|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Chwała dobroczyńcom Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Jeden z komentatorów mojego felietonu zarzucił mi 'iście
chrześcijańską wolę zdjęcia piętna winy ze złodziei i rozłożenia jej na
nas wszystkich.' Chodzi o sprawę bankierów, których wziąłem w obronę,
lichą, bo lichą, ale zawsze jednak. Inni natomiast odrzucają en bloc jakąkolwiek sugestię na temat odpowiedzialności, która, w moim wydaniu, jest odpowiedzialnością zbiorową.
No cóż, sam zauważam, że z biegiem lat staję się coraz
bardziej wyrozumiałym dla licznych ludzkich słabostek, w tym miłości do
pieniędzy, jeśli, oczywiście, zagarnięcie choćby kilku milionów złotych,
można nazwać słabostką, a co dopiero, gdy chodzi o miliony dolarów. Z pewnością,
aby tego dokonać, trzeba mieć w sobie sporo determinacji i woli, choć
niekoniecznie dobrej. Czy ta tolerancja wynika z coraz lepszego rozumienia
ludzkiej natury, czy też może z postępującego starczego otępienia,
pozostawiam do oceny innych, nie mogę być sędzią we własnej sprawie. Jeśli
mam jakąś 'chrześcijańską wolę', to jest ona zapewne także rezultatem
usilnej pracy katechetów, których słuchałem lat temu sporo, może też i jakichś osób postronnych, a wszystko to, zakodowane w podświadomości, raz po
raz, niczym woda podskórna, ujawnia się, na co nie ma rady.
Postawy czekisty nie zająłem, fakt, bo to umysł już nie
taki chłodny, za to serce nieco ostygłe, ręce niby myte dość często, ale i tak jakiegoś wirusa złapałem. Szkoda tylko, że nie dowiedziałem się, na
czym polega rozmydlenie i gdzie jest widoczna piana albo chociaż bańka.
Wszystkie zarzuty, wyrażone w formie pytań o to, kto
podejmował poszczególne decyzje, podzielam, co nie zmieni przykrego faktu, że
odpowiedzialność poniesiemy, mimo naszych sprzeciwów. Jest także mrzonką
zamiar uniknięcia swej partycypacji w tej odpowiedzialności, bo nie uchroni
przed nią nawet wyjazd na bezludną wyspę.
Tyle tytułem samokrytyki.
Ale zastanawiając się nad rzeczami, na które nie mając
wpływu, mogę analizować dowoli i bezkarnie, wbrew wszelkiej logice i regułom
sztuki, zauważyłem pewne sprawy wątpliwe, wymagające szerszego wyjaśnienia.
Otóż mówi się, że to 'okazja czyni złodzieja', a także postuluje aby "rękę
karać, a nie ślepy miecz.' Nie wiem, jak jest w praktyce z tą drugą
propozycją, ale pierwsza kwestia była badana nawet przez uniwersyteckich
psychologów, którzy potwierdzili jej prawdziwość.
Zasady te kłócą się ze sobą. Wszystkie kodeksy skupiają
się na karaniu czynnych sprawców, nie wiem jednak, czy jest gdzieś taki, który
karze również tego, kto stwarza okazję, czyli sprawcę, po części,
moralnego.
Nie mam zamiaru kwestionować tej odwiecznej tradycji
kodeksowej, jedyne, przeciw czemu bym protestował, to obcinanie rąk za złodziejstwo,
co, podobno, było gdzieniegdzie praktykowane, a może i jest nadal.
Praktyczniejsze jest, moim zdaniem, zniszczenie miecza, aby nie mógł być
ponownie źle użyty, przerobienie go na coś pożytecznego, choćby na lemiesz,
można też, tanim w sumie kosztem, dać go komuś bardziej potrzebującemu albo
zachować dla siebie.
A jaki pożytek z obciętej ręki? Żaden! Zdrowe ręce,
nawet złodziejskie, można zawsze zaprząc do pracy i w ten sposób pomnożyć
swój dobytek i to kosztem pracy złodzieja. Kłopot tylko w tym, że nie każdy
złodziej daje się złapać, a jak się już to uda, to są niejakie problemy w zapędzeniu go do pracy.
Ale to nie koniec moich wątpliwości. Że za złe uczynki
należy karać, to jakoś wszyscy rozumiemy, ale z tego można by próbować
wyciągnąć wniosek, że, za dobre należałoby nagradzać. Sądzę, że,
przynajmniej w teorii, niektórzy się ze mną zgodzą, chociaż można postawić i bronić tezę, że dobre uczynki to nasz obowiązek i nie ma w ich spełnianiu
żadnej zasługi. Chyba taka opinia jest powszechniejsza, bo nie istnieją, jak
dotąd, jakieś specjalne kodeksy nagród przewidzianych za dobre uczynki. Wątpliwe
też, czy dałoby się taki kodeks stworzyć, bo, w jaki sposób te dobre
uczynki rejestrować. O ile każde złodziejstwo lub inny, drobny czy gruby,
występek, ma swego adresata, a ten zazwyczaj nie zwleka poinformować o tym
odpowiednie organy, to jak osiągnąć taką sytuację w przypadku dobrych
uczynków. Jeżeli zgłaszać miałby je beneficjent, mniejsza o to, do kogo,
chyba jakiejś policji moralnej, choć może Armia Zbawienia byłaby bardziej do
tego predestynowana, to rychło okazać by się mogło, że zaniżył, i to w sposób nielicujący z czymkolwiek jego wartość, że właściwie to przyświecała
mu zła wola, tylko zrządzenie nieba sprawiło, że wszystko wyszło na dobre.
Nie są to wszystkie możliwości powstawania ewentualnych zadrażnień i gorszących
nieporozumień.
O tym, że nie mógłby zgłaszającym być sam autor
uczynku, chyba nie ma co przekonywać, bo ten zazwyczaj przeceniałby swoje, jakże
przecież skromne, zasługi. Ze swojego życiowego doświadczenia pamiętam, że
największej nagrody za uruchomienie całej linii produkcyjnej domagał się
skromny elektryk, który, jako ostatni, wkręcił bezpieczniki, umożliwiając w ten sposób uruchomienie kilkudziesięciu silników.
Sposób rejestrowania dobrych uczynków nie jest, więc
prostą sprawą, choć precedensy istnieją, a jeden jest ślicznie opisany w „Kluczach Piotrowych" Rogera Peyrefitte’a, choć dotyczy on gromadzenia
odpustów, tyle, że w tym przypadku można polegać na rachunkach niebiańskich, a mnie chodzi o ziemskie, nawet przyziemne.
Mimo tych za a nawet przeciw, mam wątpliwości, czy naszych
nieszczęsnych bankierów należy karać nie wziąwszy wcześniej pod uwagę
rozlicznych dobrodziejstw, jakimi wcześniej obdarzali swoich klientów, czyli
całe społeczeństwo. Ostatecznie sądy zawsze biorą pod uwagę okoliczności
łagodzące, zaś w sytuacjach odwrotnych kumulują złe uczynki, a gdzieniegdzie nawet wyroki.
Dowiedziałem się kilka dni temu, że w szarpanych kryzysem
Stanach Zjednoczonych 85 procent rodzin posiada własny domek, a jednocześnie
35 procent, a może nawet więcej, żyje poniżej urzędowej granicy ubóstwa.
Prosty rachunek wskazuje, że co najmniej 20 procent żyjących w ubóstwie
posiada własny dom. A skąd ten dom się wziął, ja się pytam i natychmiast
odpowiadam — wziął się z litościwego serca bankiera, który udzielił
kredytu, może i z kreatywnych lub wirtualnych, albo i pochodnych funduszy, ale
za to bez zbędnych formalności. I teraz, za to dobre serce, za to, że
poczciwy John Smith ma gdzie mieszkać, wsadzać człowieka do więzienia? Toż
to krzycząca niesprawiedliwość!
Tu diabeł, bo któż to mógłby być inny, podsunął mi
pewną praktyczna wskazówkę dla wszystkich klientów rozlicznych instytucji
finansowych, żyjących z udzielania kredytów, właściwie, to żyjących w celu udzielania kredytów. Należy zmobilizować rodziny i znajomych i wziąć
tyle kredytów, ile się da, najlepiej więcej niż bank czy jakaś tam kasa
posiada, a potem nie spłacać. Z braku pieniędzy, taka instytucja natychmiast
padnie, bo nie będzie miała nawet na czynsz, o pensji prezesa czy dyrektora
nie wspominając. Nie będzie też miała na opłacenie windykatorów ani opłacenie
licznych procesów sądowych, bo bez nich nie ma żadnej nadziei, na odzyskanie
wierzytelności. O resztę postarają się słynące z operatywności i drobiazgowości nasze sądy.
Pod swoimi drzwiami, od kilku już dni, coraz to znajduję
ofertę udzielenia mi w ciągu 15 minut pożyczki w kwocie od 50 do 800 zł, którą
mogę przeznaczyć na zakup zniczy, cała akcja promocyjna nosi też kryptonim
„Akcja Znicz". Wszystko to trwa kwadrans, nie wykluczone, że dałoby się
załatwić per procura.
Zawsze mnie ciekawiło, kim są amatorzy takich pożyczek i jak wygląda ich wypłacalność, ale nie będę się bawił w śledczego
dziennikarza. Z oferowanej kwoty i całego kontekstu wynika, że żyją wśród
nas ludzie tak biedni, że nie mają nawet na świeczkę dla najbliższych. Czym
jednak jest wzięcie tej, pozornie drobnej pożyczki, jak nie dobrowolne
uczynienie się jeszcze biedniejszym? Czy ktoś tych biedaków okrada? Nie, można
tu zakrzyknąć w gogolowskim stylu — sami siebie okradacie! Dlaczego więc to
robią? Chyba tylko po to by zamknąć usta żałobników z sąsiednich grobów,
ale jest to też mrzonka, bo 'wiedzą sąsiedzi, na czym kto siedzi', a jeśli
nie wiedzą, to zaczną się nad tym zastanawiać.
Czy można jednak mieć za złe oferentom takich pożyczek?
Przecież oni wychodzą tylko naprzeciw potrzebom klientów, skoro jest popyt,
to rodzi się i podaż. Trudno od nich wymagać, aby przy okazji zreformowali państwo,
wystarczy, że sami postarali się o stworzenie kilku miejsc pracy i w ten sposób
przyczynili się do zmniejszenia liczby bezrobotnych. Że koszt tego
zmniejszenia ponoszą, dobrowolnie, inni bezrobotni, to już sprawa wolnego
wyboru tych ostatnich. Z liczby oferentów wynika, że popyt na tego rodzaju usługi
jest.
Przed chwilą usłyszałem też wskazówkę skierowaną do słuchaczy i uczestników radiowych konkursów, a brzmiała ona — 'można go złapać,
komputer o tym wie'. Ponieważ te konkursy raczej się mnożą niż zanikają,
domyślam się, że liczba grających jest spora. O jednym z takich pisały
nawet gazety i było głośno w TV, bo zdołał zainwestować w takie gry
kilkadziesiąt tysięcy i to nie swoich. Nie wiem jak wygląda bilans dochodów i kosztów oraz zysków i strat organizatorów tych konkursów, ale chyba się
to opłaca. A o co chodzi? O zaspokojenie mrzonki o łatwej wygranej metodą
skuszenia szczęścia, może też trochę o prestiż wśród znajomych, bo chyba
nie o wykazanie się jakąś specjalną wiedzą?
I tyle byłoby w kwestii mrzonek indywidualnych. Jednak
zgodnie z dość dawno odkrytą prawidłowością, że ilość przechodzi w jakość,
jeśli zbyt wielu obywateli realizuje swoje mrzonki, często do tego usilnie zachęcanych,
albo zamierza je zrealizować, wtedy i reszta ponosi tego konsekwencje. Wina tej
reszty polega na tym, że nic albo niewiele zrobili, by tym pierwszym wybić je z głowy. Udzielający zaś kredytów i pożyczek, tudzież inni, nie są znowu
takimi durniami, bo na swoje, z reguły, jakoś wychodzą, także ich talenty
nie ograniczają się tylko do 'cwaniactwa'.
Przy okazji tego pisania, nie mogę pominąć okazji, by nie
wyrazić zdziwienia postawą panów Tabisza i Łukaszewicza. O co wam, panowie,
chodzi? Przecież jest powiedziane: Prawda WAS wyzwoli, WAS, a nie NAS! Przecież
prawda ma wyzwolić słuchających, a nie głoszących, i to się dokonało.
Napisaliście prawdę, przy okazji też wyzwoliliście prawdę, i powinniście
być wdzięczni, że to wam umożliwiono, więcej, niejako przymuszono do tego,
wbrew waszej woli. Sami nigdy byście nic takiego nie zrobili. Może i coś
napisalibyście, albo i nie, i byłoby to jakieś tam sprawozdanie, nawet nie
wiadomo, kto by je przeczytał. A tak — napisaliście prawdę, i to będzie
Wam policzone, waszym dobroczyńcom także, bo — spisane będą słowa i czyny!
« Felietony i eseje (Publikacja: 24-10-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7481 |
|