wykazano zaś, że podanie bakterii
probiotycznych skutkuje zwiększoną produkcją interleukiny 10, odpowiadającej za
osłabianie stanu zapalnego, a co za tym idzie za zwiększone prawdopodobieństwo
donoszenia ciąży. Istnieje tutaj zbieżność z innymi badaniami, które wykazały,
że wyższe poziomy testosteronu u mężczyzn związane są z większą odpornością.
Biolodzy długo głowili się, dlaczego wyższy poziom testosteronu sprawia, że
partner jest atrakcyjniejszy — przecież skutkiem tego zjawiska jest wzmożona
agresja, zachowania antysocjalne i większa skłonność do rozwodów, czyli
generalnie cechy nie bardzo predysponujące do zostania ojcem. Tak samo wygląda
to u pawi — zupełnie irracjonalnie, z punktu widzenia ewolucji, samice preferują
samce z wydatniejszymi i bardziej kolorowymi ogonami. Takimi, które umożliwiają
atakującemu łatwiejsze pochwycenie ptaka i które sprawiają, że trudniej jest mu
się ukryć. Z tego, co mi wiadomo, nie wyjaśniono dokładnie tego pawiego
fenomenu, natomiast wykazano silną korelację między produkcją testosteronu, a produkcją różnych cytokin, zarówno pro-, jak i przeciwzapalnych.
Ciekawym badaniem było to przeprowadzone przez Anthony’ego
Little, w którym uczestniczyło ok. 250 ludzi, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Grupę tę poddawano działaniu bodźców, które wywoływały wrażenie, że badani
narażeni są na kontakt z zakażeniem. Było to np. zaprezentowanie kawałka
materiału z plamą, która przypominała krew. Wcześniej zaprezentowano im szereg
zdjęć twarzy, na których w różnym stopniu widoczne były cechy typowo męskie lub
typowo kobiece, a następnie poproszono, żeby wybrali twarze, które są, według
nich, najbardziej atrakcyjne. Okazało się, że po kontakcie z materiałem uznanym
za zakaźny, mężczyźni preferowali kobiety o typowo kobiecych cechach, natomiast
kobiety — mężczyzn o cechach typowo męskich. Na wszelki wypadek przypomnienie — u mężczyzn za rozwój tych cech odpowiedzialny jest właśnie testosteron. Czyżby
dobór płciowy był więc kierowany, oczywiście w jakimś stopniu, kwestią tego, jak
partner poradzi sobie w przypadku choroby?
Istnieją również inne związki organiczne, których stężenie w ludzkim organizmie jest regulowane przez bakterie. Przykładami mogą być
chociażby serotonina i tryptofan. Duże stężenie tego pierwszego związane jest z uczuciem euforii i ekscytacji, mniej więcej takim samym, jakie odczuwane jest
po zażyciu MDMA (ecstasy). Oczywiście w warunkach fizjologicznych stopień tych
odczuć jest zazwyczaj nieporównywalny do uczuć wywołanych substancją
psychoaktywną, dobrym przykładem są natomiast pierwsze chwile w nowym związku.
Ekscytuje nas możliwość spędzenia każdej chwili z osobą, którą darzymy uczuciem,
wręcz niemożliwe jest wysiedzenie w miejscu. Pojawia się również zaburzone
odczuwanie rzeczywistości — nie ma problemów nie do rozwiązania, jesteśmy pełni
energii, rozmowni, itd.. Tryptofan natomiast jest prekursorem serotoniny, jak
również tryptamin — związków mogących mieć silne działanie psychodeliczne;
niektóre z nich produkowane są w określonych sytuacjach przez nasz organizm.
Szereg badań na modelu mysim wykazał, że myszy
germ-free, czyli pozbawione zupełnie
jakichkolwiek mikroorganizmów (swoją drogą wyglądają one dość żałośnie,
„nieatrakcyjnie"), mają znacznie zwiększony poziom tryptofanu w osoczu krwi. Nie
ma zgodności co do wyjaśnienia tego fenomenu, natomiast podobne wyniki uzyskały
grupy badawcze prowadzące doświadczenia niezależnie od siebie. O ile jest to
przykład działania pośredniego na stężenie tryptofanu we krwi gospodarza, o tyle
odkryto również działanie bezpośrednie. Niektóre szczepy bakterii, jak np.
Lactobacillus lactis subsp.
cremoris, czy
Escherichia coli K12 posiadają
naturalną zdolność do syntezy serotoniny z tryptofanu. Inne zaś wykorzystują ten
związek w innych celach, jednocześnie ograniczając więc jego dostępność dla
naszego organizmu. Istnieje kilka proponowanych dróg regulacji osi GBA (gut-brain
axis), jednak nie uzyskano do tej pory konsensu naukowego.
Na koniec jeszcze jeden związek bakterii z miłością, bardziej
może metaforyczny, ale i tak warty zanotowania. Otóż niedawno w Esther Klein
Gallery (Filadelfia) miała miejsce wystawa Kathy High, interdyscyplinarnej
artystki, łączącej w swoich pracach sztukę, technikę i biologię. Wystawa nosiła
tytuł Gut Love: You Are My Future i przedstawiała związki naszego mikrobiomu z szeregiem sfer życia, o które normalnie byśmy go nie podejrzewali. Artystka przedstawiła
relację bakterie-jelito jako miłość, co prawda konieczną, ale miłość. Wszak w normalnych warunkach jedno bez drugiego nie może istnieć. Ciekawe, czy dostępne
będą kiedyś spersonalizowane szczepionki probiotykowe, które będą mogły zmienić
postrzeganie konkretnej osoby? Albo czy w czasie pocałunku przekazujemy jakieś
własne bakterie, które mogą przetrwać, a nawet zasiedlić jelito drugiej osoby?
Sporo wyzwań przed nami...
« Nauki o zachowaniu i mózgu (Publikacja: 28-11-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10167 |
|