|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Próżność lekko ponadprzeciętnych Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Dałem się namówić na kawę z akwizytorem. U Bliklego na
Nowym Świecie w Warszawie wyceniano moją próżność.
Naturalnie nie zdawałem sobie sprawy, że umawiam się z akwizytorką. Parę dni temu otrzymałem telefon, że redakcja słownika „Who is who w Polsce" doceniła moją pracę i postanowiła dodać do kolejnego wydania ich
wielkiej encyklopedii notkę o mnie wraz ze zdjęciem. Wydało mi się dość
nietypowe, że potrzebne jest osobiste spotkanie, aby sklecić mój biogram zamiast
skorzystać z informacji dostępnych w przestrzeni publicznej. No ale niech
będzie, wszak w Wikipedii moja notka osobowa zawiera trochę istotnych luk, które
osobiście mogę wypełnić — pomyślałem, i się umówiłem na kawę z „redaktor"
Joanną. Zaczęło się od prezentacji tego ekskluzywnego dzieła, które
„redaktorka" porównywała do realnie renomowanego Bliklego, wyjaśniając mi, że
ukazanie się w tym dziele informacji o mnie będzie bez mała przełomem w moim
życiu. Zwłaszcza, że dzieje „Who is who" sięgają czasów królów, bo to królów i ich rodziny na początku w ten sposób spisywano.
W końcu udało się przejść do sedna spotkania. Wywiadu o tym, co robię, robiłem, gdzie należę, co skończyłem, a czego nie skończyłem. Ani
się obejrzałem a „redaktorka" postawiła kropkę i oznajmiła zakończenie zbierania
danych biograficznych. Wobec mojego widocznego rozczarowania, wzięła się znów za
porównywanie słownika do „naszego Bliklego". Z pomocą przyszły dwie siedzące
przy stoliku obok, kategorycznie przypadkowe, miłe panie, które błyszcząca
księga biogramów zdążyła oczarować. Jęły łapczywie przeglądać dzieło, gładzić
jego aksamitne strony, zachwalać wykonanie. W końcu pozwoliły przejść do
prawdziwego sedna spotkania.
Kiedy już znajdzie się pan w tej pięknie wykonanej
encyklopedii, zapewne będzie chciał ją mieć na półce? Po czym pani wyjęła
formularze znacznie obszerniejsze niż te służące do zbierania danych
biograficznych, za pomocą których potrzeba było sfinalizować moją subskrypcję.
No ale wpierw trzeba załatwić sprawę zdjęcia. Mój biogram
opublikowany zostanie wprawdzie bezpłatnie, ale muszę zapłacić za zdjęcie.
Jedyne 400 zł, które pozwolą zaistnieć mojej
face, w tym
book. Będą mnie rozpoznawać! A jestem
przecież taki przystojny. Pani nie przyjmuje odmowy. Informuje mnie, że już
przecież zamówiłem zdjęcie przez telefon, choć jako żywo było inaczej i nawet
nikt mi telefonicznie nie objawił, że chcą mi sprzedać nieco prestiżu w złoceniach.
Sąsiadki widzą, że dobrze się bawię i wkraczają, aby
poprosić o wizytówkę „Who is who". Muszę wyznać, że jestem wyrozumiały wobec
akwizytorów. Moje pierwsze własne pieniądze zdobyłem jako mały szczyl sprzedając
przechodniom jakieś okulary „rozjaśniające". W szkole średniej również
pracowałem przez pewien czas jako akwizytor. Teraz zaś pani prezentowała mi
akwizycję skierowaną głównie do próżniaków, opierającą swój komercyjny sukces
na tym, że ludzie nieznacznie ponadprzeciętni płacą grubą kasę, aby trzymać na
półce swoje skromne dokonania oprawione w skórę i wyłożone na kartach ze
złoconymi brzegami, najlepiej w wersji
face-book — tuż obok osób znanych i zasłużonych. Przyznajmy uczciwie, że
forma encyklopedii jest piękna.
Ile kosztuje próżność? Nie jestem pewien, czy cena jest
ustalana indywidualnie, czy może tylko w jakichś widełkach, ale w trakcie
rozmowy akwizytorka nieco plątała się z ceną. Podsumowała mnie tak: za wersję w skórze i ze złoceniami — 2,2 tys. zł. Wersje pośledniejsze: płócienna — 1,1 tys.
zł; biblioteczna czyli dla biedoty — 500 zł.
Że niby dużo? Aby zaspokoić próżność lekko
ponadprzeciętnych — naprawdę nie dużo. Mnóstwo ludzi płaci bez mrugnięcia,
niektórzy nawet ze świadomością, że ktoś po prostu robi interes na ich własnej
próżności. Na tysiącach stron jest naprawdę sporo zdjęć. A nazwisk przybywa
lawinowo. Pierwsze polskie wydanie „Who is who" (bo firma jest międzynarodowa)
liczyło ok. 12 tys. biogramów. 10 lat później liczba biogramów zwiększyła się o 7,5 tys. osób.
Wraz z moim oporem cena mojej próżności zaczęła lecieć w dół. „Redaktorka" wyjęła z rękawa promocję na zdjęcie. Stówa w dół. Dorzucają
gratis moje imię i nazwisko grawerowane na okładce. Drugi egzemplarz dla mamy, a przecież padnie z wrażenia, jak dostanie syna w złoceniach — 50% rabat.
Objaśniono mi nadto, że dwa dwieście za wersję skórzaną to i tak promocja, bo w normalnej dystrybucji dla śmiertelników spoza próżniaczej ferajny — trzeba
płacić dwa siedemset. Czyli czysty interes.
W końcu „redaktorka" oddaliła się. Bez świadomości, że
obraziła moją inteligencję, choć prawdopodobnie z podejrzeniem, że przeszacowała
wartość mojej próżności.
Na zakończenie rozmowę zagaiły jeszcze dwie,
kategorycznie przypadkowe, miłe panie z sąsiedniego stolika, które zapytały na czym
ten cały racjonalizm polega.
Ano na tropieniu szarlatanów.
Z kupowaniem prestiżu, jest jak z kupowaniem zdrowia u homeopatów — czysta iluzja.
Ale „Who is who" oczywiście polecam, pożyteczna książka. W domu zakupiłem sobie przez internet, z drugiego obiegu, już bez marży
próżniaczej. 2 tomy za 15 zł. Wprawdzie bez skóry i złoceń, ale dla chłopaka ze
wsi wystarczy. Za nowsze wydania trzeba zapłacić nawet do 10 zł więcej. Ale ja
świadomie wybrałem wydanie pierwsze, bo wierzę, że stosunek ciekawych biogramów
do próżniaczych — jest w nim najkorzystniejszy.
« Felietony i eseje (Publikacja: 18-11-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7545 |
|