|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Laicyzacja
Niewierzący jako Zacheusze? Autor tekstu: Julian Jeliński
Wydany w roku 2009 przez Politykę „Niezbędnik inteligentna PLUS" w całości poświęcony został religiom świata i zagadnieniom związanym z religią. Wśród artykułów na temat niezwykle ważnych dla religii postaci
(na temat Pawła z Tarsu, Mahometa czy Konfucjusza), na temat oblicza samych
religii oraz współczesnych problemów (miejsca kobiet w religiach, możliwości
istnienia wiary w Boga po Auschwitz itp.) znalazło się także miejsce, by zająć
się "niezwykle palącą" kwestią dialogu z ateistami. Temu tematowi poświęcony
został artykuł Adama Szostkiewicza „Czas Zacheuszy" [ 1 ], w którym autor, w bardzo specyficzny sposób przedstawia ateistów i ustawia
kwestię dialogu między wierzącymi a niewierzącymi. Artykuł ten może
stanowić świetny przykład podejścia do ateistów ze strony wierzących (nie
tylko katolików), z którym najczęściej możemy się spotkać w dyskursie
publicznym.
Bardzo wymowny jest już sam tytuł artykułu Szostkiewicza. Ateiści
zostają w nim utożsamieni z Zacheuszami. Zacheusz to postać biblijna, człowiek
bogaty — nadzorca celników, którego fascynuje Chrystus do tego stopnia, że
wspina się na drzewo, by móc go zobaczyć. Jezus nie tylko zauważa Zacheusza
siedzącego na drzewie, ale i zatrzymuje się u niego w domu. To sprawia, że
nadzorca celników nawraca się, rozdaje połowę majątku ubogim, a skrzywdzonych przez siebie wynagradza poczwórnie [ 2 ].
Podążając dalej za skonstruowaną przez Szostkiewicza analogią, można zauważyć,
że sam tytuł sugeruje już, iż jeżeli wierzący wystarczająco otworzą się
na niewierzących (np. doceniających ich „poszukiwanie"), mogą sprawić,
że niewierzący — podobnie jak Zacheusz — nawrócą się. I nic nie zmienia
tu
zastrzeżenie pojawiające się w artykule, że „[d]ziś Zacheusze nie oczekują
może takiej wizyty, chcą zostać przy swoim światopoglądzie[...]". To, że
nie oczekują nie oznacza przecież, że "wizyta" — owo otwarcie na
niewierzących, nie okaże się skuteczna i nie wywoła trwałej zmiany ku
wierze. Metaforyka tytułu wyraźnie wskazuje, że w opozycji pomiędzy wierzącymi a niewierzącymi jedna z grup jest uprzywilejowana — przynosi „wiedzę"
czy też „nawraca". Dalsza część artykułu wyraźnie to potwierdza.
Dla przykładu możemy się dowiedzieć, że „głębokie wartości"
czy też miłość, jest naturalnie związana z wiarą. Szostkiewicz wspominając o wspólnych obszarach etyki laickiej i religijnej przywołuje Antoniego Pospieszalskiego,
który wspomina, że zna „ludzi, którzy określają się jako niewierzący
[...] a jednak obecność Boga w ich życiu bije w oczy jasnym płomieniem".
Wniosek: dobro płynie z religii i niewierzący mogą być równie moralni, co
wierzący — mogą równać do poziomu, który wyznacza religijna etyka.
Podobnie przedstawia się ukazanie negatywnego nastawienia niewierzących,
które uniemożliwia dialog z wierzącymi. Otóż dowiadujemy się, że istnieje
możliwość przyjęcia różnej postawy wobec Boga i Kościoła — tak, nie i nie wiem. I postawa niewierzących: Bóg — nie oraz Kościół — nie wyraża
wprost, iż grupa ta „oczywiście dialogiem nie jest zainteresowana". To
„oczywiście" straszna konstatacja — ateiści nie są zainteresowani
dialogiem. Ale wyciągnijmy logiczne wnioski z tego rozróżnienia: czy
przypadkiem wierzący w ogromnej większości nie przyjmują postawy Bóg -
tak, Kościół — tak? A w związku z tym także „nie są dialogiem
zainteresowani"? Ciekawe, że Szostkiewicz nie zauważa, że podział, który
stworzył umożliwiałby dialog wyłącznie pomiędzy osobami reprezentującymi
postawę Bóg — nie wiem, Kościół — nie wiem. Chyba, że (ponownie) w dialogu jedna z grup z założenia ma rację i tą grupą są wierzący. Wtedy
dyskusja polega na przekonywaniu tych, którzy odpowiadają „nie wiem", by
mogli przyjąć poprawną postawę.
Deprecjonowanie niewierzących pojawia się w kolejnym fragmencie w sposób
bardzo subtelny: „ateistą praktycznym rzadziej zostaje się na podstawie
lektur i przemyśleń, a częściej ze zwykłej utraty zainteresowania światem
wiary i Kościoła oraz pod presją środowiska, w jakim się żyje, lub wskutek
negatywnych doświadczeń osobistych". To stwierdzenie kryje w sobie kilka
ukrytych, całkowicie nieuzasadnionych, założeń. Przede wszystkim — skąd
autor wie, że niewiara rzadziej stanowi źródło przemyśleń? Do takiego
wniosku może prowadzić go jedynie założenie, że „zainteresowanie światem
wiary" jest czymś dla człowieka naturalnym i — co ważniejsze — to
zainteresowanie automatycznie prowadzi do religii. Innymi słowy: przemyślenia i lektury z reguły prowadzą do wiary, a sama wiara ma większą wartość
intelektualną od ateizmu (powraca tu stary stereotyp ateisty jako osoby głupszej,
lub bardziej ograniczonej od wierzącego). Ciekawy jest także fragment odnośnie
utraty wiary „pod presją środowiska". Szostkiewicz pisze głównie o Polsce. Gdzie więc owa presja ateistycznego środowiska występuje? Tego już
nie chce zdradzić. Może w szkołach na lekcjach religii? Wokół kościołów? W telewizji publicznej z programami „ziarno" "słowo na niedzielę" oraz
relacjami z Watykanu? Trudno odkryć to źródło powszechnej indoktrynacji
ateistycznej. Wydaje się, że w sytuacji, gdy przytłaczająca większość
Polaków jest chrzczona, uczęszczała na lekcje religii w szkołach (i coraz częściej w przedszkolach) i wciąż określa się jako katolicy, to bardziej adekwatne byłoby
obrócenie zaprezentowanego cytatu. Przecież to „wierzącym praktykującym
rzadziej zostaje się na podstawie lektur i przemyśleń, a częściej przez
zwykłe narzucenie wiary i Kościoła oraz pod presją środowiska, w jakim się
żyje". Tego faktu Szostkiewicz zdaje się jednak nie zauważać.
Podsumowaniem specyficznej perspektywy Szostkiewicza, ustawiającej
dyskusję pomiędzy wierzącymi a niewierzącymi, jako dyskusję pomiędzy tymi,
którzy wiedzą, a tymi, którzy błądzą w ciemności, jest powtarzanie
obalanych już wielokrotnie argumentów „przeciwko ateistom". Przede
wszystkim po raz kolejny możemy przeczytać o „zbrodniach popełnionych w imieniu ateizmu", o Hitlerze i Stalinie. Andrzej Koraszewski krótko i zwięźle
ukazuje jakie (niewyrażane wprost) założenia towarzyszą tym, wielokrotnie już
obalanym, argumentom:
Zawsze towarzyszą tu dwa założenia, pierwsze, że
byli ateistami, drugi, że dokonali swoich straszliwych czynów dlatego,
że byli ateistami. Pierwsze założenie jest poprawne w odniesieniu do
Stalina, wątpliwe w odniesieniu do Hitlera. Jest to jednak bez znaczenia,
ponieważ istotne jest tu pytanie, czy to właśnie ateizm skłaniał ich do
popełnianych przez nich zbrodni. W przypadku Związku Radzieckiego,
komunistycznych Chin czy Kambodży ateizm towarzyszył politycznej utopii, a zbrodnie
popełniane były w imię tej utopii, a nie w imię ateizmu [ 3 ].
Wisienką na torcie wypaczania stanowiska ateistów i sporów pomiędzy
wierzącymi a niewierzącymi jest anegdota, jak to David Quinn „przyparł do
muru" Richarda Dawkinsa. Owym przyparciem do muru miałoby być najpierw
ukazanie, że Dawkins „rozgrzesza" ateistów nikczemników (słabość tego
ataku została już ukazana powyżej), a następnie dowiedzenie, że Quinn -
podobnie jak Dawkins — opiera swoje przekonania i wiarę na dowodach. Jakich
dowodach? Otóż: „samo istnienie materii jest dowodem, iż Bóg istnieje".
Równie dobrze mógłby powiedzieć „samo istnienie [tu wstaw dowolne słowo]
jest dowodem, iż Bóg istnieje". Jasne jest, że Quinn przeinacza znaczenie słowa
„dowód" tak, by móc uzasadnić racjonalność, a może wręcz naukową
wartość swojej wiary. To żadne przyparcie do muru, jedynie przytoczenie
starego, błędnego założenia odnośnie motywacji „ateistów nikczemników"
oraz marny chwyt retoryczny.
Mimo karykaturalnego przedstawienia niewierzących oraz charakteru
dialogu pomiędzy ateistami a wierzącymi, Szostkiewicz ma jednak całkowicie
rację, gdy pisze, że to nie ateizm jest największym zagrożeniem dla wiary.
To nie tylko wspominana przez niego obojętność i ignorancja ludzi
wierzących a także (a może przede wszystkim) zmiana wyróżnionego statusu
religii w dyskursie publicznym, a przez to coraz większa podatność religii na
racjonalną krytykę.
Przypisy: [ 1 ] A. Szostkiewicz, Czas zacheuszy,
"Niezbędnik inteligenta PLUS", 6/2009, Warszawa. Wszystkie cytaty
pochodzą z tego artykułu, chyba że zostanie to zaznaczone inaczej. « Laicyzacja (Publikacja: 22-11-2011 )
Julian Jeliński Absolwent filozofii i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Współpracuje m.in. z Instytutem Studiów Nad Islamem we Wrocławiu. Interesuje się zagadnieniami filozofii społeczno-politycznej, tożsamości Afroamerykanów, wielokulturowości w amerykańskiej filozofii politycznej, filozofii Cornela Westa oraz kwestią społecznego wymiaru religii na świecie. Tłumacz artykułów Sama Harrisa. Liczba tekstów na portalu: 18 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 32 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: O przygodach Jezusa i Mo | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7555 |
|