|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Idee i ideologie
Zmierzch multikulturalizmu. Ile obcego jest nam ludzkie? Autor tekstu: Václav Bělohradský
Tłumaczenie: Kamila Woźniak
W swoim „Smutku tropików", jednym z kluczowych tekstów XX wieku,
Claude Lévi-Strauss opowiada, z punktu widzenia antropologa, o wrogości i upokorzeniach, na które był wystawiony podczas wojny w koloniach francuskich:
„Wiedziałem, że pomału i stopniowo zaczynają wypływać jak zdradzieckie
wydzieliny ludzkości, która jest przesycona własną ilością i wzrastającą, dzień
za dniem, złożonością swoich problemów — jakby jej skórę podrażniło tarcie,
które wywołuje wzrastanie materialnych i intelektualnych kontaktów pobudzanych
intensywniejszymi możliwościami połączenia. Nie pierwszy raz spotkałem się tu ze
wszystkimi tymi przejawami głupoty, nienawiści i łatwowierności, które grupy
ludzkie wyrzucają jak ropę, kiedy tylko zaczynają tracić dystans". [ 1 ]
Komunikacja ma swoją głębię, w której ścierają się przeciwstawne „prawa
do prawdy", mieszczące się w punktach widzenia różnych „grup ludzkich" i zakotwiczone w kontekstach kulturowych, do których należą. Ma ona jednak również i swój szczyt, który stworzony jest z zapachów, przekrzykujących się głosów i z
niepokojów w zatłoczonej przestrzeni, w której nasze ciała ścierają się ze sobą.
Drażni nas ich żenująco niewłaściwa materialność, wstydzimy się za nie. Kiedy
różne ludzkie (i chyba również zwierzęce) grupy „zaczną tracić swój dystans",
komunikacja między nimi „wyklucza pewnego rodzaju zgniliznę moralną".
Już teraz nie wiem, w której inscenizacji, Vodňańskiego czy Skoumala,
pojawia się parodia relacji radiowej z przebiegu jakiejś opery, w której do
grupy z „Aidy" przyplątuje się niedźwiedź ze „Sprzedanej narzeczonej";
śpiewając, obie grupy nawzajem wyganiają się ze sceny, a reporter cofa się...
Podobnie rozdrażniony staje się szczyt komunikacji w przeludnionej przestrzeni.
Oczywiście ludzie nie mogą prowadzić rozmów w pustej przestrzeni, a w
sytuacjach, które mają jakieś znaczenie. A każde znaczenie jest zainscenizowaną
historią, której, chcąc nie chcąc, jesteśmy bohaterami. Kiedy te wszystkie
inscenizowane znaczenia tracą sens, zamiast go potwierdzać, kiedy nasze ciała
jedynie ścierają się ze sobą, ponieważ każde należy do innej historii, szczyt
komunikacji rozdrażnia się i rozdrażnienie to wywołuje nienormalne sytuacje.
Postaci z różnych historii, zmuszone do tego, aby inscenizować swoje znaczenia
jedynie w oparciu o „dotyk" z ludźmi kulturowo obcymi, łatwo ulegają pokusie
stwierdzenia o tych drugich: „To nie są ludzie!" — i rozmawiać z nimi tak, jak
się rozmawia w więzieniu Abu Ghraib.
Kiedy takie „przeludnienie" przekroczy pewną ustaloną — różnie
definiowaną przez różne kultury — granicę, taki kolektywny brak wzruszenia
ludzkości zaczyna być odbierany jako „naturalne, rozumne rozwiązanie" nieznośnej
bezmyślności drugich. Cyberprzestrzeń nie posiada żadnych zapachów, nie należy
również liczyć się w niej z fizycznym szczytem komunikacji; kiedy ją opuszczamy,
nasza skóra pragnie łapać słowa, łatwo wówczas się podrażnia, zacznie „wydzielać
ropę". Dopiero kiedy pogłębimy komunikację, rozum zwróci nam dystans do
rozdrażnionego szczytu komunikacji, a my znów będziemy skłonni uznać
człowieczeństwo drugiego człowieka i jego „prawo do prawdy".
***
Nie jestem „patriotą Zachodu". Kiedy oglądam „Tańczącego z wilkami" w duchu przechodzę na stronę Indian jak jego bohater, nienawidzę tych głupich,
agresywnych białych mężczyzn w niebieskich mundurach. Przypominam sobie jednak,
jak kiedyś znalazłem się w Marsylii w dzień muzułmańskiego święta Id al-Kabir,
podczas którego zarzynało się jagnięta. Wydawało mi się to straszne, straciłem
dystans, wydarzenie to patologicznie podrażniło szczyt mojego jestestwa. Ktoś
obok mnie powiedział: „To nie są ludzie!", a ja milczałem. Wiem, w porównaniu z przemysłem mięsnym Zachodu rytualne zarzynanie jagniąt jest zachowaniem ludzkim i umiarkowanie negatywnym, ale mimo tego przez chwilę zapanowała nade mną moja
„podrażniona skóra". W tym momencie byłem jednym z tego wielkiego zastępu
zachodnich hipokrytów, którzy rozczulają się nad mordowanym jagnięciem, niosąc w reklamówce kurczaki i jajka z farm drobiu, gdzie pięć kur zostaje wciśniętych na
całe swoje krótkie życie do jednej
klatki.
Właśnie przeczytałem na stronie
www.minorites.org,
że jakaś organizacja z Marsylii „zaprasza wszystkich mieszkańców miasta na
obchody święta Id al-Kabir, aby już nigdy nie były redukowane tylko i wyłącznie
do krwawych obrazów zarzynanych jagniąt, ale żeby stanowiło cześć tożsamości
narodowej tak samo jak Boże
Narodzenie".
Utrata dystansu wywołuje moralną panikę, ludzie budzą się w historiach, w których nie chcą brać udziału, napawa ich lękiem, że znaczenia, które definiują
jakieś konkretne miejsca jako „ich własne", są zagrożone. Moralna panika
prowadzi do „antropologicznych odchyleń", jak na przykład pokusa skierowania
ludzkości przeciw całym grupom etnicznym, narodom lub rasom. „Przecież Arabowie
nie są ludźmi, przecież stosują kary cielesne, a kobiety muszą nosić chusty!",
albo odwrotnie: „Białych możesz oszukać, zasłużyli sobie na to, są bogaci!".
***
Umberto Eco zatytułował jedną ze swoich książek „Rakiem". Opowiada w niej o wielkim marszu Zachodu, który ma miejsce od momentu upadku komunizmu, jednak
jest to marsz do tyłu. Masakry w byłej Jugosławii, upadek praw socjalnych,
Guantanamo, ataki na teorię Darwina, kościół próbujący stać się podstawą
państwa, podważanie — pod hasłem „globalizacji" — podstaw demokracji (jak
równość, legalność, państwo socjalne), neonacjonalizm prawicy, bushowski
neokonserwatyzm; we Włoszech Berlusconi, ataki na podział władzy, prymitywny
rasizm Ligii Północy, w Polsce antysemickie Radio Maryja i nacjonalistyczne
partie w rządzie jak np. Samoobrona; w raportach Rady Europy mówi się, że rasizm
wzrasta nie tylko we Włoszech, ale w całej Europie. Krokiem w tył jest również
technokratyczne spowalnianie europejskiego procesu integracji i odrzucenie
Konstytucji UE przez obywateli Francji i Holandii. Ale również bezgranicznie
głupi postkomunistyczny antykomunizm, który nie jest niczym innym, jak
kontynuacją komunizmu tylko „innymi słowami".
Myślę, że ten pochód jest często reakcją naszej skóry, podrażnionej
wielkim wzrostem „kompleksowości" (podłe słowo!) naszych problemów, które musimy
rozwiązywać, i złożonością komunikacji z obcymi nam kulturowo.
W epoce kompleksowości i przeroście komunikacji łatwo stać się kulturowo
obcym; łączące się historie, w których osadzona jest tożsamość każdego z nas,
rozpadają się na niezliczone, stale różnicujące się od siebie fragmenty.
***
Czy multikulturalizm był lekiem na podrażnioną przez przerost komunikacji
skórę, czy może odwrotnie — jeszcze bardziej ją podrażnił? O różnicach między
społeczeństwem multikulturowym a multirasowym pisałem już wiele razy, ale może
jeszcze raz: w społeczeństwie multirasowym różnice etniczne czy rasowe są
kompensowane asymilacją lub przyjęciem jednego modelu kulturowego; kolor skóry
czy pochodzenie etniczne nie mogą być dla nikogo przeszkodą do przyjęcia na
siebie tych ról, które w społeczeństwie kultura uprzywilejowana definiuje jako
te
„najwyższe".
Odwrotnie, rdzeniem „multikulti" jest „uznanie drugiego jako drugiego",
co oznacza uznanie jego prawa do „niebycia takim jak my", niezmuszanie go do
bycia „jednym z nas", nienarzucanie mu marzeń o jakiejś roli w naszym
społeczeństwie.
Politycznym rezultatem multikulturalizmu jest to, że z przestrzeni
społecznej usuwa się wszystkie znaki przypisujące przywileje białej, zachodniej
„techno-naukowej" kulturze „macho".
Multirasowość i multikulturalizm różnie są spostrzegane w przestrzeni
społecznej. Przykładem multirasowego credo są amerykańskie seriale telewizyjne, w których często szefem policji jest murzynka, niepełnosprawna kobieta jest
agentką FBI, homoseksualista jest sędzią: wiara, rasa, orientacja seksualna nie
stają na przeszkodzie zajmowaniu „najwyższych pozycji" w społeczeństwie.
Przykłady credo multikulturowego są bardziej złożone: mniejszości nie
asymilują się, ale rozwijają w swojej inności, koledzy niesłyszących uczą się
języka migowego, przestaje się używać słów, w których zakodowana jest dominacja
większości kulturowej, wszystkie kultury mają to samo prawo do uznania w przestrzeni społecznej. Jednak wewnątrz mniejszościowych kosmosów kulturowych
rządzą inne prawa, na przykład wynikające z przyzwyczajeń; inne wartości
literackie, na przykład przekazywane ustnie legendy plemienne; inne kosmogonie,
na przykład mity rdzennych mieszkańców.
W jaki sposób miałoby się uczyć światowej literatury w perspektywie multikulturowej? Umieścić w programie nauki obowiązkową lekturę mitów plemienia Maya i pozwolić studentom na
wybranie właśnie ich zamiast Platona i Dantego? Nigdzie tak okrutnie nie
obchodzono się z rdzennymi mieszkańcami jak w Australii; aż do roku 1949 nie byli
oni obywatelami państwa, podlegali ministerstwu fauny i flory. Autonomię zyskali
dopiero niedawno, a teraz grozi im, że znowu ją utracą. Mnożą się przypadki
wykorzystywania seksualnego małych dziewczynek, sprawcy często są wysoko
postawionymi osobistościami w plemiennej społeczności i zgodnie z prawem
zwyczajowym są nietykalni. Czy mają zostać ukarani zgodnie z prawem
kolonizatorów? W niektórych włoskich miastach karze się kobiety, które noszą
burkę. Czy to jest sprawiedliwe?
***
We wszystkich państwach należących do EU nastał gwałtowny zmierzch
multikulturalizmu. Multicultural
citizenship osłabia się i w krajach, będących wzorem demokracji, jak np.
Holandia, Dania czy Wielka Brytania; wszędzie tam wraca się do polityki
multirasowej i asymilacyjnej. Każde społeczeństwo musi znowu mieć swój
„specyficzny narodowy" i kulturowy charakter -
społeczeństwo jest formą, narodową tożsamością, podstawą. Język i „wspólne
wartości" narodu nie są „nadstandardami" społeczeństwa, ale są jego twardym
jądrem. (...)
***
Amerykański socjolog Peter Blau zatytułował jedno ze swoich dzieł
„Paradoks multikulturalizmu". Jest on prosty: „Multikulturalizm żąda od
przedstawicieli różnych kultur, nie tylko, aby podporządkowali się przejawom
artystycznym innych kultur, sposobom ubierania i jedzenia 'kulturowo obcych',
ale również wymaga od nich, aby brali udział w aktywnej komunikacji z nimi".
Wynikiem tego jest to, że ludzie wybierają sobie znajomych i przyjaciół tak
spośród „kulturowo obcych", jak i spośród „kulturowo swoich". Potem z wielkim
prawdopodobieństwem niektóre z tych „związków międzykulturowych staną się
bliskimi przyjaźniami bądź związkami miłosnymi, z których wiele bardzo szybko
kończy się małżeństwem". Sukcesem multikulturalizmu jest szersza miara
komunikacji i większa liczba powiązań między poszczególnymi kulturami, a to
wiedzie do multikulturowego mieszania się społeczeństwa, które w ten sposób
przestaje być multikulturowe, ponieważ roztopiło się w nowej i chyba
skuteczniejszej formie melting pot.
Mówiąc inaczej: kiedy uda mi się przekazać swoją inność tym, od których
się różnię czy wciąż jeszcze się od nich odróżniam? Tak, ale ta inność została
przekazana innym! Przekazana i zrozumiana inność staje się czymś społecznym, co
łączy nas z tymi, od których się różnimy, a więc powstaje jakieś „społeczeństwo
przejętych różnic".
Paradoks Blaua możemy więc sformułować tak: im większy sukces odnosi
multikulturalizm jako przekazany sposób życia przedstawicielom jakiejś
społeczności, tym mniej prawdopodobne jest, aby zróżnicowane kultury mogły
zostać w dalszym ciągu zróżnicowane. Przejęte różnice są przejętymi różnicami, a te nie różnią, ale łączą. (...)
***
(...) Multikulturalizm jako projekt polityczny jest wyczerpany, ponieważ
był zbyt zróżnicowany. Jednak po multikulturalizmie nie ma miejsca na powrót
starego zachodniego europocentryzmu. Zmierzch multikulturalizmu musi być świtem
„drugiego modernizmu", ale o tym kiedy indziej.
Fragment eseju ze zbioru pod wspólnym tytułem „Społeczeństwo zniewolenia"
[ 2 ]
Przypisy: [ 1 ] Przekład za cytatem w języku czeskim — Kamila Woźniak. [ 2 ] Tytuł oryginału:
Václav Bělohradský, Soumrak
multikulturalismu. Kolik cizího je nám lidské, [w:] tegoż,
Společnost nevolnosti, Praha
2009, s. 251-261. « Idee i ideologie (Publikacja: 13-11-2011 )
Václav BělohradskýUr. 1944. Czeski filozof i publicysta, wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze. W latach 1970 - 1990 na emigracji we Włoszech. Od 1973 profesor na uniwersytecie w Genui. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7530 |
|