|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Islam » Konflikty wewnątrz islamu
Wzmocnić Irańczyków, by obalili mułłów Autor tekstu: Amil Imani
Po
sfałszowanych wyborach prezydenckich 12 czerwca 2009 roku w Iranie miliony
Irańczyków wyszło na ulice skandując: „Gdzie jest mój głos?" Te gromkie protesty
były bólami porodowymi Zielonego Ruchu. To było sześć miesięcy temu i ruch
szybko rozwinął się w potężną siłę, której celem jest zmiecenie obecnego reżimu.
Hasła ulicy zmieniły się z „Gdzie jest mój głos?" na „Śmierć dyktatorowi",
kierując się bezpośrednio do Ahmadineżada i najwyższego przywódcy Ali
Chameneiego.
Stałe
hasła szkalujące USA i Izrael zatonęły pod hasłami przeciwko zwolennikom
islamskiego reżimu, jak Rosja i Chiny. Brutalny gang Ahmadineżada i Chameneiego
jest przyparty do muru. Każde większe miasto irańskie, uniwersytety i wiele
miejsc pracy zdobią graffiti przeciwko przywódcom reżimu. Najwyższy przywódca,
który poprzednio stał ponad prawem, jest obecnie głośno nazywany przez masy
mordercą, który stracił legitymację swojej władzy. W rzeczywistości, masy
zdecydowanie odrzucają samo stanowisko Najwyższego Przywódcy Republiki
Islamskiej i domagają się, by Republika Irańska zastąpiła Republikę Islamską.
Wszelkie
oznaki wskazują na rychły zgon Republiki Islamskiej — i na ustanowienie
świeckiej demokracji, całkowicie rozwiedzionej z islamem.
27 grudnia
2009 r., w dzień Aszury,
świat patrzył ze zdumieniem jak masy
odważnych ludzi, którzy mają dosyć, ścierały się z policją i członkami milicji basidż Republiki Islamskiej i potrząsali jej
filarami — pokazywało to
determinację narodu, by rzucić mułłokrację na kolana.
Był to dla
narodu irańskiego dzień zwycięstwa nad fundamentalistami, którzy trzymali go za
gardło przez trzy dziesięciolecia. Pokojowy protest milionów w całym kraju
przeciwko reżimowi jest wyraźnym sygnałem, że islamska teokracja znajduje się na
drodze do nieuchronnego upadku. Przeważająca większość ludzi nie jest już skłonna
zgodzić się na ponowne przeliczenie głosów lub na mniej represyjne rządy
islamskie. Są zdecydowani ustanowić w pełni świecką demokrację z całkowitym
rozdzieleniem meczetu i państwa.
Reakcją
Republiki Islamskiej na te legalne, pokojowe demonstracje było użycie żelaznej
pięści: bicie demonstrantów (mężczyzn i kobiet), aresztowania, tortury i gwałty w tajnych więzieniach, a także strzelanie na ulicach — standardowe posunięcia
dyktatur, ale także najpewniejszy sposób powiększenia i umocnienia szeregów
dysydentów.
Niedawne
powstania ludzi przypominają rewolucję 1979 r., która zakończyła monarchię w Iranie. Rozczłonkowane państwo, kierowane przez brutalnych, ale niezdecydowanych
ludzi, staje nagle przed mającą tego dość i zdeterminowaną opozycją. To prawda,
że reżim nadal ma wszystkie karabiny i środki wraz z nieskończoną
bezwzględnością, by przedłużyć swoje życie. Niemniej nie ulega kwestii, że zgon
Republiki Islamskiej jest sprawą przesądzoną. Kruszy się ona także od środka.
Solidne uprzednio rządy ciemiężców nie są już dłużej solidne. W całym systemie
oraz między rywalizującymi frakcjami pokazują się głębokie pęknięcia.
Mówiąc
realistycznie, jakieś 10-15 procent populacji nadal w rozmaitym stopniu popiera
system duchownych. W tej grupie wielu jest urzędników państwowych, mułłów i wynajętych żołdaków takich jak milicja basidż. Reżim ma także zwolenników wśród
ubogich, mniej wykształconych i głęboko religijnych. Niemniej alienacja od
reżimu obejmuje całe spektrum społeczeństwa irańskiego, z inteligencją i studentami wiodącymi zdeterminowaną opozycję. Olbrzymia większość Irańczyków
głęboko gardzi Ahmadineżadem i Alim Chameneim. Ci dwaj i ich funkcjonariusze są w głębokich tarapatach i masy niebawem ich rozliczą.
Warto
zauważyć, że rząd z jednej strony wykazuje maksimum brutalności, z drugiej
jednak musi w pewnych dziedzinach wycofywać się. Na przykład, w reakcji na
niesłabnący nacisk ludzi żądających odpowiedzialności za powyborcze potworności,
rząd przyznał niedawno, że w pewnych więzieniach popełniono zbrodnie i postawił
przed sądem dwunastu strażników więziennych za tortury i śmierć więźniów.
To
przyznanie się ma olbrzymie znaczenie. Mułłowie wycofują się przez karanie
własnych zwolenników w nadziei na uspokojenie opinii publicznej. To nie zadziała.
Nie zdają sobie sprawy z tego, że to przyznanie się wzmacnia determinację
protestujących i podsyca ich ogień. Służy także do zniechęcenia zwolenników
reżimu do wykonywania w przyszłości rozkazów o torturach i zabijaniu. Sprawcy
wiedzą, że mogą być kolejnym kozłem ofiarnym dla najwyższych szeregów władzy.
Inną,
wiele mówiącą wskazówką są wydarzenia w mieście Kom podczas pogrzebu popularnego
dysydenta Wielkiego Ajatollaha Montazeriego. Pomimo olbrzymich wysiłków
rozmaitych sił bezpieczeństwa, by zablokować dostęp do miasta, zebrało się wiele
tysięcy ludzi ze wszystkich stron Iranu, żeby go uczcić. Podczas ceremonii
dziesiątki tysięcy skandowało hasła takie jak „Śmierć dyktatorowi" i „Montazeri
żyje, Chamenei jest martwy". Wiele mówiące były tłumy ludzi noszących kolor
zielony i korzystających z okazji, żeby na terenie świętego meczetu wyrazić
niechęć do rządów islamskich, wcześniej byłoby to nie do pomyślenia. Jest to
wyraźny sygnał, że ruch opozycyjny jest potężny i zdecydowany, zdolny do
wykorzystania każdej okazji osłabienia reżimu. Te niesłabnące demonstracje
przeciwko reżimowi nie ograniczają się do uniwersytetów, tradycyjnych bastionów
aktywności politycznej. Rozszerzają się na wszystkie odłamy społeczeństwa, a to
źle wróży reżimowi.
Nacisk,
kierowany przez studentów i kobiety, nie słabnie. Raczej nabiera więcej siły.
Tak, koniec Irańskiej Republiki Islamskiej zdecydowanie nadchodzi. Przydałoby
się znaczne pchnięcie ze strony USA, Izraela i wszystkich innych, którzy chcą ją
obalić — nie tylko z poczucia humanitarnego altruizmu, ale także z punktu
widzenia własnych interesów. Jak dotąd reżim mułłów wybrał strategię powstrzymania: wypuścił milicję basidż,
żeby biła i zastraszała protestujących, aresztując wielu, włącznie z pokaźną
liczbą byłych lojalnych zwolenników. Tymczasem, kiedy reżim kontynuuje brutalne
traktowanie opozycji, coraz więcej członków sił bezpieczeństwa jest
niezadowolonych z roli ciemiężcy i dręczyciela własnego narodu i mogą wręcz
szukać odpowiedniej chwili, by zwrócić broń przeciwko samemu reżimowi.
Mułłowie
rządzący obecnie Iranem stoją przed monumentalnym zagrożeniem. Wewnątrz,
olbrzymia większość ludności jest przeciwna ich rządom. Związki zawodowe,
stowarzyszenia nauczycieli, grupy studenckie, mniejszości religijne i etniczne,
dziennikarze i wielu innych cierpieli i nadal cierpią niezmierne trudności pod
ciężką ręką mułłów. Zewnętrznie są zaangażowani w polityczną grę na przetrzymanie
ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem, próbując równocześnie wydrzeć berło
przywództwa islamskiego saudyjskim sunnitom i ich wahabickiej klice.
Niestety,
prezydent Obama ma zamiar dogadać się z tymi notorycznymi mułłami, idąc tą samą
zdradziecką ścieżką, co jego czterech poprzedników, którzy niczego nie dokonali
poza przedłużeniem życia tych islamskich szubrawców.
Mułłowie,
politycznie leżący na deskach, stoją także przed olbrzymimi problemami
ekonomicznymi, stworzonymi przez trzydzieści lat ich złego zarządzania,
złodziejstwa, zaniedbań potrzeb wewnętrznych i finansowania Hamasu, Hezbollahu,
irackich wichrzycieli i rebeliantów w Jemenie. Inflacja i bezrobocie nadszarpują
finansową podstawę społeczeństwa. Ucieczka kapitału wyprowadza fundusze na
rozwój, a inwestycje zagraniczne wysychają, podczas gdy mułłowie nieubłaganie
prowadzą kosztowny program rozwijania broni nuklearnej.
Coraz
bardziej wzrastająca nieufność ludności wobec propagandy jeszcze bardziej
podkopuje panowanie mułłów. Powszechnie słyszy się w Iranie ludzi, którzy mówią,
że prawdę można znaleźć wszędzie poza kontrolowanymi przez Irańską Republikę
Islamską mediami oraz ich najemnikami w USA.
Drażliwym
problemem, powodującym wielki niepokój Izraela i USA, jest pęd mułłów do
dołączenia do klubu państw nuklearnych i użycia bomby jako maczugi nad głową
każdego narodu, bliskiego lub dalekiego, który stoi im na drodze. W tej sprawie
właśnie niektórzy namawiają do podjęcia wyprzedzającej akcji przez Izrael, USA lub oba
te państwa razem, żeby
opóźnić, jeśli nie zapobiec osiągnięciu tego celu przez mułłów.
Na
przykład, samo zaatakowanie nuklearnych urządzeń w Buszehr byłoby koszmarem
uwalniającym radioaktywność do atmosfery. „Atak na irańskie nuklearne urządzenia
nie tylko sprowokowałby wojnę, ale mógłby także uwolnić radioaktywną chmurę
daleko poza cele i granice w Iranie" powiedział Elias Tuma z Arab Internet
Network w marcu zeszłego roku do Federal News Service. Na dodatek jest niemal
pewne, że Iran wziąłby odwet uderzając w izraelski kompleks nuklearny w Dimonie.
Dla USA,
Izraela i wszystkich innych zaniepokojonych narodów znacznie roztropniejsza
byłaby współpraca w narzuceniu skutecznych i natychmiastowych sankcji na rząd
mułłów, mimo że pozbawieni skrupułów Chińczycy i podstępni, dwulicowi Rosjanie
nie braliby w tym udziału, a wręcz mogliby robić, co w ich mocy, żeby wręcz
wykorzystać sytuację.
Moim zdaniem pomysł zbombardowania nuklearnych urządzeń Iranu jest bardzo zły.
Jednostronna akcja militarna Izraela jest koszmarnym pomysłem. Izrael nigdy nie
zobaczy pokoju, jeśli zaatakuje. Dlaczego nie wprowadzić skutecznych sankcji i wspierać irańską opozycję w rozbrojeniu i obaleniu mułłów?
Dlaczego strzelać z biodra? Bądźmy realistami.
Jaki
sukces odniósł Izrael uderzając na sąsiedni Liban, żeby zmiażdżyć Hezbollah?
Wszystkie ofiary śmiertelne Izraela nie osiągnęły celu wyeliminowania Hezbollahu.
Najlepszą
strategią, taką, która ma największe szanse powodzenia i związana jest z najmniejszym
ryzykiem rozpoczęcia katastrofalnej reakcji łańcuchowej, to „koalicja dobrej
woli" — żeby zapożyczyć ten zwrot — dla poparcie irańskiej opozycji. Dążący
do demokracji świeccy Irańczycy są całkowicie zdolni do obalenia tyranii mułłów.
Na wezwania opozycji powinien głośno odpowiedzieć prezydent Obama i wszystkie
inne narody i ich przywódcy — nie tylko z powodów humanitarnych, ale dla dobra
własnych interesów narodowych.
Tekst oryginału.
„American Thinker", 8 stycznia 2010r.
« Konflikty wewnątrz islamu (Publikacja: 11-01-2010 Ostatnia zmiana: 20-12-2010)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7075 |
|