|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Kościół w Polsce
O polskiej tolerancji Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
" Wielka mnogość religii, które się w nich roją,
zwłaszcza w Polsce, o której mówią przysłowiowo,
że jeżeli ktoś utracił swoją religię,
to niechaj jej poszukuje w Polsce, a znajdzie ją z pewnością.
Jeśli nie, to będzie mógł uznać, że zniknęła ze świata" .
Sir Edward Sandys [ 1 ].
" Kacerz szewc — to kacerz, kacerz magnat — to magnat". Na początku trzeba nam postawić tezę zadziwiającą z pozoru: Polak będący
tolerancyjnym wiele ryzykował. Za tolerancyjne bowiem traktowanie innych spotkać mogło
podejrzenie o brak wiary, a nawet sankcja w postaci klątwy! Tak, tak, uczono ten naród,
jak i wszystkie inne, że prawdziwy katolik nie zdzierży heretyka.
W tym kontekście nasuwa się przykład Fryderyka II, XIII-wiecznego cesarza,
potomka królów niemieckich i normańskich, który miał swój dwór na
Sycylii. Obecne na owym dworze były np. wpływy bizantyjskie, weneckie itd.
Szerokie kontakty sprzyjały posiadaniu szerokiego spojrzenia na świat… Na
dworze króla Fryderyka można było swobodnie wymieniać się myślami, co np.
na dworach królów w „barbarzyńskich" Indiach w czasach Abgara
Wielkiego było sprawą normalną. Ale przecież nie w rozwiniętej „porządnej"
Europie ! (przynajmniej teoretycznie i wedle reguł głoszonych przez duchownych).
Ponieważ Fryderyk — już cesarz — nie chciał zabijać wrogów wiary w wyprawie krzyżowej spotkała go klątwa papieża Grzegorza IX, która wymusiła na nim
zgodę na udział w wyprawie (zresztą po jakimś czasie cesarz i tak został wyklęty).
Papież znów zwyciężył władzę świecką, co zaowocowało w Niemczech nieszczęsnym okresem
„wielkiego bezkrólewia" — ale cóż to obchodziło wikariusza w Rzymie. I oto, co można
powiedzieć o Fryderyku: "Okazywał często daleko idącą tolerancję religijną,
stąd zrodziło się podejrzenie, że nie wierzy w Boga"
.
Otóż to! Tradycja. Wszak jeszcze niedawno XIX i XX-wieczni papieże
wolność słowa i tolerancję uznawali za dzieło szatana...
Dlatego mówiąc o polskiej tolerancji należy wciąż pamiętać,
że system królujący wtedy w Europie był systemem totalnym (uniwersalnym, jak
powiada się grzeczniej), a zamiast słowa tolerancja lepiej używać słowa tolerowanie.
Aby ocenić skąd płynęła owa słynna polska tolerancja,
nie wolno zapominać o tym, że po unii z Litwą Rzeczpospolita stawała się niejako z definicji państwem wielowyznaniowym. Cynicznie można by rzecz ująć i stwierdzić,
że w sytuacji, gdy 1/3 mieszkańców kraju nie jest wyznania katolickiego trudno
wypowiadać im wojnę. Choć przecież tradycję królewskiej tolerancji zapoczątkował
właściwie Kazimierz Wielki, po przyłączeniu grodów czerwieńskich z ludnością
ruską. Za politykę tolerancji spotkała go zresztą klątwa papieska. A że królowie
polscy ze względów geopolitycznych często skazani byli na zawieranie sojuszy z pogańskimi czy niekatolickimi państwami sąsiednimi, to i nie mogli sobie
pozwolić na zadrażnienia z nimi przez prześladowanie ich współwyznawców
mieszkających w granicach Rzeczpospolitej. Przecież kiedy było trzeba podjęto
sojusz z Litwą przeciw katolickim Krzyżakom.
Jest takie zdanie historyka M. Bobrzyńskiego dotyczące źródeł polskiej
tolerancji religijnej, w którym twierdzi, że płynęła ona: "nie z przewagi zasad
politycznych i humanitarnych nad religijnym uczuciem, ale w ogóle z braku silnych
religijnych przekonań". Co ciekawe nasz wieszcz Zygmunt Krasiński zdaje się już
wcześniej być tego zdania, kiedy narzekał na „letniość" Polaków i stwierdzał, że
prawdziwa, żarliwa wiara nie boi się wojny. Znowu: religia i wojna. Tak to nam
wpojono… Oczywiście opinia ta doczekała się wielu polemik. Wydaje się
jednak, że polska tolerancja kwitnąca w dobie „złotej wolności" szlacheckiej,
właśnie w „złotej wolności" ma swe źródło, nie zaś w postulacie dotyczącym wolności
sumienia. Szlachta przywykła do swobód i w głowie jej się nie mieściło, by ktokolwiek
miał prawo ingerować w jej wybory. Ale i polska myśl obywatelska przygotowywała grunt
pod pojmowanie tolerancji. Nie bez znaczenia była rola Uniwersytetu Krakowskiego i ludzi tej miary, co Paweł Włodkowic opowiadających się wyraźnie przeciw nawracaniu
niechrześcijan siłą. Od czasów Abelarda uniwersytety stawały się ośrodkami
myśli — nieraz mało prawomyślnej. Tu toczyły się spory filozoficzne
(np. nominaliści kontra realiści). Tu lęgły się idee, które dziś moglibyśmy
nazwać „obywatelskim nieposłuszeństwem": wszak to Sorbona namawiała
króla Francji do niepłacenia podatków Watykanowi. To na Oksfordzie pojawiła
się myśl Wiklefa o tym, że Kościół jest wyłącznie ciałem mistycznym, że
człowiek odpowiada wprost przed Bogiem, a ziemski Kościół instytucjonalny
nie ma tu nic do rzeczy. Z uniwersytetem praskim związany był Hus.
„Nowinki" związane z wystąpieniem Lutra wpierw zaciekawiły uczonych właśnie.
Nic dziwnego, że papieże walczyli o to, by nad uniwersytetami mieć nadzór.
By otworzyć wydział teologiczny na uniwersytecie krakowskim, potrzebna była
oczywiście zgoda papieska. W czasach Jagiełły inaczej niż w okresie powoływania
uniwersytetu przez Kazimierza Wielkiego, kiedy na czele uczelni stał rektor wybierany
przez ogół studiujących, zwierzchnikiem jako kanclerz był biskup krakowski. Zresztą
poziom i wymiar wiedzy serwowanej przez Jagiellonkę
zmieniał się chyba na gorsze właśnie z powodu wydziału teologicznego i bezpośrednio z powodu… unii z Litwą, kiedy to potrzeba kształcenia i wysyłania
na świeżo ochrzczoną Litwę księży zaważyło na losach nauki polskiej, której
potencjał był właśnie na tym polu absorbowany.
Zainteresowanych polską tolerancją można odesłać do książek
Janusza Tazbira, nas nie tolerancja tu interesuje, ale przejawy jej braku,
szczególnie ze strony dostojników kościelnych, którzy zawsze mając na względzie
wyłącznie interes własny często wbrew opinii szlacheckiej i królom nawoływali
do surowej rozprawy z kacerzami i innowiercami.
Więc — „tolerancja"… Jeśli już jakieś paralelne definicje można tu
przytaczać, to bardzo „nowoczesne" pojmowanie wolności sumienia,
które przebija z pism np. Szlichtynga, ariańskiego pisarza i innych myślicieli ariańskich. Katolickie kręgi opiniotwórcze przez tolerancję
rozumieli raczej „znoszenie" w spokoju inaczej myślących. Znosili ich zatem, bo
musieli. Do czasu. Po pierwszych sukcesach kontrreformacji zmienili ton.
O tolerancję za to walczyli z uporem polscy i litewscy protestanci,
różnych zresztą odłamów, z których każdy inaczej nieco ją rozumiał. Spierając się
pomiędzy sobą innowiercy nie ustawali w próbach wypracowania wspólnej płaszczyzny
koegzystencji. Ukoronowaniem wielu prób była Zgoda Sandomierska (1570 r.).
Wcześniej odbył się synod zjednoczeniowy zwolenników wyznań reformowanych i braci czeskich w Koźminku w 1555 r. Tylko polskich arian nie bardzo chciano
tolerować… Czując się jednak coraz mniej pewnie w atmosferze narastającej
fali kontrreformacji, protestanci próbowali nawet porozumieć się z cerkwią
prawosławną, która jednak związana podległością wobec swej metropolii nie
podjęła inicjatywy.
Jak zatem pojmowały tolerancję poszczególne wyznania ? W dużym skrócie
można by rzec, że katolicy pojmowali tolerancję bardziej jako „tolerowanie"
czyli „znoszenie do czasu" niż program pozytywny, protestanci pisali o tolerancji też nie
pojmowanej bezgranicznie, lecz opartej o prawdy Ewangelii, arianie zaś poszli
najdalej. Odrzucali oni wszelki przymus w dociekaniu prawdy. Wspomniany autor
ariański Szlichtyng stwierdzał: "Cóż bowiem innego jest wolność sumienia,
którą Bogu jednemu wolno ograniczać, jeśli nie to, że możesz sądzić w sprawach
religii tak, jak chcesz, a to co sądzisz, swobodnie wypowiadać i wedle tego postępować,
byleby tylko bez czyjejkolwiek krzywdy". Bliskie to naszemu dzisiejszemu rozumieniu
wolności sumienia, można by powiedzieć, że Karta Praw Człowieka i Obywatela „wybrała"
właśnie ariański punkt widzenia. Ich to zza grobu zwycięstwo… A co pozostanie z ortodoksyjnej myśli katolickiej, kiedy za sto lat ktoś zrobi bilans? Hasło, że poza
Kościołem nie ma zbawienia, „zmuszaj do wejścia", nieomylność papieska ?!
Dodajmy, że tylko arianie byli przeciwni jakimkolwiek działaniom
przeciw sumieniu, i nie przyjmowali do wiadomości słowa „heretyk". Byli też
absolutnie przeciwni stosowaniu przemocy — może pamiętamy ze szkoły jak
nauczyciel opowiadał nam o noszeniu przez arian drewnianych mieczy? Tymczasem
zarówno katolicy, jak protestanci godzili się w jednym: że heretyków trzeba
zwalczać (też i zwalczali jedni drugich, a katolicy np. w protestanckich
Niemczech byli srogo prześladowani), i nie pojmowali tolerancji tak, jak my
dzisiaj. Postulat arian był wtedy niesłychany, rewolucyjny, prekursorki.
Zwalczał je Rzym i Wittenberga, i Genewa, inkwizytorzy i teologowie obu (tj.
katolickiego i protestanckiego) wyznań.
Jeśli zaś przyjdzie nam pomówić o słynnym
polskim „azylu dla heretyków" czyli polskiej gościnności dla
wyganianych zewsząd innowierców, którzy na ziemiach polskich znajdowali
schronienie, to nie łudźmy się, że proces ten odbywał się w atmosferze
powszechnej zgody. Nietrudno się domyślić jakie kręgi czuły się tym
zjawiskiem zgorszone. Zaszczutych ludzi, niekatolickiego wyznania nazywano
„potworami, szelmami" itp. Jezuici z Hozjuszem na czele darli szaty i robili wszystko, by ten „zaniebny" proceder powstrzymać. Doprawdy
to ustrój „łotej wolności" był gwarantem wolności religijnej i tolerancji, gdyby nie to, Polska niczym na karcie „europejskiej
tolerancji" by się nie wyróżniła, a stosy płonęłyby częściej.
Pewnie dostojnicy Kościoła nie marzyli o niczym innych. Tyle, że cugle zakładała
im szlachta. Polska tolerancja mogła zaistnieć nie dzięki — ale wbrew
katolickim decydentom. I dlatego dziś dumne słowa o polskiej tolerancji religijnej
nie mają prawa wychodzić z katolickich ust.
Biskupi katoliccy wprost wybłagiwali u króla wydanie zakazów
osiedlania się innowierców przybywających z Europy. Jak biskup poznański Izdbieński,
chcący wygnać braci czeskich z terenów Wielkopolski. Dopiero ród Leszczyńskich wziął
ich w opiekę. Bo tylko tu, w posiadłościach magnackich i szlacheckich mogli znaleźć
swe miejsce zarówno krajowi innowiercy, jak i imigranci. Ale też do czasu. W dobie
zwycięstwa kontrreformacji nawet szlacheckie posiadłości przestały być nieprzekraczalne
dla sądów.
Arcykatoliccy Jezuici zaś donosząc swemu przełożonemu co dzieje
się w naszym kraju, skarżyli się zgorszeni, że ktokolwiek zostanie wypędzony
"ten znajduje schronienie w Polsce i wszystko mu tu wolno bezkarnie."
.
No doprawdy, jak można...
Tolerancja była faktem, jednakże należy wskazać co było jej
najważniejszą przyczyną. Była nią słabość władzy centralnej. Nie wiemy
co byłoby gdyby król posiadał więcej władzy w swoim ręku.
Przypisy: [ 1 ] "A Relation of the State of Religion" (Opisanie położenia religii),
podane za „Europa XVI wieku", Richard Mackenny. Podkreslenie moje — M.A. « Kościół w Polsce (Publikacja: 16-05-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 78 |
|