Wprowadzenie » Agnosiewicz
Wyczerpana formuła Autor tekstu: Magdalena Majchrzak, Mariusz Agnosiewicz
Wywiad dla gazety
Moje Miasto Słupsk.
Magdalena
Majchrzak: Kościołem wstrząsają w ostatnich latach spektakularne odejścia
znanych duchownych. Jak Pan sądzi, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ludzie
odchodzą od wiary, czy mamy do czynienia z kryzysem chrześcijaństwa? Mariusz Agnosiewicz: Trudno jest mówić o kondycji globalnej
chrześcijaństwa. Inna jest ona bowiem w Polsce, inna w reszcie Europy, w obu
Amerykach i w reszcie świata.
Kardynał Ratzinger, jeszcze nim został papieżem, oceniając
europejski kontekst chrześcijaństwa, przyznał, iż zdaje sobie sprawę z tego, że
nie będzie ono w przyszłości wyznaniem dominującym, jak dotąd.
W okresie pontyfikatu Jana Pawła II mieliśmy zaburzoną
ocenę tego stanu rzeczy, poprzez ocenianie sił chrześcijaństwa przez pryzmat
tłumów, jakie Karol Wojtyła porywał — nie jednak jako chrześcijanin, ale jako
jednostka obdarzona charyzmatyczną osobowością.
Osobno należy poza tym oceniać kondycję polityczną i społeczną chrześcijaństwa. Największa degradacja chrześcijaństwa jest widoczna
przez pryzmat zasadniczego rozdźwięku co do wartości moralnych społeczeństw
zachodnich i kościelnych.
Może jednak lekcja skandali seksualnych w Kościele będzie
impulsem, który doprowadzi do jakiegoś Soboru Watykańskiego nr 3, który
unowocześni niektóre archaiczne zasady kościelne...?
Dlaczego spada
zaufanie do instytucji Kościoła? Czy to efekt postępującej indywidualizacji
społeczeństwa?
Zaufanie do Kościoła jest wypadkową ludzkiej potrzeby
wspólnotowego rytuału i ceremonii oraz jego zdolności do bycia moralną busolą.
Tymczasem Kościół z jednej strony głosi szereg zasad moralnych, które są
nieakceptowalne dla różnorodnych i liberalnych społeczeństw współczesnych (m.in. w zakresie planowania rodziny), z drugiej zaś sam objawił wielki problem
wewnętrzny w zakresie trzymania się zasad, które głosi (m.in. sprawy
molestowania seksualnego czy przejmowania licznych majątków).
Jak Kościół reaguje
na to, że coraz więcej ludzi formalnie z niego występuje? Od księży można
usłyszeć, że apostazja to przestępstwo...
Apostazja jest przestępstwem, tyle że nie kodeksu karnego a kodeksu prawa kanonicznego. Z punktu widzenia Kościoła jest jednak
przestępstwem, wymienianym m.in. w kan. 1364 w ramach rozdziału „Przestępstwa
przeciwko religii i jedności Kościoła".
Problem z reagowaniem na apostazję polega jednak na tym, że w skali instytucji Kościół nie chce oficjalnie na to reagować, podczas gdy w skali plebanii, za często reaguje w sposób, który łamie naszą konstytucyjną
wolność sumienia. Wraz jednak z wyłanianiem się coraz wyraźniej grupy apostatów
polskich świadomość kleru w tym zakresie rośnie. Niemniej jednak cały czas
czekamy na reakcję instytucjonalną w tej sprawie, polegającą na uwzględnianiu w statystykach kościelnych liczby występujących z Kościoła, która obecnie jest
jedynie przedmiotem spekulacji i niepewnych szacunków.
Dlaczego Kościół
tak bardzo utrudnia akt apostazji? Jakie są tego przyczyny?
Zapewne dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że
formalna a faktyczna liczba katolików to wielkości bardzo się miedzy sobą
różniące. A na statystyce opiera się zasadnicza linia przywilejów i profitów,
jakie ciągnie polski Kościół. Nawet korzystny dla Kościoła kształt polskiego
konkordatu w preambulejest
uzasadniany statystyką wyznaniową kraju. Apostazja to cecha społeczeństwa
pluralistycznego, a nasz Kościół walczy wciąż o obraz społeczeństwa
monolitycznego.
Jak było w Pana
przypadku? Trudno było odejść? Jaka była reakcja najbliższych?
Pomimo, że wychowywałem się na wsi, nie było to specjalnie
trudne, ale tylko dlatego, że miałem dość liberalną rodzinę. Mama początkowo
trochę ubolewała nad uwiądem mojej dziecięcej religijności, ale później i jej
postawa zaczęła ewoluować — najpierw wobec Kościoła, a następnie wobec wiary.
Pomimo braku przesadnego nacisku religijnego ze strony
rodziny w trakcie mojego odchodzenia od wiary i Kościoła, ateizm był u nas na
cenzurowanym, i to poważnie, gdyż walczącym ateistą był mój dziadek, który
zostawił moją babkę.
Niedawno odkryłem, że mam też całkiem mocną frakcję
radiomaryjną w rodzinie, co wiązało się chyba z główną dolegliwością będącą
konsekwencją mojego otwartego ateizmu. Jedna z moich ciotek zaczęła głosić, iż
należę do jakiejś sekty i że w Internecie dostępne są moje zdjęcia z orgii
seksualnych owej sekty. Myślę, że wierzyła w to, co mówiła. W ten sposób działa
parę milionów umysłów w Polsce. Prawdziwy problem, kiedy takie osoby trafiają
się w rodzinie najbliższej, mającej realny wpływ na nasze życie.
W jednym z wywiadów
powiedział Pan, że był Pan bardzo wierzącym dzieckiem. Kiedy nadszedł moment
pierwszego zwątpienia, a kiedy etap świadomego ateizmu?
W szkole podstawowej stanąłem wobec śmierci babci. To
postawiło mój umysł przed pierwszymi poważnymi pytaniami egzystencjalnymi.
Bajkowy świat aniołów przestawał zaspokajać młodzieńczy obraz rzeczywistości.
Nie potrafię jednak powiedzieć, czy coś było specyficznego w moim doświadczeniu
czy po prostu z przyrodzenia mój umysł nie nadawał się na wyznawcę.
Poza katolicyzmem miałem wyjście jedynie na
zielonoświątkowców, których trochę mieszka w mojej rodzinnej wsi. Początkowo
katolicka większość nauczyła mnie gardzić nimi, ale później, jak poznałem ich
dzieci, to się okazało, że narodziła się najważniejsza przyjaźń mojego
dzieciństwa. Z jednej strony miałem w uszach opowieści katolickie o „kotach",
jak ich pogardliwie określano, z drugiej zaś nie tylko nie potrafiłem niczego z owych opowieści zweryfikować, ale na dodatek jako ludzie imponowali mi bardziej
niż katolicki ogół. Myślę, że to też było ważne doświadczenie mojego
dzieciństwa, które miało wpływ na mój późniejszy światopogląd.
Świadomy ateizm narodził się dopiero po kilku latach od
początków poważnej autorefleksji światopoglądowej. Po przebrnięciu przez Biblię,
historię Kościoła, religioznawstwo, polemikę światopoglądową, po dotarciu do
uroku i siły naukowego sposobu wyjaśniania rzeczywistości.
Czy były obawy,
lęki przed publicznym przyznaniem się: jestem agnostykiem?
Tak, były. Nie miałem wokół siebie pozytywnych przykładów
tego rodzaju postaw. Kiedy spisałem swoje pierwsze przemyślenia światopoglądowe i wrzuciłem je do internetu, nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego, jak
ruch wolnomyślicielski. Jego odkryciem byłem zaskoczony. Dopiero po jakimś
czasie od założenia własnej strony światopoglądowej odkryłem, że istnieją strony
podobne, że istnieją także w Polsce ludzie podobnie myślący i czujący potrzebę,
aby o tym mówić głośno i rozmawiać na te tematy z pozycji innej niż klęcząca.
Agnosiewicz nie
jest Pana prawdziwym nazwiskiem. Dlaczego postanowił Pan ukryć swoje prawdziwe
nazwisko?
Tak jak powiedziałem wyżej: wynikało to z obaw i poczucia
tego, że swoją działalnością godzę w rzeczy w które godzić nie wolno lub nie
wypada. Czas pokazał, że był to błąd — lęk bezzasadny a działalność potrzebna.
Czy sądzi pan, ze
czeka nas taka sama laicyzacja w przyszłości, jaka już istnieje np. we Francji?
Odszedł Jan Paweł II,
odejdą sentymenty antykomunistyczne — nie będzie powodów, aby polski Kościół nie
był oceniany z tą samą surowością, jak w innych krajach europejskich. W polskim
Kościele nie ma sił zdolnych budować instytucję z ludzką twarzą. Przejmowanie
olbrzymich majątków spowoduje zabezpieczenie Kościoła przed spadkiem zaufania
społecznego. Innymi słowy, Kościół będzie mógł spokojnie działać z dawnym
rozmachem nawet pomimo odpływu liczby wiernych. Ale to może być podstawą
eskalacji postaw antyklerykalnych w zlaicyzowanej już Polsce, a tym samym może
rosnąć grunt dla budowy modelu jak we Francji.
« Agnosiewicz (Publikacja: 12-06-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7346 |