|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Buddyzm
Ząb ze Sri Lanki Autor tekstu: Jacek Tabisz
Nie tylko chrześcijanie znają relikwie. Poza prawosławiem i katolicyzmem najsilniejszym źródłem kultu szacownych resztek jest
być może buddyzm. Zakrawa to na ironię, o ile rozważyć pierwotną wersję
buddyzmu, jakiej być może nauczał Budda. Napisałem „być może", gdyż
jedynymi dowodami na istnienie Buddy to rozwój jego religii oraz oryginalność
jego filozofii. Z ową oryginalnością nie jest tak łatwo, bowiem myśl
buddyjska sporo zawdzięczała bramińskim Upaniszadom, które to, zainspirowane z kolei, acz nie wprost, Wedami, stworzyły pojęcie brahmana, czyli arche zawartego
we wszystkim, jednakże niepoznawalnego za sprawą złudzenia, sansary, wynikającego z wyrywkowości oglądu tak definiowanej „rzeczywistości". Już w braminizmie odnajdywanie brahmana złączyło się z perspektywą psychologiczno — moralną, to znaczy z czynami jednostki, oraz
etyką (dharmą) pojmowaną jako zajmowanie właściwego miejsca w przestrzeni
społecznej. Do tego zaczęło dochodzić przekonanie o istnieniu zjawiska
reinkarnacji, w której atman, dusza, odradza się w coraz to nowych formach.
Jakość tych form zależy od uczynków z poprzednich wcieleń. W stosunku do
braminizmu (jak wypada nazywać poprzednika hinduizmu), pierwotny buddyzm
odrzucał system kastowy (znacząco ułatwiający „zajmowanie właściwego
miejsca"), oraz potrzebę rytuałów i bogów. Za rytuały w braminizmie
odpowiedzialni byli bramini — specjalna warna („mega — kasta") kapłanów,
nie obca wielu cywilizacjom starożytnym (można wymienić tu choćby żydowskich
Sadyceuszy), dlatego buddyzm jawił się świadkom jego narodzin jako religia
ogromnie rewolucyjna, podważająca najistotniejsze fundamenty dawnego porządku.
Mimo to, nowa wiara przejęła i rozwinęła najistotniejsze osiągnięcia swojej
poprzedniczki — monistyczne przeświadczenie o istnieniu jedni wszystkiego,
reinkarnację i regulujące ją więzy karmiczne (złe i dobre czyny z dawnych
wcieleń), oraz zrównanie doznań psychologicznych ze zjawiskami naturalnymi, mówiąc
żartobliwie — kataru z trzęsieniem ziemi. Wynikło z tego przekonanie iż
siedząc w kucki i oddychając inaczej niż na co dzień możemy rozwiewać mgły
materialnej rzeczywistości, na których gęstość wpływa nasza dieta, czy
fakt spłacenia długu wobec sąsiadów.
Jak zwykle w Indiach, już u zarania Upaniszad, czy
buddyzmu obok naiwności pojawiały się całkiem głębokie spostrzeżenia
dotyczące natury świata. Nauka, której główne narzędzie — matematyka,
wtedy właśnie w swej czynnej, obdarzonej zerem i algebrą, formie powstawało,
również zakłada monistyczną jedność świata natury i rządzących nim
praw. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, iż jednia braminizmu wiązała
się ze swoiście pojętym bytem, natomiast jednia buddystów stała się
bardziej nihilistyczna. W braminizmie więzy karmiczne wiązały jakiś czysty
surogat bytu, w pierwotnym buddyzmie składały się na kłębek, który niczego
nie owijał, lecz rozwinięty oznaczał wolność w nicości. Jednakże buddyści
wciąż pytali o barwę tej nicości.
W braminizmie, a później w hinduizmie nie istniała
atmosfera sprzyjająca powstawaniu relikwii. Zwłoki zmarłego człowieka uznane
zostały za nieczyste. Spalonych popiołów nie przechowywano w urnach, lecz
wsypywano je do rzeki. Osoba prawomyślna nie powinna była dotykać zwłok, choćby
należały do najbliższej osoby. Paleniem ciał zmarłych zajmowała się (i
zajmuje) najniższa warstwa społeczności indyjskiej — niedotykalni, wiecznie
skalani. Kult relikwii w buddyzmie wydaje się zatem czymś zupełnie niezwykłym,
zwłaszcza, że religia Buddy jawi się na tle jej poprzedniczki jako bardziej
jeszcze antymaterialistyczna.
Ale stało się — nad domniemanymi pamiątkami po
Buddzie, w tym nad jego rozczłonkowanymi szczątkami zaczęły powstawać stupy i dagoby, będące albo półsferami z kamienną igłą na szczycie, albo też
kamiennymi lub drewnianymi, schodkowymi wieżycami wbitymi w niebo.
Największe stupy powstały na wyspie zwanej w starożytności
Sejlon, której nadano niedawno nazwę Sri Lanka. W powstałej w czasach
klasycznych Aten stolicy państwa — wyspy, Anuradhapurze, władcy przeznaczali
sporą część krajowych zasobów na budowle sakralne ustępujące swoją
wielkością jedynie piramidzie Cheopsa. Na drugim miejscu stało spiętrzanie
obficie wylewających się z interioru Sejlonu rzek, które rodziły się w górach
porośniętych tropikalnym lasem deszczowym. Wyspa wielkości Irlandii miała i ma kształt z grubsza trójkątny, góry zajmują środek jej najszerszej, południowej
części, dawna stolica znajdowała się na równinach ciągnących się na północ
od nich. W przeciwieństwie do Hindusów, Lankijczycy zawsze troszczyli się o swoją historię, wiemy zatem, iż misjonarzem buddyzmu na wyspie był syn
samego cesarza Asioki, najwybitniejszego władcy starożytnych Indii, który 300
lat po powstaniu buddyzmu nadał mu ogromne polityczne znaczenie.
Inaczej o przyjęciu buddyzmu mówią legendy. Jedna z nich, w postaci pochodzącego z późnej starożytności eposu „Mahavamsha"
opisuje wędrówkę północnoindyjskich buddystów do ziemi obiecanej im przez
objawiającego się w snach Buddę. Ową Ziemią Obiecaną jest Sejlon. Legenda
ta sprawiła, iż buddyzm stał się narodową religią Syngalezów, ludu
dominującego na wyspie, pochodzącego rzeczywiście z północy Subkontynentu i odciętego od swoich pobratymców liczącym setki kilometrów pasem należącego
do ludów drawidyjskich Dekanu. Niezwykła migracja zatem rzeczywiście miała
miejsce, choć dokonano jej najpewniej jeszcze przed nastaniem ery buddyjskiej.
Tak ścisłe złączenie religii z polityką zaowocowało oczywiście licznymi
problemami, od specjalnych miejsc dla minichów buddyjskich począwszy, poprzez
wielkie posągi Buddy towarzyszące nieodmiennie budynkom rządowym, na
rozmaitych lankijskich „nocach długich noży" skończywszy. W jednej z nich
wymordowano w nocy, w ich własnych domach nastawionych pokojowo polityków
tamilskich. Była to odpowiedź na nasilającą się przemoc Tamilskich Tygrysów.
Tamilowie na dobre pojawili się na Sri Lance we wczesnym średniowieczu,
zdobywając północ wyspy i podbijając od czasu do czasu resztę. Ich dziełem
było ostatecznie zburzenie pełnej kolosalnych budowli sakralnych Anuradhapury.
Zanim zaczęły się na dobre problemy buddyjskich Syngalezów z hinduistycznymi Tamilami, do zanurzonej w brzmieniu buddyjskich mantr
Anuradhapury przywędrowała z Północnych Indii najświętsza buddyjska
relikwia, czyli ząb należący do samego założyciela tej religii. Owo
przeniesienie relikwii uchyla nieco zasłony dotyczącej kresu buddyzmu w samych
Indiach. Czy buddyzm wymierał tam stopniowo i naturalnie, czy też hinduiści,
zazwyczaj stosunkowo tolerancyjni, pozbyli się tej wpływowej, wspieranej przez
wielu polityków, herezji? Nieprawdą powiem jest przypisywanie usunięcia
buddyzmu z Subkontynentu muzułmanom, którzy na dobre usadowili się w Północnych
Indiach dopiero w XIII wieku. Świadczy o tym historia Orissy, najbardziej
buddyjskiej krainy Indii, zwanej w czasach Asioki Królestwem Kalingi. Tam muzułmanie
dotarli bardzo późno, nie zastali jednakże buddystów. Jedynie na północnym — zachodzie kraju muzułmanie usunęli resztki niegdyś dominującej w Indiach
religii. Zatem ząb Buddy musiał być przeniesiony z uwagi na inne zagrożenie.
Od kiedy relikwia znalazła się na Sri Lance, pojawiła się
pogłoska, iż władca będący w jej posiadaniu nie może przegrać wojny, zaś
ten co ją stracił musi się pogodzić z nieuchronnym upadkiem. Rzeczywistość
nie za bardzo ufała tej legendzie i ząb Buddy niedługo gościł w monumentalnej stupie osadzonej nad nim w Anuradhapurze. Po ostatecznym
zniszczeniu antycznej stolicy nowym ośrodkiem władzy Syngalezów stała się
Polonnaruwa. Tam powstała kolejna Sri Dalada Veediya, czyli Najczcigodniejsza
Świątynia Relikwii Zęba. Po ostatecznym upadku buddyzmu w Indiach, Sri Lanka
stała się niejako świętą ziemią tej religii, zaś ząb Buddy widomym celem
pielgrzymek z najodleglejszych buddyjskich regionów Azji. Jednocześnie buddyzm w wielu miejscach zmieniał swój charakter, poglądy pobożnych przybyszów mogły
się zatem wydawać dość dziwaczne wyznawcom archaicznej szkoły Terawada,
jakimi byli Syngalezi. Buddyzm ściśle związany z lankijską monarchią
objawiał się w iście królewskich ceremoniach, w których kluczową rolę
odgrywały słonie, królewskie wierzchowce, udekorowane z największym możliwym przepychem i występujące wśród tancerzy specjalizujących
się w tańcu świątynnym przywodzącym na myśl dostojny i melancholijny nastrój
naszego poloneza.
Późne średniowiecze przyniosło zbliżenie głównych
mieszkańców wyspy, czyli Syngalezów i Tamilów. Tamilowie chętnie oddawali
za żony syngaleskim królom swoje księżniczki, zaś Syngalezi dodawali do
swoich kompleksów świątynnych kapliczki hinduistyczne, akceptując hinduizm
jako swego rodzaju „pomniejszy buddyzm". Wisznu, jeden z bogów indyjskiej
Trimurti, stał się dla buddystów Terawady „opiekunem wiary buddyjskiej".
Sami Tamilowie chętniej czcili jego głównego konkurenta — Sziwę.
Niestety, okres spokoju nie trwał długo — już w 1505
Portugalczycy założyli na Cejlonie kolonię skupioną wokół osady w Galle,
niebawem też pobudowali Colombo, obecną stolicę Lanki i łańcuch miejscowości
skupionych przede wszystkim przy zachodnim wybrzeżu wyspy. Pionierzy
europejskiego kolonializmu słynęli z brutalności i wszelkich okrucieństw
popełnianych w imię Jezusa. Na zarządzanych przez nich terenach nie było
miejsca na inne religie — nawracano siłą, albo zabijano, sadystyczne tortury
były codziennością. Jednocześnie, kosztem wszelkich innych potrzeb,
wznoszono ogromne kościoły, wpierw późnorenesansowe, później
wczesnobarokowe. Niebawem wokół Syngalezów zaczął się zaciskać nadmorski
pas kolonii portugalskich, Tamilowie, nie mając szans na żadną obronę,
starali się udawać nadgorliwie posłusznych lenników, co i tak nie chroniło
ich braminów przed celowym unicestwianiem.
Największym sojusznikiem Syngalezów stałą się dżungla,
niemożliwa do przebycia przez intruzów z Europy. Mimo to Portugalczycy, w wyniku śmiałej i pełnej oddania akcji zdołali włamać się do Świątyni Zęba i przewieźć „szatańską relikwię" do centrum swej władzy w Azji, czyli
do indyjskiego Goa. Był to już zmierzch Imperium Portugalskiego. Źle zarządzane,
pozbawione środków, stawało się powoli lennem Hiszpanii, która też miała
swój własny chaos. Goa dramatycznie potrzebowało pieniędzy. Mimo to
arcybiskup kolonii z pogardą odrzucił szczodrą ofertę odkupienia relikwii
pochodzącą od jednego z książąt laotańskich. Ząb Buddy został komisyjnie
zmiażdżony w imadle, zmieszany z ekskrementami i rozrzucony na cztery wiatry.
Ludzie religijni są ślepi na to, że ich religia nie jest
jedyną. Portugalczycy, mający nie lada doświadczenie z relikwiami, powinni
byli domyśleć się dalszego ciągu tej historii. Być może zmylił ich fakt,
iż papiestwo oficjalnie orzekło, iż ludzie czarni są tylko zwierzętami
podobnymi do ludzi. Nie przypuszczali zatem, iż ciemnoskórzy Syngalezi postąpią
tak samo jak katolicy...
Koshu
Suum (Tamilka ze Sri Lanki, studentka tańca i filologii indyjskiej)
tańcząca tradycyjny taniec z Kandy.
Jeśli ktoś na Sri Lance odnajdzie karty (co wcale nie
jest proste) dotyczące nieszczęsnych, goańskich perypetii zęba Oświeconego,
natknie się z pewnością na kolejną legendę, w której zapozna się z tajemniczą postacią syngaleskiego mnicha, który dziwnym zbiegiem okoliczności
spacerował sobie koło wybrzeży Goa akurat wtedy, gdy arcybiskup Goa dokonywał
egzekucji zęba. Gdy prochy trafiły do oceanu, stał się oto cud, tym bardziej
cudowny, iż tuż przy mnichu. Oto z powierzchni morskiej wody wyłonił się
kwiat lotosu (zazwyczaj preferujący słodkie akweny), rozkwitł i w nim pojawił
się błyszczący ząb Buddy! Posiadłszy już relikwię, mnich w oka mgnieniu
przebył ponad tysiąc kilometrów lądu i morza i złożył relikwię w przynależnym jej miejscu. Stała się rzecz, o której powinni wiedzieć, dzięki
licznym własnym doświadczeniom, Portugalczycy — relikwii nie da się
zniszczyć, ani tym bardziej udowodnić ich nieprawdziwości.
Drewniana, najstarsza cześć Świątyni Zęba w Kandy.
Portugalczyków wyparli z Cejlonu Holendrzy, którzy nieco
mniej fanatycznie, za to dużo skuteczniej kontynuowali podbój. Byli całkiem
niezłymi jak na swoje czasy ekonomistami, dlatego ich taktyka polegała na
odcinaniu niepokornej ludności tubylczej od zasobów. Wynędzniali Syngalezi
osiedli w swojej ostatniej stolicy — Kandy, gdzie pomimo braku środków
rozwijali nadal tańce ze słoniami i drewnianą, urokliwą architekturę. W Kandy, znajdującym się już w niższych partiach gór, założono ostatnią Świątynię
Zęba, będącą na poły muzeum sławy narodu dotkniętego zmierzchem, na poły
zaś fundacją religijną. Lasy deszczowe długo broniły jeszcze ich niepodległości.
Dopiero w latach dwudziestych XIX wieku, kiedy Indie od dawna już były
ujarzmione, Brytyjczycy dotarli do Kandy i zniszczyli świątynię, ząb
zabierając w bezpieczne miejsce. Początkowo Cejlon był dla nich tylko
strategicznym punktem broniącym Wicecesarstwa Indii do południa. Gdy jednak
przedsiębiorczy Szkoci odkryli, iż po zastąpieniu plantacji kawy plantacjami herbaty
wyspa staje się wspaniałym źródłem dochodów, władze kolonialne zaczęły
dbać o nieco lepszy klimat pomiędzy zdobywcami a podbitymi i Świątynię Zęba w Kandy odbudowano, zwracając relikwię. Ostatnia stolica niepodległych
Syngalezów nabrała przy tym wyglądu typowego kurortu górskiego dla zmęczonych
żarem równin Białych.
Nowsza część Świątyni Zęba w Kandy.
Ostatnim aktem tragicznych losów zęba były liczne ataki
terrorystyczne Tamilskich Tygrysów na Świątynię Zęba. Oddanie zamachowców i obrońców niejako ostatecznie potwierdziło prawdziwość nieprawdziwej
relikwii. Obecnie świątynia w Kandy jest wpisana do rejestru zabytków UNESCO,
głównie dlatego, iż mimo wszystko pozwoliła przetrwać epokę kolonialną
dworskim i religijnym tradycjom artystycznym Syngalezów, stała się też ostoją
historii zakorzenionej w starożytności ludności tego kraju.
Zdjęcia: Jacek Tabisz.
« Buddyzm (Publikacja: 27-12-2011 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7645 |
|