Społeczeństwo » Antysemityzm
Arab taki jak ja Autor tekstu: Lee Habeeb
Tłumaczenie: Julian Jeliński
Może Arabowie zerwą z niszczącą ich nienawiścią i zawiścią
Na świecie istnieją dwa
rodzaje Arabów. Nienawidzący Żydów i pozostali. W swoim życiu spotkałem więcej
Arabów z tej pierwszej grupy.
Nie jestem z tego powodu dumny.
Arabom nie spodoba się to, że to przyznaję. Ale to prawda i chciałbym, by
administracja Obamy wreszcie to zrozumiała. Amerykanie powinni o tym wiedzieć,
gdy „Arabska Wiosna" trwa już drugi rok. Jako chłopak z Libanu
dorastający w New Jersey jeszcze nie wiedziałem o tym podziale. Odkryłem go
po napisaniu pierwszego proizraelskiego artykułu do gazety uczelnianej jeszcze
jako młody student.
Nie pamiętam już w jakiej
kwestii broniłem stanowiska Izraela. Pamiętam za to doskonale (i nigdy nie
zapomnę) ostre głosy sprzeciwu, które otrzymałem od Arabów. I nie tylko od
Arabów ze Stanów Zjednoczonych, ale nawet od studentów z państw arabskich, z których wielu uważałem za przyjaciół.
Najpierw pojawiły się
krytyczne listy do wydawcy, potem listy pełne wyzwisk. Tak jakbym złamał jakąś
sekretną umowę, o której istnieniu nie wiedziałem. Jakaś tajna umowa
przypieczętowana krwią: Arabowie nie mogą publicznie krytykować innych Arabów,
ani w jakikolwiek sposób wspierać Izraela.
Zadziwiła mnie ta ostra
reakcja Arabów. Starałem się zrozumieć „lanie", które mi sprawiono i całkiem się pogubiłem. Przez chwilę chciałem nawet napisać coś
negatywnego o Izraelu, by zrównoważyć poprzedni artykuł i odzyskać
wiarygodność jako Arab.
Jeden z przyjaciół nazwał
mnie nienawidzącym swojej tożsamości Arabem. Tłumaczył mi, że wykorzystywałem
moje dziedzictwo kulturowe by przypodobać się białej Ameryce i Żydom
kontrolującym białą Amerykę.
Wyjaśniłem mu, że po
pierwsze jestem biały, a po drugie jestem Amerykaninem. Ponadto nie wierzę, że
Żydzi rządzą w Ameryce. Ci, których znam, ledwo sobie radzą ze swoją
rodziną, a co dopiero z całą Ameryką! Jednak nawet ta żartobliwa uwaga nie
pomogła rozluźnić atmosfery.
Powiedziałem wtedy także, że
mój artykuł nie podobał się wielu moim kolegom — Żydom, z których większość
mieszkała w Nowym Jorku lub w północnej części New Jersey. Zakładali, że
zgadzałem się z nimi w kwestii polityki na Bliskim Wschodzie, że uważam tak
samo jak większość Arabów i Żydów — liberałów: mianowicie, że to
Izrael stanowi problem w regionie a nie Palestyńczycy, nie sam świat arabski.
Wyjaśniałem dalej mojemu
przyjacielowi, że z pochodzenia jestem nie tylko Libańczykiem, ale także
Niemcem oraz Włochem a wychowali mnie rodzice nie dbający o budowanie tzw. „łączonej
tożsamości amerykańskiej" (np. włosko-amerykańskiej czy libańsko-amerykańskiej).
Nauczyli mnie myśleć samodzielnie i mieć odwagę by podważać autorytety.
Nawet ich własny autorytet, jeżeli potrafiłem odpowiednio to uzasadnić.
Arabowie nie są
wszyscy tacy sami.
Nie wyglądamy tak samo ani nie myślimy tak samo. Ale często skłania się nas
pewnego rodzaju myślenia grupowego, formy autocenzury, która hamuje nasz rozwój i utrudnia zrozumienie samych siebie oraz świata wokół nas.
Nie jesteśmy jednolitą,
uniwersalną grupą. Ale część z nas wierzy w prostą, uniwersalną prawdę:
każdy Arab zasługuje, by być wolnym, gdziekolwiek żyje. Część z nas chce,
by państwa arabskie bardziej przypominały Amerykę i Izrael, miejsca, w których
jednostka może być wolna i prosperować.
Ale powiedz to Arabom, a u wielu wywołasz tylko szok i złość. Szybko pojawią się słowa typu
„imperialista", a temat przeniesie się na Izrael. Wydaje się, że wszystko
zawsze
koncentruje się na Izraelu.
Skąd bierze się złość,
gdy sugeruję, że Ameryka i Izrael mogą nauczyć czegoś świat arabski? Od
dawna się nad tym zastanawiam i dopiero niedawno wpadłem na odpowiedź.
Wszystkiemu winne jest wątpienie w siebie Arabów. Wszystko wiąże się z całkowitym brakiem kulturowej pewności
siebie oraz głęboko osadzonym strachem, iż istnieje możliwość (tylko możliwość),
że Arabowie okażą się kiepscy w samorządności i zarządzaniu państwem. Że
państwom arabskim nie uda się zbudować demokratycznych kultur dających początek
ludzkiej wolności. Że te państwa nie będą w stanie
wykorzystać talentów swoich obywateli tak, jak robią to Amerykanie i Izraelczycy. Że istnieje możliwość (choć
tylko możliwość), że świat arabski nigdy nie dorówna Ameryce i Izraelowi.
Zgodnie z tą logiką, lepiej
jest trzymać się złości w związku z położeniem Palestyńczyków. Lepiej
trzymać się dyskusji na temat polityki międzynarodowej i głęboko osadzonej
nienawiści do Izraela. Lepiej grać rolę ofiary i rolę obłudnych krytyków,
niż zacząć wykonywać ciężką pracę w celu polepszania warunków życia
swoich ludzi.
Świetnym przykładem takiej
postawy jest mój znajomy Amerykanin arabskiego pochodzenia, pracujący w dużej
organizacji pozarządowej. Pochodzi z Jordanii, jest wykształcony, włada pięcioma
językami. Ale wystarczy wypowiedzieć słowo „Izrael" i zobaczy się, jak
krew w nim buzuje. Wygłosi długą mowę na temat nieprawości, jakich wobec
Palestyńczyków dopuścił się Izrael. Gdy zaś wymienia się nazwisko
premiera Netanyahu obawiam się, czy nie dostanie jakiegoś napadu.
Skąd
się
to bierze? Skąd ta cała pasja, cała złość i wściekłość
wymierzona w jedno państwo, w jeden lud?
Pytam go: Dlaczego ta złość
nie jest wymierzona w Syrię? Przecież rząd Syrii zorganizował zamach na życie
jednej z najwybitniejszych postaci arabskiego świata, byłego premiera Libanu,
Rafica Haririego. A prezydent
Assad wciąż terroryzuje swoich obywateli.
Dlaczego ta złość nie jest
wymierzona w Hezbollah, który zorganizował przejęcie władzy w Libanie?
Dlaczego nie była wymierzona w Hosniego Mubaraka, gdy wciąż sprawował władzę? Albo Saddama Husseina?
Dlaczego nie jest wymierzona w praktyki, poprzez które islam poniża kobiety na Bliskim Wschodzie, gdzie żyją
praktycznie w niewoli?
Dlaczego nie jest wymierzona w tych muzułmanów, którzy prześladują chrześcijan na Bliskim Wschodzie, gdy
co chwilę otrzymujemy informacje o kolejnych okrucieństwach?
Dlaczego nie jest wymierzona w sam Koran, w którym nie ma znaczącego rozdzielenia pomiędzy Meczetem a państwem,
przez co większość Arabów żyje w państwach gdzie panuje reżim
teokratyczny?
Jest tak z dwóch powodów: ze
strachu i z zazdrości.
Arabowie na całym świecie z osłupieniem i zazdrością patrzyli jak Żydzi zamieniali starożytny kawałek
ziemi na Bliskim Wschodzie w dobrze prosperującą oazę intelektualnej,
politycznej, religijnej i komercyjnej aktywności, gdzie ludzie są wolni i mogą
żyć jak pragną. Izrael — jedno z najstarszych miejsc na Ziemi jest obecnie
równie nowoczesny jak jakiekolwiek inne miejsce na świecie, posiada sprawnie
funkcjonujący rząd szanujący wolność religijną i ekonomiczną.
Młody człowiek w Izraelu może
wybrać pracę w jednej z najbardziej nowoczesnych firm na świecie, lub wybrać
studia nad Talmudem. Kobieta ma równe mężczyźnie prawa i może obrać każdą
ścieżkę kariery, a osoby o innej niż większość orientacji seksualnej nie
są spychane do podziemia, ani nie grozi im fizyczne niebezpieczeństwo.
Prawdę powiedziawszy, Izrael
sprawia, że talenty jego obywateli rozkwitają w stopniu, jaki Arabowie
chcieliby naśladować.
Mój inteligentny
przyjaciel z Jordanii woli jednak koncentrować się na dyskusjach na temat
granic i działań rządu izraelskiego. Dokonuje sztuczek godnych samego
Houdiniego byleby tylko uniknąć odpowiedzi na moje pytania, które przecież
zawsze są kulturalne, ale i tak uderzają prosto w jego, niemal zaprogramowaną,
bigoterię.
Pytam go, czemu ma taką
obsesję na punkcie dyskusji o granicach z 1967 roku, a nie innym sporze o granice? W końcu nie trudno znaleźć inne państwa niezadowolone z podziału
terytoriów w wyniku wielu wojen XIX i XX wieku.
Mówię mu, że stosując jego logikę, meksykańscy terroryści powinni wysadzać
się w Houston i El Paso. I powinni otrzymać jego bezwarunkowe wsparcie, by
zmusić Amerykę do oddania Teksasu pierwotnym, prawowitym właścicielom.
I zadaję Arabom, którzy
wykazują taką odruchową wręcz reakcję na samo wspomnienie o Izraelu, proste
pytanie, trafiające w samą istotę tego nonsensu: Dlaczego nienawidzicie Żydów?
Najpierw się denerwują,
potem szybko zaznaczają, że nie mają nic przeciwko Żydom. Nienawidzą
Izraela.
Na co odpowiadam: „Jeżeli
Izrael oddano by Boliwijczykom, Albańczykom czy Estończykom, to czy wciąż byście
go nienawidzili?"
To nie jest zbyt subtelne
pytanie, ale trafia w sedno: Przyczyną pogardzania Izraelem w stopniu, w jakim
jest pogardzany na świecie arabskim jest antysemityzm. A większość
antysemityzmu na całym świecie bierze się z zazdrości.
Benjamin Netanyahu podczas
jednego z przemówień wskazał na mapę Bliskiego Wschodu. Porównał wielkość
wielu państw arabskich w tym regionie z wielkością Izraela. Jordania jest
czterokrotnie większa od Izraela, Irak dwudziestokrotnie, Egipt czterdziestosześciokrotnie,
Arabia Saudyjska prawie dziewięćdziesięciokrotnie większa od Izraela.
Powiedział wtedy:
„Wielkie państwa, ale małe osiągnięcia".
Potem przeszedł do
opisywania Izraela, który jest odrobinę większy niż jeden z najmniejszych
stanów U.S.A. — New Jersey.
Tak podsumował opis: „Małe
państwo, ale wielkie osiągnięcia".
Oto idealnie przedstawione
porównanie.
Dziś, Arabowie stoją na
rozstaju dróg. „Arabska Wiosna" stanowi szansę, jakiej ten region jeszcze
nigdy nie miał. Ludzie żyjący tam nie są ani lepsi, ani gorsi od ludzi z Izraela czy Stanów Zjednoczonych.
Ale to oni muszą zbudować
sprawnie działające demokracje i kulturę, która będzie wytwarzać i nagradzać ciężką pracę oraz sukcesy. To od Arabów zależy, czy wykorzystają
przewagę nowo odkrytej wolności i wyzwolą zdolności swojego ludu.
Nie da się zbudować państwa
na mściwości i nienawiści. Państwa buduje się na miłości, wspólnych poświęceniach i ciężkiej pracy. I możliwe (tylko możliwe), że jeżeli Arabowie na Bliskim
Wschodzie skoncentrują się na pracy, pragnieniu i dążeniu do tego, by polepszyć
swoje życia, to zabraknie im czasu, by pielęgnować stare pretensje.
Możliwe, że z czasem
Arabowie zbudują rządy godne swoich obywateli, jak zrobiły to Stany
Zjednoczone i Izrael.
Możliwe, że Arabowie
przestaną postrzegać Żydów jako wrogów, a zaczną jako sąsiadów czy
partnerów handlowych
I możliwe, choć tylko możliwe,
że zaczną ich postrzegać jako przyjaciół.
Jest jeden Arab, który się o to modli.
Tekst oryginału
©
2012 National Review, Inc. Translated by permission
« Antysemityzm (Publikacja: 11-04-2012 )
Lee Habeeb Popularny amerykański dziennikarz radiowy oraz publicysta, publikował w Washington Post i Chicago Tribune. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7939 |