Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.046.965 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 29 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Nic nie nakazuje nam podzielać upodobań, które uważamy za arbitralne i pozbawione merytorycznego uzasadnienia.
« Felietony i eseje  
Instynktowna i słuszna anglicyzacja (westernizacja) [1]
Autor tekstu:

Artykuł p. Jacka Tabisza o dniu przyszłości i o patrzeniu bez lęku na przyszłość zainspirował mnie do napisania kilku uwag. Chciałem napisać tu o westernizacji mojego pokolenia, oraz ludzi trochę starszych i trochę młodszych ode mnie, oraz o tym, dlaczego ta westernizacja, anglicyzacja i amerykanizacja jest, wbrew niekończącym się żałośliwym narzekaniom nacjonalistów i innych „prawdziwych Polaków" ze wszech miar słuszną drogą, jaką podąża obecnie nasze społeczeństwo, a przynajmniej kilka jego warstw.

Otóż moje pokolenie (urodziłem się w 1982 r., ale chodzi mi o też o roczniki np. 1975-1985) stało na rozdrożu kulturowym między tradycją polską; romantyczno-socjalistyczną, a kulturą zachodnią zdominowaną przez dyskurs anglosaski. Należę do jednego z pierwszych pokoleń, które mogło oglądać życie np. Nowojorczyków na ekranie telewizora np. w filmach Woody Allen, serialach takich jak „Seinfeld" czy „Przystanek Alaska" i zobaczyć cały ten kolorowy, wielonarodowy, wieloetniczny, uśmiechnięty i tolerancyjny świat Zachodu. Nie dostrzegamy, jak bardzo ten tak często wykpiwany i oskarżany o wszytko co najgorsze Zachód nas zmienił na lepsze. Kilka warstw naszego społeczeństwa całkowicie zmieniło swój charakter i Weltanschauung. Odrzuciło dawne babranie się w krzywdach wojennych i innych, zastanawianie się kto kogo bardziej mordował na Wołyniu, Polacy Ukraińców, czy odwrotnie, na rzecz rozmów o uczuciach jednostki jak w filmach Allena, i na pełnej dystansu ironii rodem z „Latającego Cyrku Monty Pythona". I to jest zmiana na lepsze. Staliśmy się duchowo Anglosasami i odrzuciliśmy sposób myślenia wynikający z frustracji wynikającej z kolej z wschodnioeuropejskiego nagromadzenie nietolerancyjnych a hardych państwowości na niewielkim terenie. Moje pokolenie w większości patrzy na ludzi, jako na ludzi, a nie np. na daną narodowość. Interesuje nas zachowanie jednostki, a nie narodu, zresztą nie ma czegoś takiego jak „czyn narodowy" (bo ludność każdego państwa zawsze dzieli się na partie), tak samo jak nie ma czegoś takiego jak naród (istnieją lub mogą istnieć: język, moda i specyficzna kultura polityczna, ale nic więcej). Ludzie gromadzą się nie według klucza etosu, lecz według klucza cywilizacji, której centrum może być np. paryski salon, albo dwór cara. Dla mojego pokolenia są nimi Londyn i Hollywood i kapinkę Paryż (Berlin jest już raczej centrum tylko dla miłośników Techno, a Rzym już nawet nie jest centrum dla Polskich ortodoksyjnych katolików, jego miejsce zajął Toruń z Licheniem). Tak to właśnie działa.

Cywilizacja to zbiór pomysłów, mitów i wypadkowa kultury materialnej, a nie duch jakiegoś etosu. Wychowaj Greka w Londynie — będzie Anglikiem (chyba, że rodzice zamienia mu życie w piekło, by miał mentalność Nikosa-rybaka). Wiele narodowości pojmuje kulturę i cywilizację w sposób bajkowy, wymyślony w XIX wieku przez bredzących bzdury romantyków. Uwierzono, że każdy naród ma własną kulturę, lub powinien ją mieć, a przecież czym się różni tak naprawdę Białorusin od Rosjanina? Serba i Chorwata można poznać, jak słusznie zauważył Hitchens tylko po religii, nawet język mają wspólny. Narodowość jest pojmowana zwykle jako specyfika doświadczenia historycznego, a tak naprawdę żyjąca kultura narodowa to zespół pomysłów na przyszłość, a nie chłodnik, bliny czy pielgrzymka do Einsiedeln. Liczy się oferta na przyszłość, przepis na postępowanie i myślenie o niej — twardy indywidualizm Ameryki, „miękka siła" Francji, dystans Brytyjczyków, karność Chińczyków, innowacyjność Japończyków - to są żyjące kultury, mające swój materialny cywilizacyjny wyraz. Są to konkrety, o których nasz mózg ciągle myśli, a pióro pisze tak jak o wymarłej cywilizacji i kulturze Prus (hugenocki etos pracy, biurokracja itd.). W naszych czasach Hiszpania zamieniła z pożytkiem swą kulturę na francuską (nawet jeśli rozmawiają o El Greco, Gaudim i Goi to z wolteriańskim dowcipem i tolerancją), Polska jest areną bitwy między kulturą Locke’a i Monty Pythona (tak, głównie brytyjską, a nie amerykańską, jeden Mariusz Max Kolonko bostońskiej wiosny tu nie czyni) a starą nietolerancyjną, nastawioną na przeżywanie starych dziejów kulturą endecko-licheńską, będącą czymś w rodzaju trupa polskiej kultury romantycznej ożywianego przez ruszające się w nim robactwo. Mam nadzieję, że pozwolimy wreszcie zdechnąć temu trupowi, który już wtedy gdy był silnym ciałem wyrządzał więcej szkód niż pożytku.

Nie każdy naród jest w stanie wykształcić własną kulturę, ani cywilizację. W tzw. kulturach narodowych dominują zapożyczenia. Najważniejszy człowiek kultury francuskiej — Voltaire, przeszczepiał do Francji angielski empiryzm Locke’a i newtonianizm, by zastąpić nimi aprioryczny kartezjanizm i nieprzydatne teorie fizyczne. Amerykanie też są spadkobiercami angielskich wigów jako misjonarzy wolności [ 1 ].Brytyjski historyk David Starkey [ 2 ] twierdzi, że amerykańscy ojcowie-założyciele przejęli od wigów angielskich (zwłaszcza Sir Richarda Temple, wicehrabiego Cobham (1669-1749) i jego politycznego ucznia Williama Pitta Starszego — czyli frakcji anty-walpole’owskiej) tendencje do łączenia wolnościowych ideałów z ekspansjonizmem; czyli: do bycia „misjonarzami wolności" w świecie [ 3 ]. Paul Johnson przypisywał te cechy już Anglikom czasów Cromwella. Co nie znaczy, że Anglicy i Amerykanie pojmowali praktyki wolności w jeden sposób, wręcz przeciwnie, i w tym cały problem negocjacji 1775 i 1776 roku [ 4 ]. Burke uważał, że Amerykanie wyznają wolnościową ideologie w postaci siedemnastowiecznej, bardziej archaicznej.

Przepis na nowoczesność jest bowiem jeden (tak samo jak jest jeden przepis na wolność, bo wolność to stan fizyczny dotyczący przestrzeni między jednostką a państwem i społecznościami, a nie abstrakcyjny ideał) choć może mieć warianty, i wydaje się, że również Chińczycy zaczynają sobie zdawać z tego sprawę, przyglądając się oświeceniu, liberalizmowi i robiąc eksperymenty demokratyczne w Syczuanie [ 5 ]. Narodowość i kultura narodowa wielu krajów to tylko kilka dań, tańców i strojów ludowych (np. białoruska, fińska, estońska), czasem pewien nieprzydatny styl myślenia i kilka dat i nazwisk (Polska, Węgry, Hiszpania). Jeśli ktoś porównuje np. hiszpańską z amerykańską, to ta pierwsza jest znacznie bardziej martwa i uboższa niż ta druga, i nie ma tu znaczenia fakt, że USA istnieją (w sensie kulturowym) od XVII w., a Hiszpania od starożytności. Ta amerykańska jest o wiele bardziej żywa, dość powiedzieć, że centrum muzyki latynoamerykańskiej znajduje się w Miami [ 6 ].

Kulturowy ładunek wielu krajów jest istotny i ważny tylko dla narodu zamieszkującego ten kraj, co najdobitniej świadczy o znaczeniu i sile tej kultury. Kultura większości krajów jest podgatunkiem kultury innego kraju, który ma np. stolicę wysyłającą silniejszy — bo oryginalny — kulturowy sygnał. Dla Europy XVII wieku sygnał docierał z Paryża i Włoch, troszkę też z Amsterdamu; dla XVIII wiecznej — z Paryża (np. kulturę Rosji i Niemiec poznawano za pośrednictwem Paryża) i Londynu; dla  XIX wiecznej — nadal z Paryża i Londynu, nieco też z Berlina, dla XX-wiecznej, z Hollywood, Waszyngtonu, Londynu i Paryża, podczas gdy z Moskwy docierał nie sygnał kulturowy lecz zespół mitów wciskanym na siłę niewolnikom. Kto jednak na serio myślał, że Dostojewski ma większa moc kulturową od Shakespeare’a czy Moliere’a. Nie każdy naród musi mieć na siłę własną kulturę, i nie każdy da radę wysłać silny sygnał kulturowy, silny na tyle by inni chcieli go przyjąć dobrowolnie i z pożytkiem dla siebie. Do XIX wieku nikt nie myślał o potrzebie sztucznego tworzenia takiego sygnału. Zresztą nawet ci, którzy tworzyli nową kulturę, albo imitowali obce rozwiązania (Piotr Wielki i holenderska ekonomia, Józef II, Goya i francuski racjonalizm i deizm, Goethe, Lichteneberg i angielski teatr), albo tworzyli nową kulturę nieświadomie (Fryderyk Wielki). Oświecenie nie uznawało równorzędności kulturowej narodów, i tacy jak Herder byli już jaskółkami romantyzmu z jego poetyckim nacjonalizmem i boczną alejką oświecenia.

Cieszę się z wypierania Mickiewicza i romantycznego bełkotu, którego ostatnim wyrazem jest mgła smoleńską, przez Voltaire’a, Monty Pythona i Coca-Colę, bo czuję się duchowo oświeceniowcem i Brytyjczykiem-liberałem, i dziwię się, że pozytywy tego faktu są często niedostrzegane, lub mówi się o nich półgębkiem. Pamiętam wykład znakomitego poznańskiego anglisty prof. Wojciecha Lipońskiego [ 7 ], który wspominał, że studenci z W. Brytanii czy USA zasiadają na wykładach w pierwszych ławkach, by jak najwięcej wiadomości „wycisnąć" z profesora, a polscy w ostatnich, by skryć się przed Wielkim Bratem. Pamiętam jak promotor mojej pracy magisterskiej prof. Maciej Serwański mówił na seminariach, że podczas jego pobytu w USA każdy student przynosił mu „najlepsza pracę na świecie", a polski student przeprasza, że żyje i jest wiecznie autokrytyczny ponad miarę. To się na szczęście zmienia, i jeśli polska gospodarka nie upadnie, trochę tej zdrowej bezczelności Zachodu przeniknie wreszcie do serc zakompleksionych polskich młodzieńców i niewiast. Widzę, że ci młodsi ode mnie nie mają już takiego problemu jak ja z okresowymi atakami marazmu i zbyt silnego, paraliżującego postromantycznego autokrytycyzmu. Podoba mi się też to, że narasta zachodnia tendencja do samodzielnego myślenia i punktowania tzw. „autorytetów" takich jak Rydzyk, katoliccy rodzice czy "nieodżałowany, przenajświętszy ojciec święty papież-Polak Jan Wojtyła II", waleczny obrońca księży-molestatorów. Pamiętam jak na jednej studenckiej szkole letniej mojej rówieśnicy z Australii zdarzyło się beknąć w obecności mojej i jeszcze paru osób. Beknięcie było głośne i skomentowałem je wówczas, że she burbed like little Elephant, a ona śmiała się z siebie i całej sytuacji. Polska dziewczyna w takiej sytuacji umarłaby na kwadrans… Mam nadzieję, że niedługo PiS żerujący na polskim braku dystansu odejdzie do lamusa.

Kultury konkurują, więc mają wymiar utylitarny. Wypieranie jednej przez drugą oznacza, że albo ta druga jest bardziej bezwzględna (islam, sowietyzm), albo, że przydatniejsza, bardziej — używając masońskiego porównania — budująca, twórcza. Nie starajmy się więc bronić trupa lecz twórzmy nasz wariant kultury żywej, uśmiechniętej i pełnej wiary we własne siły — kultury anglosaskiej, którą znamy lepiej niż nam się wydaje, bo jej elementami są: szeroko pojęty liberalizm, indywidualizm i odpowiedzialność za własne wybory, a nie tylko Shakespeare, Haendel czy Alexander Pope...


1 2 Dalej..
 Zobacz komentarze (79)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Ciekawie pisze o tym Paul Johnson, w swej Historii Anglików, Wydawnictwo Marabut Gdańsk 2002.
[ 2 ] Vide: D. Starkey, Monarchy: From the Middle Ages to Modernity, London 2006.
[ 3 ] Czego przejawem może być obecna amerykańska wojna z terroryzmem i islamskim fanatyzmem religijnym,
[ 4 ] Vide: J. Daszyńska, Misje Benjamina Franklina w Londynie w latach 1757-1775, Łódź 1994, s. 6-19.
[ 5 ] Vide: M. Leonard, Zrozumieć Chiny, NadirWarszawa 2009.
[ 6 ] Vide: F. Martel, Mainstream. Co podoba się wszędzie na świecie, Czarna Owca Warszawa 2011.
[ 7 ] Polecam jego: Dzieje kultury brytyjskiej. Warszawa: Wydaw. Naukowe PWN, 2003.

« Felietony i eseje   (Publikacja: 30-03-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr Napierała
Urodzony w 1982r. w Poznaniu - historyk; zajmuje się myślą polityczną oświecenia i jego przeciwników i dyplomacją Francji i Anglii XVIII wieku, a także kwestiami związanymi z ustrojem państw (Niemcy, Szwecja, W. Brytania, Francja) w tej epoce.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 74  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Bernard-Henri Lévy American Vertigo
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7902 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365