Przyznam, że jeszcze całkiem niedawno nie lubiłem słowa „humanizm". Nie podobało mi się to, iż w potocznym rozumieniu oznacza ono nauki wyrosłe z szeroko pojętego pnia historiografii i jest przeciwstawiane naukom ścisłym. Czyli „humanizm" jako to co ludzkie, jako to co „duchowe", nie zaś jako mechaniczne tryby matematyki i fizyki.
Słowa „humanizm" nie lubiłem też za to, iż w potocznym rozumieniu przeciwstawiane bywa naukom przyrodniczym. W ustach niejednego „potocznego humanisty" słowo „biologizm" to całkiem poważna obelga. Zarzucenie takiemu osobnikowi iż jest istotą biologiczną to błąd, prawdziwe faux pas — nie liczmy wtedy na owocną współpracę i kartki z wakacji. Prawdziwa głębia człowieka dla potocznego humanisty leży z dala od nauk biologiczno — medycznych. Bardzo nieładnie jest na przykład łączyć neurologię z filozofią percepcji, etyką, estetyką. Mózg jest tu dla wielu „potocznych humanistów" zdecydowanie zbyt niesmacznym „kawałkiem mięsa", aby go wciskać w „nauki" mające „związek z duszą", moralnością, kulturą i tradycją. Jak twierdzą potoczni humaniści — nawet jeśli teraz mózg bywa modny, to przecież przez tyle wieków ludzie obywali się bez niego badając „głębie ludzkiej duszy".
Tu od razu przejść mogę do trzeciego zastrzeżenia, jakie potocznie pojmowany humanizm we mnie wywoływał i wywołuje nadal (aczkolwiek dostrzegłem też niepotoczony humanizm, o którym powiem w filmiku). „Humanizm potoczny" to także tęsknota za złotym wiekiem, konkretnie rzecz biorąc barokiem, albo kontrreformacją. Wtedy wszyscy mogli raźno oddawać się „potocznemu humanizmowi". Przeważnie nie wypadało mówić o jakichś mózgach (nawet gdyby ktoś coś o nich przypuszczał), dużo bardziej humanistyczno — potoczny tematem była śmierć i po niej zbawienie, sen i nasze w nim wędrowanie, a także natchnienie z niebios ku nam spływające. Jak spływało? Czy rzeką, czy strumieniem, czy łaskawie, czy też w nagrodę za dobre wiosłowanie?
W Polsce jednym z najbardziej cenionych humanistów potocznych jest oczywiście (wciąż żywy we wdzięcznej pamięci dusz (bo przecież nie mózgów — jakże bym śmiał...)) Jan Paweł II. Za nim podąża cały orszak osób, które zajmują centralne miejsca w przekazywaniu naszemu społeczeństwu wiedzy na temat historii, sztuki, światopoglądu, filozofii, polityki, dobrego dziennikarstwa… etc. Nie wszyscy oni deklarują swoją religijność. Niektórzy są religijni na sposób prywatny, inni są agnostykami, a nawet ateistami. Lecz nawet wśród tych ostatnich biologizm jest brzydkim słowem, zaś tryby matematyczno — fizycznych głębi wywołują przeważnie uczucia zniechęcenia i obcości. Potocznie humanizujący ateiści najczęściej należą też do NOMA. Sami nie wierzą, ale przecież „wiara jest tak dobra dla tak wielu… No i te stare dobre czasy…" Jak już wspominałem gdzie indziej, potoczny humanizm wpływał nawet na tak mądrego i wielkiego artystę jak Stanisław Lem. Pod jego posępnymi niekiedy wizjami odczłowieczonej przyszłości podpisaliby się oboma rękoma również wierzący potoczni humaniści. Natomiast za przejaw prawdziwego humanizmu u Lema uważam… tak, tak… „Bajki robotów".
Dla „potocznych humanistów" ważne jest częstokroć używanie jak najbardziej scholastycznego i niezrozumiałego języka. Śmiał już się z tego w XVI wieku wielki prześmiewca Rabelais, ale nie dotarło. Nawet we Francji jest z tym problem. Z uwagi na celowo tkane labirynty pseudomądrego języka, istotną gałęzią potocznego humanizmu jest… teologia. To teologowie są przecież mistrzami w sztucznej mgle wylewanej za pomocą pustych, kłamliwych i napuszonych słów, zestawień, skojarzeń, hiperbol, emblematów, pozornych paradoksów, ozdobnego bełkotu etc.
Biada zatem humaniście, nawet potocznemu, jeśli ośmieli się spisać swe odkrycia i przemyślenia językiem zwykłym i niezawiłym… Jeśli zaś chodzi o teologię, to jej powrót do pozycji matki nauk w niektórych kręgach potocznych humanistów zawdzięczamy nie tylko mistrzostwu w zakręconych zdaniach, które nic nie mówią (albo mówią rzeczy banalne, choć oczywiście też fałszywe, taki już urok teologii). Skoro mózg, czyli niecny agresor z królestwa nauk przyrodniczych, nie jest mile widziany w kręgach humanistów potocznych, potrzeba im duszy. Bowiem człowiek humanistycznie potoczny „myśli i czuje duszą". A najlepszym jej źródłem jest teologia...
Krótko mówiąc — nie dajmy się zwodzić ozdobnemu bełkotowi. Już Rabelais i Cervanes u progu doby baroku wiedzieli, czym to pachnie. Po tym jak trochę ponarzekałem, nadszedł czas na bardziej afirmacyjną część programu, w której rozważam potrzebę słowa „humanizm" dla konstruktywnych działań. Prawdziwy humanizm zostawiam (o zgrozo!) multimediom.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.