|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Islamonozja, czyli niedobrze mi się robi gdy… Autor tekstu: Jan Wójcik
Zostałem ostatnio zaproszony do grupy poświęconej
dialogowi muzułmanów z islamofobami. Oczywiście miałbym tam występować w charakterze islamofoba, co jest absurdalne z dwóch powodów: po pierwsze dialog
powinien zakładać równą płaszczyznę, a definiowanie jednej strony poprzez
religię a drugiej poprzez ksenofobię nie spełnia tego kryterium. Jeszcze głupszy jest pomysł dyskutowania z osobami
irracjonalnie uprzedzonymi, wystraszonymi — bo takie jest znaczenie „fobii" — ponieważ dialog powinien zakładać rozmowę, racjonalną wymianę argumentów.
Chyba, że chodziło o to, żeby tych ksenofobów oświecić, podobnie jak chciał
to robić Mariusz Turowski, redaktor naczelny As Salam, pisząc artykuł o tym, że
islamofobia wynika z niewiedzy.
Kiedy jednak zastanawiam się nad przypisywaną mi jednostką
chorobową, to dochodzę do wniosku, że nie czuję lęku przed islamem, ani tym
bardziej lęku irracjonalnego. Nie uważam, że wszyscy muzułmanie to terroryści i nie każda chusta w metrze budzi mój niepokój czy dojadę do stacji końcowej.
Nie twierdzę też, że istnieje jakiś globalny islamski spisek. Nie postrzegam
islamu jako monolitycznego bloku. Nie twierdzę, że każdy muzułmanin kieruje
się ideologią polityczną, chociaż
nie będę zaprzeczał, że ktoś kto twierdzi, iż ideałem jest państwo
islamskie nie zajmuje się polityką. Nie bronię jakiejś jednej cywilizacji
przed drugą, Chrystusa przed Mahometem i w ogóle nie występuję z pozycji
jednej jednorodnej tożsamości przeciwko drugiej. Cokolwiek do tej pory zrobiłem w tej sprawie, nie wynikało nigdy z lęku, więc śmiem twierdzić, że termin
islamofobia jest stworzony wyłącznie po to, żeby uciszać krytyków islamu.
By jakiejkolwiek krytyce islamu przylepić etykietkę irracjonalności,
niewiedzy i problemów z akceptacją „obcego".
Jeżeli jednak konieczne jest ujmowanie tego zjawiska w kategoriach paramedycznych, to zastanówmy się nad poniższymi zdaniami.
Mam dosyć zatruwających opowieści o zgniłym Zachodzie i o tym, że islam jest rozwiązaniem. Mam po dziurki w nosie wezwań, żeby
zaakceptować prawa szariatu sprzeczne ze świeckim porządkiem panującym w Europie. Po uszy mam wykrętów na temat różnych przestępstw skorelowanych z muzułmańską imigracją, że nie mają one związków z islamem. Ulewa mi się,
kiedy słyszę, że prawa człowieka są odzwierciedlone w Koranie i hadisach,
bo nie muszą być i prawom człowieka religijne księgi są do niczego nie
potrzebne, tym bardziej jeżeli to rzekome odzwierciedlenie jest nieprawdą.
Czuję jak wywraca mi się żołądek, kiedy cenzurę nazywa się wolnością słowa, a dyskryminację równością, natomiast równość przedstawia się jako gorsze
rozwiązanie od domniemanej sprawiedliwości przewidzianej dla obu płci przez
Boga, o którym nie wiemy nawet czy istnieje. A pod gardło mi już podchodzi,
kiedy instytucje publiczne, takie jak szkoły, sądy, więzienia, robią ustępstwa,
żeby uszanować prawa sprzeczne z prawami naszych krajów. Mdli mnie, gdy słyszę
powodowane jakimiś kompleksami wzbudzanie poczucia winy za kolonializm, jakby mówiący
nie miał świadomości, że gdyby to nie państwa zachodnie pokonały Turcję,
mielibyśmy do czynienia z o wiele gorszą sytuacją rdzennej europejskiej ludności
pod osmańską okupacją. Dostaję drgawek, kiedy muzułmańscy imigranci próbują
stroić się w żółte Gwiazdy Dawida, wcielając się w rolę Żydów z lat 30 w Niemczech, obrażając obywateli państw dających im dziś schronienie
poprzez porównywanie ich do nazistów, nie rozumiejąc skali prześladowań Żydów i zapominając o tym, że pomysł znakowania żółtym emblematem żydów i chrześcijan pochodzi z wczesnych wieków islamu. A naprawdę niedobrze mi się
robi, jak słyszę osoby przybywające z kręgu kulturowego, w którym nie
potrafiły stworzyć sobie odpowiednich instytucji gwarantujących im prawa,
dobrobyt, rozwój, twierdzące, że mają lepszy pomysł na idealne państwo.
Więc jeśli drogi muzułmański apologeto chcesz już
koniecznie widzieć w tym jakąś chorobę, to lepiej odda jej charakter słowo
„islamonozja" — od angielskiego nausea: nudności, mdłości.
Pojęcie islamonozji
pojawiło się już kilka lat temu, używał go m.in. Pat Condell a ostatnio
Nicolas Sennels.
Tekst ukazuje się równolegle w Racjonaliście i w portalu
Euroislam.
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 03-02-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7735 |
|