|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Mózg zdumiony!
Jak ojczulek wszechmogący na antence latał, diabła poszukując Autor tekstu: Anatol Ulman
Onego, choć bardziej tego niż owego czasu niedawnego, ojczulek pewien
wszechmocny, wszechpolski, ale zarazem wszechwatykański, żył ubogo w pałacyku
lazurowym nad Wisłą z datków ludu biednego się utrzymując, z grosików starych
kobiet, ze złotych łez wdów,
sierot, dziadków chorutkich. I stało się, że ranka jednego obudził
się pieszczony promykiem biało-czerwonym słońca naszego narodowego, co pobożnym
świeci ludziom. Przedostał się zaś był
ów promyk do komnaty przez kotarę ze srebrnych oraz złotych nitek wydzierganą
(dar parafialnego chóru męskiego Koza
nasza w Wołominie). Ojczulek z żalem wielkim rozstał się ze snem wspaniałym,
który, dziejąc się nad Tybrem, myckę kardynalską mu oferował z nadzieją pewną
jeszcze wyższego awansu. Zerwawszy się z łoża misternie rzeźbionego w drzewie
różanym (dar koła niedołężnych z podlaskich kniei i uroczysk) ojczulek odrzucił
cieplutkie kołdry chińskie barwne, z przedniego jedwabiu (dar dziewic podhalańskich), nogi opuścił i pod łożem
odszukał nocniczek złoty z uchem platynowym (dar związku weteranów
Goralenvolku). Siknął weń ostro, promiennie w intencji ofiarodawców. Następnie
dzwoneczkiem złotym z brylantowym uchwytem (dar pozostawionych w Kazachstanie)
zadzwonił tak delikatnie jak brzęczenie w niebie złotego trzmiela. I wkrótce
dzionek uroczy, z niebem lazurowym
niby szaty Mateczki na gipsowych figurkach, zawalił się ojczulkowi wielebnemu.
Do przestronnej sypialni z niezliczonymi obrazami oraz bronią
rycerzy dawnych na ścianach (dar pensjonariuszy
domu staruszków polskich)
wpełzł bowiem sługa zakonnik i przywierając do podłogi lśniącej, wywoskowanej
woskiem zbieranym przez nasze pszczółki narodowe z odwiecznie polskich
kwiatuszków polnych, zawiadomił ze zgrozą, cierpieniem prawdziwym, a szczerym,
iż stała się rzecz straszna, mianowicie ponownie z ciała ukochanej przez
ojczulka partii baboka (na prawo od sprawiedliwości) tak wytrwale budującej
narodowi IV Średniowiecze, ubyło kilka istotnych członków, którzy za krnąbrność i wątpienie we wszechmądrość oraz wszechwiedzę generalissimusa, a w zasadzie arcykomtura, zostali właśnie wyrzuceni
na bruk polityczny.
Zadrżał ojczulek z żalu
delikatnie, a jednocześnie tak mocno, że rozdygotały się z boleści mury pałacyku
(dar bezrobotnych stoczniowców), w którym pomieszkiwał. I nagle coś zagrzmiało i błysnęło w pustej czaszce ojczulka, więc
rozkazał, by lokaje (dar rencistek z Podkarpacia) cudowną antenkę (imieninowy
dar rzesz ciemnych) ze skarbca przynieśli. Antenka niby tylko zwykła rozkładana
rurka, a przecież za sprawą patronki Miriam wiele mogąca. Konkretnie było
wspaniałe, radzieckie jeszcze
elektriczeskoje ustrojstwo (dar koła dziadków czekistów w Riazaniu). Do jednego końca antenki mówisz na przykład:
nacjonalizm, ksenofobia,
nietolerancja, miernota, zatęchłość,
zaduch, sprzedajne elity,
obezwładniające mgły, a drugiej wychodzi:
patriotyzm, godność, wspólnota, polskość,
duma oraz dobry katolik.
To szatan jest odpowiedzialny za rozłam w partii, nagle genialnie blekocząc i bulgocząc bulgotem odkrył ojciec wszechmocny. I rzekł boleściwie do antenki,
by ustalenie rozgłosiła : Tu nie należy
wykluczać działania Złego. On wszystko będzie robił, żeby nas wyprowadzić w pole, diabeł zawsze dzielił.
Spytał wtedy logicznie zakonny lokaj:
— A kogoż to,
wasza świątobliwość, faworami swymi w takiej sytuacji zaszczycał będzie: tych,
co zostali, czy owych, co z partii odeszli?
— Odkryć najpierwej trzeba, kto
diabłem jest? Azali babok azali zizou?
Dopiero wtedy poprzemy! — odrzekł z mocą ojczulek.
— A wasza świątobliwość, póki nie
wykryje, pomilczy tajemniczo, jak
prawdziwy dyplomata! — zachwycił się sługus.
— Mądry z ciebie lokaj, padalcu -
zawyrokował wszechmocny ojczulek. — Nagrodzony za to
zostaniesz. Kiedy już na stolcu siądę
najwyższym, kardynałem cię zrobię, takim jak ten tam kardynał nocnikowy. I jak
on prawo dostaniesz lokowania produktu byle jakiego w krypcie wawelskiego smoka a także obok!
To rzekłszy ojczulek wszechmocny
antenki dosiadł, która jest uniwersalna: boć można do niej przykręcić narzędzie
skrawające do wiercenia powłoki ziemskiej, ale
też uzbrojonego w skrzydełka anielskie maybacha, żeby latała. I pofrunął ojczulek wszechmocny nad kraj
słowiański w poszukiwaniu Złego, który patriotów wrednie dzieli i boleśnie
rozczłonkowuje.
Po dotarciu do stolicy ojczulek
natychmiast odwiedził dzielnicę
Żoliborz. Tam w chałupce jednej, sam
niewidocznym będąc, patrzył długo, jak jego malutki wielki przyjaciel babok
rozwścieklony ćwiczył na swym ulubionym zwierzęciu
odwracanie kota ogonem.
Niziołek babok znajdował się w paskudnej
historycznie sytuacji, gdyż właśnie podczas święta niepodległości młodzi
Niemcy z Antify, organizacji
antynazistowskiej, pobili polskich faszystów za ich
narodowy socjalizm. Rzecz w sumie niesłychana i nie do przyjęcia: przebywająca
gościnnie germańska lewica w sercu piastowskiego kraju spuszcza łomot sarmackim
narodowcom, polskim spadkobiercom niemieckiej nacjonalistycznej tradycji! Takie
rzeczy nie powinny się zdarzać!
W końcu babok jednak rozjaśnił się i rzekł do kota: — Mam! Nie wspomnimy o miłym
nam faszyzmie, tylko zrobimy z owych zajść dramat narodowy! Zagrzmimy, że oto na
ulicach bohaterskiej Warszawy Niemcy, tak bardzo podobni do dawnych
hitlerowców, znów bili szlachetnych
Polaków! Ciemny naród uwierzy!
Diabeł nie mógł tego wymyśleć!
Zadowolony z baboka ojczulek nacisnął starter antenki i poleciał do Krakowa, by
tym razem sprawdzić zdrajcę zizou. Był to ulubieniec tamtejszego ludu
chronicznie pozbawionego jodu, tak niezbędnego w umysłowym rozwoju, patriota
podobny do rumianego pączusia z czarną marmoladką w miejscu czupryny.
Uroczy zizou, o damskiej urodzie narodowej panienki, układał właśnie ostre
oświadczenie bezwzględnie potępiające rząd i tuskową policję za bicie przez
lewaków najbardziej patriotycznej
wszechpolskiej nazistowskiej młodzieży.
Banita owszem, ale przecież nie
poszukiwany diabeł, skonstatował
ciepło ojczulek wszechmocny. Zrozpaczony, iż nadal nie wie, kogo ma politycznie
popierać jego patriotyczna armia złożona z miliona babć oraz otumanionych
dziadków, postanowił wracać do toruńskiego pałacu.
W tym samym czasie w stolicy odkrywał diabła inny, światły
jak cała ciemność, członek czarnej ferajny, emerytowany senior-prymas. Grzmiał
właśnie do analfabetów: -
Do części Warszawy przedarł się szatan,
wróg pokoju i szerzyciel nienawiści.
Stary mówca był klechą bardzo podobnym do wszechmocnego ojczulka. Operuje ciężką
chropawą polszczyzną, nie błyszczy umysłem, a jednak może o sobie z podziwem
powiedzieć, iż jest, jak wszechmocny ojczulek, finansowym geniuszem. Obaj
specjaliści od diabła, ani jednego własnego grosza nie dając, zbudowali rzeczy
potężne: ojczulek imperium medialne, stary prymas ogromną świątynię opacznej
opatrzności. Obydwaj za pieniądze społeczne i publiczne. Powstaje dylemat: czy
dureń potrafiłby tak manipulować masami wiernych frajerów oraz lokajskimi
władzami państwa, by setki milionów złotych utopiły w betonowej budowli i to
wyłącznie na cześć pomysłodawcy wzniesienia świątyni. Bo przecież nie dla chwały
urojonego Boga ani podzięce za mnóstwo przegranych powstań narodowych oraz
wojny. Nie warto nawet wspominać, że za tę
straconą bezpowrotnie i bezużytecznie ogromną kasę można było zbudować
tak potrzebne szpitale, domy opieki,
szkoły oraz żłobki. Każdy obywatel, od
którego państwo doi podatki, więc
także racjonaliści i emeryci, ateusze i podobni dranie, winien sobie uświadomić, że w budowli prymasa
zamurowano także jego szmal, bo tak chciała władza, dając na fanaberię dotacje.
Zaiste powiadam wam: szatan krąży nad światem.
Po powrocie do swego złotego
slumsu, idąc marmurowymi krużgankami (dar wdów i sierot) ojczulek wszechmocny
napotyka usadowione w niszy kryształowe lustro weneckie (dar nędzarzy
kanalarzy). Przegląda się w nim
machinalnie. Wygląda świetnie. Jest jak pomnik wyciosany z jednej bryły galarety
ze świńskich nóżek (naturalnie z marchewką, liściem laurowym oraz
uroczym zielonym groszkiem). Przyjemnie
też błyszczy ulubionym przez babcie smalcem,
tylko trochę nieapetycznym.
Ojczulek nie wie, bo i skąd, że
ogląda właśnie Złego. Polskiego, narodowego diabła, którego okrągły, jak blada
dynia, prostacki łeb wypełniony jest wyłącznie ludowym doktoryzowanym sianem. I instynktowną umiejętnością ssania gotówki od biedaków.
P.S.
Ewentualnych czytelników tego kazania, a raczej przypowieści, boć to zarazem i jedno i drugie, mocno przepraszam! Zamiar był inny! Chciałem bowiem albowiem i zaprawdę powiadam wam: po prostu wyrazić zdziwienie, zdumienie niebywałe,
przerażające, straszne, przejmujące, ale
też nie pozbawione komizmu: oto na początku XXI stulecia, kiedy nauka szczyty
osiągnęła hadronowe, a satelity wypełnione geniuszem człowieka mkną we
Wszechświat, doktor nauk
kruchtowych, rektor dyrektor było nie było uczelni, więc niby kuźni wiedzy i postępu, stwierdza publicznie a bezwstydnie, iż istnieje diabeł, paskudny duch,
pożyczony od troglodytów przez
pierwszych chrześcijan wytwór jaskiniowy, baśniowy produkt pozamózgowych
czeluści. I że grasuje. I to gdzie? W partii mającej prowadzić naród do
szczęścia oraz obfitości.
A wyszła mi przypowieść, albo i kazanie?! Za
sprawą Złego bez wątpienia. Co znaczyć może
niestety, że diabeł istnieje.
« Mózg zdumiony! (Publikacja: 18-11-2011 )
Anatol Ulman Urodzony w 1931 roku pisarz, dziennikarz i krytyk literacki. Publikacje książkowe: Cigi de Montbazon (1979), Godziny błaznów w składnicy złomu. Komedia współczesna (1980), Obsesyjne opowiadania bez motywacji (1981), Szef i takie różne sprawy (1982), Potworne poglądy cynicznych krasnoludków (1985), Polujący z brzytwą (seria Ewa wzywa 07, 1988), Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz (1991), Zabawne zbrodnie (1998), Pan Tatol czyli nieostatni zajazd na dziczy. Historia burżuazyjna z końca (2000), Transakcja z amnezją. Komedia wirtualna (2000), Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm (Wydawnictwo Alta Press-2007), " Drzazgi. Powabność bytu" (2008). W listopadzie 2010 roku zadebiutował jako poeta tomikiem wierszy "Miąższ". Liczba tekstów na portalu: 25 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Babok Krwiożerczy (nieśmieszny) | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7544 |
|