|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Ponowocześni rozbitkowie Autor tekstu: Marcin Łętowski
Emitowany
premierowo w latach 2004-2010 telewizyjny serial Lost
czyli Zagubieni opowiadał o przygodach pasażerów lecącego z Sydney do Los Angeles samolotu, który rozbił
się na tajemniczej, nieznanej Wyspie. Zagubieni
bez wątpienia stali się jednym z fenomenów pierwszej dekady trwającego
obecnie stulecia. Jak to często bywa — serial miał swych zaprzysięgłych
fanów jak i zagorzałych krytyków. Nikt jednak nie mógł zaprzeczyć, że
spotkaliśmy się z produkcją wyjątkową. Nawet jeśli nie zawsze trzymała
ona równy poziom, a niekiedy po prostu nudziła (zresztą taki już los większości
seriali, że po pewnym czasie wypalają się i tracą swój potencjał), to
jednak wyróżniała się spośród zalewu innych programów wyświetlanych
przez rozmaite stacje. Chociaż powstało później kilka produkcji mających
powtórzyć sukces Zagubionych, zbliżonych pod względem treści czy formy, choćby
kreowany na ich następcę Flash Forward
to jednak żadnemu to się nie udało. Sekret tkwił prawdopodobnie w samej otwartej formie Zagubionych,
która dopuszczała praktycznie wszystko — każde obojętnie jak zakręcone i fantastyczne rozwiązanie fabularne i tym samym pozbawiała konkurentów i następców
pola do popisu. Pojawili się i tajemniczy mieszkańcy Wyspy — Inni, działali naukowcy prowadzący dziwne
eksperymenty, były podróże w czasie, starożytny posąg i świątynia,
egipskie hieroglify, mistyczne źródło z cudownym światłem, uzdrowienia,
statek piratów, budzący grozę potwór — Czarny Dym, duchy, tajemnicze
szepty, niespotykanie silny elektromagnetyzm itd. Wszystko można było zobaczyć w jednej, jedynej produkcji. Do tego jeszcze pojawiali się w każdym kolejnym
sezonie nowi, liczni bohaterowie. Nie zjawili się tylko kosmici, ale chyba wcale
nie dlatego, że nie mogli. Twórcy serialu mnożyli sekrety jeden za drugim. Złośliwcy
nawet teoretyzowali, że scenarzyści dlatego tyle ich „naprodukowali"
ponieważ sami się w nich pogubili. Nie wiedzieli po prostu jak sensownie z nich wszystkich wybrnąć i jedynym rozwiązaniem było wymyślanie coraz to
kolejnych niewyjaśnionych wydarzeń by zainteresowani nimi widzowie zapomnieli o wcześniejszych. Dużo zagadek tajemniczej wyspy pozostało na zawsze nierozwiązanych i pozostawionych wyobraźni telewidzów, gdyż serial definitywnie się już
zakończył i nie zanosi na jego kontynuację czy filmy kinowe.
Po tym wstępie przypomnijmy więc sobie perypetie pasażerów pechowego
samolotu linii Oceanic Airlines i wróćmy na nieposiadającą nazwy wyspę, na
której się znaleźli i spędzili jak się okazało najważniejsze dni swego życia.
Pierwsze skojarzenie jakie nasuwali Zagubieni
to oczywiście klasyczne powieści o perypetiach rozbitków na bezludnych
wyspach z Przypadkami Robinsona Kruzoe
Daniela Defoe, Tajemniczą wyspą i Dwoma
latami wakacji Juliusza Verne’a, a także Robinsonem szwajcarskim Johanna Davida Wyssa na czele. Oprócz tych słynnych
książek należy też wspomnieć o filmie Cast
Away Roberta Zemeckisa. Wzorem swych poprzedników bohaterowie Lost znaleźli się w niekorzystnym dla siebie położeniu, z dala
od codziennych udogodnień i dobrodziejstw cywilizacji. Musieli sami zdobywać
pożywienie, znaleźć źródło wody pitnej, zorganizować sobie bezpieczne
miejsce na nocleg, stawiać czoła niebezpieczeństwu. Drugim odniesieniem były
natomiast popularne programy gatunku reality
show, głównie „Survivor", którego uczestnicy rywalizowali ze sobą w różnych mniej lub bardziej egzotycznych miejscach. Rozbitkowie z Lost więcej mieli wspólnego właśnie z tymi ostatnimi. Powodzenie
programów reality zagwarantowało
sukces Zagubionym, którzy gdyby
narodzili się wcześniej mało kogo by zainteresowali i zostaliby zdjęci z anteny po wyemitowaniu dwóch, trzech odcinków. Tym samym to wskazywało na to,
że Lost był kolejnym posiadającym
postmodernistyczne cechy tworem — jako produkcja telewizyjna odsyłał do
innych programów, które z kolei nawiązywały do klasyki literatury. Mieszał
klasyczny dyskurs rozbitka: budującego sobie mozolnie szałas i narzędzia,
rozpalającego ognisko, eksplorującego wyspę, szukającego z trudem żywności z dyskursem programów reality.
Oscylował między opowieścią o odkrywających nieznany kawałek lądu współczesnych
Robinsonach, a skojarzeniem z ludźmi biorącymi udział w programach takich jak
„Survivor", wykonującymi różne zadania i odpadającymi jeden po drugim z gry. Nie pokazywał jakby wyglądało życie prawdziwych współczesnych
„robinsonów" ale bardziej fabularyzował programy reality,
nawiązywał do ich konwencji. Ciekawe zresztą, że takie produkcje, szumnie
kreowane na nową jakość, która zastąpi tradycyjny film i serial fabularny,
same przyczyniły się do powstania kolejnej fikcyjnej opowieści.
Odcinki Lost wyróżniały się
tym, że nie posiadały zwykłej czołówki, podczas której wyświetlane są na
przykład postacie głównych bohaterów i nazwiska aktorów, którzy ich grają.
Tu po wprowadzających scenach pojawiała się na moment tylko czarna plansza z tytułowym napisem. Telewidz, który przykładowo włączył odbiornik, żeby
obejrzeć wiadomości czy inny interesujący go program i postanowił sprawdzić
czy będzie jeszcze coś ciekawego, bez większych ceregieli, przygotowań i ostrzeżeń został przeniesiony na odległą tropikalną wyspę. W dodatku jeśli
trafił na pierwszy odcinek serialu i sam jego początek: ujęcie ubranego w garnitur zdezorientowanego mężczyzny budzącego się gdzieś w lesie, niewiedzącego
gdzie się znajduje, słyszącego dobiegające z oddali krzyki i w końcu po
dobiegnięciu na plażę dwojącego się i trojącego by pomóc ludziom ocalałym z katastrofy samolotu sam musiał się poczuć równie zagubiony.
Ukryta gdzieś daleko na oceanie zagadkowa Wyspa wyraża pragnienie
ucieczki od codziennego, wielkomiejskiego zgiełku i przeżycia prawdziwej
przygody, wypróbowania się w niegościnnym środowisku. Lecz jeśli weźmiemy
również pod uwagę to, że rozbitkowie bardziej kojarzyli się z biorącymi
udział w reality shows niż
brodatymi, ubranymi w stare łachmany „robinsonami" przygoda ta jawi się
jako symulacja, odgrywanie scenariusza. To też zagwarantowało powodzenie
produkcji: przeniesienie się w egzotyczny, zagadkowy zakątek globu ziemskiego,
ale będący swego rodzaju połączeniem kontrolowanego tropikalnego kurortu
turystycznego z nieokiełznanym, pełnym
zagrożeń i zagadek nieznanym lądem. Rozbitkowie z jednej strony musieli
stawiać czoła licznym niebezpieczeństwom i odnaleźć się w nowej dla nich
sytuacji, a z drugiej w zadziwiająco łatwy sposób zdobywali pożywienie, nie
mieli większych problemów z rozpaleniem ognisk, umieli posługiwać się
doskonale bronią palną i odnajdywali do niej praktycznie niewyczerpalną
amunicję, obojętnie gdzie poszli nigdy nie tracili orientacji i nie zgubili się w dżungli, byli ogoleni i chodzili zawsze w czystych, wyprasowanych i dopasowanych ubraniach. Niekiedy mogło się wydawać, że grający ich aktorzy
najwidoczniej zapomnieli się przebrać i ucharakteryzować.
Fabuła Lost nie działa się
tylko na Wyspie, ale praktycznie na całym świecie. Zapoznaliśmy się z retrospekcjami z życia poszczególnych bohaterów, które miały miejsce najwięcej,
co nie powinno być zaskoczeniem, w Stanach Zjednoczonych, ale też przykładowo w Australii skąd lecieli pasażerowie samolotu, Francji, Wielkiej Brytanii,
Iraku, Nigerii, Tunezji, Rosji, na Seszelach, w Tajlandii, Niemczech, Korei Południowej. W jednych państwach częściej, w niektórych tylko w jednym odcinku. Oprócz
urozmaicenia jeśli chodzi o miejsca mieliśmy też dużą różnorodność
dotyczącą czasu prezentowanych wydarzeń. Bohaterowie trafili na Wyspę pod
koniec 2004 roku. Część z nich opuściła ją, wróciła do świata zewnętrznego i przeżyła tam następne dwa lata i w 2007 roku powróciła na Wyspę. Po ich
powrocie, czyli w piątym sezonie, miały miejsce liczne przeskoki w czasie i wydarzenia miały miejsce jak podaje polska Lostpedia w roku 2001 lub 2002, 2004, latach pięćdziesiątych, osiemdziesiątych, w końcu
przez większą część tej serii w latach siedemdziesiątych dwudziestego
wieku. Do tego wszystkiego w retrospekcjach z życia poszczególnych postaci
zahaczyliśmy nawet o XVII wiek i zamierzchłą starożytność.
Producenci
korzystając z możliwości retro i futurospekcji czyli tym razem wydarzeń
dziejących się w przyszłości względem zdarzeń na Wyspie mieli tu spore
pole do popisu i praktycznie niczym się nie ograniczali. Służyło to wszystko
jak największemu urozmaiceniu serialu. Gdyby jego fabuła działa się tylko w jednym czasie i jednym miejscu, szybko by wynudziła nawet najzagorzalszego fana
przygód Robinsona Kruzoe. Jego uwagę więc trzeba było podtrzymywać różnymi
sposobami: wprowadzając i uśmiercając liczne nowe postaci, prezentując
kolejne zagadki i mitologię Wyspy, zapoznając z pokrętnymi kolejami losów
bohaterów i ich obfitującym w wiele problemów życiem poza Wyspą, w „normalnym" świecie.
Pomieszania czasów i przestrzeni można było doświadczyć
na samej Wyspie widząc ludzi z początku XXI wieku obok niestarzejącego się
od kilkuset lat Richarda Alperta, starożytne budowle obok żywcem wyjętych z amerykańskich przedmieść współczesnych domów, w których mieszkali
tajemniczy Inni, prastare konstrukcje obok nowoczesnej technologii i stacji
badawczych organizacji Dharmy. Zupełnie jakby Wyspa nie należała na stałe do
żadnego czasu i miejsca, istniała poza historią, przeszłością, teraźniejszością
oraz przyszłością stając się jedynym w swym rodzaju ponowoczesnym miejscem
lub nie-miejscem podobnym w pewnym sensie do Los Angeles, do którego zamierzali
szczęśliwie dolecieć Jack, Kate, Sawyer i reszta.
Różnica polegać miała na tym, iż pobyt na Wyspie miał okazać się dla
nich najważniejszy w życiu, obojętnie kim byli i z jakiej pochodzili strony
świata. Rozmach narodowościowy wśród przymusowych mieszkańców Wyspy, którzy
musieli współpracować ze sobą by przetrwać (choć bywało z tym współdziałaniem
nie zawsze idealnie) pokazywał też jak bardzo obecny świat się skurczył,
jak bardzo staliśmy się nawzajem od siebie zależni obojętnie z jakiego kraju
pochodzimy. Na Wyspę mógł trafić każdy, ze wszystkich miejsc i epok. Żadna
nie była uprzywilejowana.
Kto pamięta serial Miami Vice,
ten na pewno kojarzy nienagannie skrojone marynarki policjantów Crocketta i Tubbsa, atrakcyjne kobiety i samochody, jacht i aligatora oraz hiperrealistyczne
obrazy dnia i nocy Miami a także teledyskową estetykę. Dla przykładu jedną z ikonicznych scen była ta, w której Sonny Crockett jedzie samochodem a jako
muzyczna ilustracja leci klasyk Phila Collinsa „In The Air Tonight"
zamieniając to, co oglądali widzowie w bardziej teledysk niż fragment serialu o policjantach walczących z handlarzami narkotyków. Podobnie nacisk na
wizualność, liczne atrakcje dla oczu, stałe zasypywanie nowymi osobami,
miejscami, budowlami, konstrukcjami a mniejszy na treść i zawiłości fabuły
(ograniczających się często do chodzenia w tę i z powrotem po dżungli) był
przejawem utrzymywania się Zagubionych w ponowoczesnej konwencji, której znakiem było też wymieszanie gatunków:
klasycznego serialu przygodowego, obyczajowego, wątków science fiction i nadprzyrodzonych.
Powróćmy na moment do tematu
programów z gatunku reality. Marek
Krajewski zwraca uwagę na to, że ukazują one życie małej wspólnoty,
zamieszkującej wspólną przestrzeń, powiązaną wzajemnymi interakcjami.
Obcujemy z tym, co między innymi za sprawą mediów zniknęło na zawsze.
Eksponuje się wspólnotowość, która przyciąga rozproszone, zatomizowane społeczeństwo.
[ 1 ]
Ci, którzy oglądali komentowaną przeze mnie produkcję pamiętają na pewno słowa
doktora Jacka Shepherda: „Jeśli nie nauczymy się żyć razem, umrzemy w samotności".
Warto też wspomnieć o tym, że
Lost nie był tylko tym co było widać
co tydzień w telewizji. Oprócz samego serialu zaistniała jako część pomysłowej
kampanii reklamowej interaktywna gra Lost
Experience, w Internecie umieszczono fikcyjne strony zespołu Driveshaft, w którym grał jeden z rozbitków i linii lotniczej, której samolotem lecieli
bohaterowie. Niewtajemniczeni, gdyby na nie trafili mogli łatwo uznać je za
autentyczne. Produkcja odważnie wykroczyła poza ciasną telewizyjną przestrzeń
tworząc nową jakość. Tak jak sztuczna rzeczywistość reality shows przeniknęła do filmu fabularnego, tak też fikcja
zawitała do „prawdziwego" świata.
Pozostaje pytanie: czym tak właściwie
był Lost? Jednym z najciekawszych
dzieł pierwszej dekady XXI wieku, wyznaczającym nowe standardy czy
najzwyklejszym oszustwem, bawieniem się z odbiorcą i perfidnie wykorzystującym
jego naiwność i zamiłowanie do wszelkich tajemnic, a tak naprawdę oferującym
mu zwyczajne, ładnie opakowane „nic" ciągnące się przez całe sześć
sezonów? Zdania są podzielone, zwłaszcza po finalnym odcinku, który niektórych
zachwycił, innych rozczarował. Być może należy przyjąć obydwie opcje. Na
pewno drugie takie dzieło prędko nie powstanie.
Bibliografia:
M. Krajewski, Kultury kultury
popularnej, Poznań 2005
Przypisy: [ 1 ] M. Krajewski, Kultury kultury popularnej, Poznań 2005, s.188 « Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 03-11-2011 )
Marcin ŁętowskiUr. 1978. Absolwent socjologii na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Interesuje się m.in. socjologią kultury popularnej oraz mediów, psychoanalizą, muzyką. Mieszka w Gruszczynie k. Poznania. Liczba tekstów na portalu: 17 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Filmowi podglądacze | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7506 |
|