|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Samuel Huntington – Zderzenie cywilizacji [2] Autor tekstu: Piotr Napierała
Huntington
znów ukazuje swój konserwatywny światopogląd pisząc o revanche de dieu -
powrocie religii, wbrew obawom konserwatystów takich, jak cytowany przezeń T.S.
Elliot, który na serio obawiał się, że wyparcie religii spowoduje zastąpienie
jej kultem Hitlera i Stalina (s. s. 145), co stanowi stały element religijnej
propagandy: „jeśli nie wierzysz w Boga, uwierzysz we wszystko", choć dużo
słuszniej byłoby powiedzieć: "jeśli wierzysz w Boga, uwierzysz we wszystko". Z typowo amerykańskim
niezrozumieniem sprawy pisze on o „renesansie prawosławia" (s. 147) w Rosji, a przecież było to tylko wyjście dotąd prześladowanej religii z ciemnego kata na oświetlony plac. Konserwatyzm Huntingtona nie pozwala mu o tym
pomyśleć równie racjonalnie jak myśli o Chinach, jako o nie nowej potędze
tylko o odrodzeniu, Huntington pisze o odrodzeniu religii na całym świecie,
nie zająknąwszy się słowem na temat odchodzenia milionów ludzi od religii w Europie czy Japonii, ale można zrozumieć, że z ultra religijnych USA z ich
newborn christians i baptystami straszącymi dzieci piekielnymi seansami, może
to umknąć… Autor pisze natomiast o inwazji katolicyzmu w rozwijającej się
Korei (s. 151) i protestantyzmu w Latynoameryce, przyznając, że ludy nie muszą wracać do religii wyprodukowanej
we własnym kręgu kulturowym. Pisze dużo o tym, że rozum nie wystarcza ludziom
do szczęścia, ale zapomina, że potrzeby duchowe może wypełnić nie tylko
religia, ale np. idealizm naukowy, estetyczna ciekawość świata, sztuka i literatura. Może Samuel Huntington nie ma takich potrzeb...
Co
chwilę u Huntingtona natykamy się na „azjatycki optymizm" pochodzący z odrzucenia „dekadenckiego Zachodu", co ma dowodzić i istotnie dowodzi że
Azja nie jest już zapatrzona na Zachód (s 169), ale tekst pisany jest w taki
sposób, jakby Huntington się z ta opinią zgadzał, co jest absurdem, zresztą
sam wcześniej pisał, że Azja jedynie nadrabia zalęgłości, a odwrót Zachodu jest jedynie względny. Podobnie jak owa afirmacja
Azji, ma działać islamizacja prawa w państwach muzułmańskich (s 184), tu też
natkniemy się na mity o dekadencji Zachodu. Boom naftowy umożliwił kilku państwom
islamskim uniezależnienie się od Zachodu, a nawet częściowe odwrócenie
relacji (s. 185). Nigdzie Huntington nie precyzuje na czym owa dekadencja
Zachodu ma polegać i czym ona się mogłaby różnić od dekadencji Rosji
(alkoholizm), elit Chin (szalone zakrapiane przyjęcia) itd. Ale można się
domyślać, że chodzi o odejście od mitów religijnych i masowego płodzenia
dzieci. W takim układzie to system świadczeń społecznych będzie
odpowiedzialny za ową dekadencję, ponieważ dawniej dzieci stanowiły
odpowiednik współczesnych funduszy emerytalnych. Ergo Huntington to dość
typowy republikanin wyznający republikańskie przesądy.
Huntington
podpisuje się pod teza Jacka Goldstone’a, że przyrost demograficzny wywołuje
rewolucje (1789 r., 1848 r. , pochód faszyzmu lat 20. i 30. i teraz w krajach
islamu) i trudno się z tym nie zgodzić, w końcu młodzi bezrobotni są
motorem zmian (s. 187).
Dalej
Huntington zajmuje się udowadnianiem, że kraje współpracują coraz częściej
według klucza cywilizacyjnego (nieruchawość wielocywilizacyjnego ASEANU i jego spóźniona wolnorynkowość, wahania Japonii miedzy Azją a USA — s.
217), oraz, że krajom niełatwo zmienić obóz pod względem cywilizacyjnym, o czym mają świadczyć rosyjska powierzchowna modernizacja za Piotra I Wielkiego
(de Maistre: „podrap Rosjanina a zadraśniesz Tatara" — s. 229) i potem
(komunizm — rdzennie rosyjska odpowiedź na kłótnie miedzy okcydentalistami i słowianofilami — s. 232, Jelcyn — ucieleśnienie Rosji zastępuje
zachodniego Gorbaczowa), Turecki zawód Europą (sprzeciw Niemiec wobec uznania
konieczności odwetu NATO na agresorze atakującym Turcję — s. 237) i objęcie
przewodnictwa ludów tureckich oraz zbliżenie Chin i Tajwanu. Nieco więcej
szansy daje Huntington meksykańskim próbom stania się krajem północnoamerykańskim
(s. 246), zaś żadnych szans próbom uczynienia Australii nieco bardziej
azjatycką, co miałoby ułatwić jej współpracę
gospodarczą w regionie Pacyfiku (s. 249). Gospodarka japońska też działa ponoć
wbrew „prawidłom" typowym dla gospodarek Zachodu (s. 387).
Huntington
uważa, że największy problem jest z tymi cywilizacjami, które nie mają kraju
centralnego (jak Rosja dla prawosławia czy USA i UE dla Zachodu), jak
cywilizacja islamu i Afryki. Nie wiadomo bowiem kto miałby pełnić tą rolę
(RPA? Iran?), także w razie konfliktu nie ma kto trzymać „swoich" w ryzach
(podsumowanie rozdziału na str. 300-301).
W
dalszej części pracy natykamy się na rozważania czysto geopolityczne o praktyce zderzeń cywilizacji (jak w sprawie olimpiady 2000) i od razu natykamy
się na szereg dziwnych tez takich jak, ta , głosząc, iż partie
islamofobiczne i antyemigranckie Zachodu są zwierciadlanym odbiciem partii
fanatycznie islamskich w świecie mahometańskim (s. 340), chciałoby się tu
przypomnieć autorowi, że jednak ludzie Zachodu nie kolonizują obecnie świata
islamu, wiec trudno porównywać partie często uzasadnionego strachu i obawy z partiami czystej geopolitycznej nienawiści. Emigrację islamską do Europy i latynoską do Ameryki, Huntington traktuje tu nie jako objaw śmierci Zachodu,
lecz kwestię jego gotowości na życie w krajach o dwóch odrębnych kulturach (pisze, że asymilacja jest możliwa,
nie widzi jednak jakiejś wspólnej płaszczyzny porozumienia — ja taką widzę
ateiści i sceptycy ex-muzułmanie świetnie dogadują się zwykle z ex-chrześcijanami...,
na ale to w Europie, bo w Stanach elity są uduchowione tak bardzo, że sam
Torquemada byłby czasem pod wrażeniem), jednak najważniejszym dlań problemem
jest gotowość Zachodu na poniesienie kosztów ekonomicznych związanych
zahamowaniem imigracji (s. 346). Przewiduje koniec naporu Arabów na Europę ok.
2025 roku, ale i kłopoty ze statusem południowych stanów USA, jeśli zostaną
one jeszcze bardziej zlatynizowane. Słusznie
krytykuje Huntington pseudo-liberalnych muzułmanów typu Fatimy Mernissi, która
wszędzie widzi jedynie winę Zachodu i jego monopolu gospodarczego połączonego z militarystycznym imperializmem (s. 365).
Bardzo
ciekawe są rozważania na temat
europejskiej równowagi sił jako podstawy
Zachodniej praktyki dyplomatycznej, skonfrontowanej z azjatyckim „równaniem
do silniejszego", mimo to ma autor nadzieję, że w razie czego Japonia poprze
jednak Stany przeciw ewentualnej hegemonii Chin (s. 398-407), w kontaktach z Rosją, Huntington proponuje uznać jej status jako kraju-matki prawosławia i gwaranta spokoju w Azji Centralnej (s 417) bez
dociekań dotyczących przestrzegania praw człowieka przez moskiewskich
decydentów.
Jak
się można było spodziewać w ostatnim rozdziale Huntington ukazuje swoją
twarz konserwatysty w pełni. I oczywiście za osłabienie pozycji Zachodu wini
sekularyzm, rozpad rodziny (chce on wesprzeć rodzinę, choć racjonalniej byłoby
wesprzeć samotne rodzicielstwo, podejść do problemu praktycznie, a nie
ideologicznie), wypieranie chrystianizmu i hedonizm (s 536-537), w jego
kostycznej wizji Zachodu nie ma miejsca na liberalną ewolucję, choć jeszcze
na początku dzieła uznał liberalizm za de facto część odwiecznego ładunku
cywilizacyjnego Zachodu… Jednak jak mowa o USA, to kładzie tu nacisk nie tyle
na religię (w końcu autorzy konstytucji byli deistami), lecz na indywidualizm,
konstytucjonalizm, wolność, równość i demokrację (American Creed) i słusznie
gromi multikulturalistów, chcących „zmienić Amerykę w miniaturę świata",
tak samo jak gromił liberałów amerykańskich, którzy chcą zwesternizować świat
(ja z takimi właśnie liberałami trzymam — niech zmieniają — byle nie
„na chama") . Jeśli nawet kiedyś miałaby powstać uniwersalna kultura światowa,
to zdaniem Huntingtona, powstanie ona stopniowo przez poszukiwanie punktów wspólnych
(s 566), czyli przez taki cywilizacyjny ekumenizm. I nie zniechęca go to, że
ekumenizm przyniósł jedynie zagrożenie wobec nauki (kreacjonizm, sojusz między religijny), ani to,
że jedynym sposobem by Irańczyk dogadał się z Brytyjczykiem jest odstawienie religii (integralnej cechy cywilizacji wg autora The Clash of Civilisations do kąta. Zobaczymy jak dalej potoczy się ten
międzycywilizacyjny dialog, może w końcu ludzie dostrzegą za oparami mitów
innych ludzi, zamiast tworzyć nowe wspólne...
Książkę
Huntingtona przeczytać warto. Dowiemy się z niej nie tylko dlaczego Haiti nie
jest w Limie i La Paz uważane za kraj latynoamerykański, ale też sporo o rozmaitych geopolitycznych konstelacjach, nie radzę jednak budować na niej
swojego światopoglądu, bo raczej będzie on fałszywy.
Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego, Wyd. Muza, Warszawa 1997, ss. 542.
1 2
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 01-05-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7995 |
|