|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie
Paradoks drogi krzyżowej Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli poświąteczna refleksja nad naszą religią.
Słuchając płynących z mediów wypowiedzi hierarchów Kościoła jak i zwykłych księży, zdałem sobie sprawę z ich niezmiennej od lat
powtarzalności argumentów. Np. „Ten sam tłum, który wiwatował na cześć
wjeżdżającego do miasta Jezusa, domagał się później dla niego kary śmierci"
itp. (cytat z pamięci). Uświadomiłem sobie, że już kiedyś musiałem czytać
podobną argumentację, a nawet ją skomentować. Po dłuższym poszukiwaniu w swym podręcznym „archiwum", znalazłem zapisaną refleksję dotyczącą
artykułu Tadeusza Żychniewicza pt. „Droga krzyżowa" z kwietnia 1992r. (bodajże z „Gazety Wyborczej"), poświęconą paradoksom religijnym, którymi w tym
czasie się interesowałem. Oto ona:
„Po przeczytaniu powyższego tekstu, nasunęły mi się następujące
pytania i spostrzeżenia. "Krzyż Chrystusowy również wyciosała
niesprawiedliwość, złość i głupota".. tak pisze autor owego artykułu.
Wygląda więc na to, iż zrobiono bardzo źle skazując Jezusa na śmierć, co
miały potwierdzać straszne zjawiska towarzyszące temu wydarzeniu: rozdarcie
się na dwoje zasłony przybytku, drżenie ziemi i pękanie skał, otworzenie się
grobów i powstanie z nich ciał Świętych, którzy ukazali się wielu osobom.
Można więc z powyższego to samo wnioskować: współcześni mu ludzie popełnili
wielką niegodziwość; ukrzyżowali Syna Bożego. Jednym słowem uczynili
wielkie zło wszyscy, z Judaszem na czele, który od tego czasu stał się synonimem
zdrady, hipokryzji i podłego przekupstwa..
Sąd nad Jezusem nazywa p. Żychniewicz „sądem niesprawiedliwym", a twarze ludzi z tłumu, który domagał się ukrzyżowania Jezusa „pełne były głupoty,
złości, kłamstwa i nienawiści". A więc jak to się stało, że według późniejszych
chrześcijan, Jezus musiał zostać ukrzyżowany, aby odkupić grzech
pierworodny człowieka? Wynika bowiem z samej doktryny chrześcijańskiej, iż
to Bóg przeznaczył swego Syna na tę okrutną ofiarę, po to aby odkupił nią
grzechy wszystkich ludzi i całego świata: „Tak bowiem Bóg umiłował świat,
że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w niego wierzy nie zginął,
ale miał życie wieczne /../ Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania
przez wiarę, mocą Jego krwi (Rz 3,25) /../ On sam nas umiłował i posłał
Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy" (1J 4,10).
Gdyby zatem Judasz nie zdradził, Żydzi byliby bardziej tolerancyjni, sąd
był bardziej sprawiedliwy, tłum był bardziej wyrozumiały, Piłat bardziej
zdecydowany — Jezus nie zostałby ukrzyżowany, nie mógłby więc
zmartwychwstać, ergo: chrześcijaństwo nie miałoby podstaw bytu. Po prostu
nie zaistniałoby! A zatem te wszystkie pozorne „niegodziwości" poprzedzające
ten zbawczy akt boży, w końcu okazały się potrzebne i dobre, gdyż taki
musiał być zamysł Boga. Nie można ich więc potępiać, skoro zaowocowały
takim pożądanym — przez samego Stwórcę — skutkiem. Judasz powinien być
pierwszym świętym Kościoła katolickiego, na równi z Piotrem i Pawłem. Przez niego
przecież Bóg realizował swój plan zbawienia ludzi, czyż nie?
Czytając ten tekst („Droga krzyżowa") doznaję jednoznacznie
przykrych uczuć, gdyż jest on tak zredagowany, że współczuję Jezusowi,
nienawidzę oskarżających go Żydów oraz Judasza, złości mnie bierność Piłata,
przeraża głupota i okrucieństwo tłumu, żal mi głównej ofiary tej kaźni.
Potem jednak dowiaduję się z Biblii, że to było konieczne,.. dla naszego
dobra, że sam Bóg tak chciał, gdyż taką miał koncepcję zbawienia ludzi. A więc jedynie Jego można obwiniać za splot okoliczności temu towarzyszących,
prawda? Dlaczego o tym się nigdy nie mówi, skoro jest to takie oczywiste?
Chyba, że Kościół katolicki, jest w posiadaniu prawdy, która mówi,
że Bóg inaczej chciał przeprowadzić ten akt odkupienia, a tylko dzięki
złym ludziom (dobrze wiemy o kogo chodzi) tak to wyszło. Co może
sugerować następujący fragment z Biblii: "Głosimy tajemnicę mądrości bożej, mądrość
ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której
nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli nie
ukrzyżowaliby Pana chwały" (1Kor. 2,7,8). Jednak Bóg jest wszechmocny i wszechwiedzący, więc nic nie ma prawa się dziać, co by nie było zgodne z jego wolą. W swoim Słowie mówi: „Czy może ktoś uciec przed tym, co ja
zamierzam zdziałać? Czy ktoś może sprzeciwić się mojej woli?". Jeśli więc
tak się sprawy mają, dlaczego kapłani wciąż obwiniają wyłącznie ludzi?
Jest jeszcze jeden aspekt tej „drogi krzyżowej" warty zastanowienia:
Rzekł Piłat: „Wydaliście mi tego człowieka jakoby uwodzącego lud, a oto
ja badając go w waszej obecności, nie znalazłem w tym człowieku żadnej
winy" (Łk 23, 14,15). Chodzi więc o niewinność Jezusa, czy rzeczywiście
był on niewinny? Gdyby nie znał prawa żydowskiego mógłby za takiego uchodzić.
Ale prawdopodobnie znał je doskonale i wiedział na co się naraża, nazywając
się „synem człowieczym".
Znał na pewno przepisy Sanhedrynu, które (między innymi) wyraźnie mówiły:
Pkt. 7. "Fałszywy prorok to ten, który za pomocą różnych
sztuczek, przepowiedni i czarów, zaklęć albo cudów usiłuje innych prowadzić
do apostazji. Fałszywy prorok może być nawet zesłany przez Boga dla wypróbowania
wiary swego ludu, ale najczęściej jest on synem Beliala i wysłannikiem piekła,
które może mu dać moc czynienia cudów.
Pkt.10. „Uwodziciel ludu i fałszywy prorok musi umrzeć,
aby jego działalność się nie rozszerzyła. Trzeba usunąć szkodnika, by
gniew boży nie skierował się przeciwko całemu narodowi".
Czy Jezus nie znał tych przepisów? Sądzę, że jednak znał. W oczach
prawowiernych Żydów był on tylko „uwodzicielem" ludu, niczym więcej.
Dlatego właśnie Piłat nie dopatrzył się w nim żadnej winy, ponieważ to co
dla ortodoksów było bluźnierstwem, dla niego było pustosłowiem. Czy
nie dlatego Żydzi starali się tak usilnie zrobić wrażenie na Piłacie, iż
Jezus jest również zagrożeniem dla władzy rzymskiej? Myślę, że Jezus
doskonale wiedział na co się naraża, dlatego nie uważam aby był niewinny w tej sprawie.
O niewinności można by mówić wtedy, kiedy ktoś przejawia całkowity
brak świadomości popełnianego czynu, w kontekście uwarunkowań zewnętrznych:
kulturowych, politycznych, bądź religijnych. Jezus będąc Synem bożym musiał
mieć świadomość tego co robi, prawda? Mówiąc uczniom, iż wie o mającej
nastąpić zdradzie Judasza, przyznał tym samym, że nie jest mu obcy plan Boga
dotyczący jego osoby i roli, jaką ma w nim do odegrania. Co zresztą wcale nie
dziwi, skoro jest on tym samym Bogiem. Czy zatem w tym i wcześniejszym
kontekście da się utrzymać twierdzenie o jego niewinności?
Jeszcze jedna refleksja dotycząca prawdy: tyle się mówi o prawdzie w religii, sam Jezus mówi o sobie, iż po to przyszedł na świat, aby
dać świadectwo prawdzie. Autor tego artykułu pisze: „Gdyż nikt z ludzi nie
zna granic Kościoła, a prawda jest tylko jedna". Zgadzam się z tym, że w przypadku dwu sprzecznych twierdzeń tylko jedno z nich może być prawdziwe
(albo żadne). Tak samo jest w tej konkretnej sytuacji: nie mogą wyłącznie być
winni ludzie, którzy tylko odgrywali rolę nieświadomych marionetek,
biorących udział w wielkim bożym planie opatrznościowym, wymyślonym przez
Boga nieskończenie wcześniej:
„On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero
jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na nas" (1P 1,20).
"Ponieważ wszystko co jest stworzone zaistniało zgodnie z myślą bożą,
przeto idea podporządkowania wszystkiego jednemu celowi, powinna istnieć od całej
wieczności w umyśle bożym", św. Tomasz z Akwinu. Czy zatem coroczne
wypowiedzi kapłanów utrwalające u wiernych poczucie winy i wyraźnie
ukierunkowane uprzedzenie do jakoby wyłącznie winnych ludzi tej
nikczemnej zbrodni, mogą świadczyć o niezrozumieniu przez nich owego
teologicznego problemu, czy o czymś zgoła innym? Oto jest pytanie, na które
warto byłoby znać odpowiedź.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka; chociaż nie związana bezpośrednio z poruszanym problemem, pokazuje jak rozumiane jest pojęcie prawdy przez
ludzi wierzących (i oczywiście sam Kościół). W tym samym artykule
(„Droga krzyżowa") jego autor tak pisze: „Stacja VI. Weronika ociera
twarz Chrystusowi. Również i tego wydarzenia Pismo nie zanotowało, przechowała
je jedynie bardzo stara tradycja, podanie idące przez pokolenia". I na końcu:
„Weroniko, jeśli nawet zrodził cię tylko dobry sen człowieczy i jeśli
nawet wkradłaś się na drogę Pana ścieżką legendy — to co uczyniłaś
dobre jest i mądre".
Jakie piękne eufemizmy! Cel uświęca środki, prawda? Po prostu
historia z chustą Weroniki jest zmyślona (jak i większość
religijnych historii), dlaczego tego nie nazwać po imieniu? Tak to właśnie
jest z religijnymi „prawdami": kłamie się w szczytnym celu, dla dobra
sprawy, tym właśnie się usprawiedliwiając, ale kłamstwo jest zawsze kłamstwem!
Nawet wtedy gdy je uznamy za prawdę i będziemy bronić wszelkimi
sposobami. Kiedyś i tak czas odsłoni prawdę".
Tak to wtedy zapisałem, a wygląda na to, że nadal ten problem jest
aktualny.
« Doktryna, wierzenia, nauczanie (Publikacja: 11-04-2012 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7938 |
|