|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie » Święci i poświęceni
Santo subito nie zawsze słusznie Autor tekstu: Radosław S. Czarnecki
Dwie rzeczy powinien
czynić proszący:
prosić usilnie i prosić o to, co się
godzi.
św.
Jan Chryzostom
Gdy
lud zebrany na pl. św. Piotra w Rzymie podczas pogrzebu Jana Pawła II (kwiecień
2005) wznosił hasła i dzierżył transparenty "Santo
subito" wydawać się mogło,
że na fali mistycznego i religijnego uniesienia Karol Wojtyła zostanie uznany za świętego Kościoła
katolickiego przez
aklamację wiernych — jak to bywało w czasach późnego Antyku (gdy chrześcijaństwo
torowało już sobie drogę ku władzy). Jako bezwzględny, osobowy, powszechny model postępowania dla
rzymskiego katolika — bo taki jest wymiar ideowy i doktrynalny instytucji świętego w Kościele. Aklamacja taka — i proceduralna zgoda na nią — przeczy idei advocatus
diaboli (używanej w procesach beatyfikacyjno-kanonizacyjnych do czasów
reformy Jana Pawła II w tej mierze) i temu co stwierdza (racjonalnie i pragmatycznie) m.in. G.Orwell, iż "...Świętych
powinno się uważać za winnych dopóty ich niewinność nie zostanie
udowodniona". Znany watykanista włoski na łamach turyńskiej "La
Stampy" (2011 r.) Andrea Tornieli wyjaśnił, że Benedykt XVI po licznych
rozmowach i konsultacjach z kurialistami watykańskimi uznał jednak taki casus
za zbyt niebezpieczny i nie-medialny dla katolicyzmu. Wybrał więc ścieżkę
normalnego procesu — jak to np. miało miejsce w przypadku Matki Teresy z Kalkuty (Jan Paweł II w 1997 r. konsultował szeroko ogłoszenie jej "Santo
subito", ale jednak mimo najwyraźniejszej chęci pójścia na skróty także
nie przystał na takie rozwiązanie pod wpływem argumentacji wielu kurialistów,
które było przeciwne — i to zdecydowanie — takiej antyczno-chrześcijańskiej tradycji).
Oprócz tłumów wiernych z pl. św. Piotra oraz nacisku środowisk
religiancko-fundamentalistycznych i tradycjonalistycznych (których to gremiów
namnożyło się w łonie katolicyzmu podczas długiego pontyfikatu Jana Pawła II co nie miara) kierowanego z całego świata, także wielu dostojników kościelnych
pragnęło rzeczywiście natychmiastowego wyniesienia na ołtarze polskiego
papieża. Podpisy pod petycją do jego przyszłego następcy, jeszcze przed
konklawe (2005), zaczął zbierać słowacki kardynał Józef Tomko. Na ręce
Benedykta XVI zaraz po wyborze złożył ją kardynał Camillo Ruini. Jednocześnie
osobisty papieski sekretarz, arcybiskup Stanisław Dziwisz optował mocno u Benedykta
XVI za szybką i bezwzględną kanonizacja Karola Wojtyły bez poprzedzającego
ją procesu beatyfikacyjnego.
A.Tornieli
ujawnił ponadto, że w pierwszych tygodniach swego pontyfikatu Benedykt XVI skłaniał
się wszakże poważnie ku rozwiązaniu świętości Jana Pawła II stosowanej w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Byłoby to z wielu powodów jednak
wydarzenie bezprecedensowe w czasach współczesnych. Od ponad tysiąca lat
bowiem żaden papież nie wyniósł na ołtarze swego bezpośredniego
poprzednika. Ostatecznie więc Benedykt nie zdecydował się na taki krok.
Ponadto sama
ilość beatyfikacji i kanonizacji poczyniona przez Papieża-Polaka w trakcie
swego pontyfikatu spowodowała niesłychaną inflację samej idei
świętości, a z drugiej — sceptyczna i racjonalna współczesność
poczęła (na wskutek wspomnianej inflacji ilości świętych oraz masowości i jarmarczności owych imprez beatyfikacyjno-kanonizacyjnych realizowanych w stylu
hollywoodzkiego show) traktować te
ludyczne i pompatyczne przedsięwzięcia oraz zgromadzenia wiernych im towarzyszące
jako teatr „jednego aktora", nie przekaz dla propagowania jakichkolwiek
wartości, jakichkolwiek wyższych, uniwersalnych idei; były to oprócz
wspomnianego „teatru jednego aktora" pokazy mobilizacji Kościoła (w
miejscu gdzie przybywał Papież celem dokonania kolejnych, masowych wyniesień
na ołtarze) oraz autorytarnej władzy rzymskiego pontifexa.
Nadmiar i taśmowa
produkcja świętych spowodowały zatracenie istoty samej świętości oraz
poprzez ową inflację — obojętnie jakie by one nie były — zatracenie
wszelkich uniwersalnych wartości sacrum
jako takiego. Spowodowały ich zdeprecjonowanie, sprofanowanie, utylitaryzację i źle pojęte umasowienie. Taka świętość stała się pospolitym, medialnym i codziennym newsem, częścią pop-kultury (i to w najgorszej, bo kiczowatej,
formie). Tylko w Polsce kolejne przedsięwzięcia watykańskie zwane procesami
kanonizacyjno-beatyfikacyjnymi wzbudzały jakieś zainteresowanie i bałwochwalcze
komentarze mainstreamu.
Należy
podkreślić, że w ostatnich wiekach świętością obdzielał Watykan urzędujących w tym czasie papieży niezwykle skąpo. W minionych siedmiu ostatnich wiekach
(od 1300 roku) tylko trzech panujących wtedy biskupów Rzymu dostąpiło
kanonizacji: Celestyn V (1294), Pius V (1566-72) oraz Pius X (1903-14). Na
marginesie dodać wypada, że w tym czasie błogosławionymi ogłoszono pięciu
biskupów Rzymu: Benedykta XI (1303-1304), Urbana V (1362-70), Piusa XII
(1939-58), Jana XXIII (1958-63) i Jana Pawła II (1978-2005). Trzech ostatnich — Pius, Jan i Jan Paweł — to produkty ostatniego dziesięciolecia.
Warto dodać,
że okrzyk Santo subito to wezwanie znane z pierwszych trzech wieków chrześcijańskich dziejów kiedy to ówcześni
wyznawcy Chrystusa wyrażali publicznie swoje przekonanie o świętości zmarłego
członka gminy. Oznacza dosłownie — święty natychmiast, święty od zaraz.
Ale czy na prawdę Vox populi to jednocześnie vox
Dei? Czy hierarchia zawsze
uginała się pod naciskiem ludu bożego w imię utylitarnych, masowych i pożądanych
dla Kościoła jako instytucji, koniec końcem, dezyderatów?
Przytoczony tu casus Jana Pawła II nie służy jako klasyczny wzór w tego typu (i
podobnych) przypadkach.
Niech w tej całej historyjce, tak upowszechnianej i nagłaśnianej nad
Wisłą, Odrą i Bugiem przez bezrefleksyjnych dziennikarzy oraz publicystów,
przykładem będą dzieje Armana Pungilupo z Ferrary (? — 1269). Jak głoszą
przekazy ów wierny i doszły/niedoszły święty Kościoła katolickiego jest właśnie
przykładem rozbieżności między mniemaniem ludu bożego, jego chęciami i poglądami, a polityką Watykanu (bo uświęcanie takiej a nie innej osoby jest
niczym innym tylko realizacją określonych zamiarów, aktualnej doktryny i preferencją dla utylitarnych "tu i teraz" wartości — czyli czystą polityką — Kościoła katolickiego
jako instytucji ziemskiej). Ów Włoch i jego losy — za życia i po śmierci -
to przykład mimetyzmu heretyckiego (określenie zaczerpnięte z dokumentów
watykańskich): jego droga i postawa życiowe wzbudzały przez ponad wiek ciężką
diatrybę, konflikty i zażarte walki w łonie "mistycznego
ciała Chrystusa" (jakim jawi się Kościół dla wiernych i hierarchii) w północnej Italii — Ferrara i okolice — na wskutek wspomnianej rozbieżności.
A.Pungilupo gdy żył, był uważany przez społeczność ferraryjską za osobę o nieposzlakowanej, chrześcijańskiej proweniencji: przykładna ortodoksja, jałmużnik,
asceta (posty i umartwiania zgodne z duchem epoki), życie według wartości głoszonych
przez ówczesną hierarchię. Bezpośrednio po śmierci (1269) jego zwłoki złożono
podczas imponującej jak na owe czasy uroczystości w słynnej katedrze w Ferrarze. Zaraz po śmierci rozpoczęły się masowe pielgrzymki do grobu "Santo subito" A.Pungilupo. Oczywiście obecne były cuda, obecne
za jego wstawiennictwem, i liczne uzdrowienia — bez tego nie może się
przecież obejść, bez względu na to czy mamy do czynienia z Armanem Pungilupo,
Karolem Wojtyłą, Ignacym Loyolą, Teresę z Avilli, Maksymilianem Kolbe czy
Szymonem Słupnikiem (obojętnie więc czy jest to Antyk, Średniowiecze,
Renesans, Kontrreformacja, Modernizm lub Ponowoczesność).
Śledztwo inkwizytorskie podjęte z doniesienia „obywatelskiego"
(zazdrość? niechęć? zawiść? personalna bądź rodzinna — tak ważka
na obszarze Włoch i w społeczeństwie
klanowym — zadra?) odkryło po jakimś czasie wszakże, że Pungilupo był powiązany z licznymi i aktywnymi wówczas w tej części Italii grupami heretyków:
najprawdopodobniej chodziło o patarenów, dulcynian bądź humiliantów.
Nakazano kanonikom zarządzającym katedrą w Ferrarze ekshumowanie i usunięcie
zgodne z ówczesnym prawem — czyli totalna dematerializacja, bez zostawienia
miejsca pochówku (wykluczenie pielgrzymek i kultu takiej osoby) — doczesnych
szczątków Pungilupo. Jednak kanonicy, jako członkowie miejscowej gminy, związani
mentalnie i materialnie z ludnością, stawiali opór, nie chcąc podporządkować
się zaleceniom inkwizycyjnym. Zresztą wspólnota także dawała w tej mierze
jawny odpór hierarchii.
Cuda, uzdrowienia, a przede wszystkim mir jakim Pungilupo cieszył się wśród
gminy chrześcijan z Ferrary i okolic świadczyły zdaniem kanoników
katedralnych o jego niepodważalnej ortodoksji. Odmawiali posłuszeństwa i dlatego zostali obłożeni ekskomuniką i rozproszeni. Papież Bonifacy VIII
(1294-1303) zatwierdził wyrok i został on bezwzględnie wykonany. Także w owym czasie (czyli po ponad 30 latach od śmierci Pungilupo) — w 1301 -
doszło ostatecznie do usunięcia szczątków doczesnych doszłego/niedoszłego
świętego, zniszczenia jego grobowca oraz tzw. damnatio
memoriae. Damnatio memoriae (z
łaciny: potępienie pamięci)
to procedura usunięcia z dokumentów i pomników, miejsc publicznych i dokumentów
imienia oraz zniszczenia wizerunków osoby skazanej na zapomnienie. Ma być ona bowiem
wymazana ze społecznej pamięci. Ta tradycja jest znana m.in. ze starożytnego
Egiptu (np. dot. zniszczenia materialnych pamiątek po faraonie Echnatonie/Amenhotepie
IV) czy cesarskiego Rzymu. Spotkało to również ..… Józefa Stalina po śmierci
(spalenie zmumifikowanych zwłok i symboliczne ich przerzucenie z mauzoleum na
pl. Czerwonym na Cmentarz Nowodziewiczy, pod mur kremlowski).
Po cóż przypominać te fakty? A po to, iż vox
populi nie jest zazwyczaj (przede wszystkim w ostatniej feudalnej monarchii
jaką pozostały Watykan i Kościół katolicki) głosem boskim. Ta instytucja
hołduje innym wartościom, innym zasadom, inne kanony ma wpisane w swoje
jestestwo. Dobrze jest innych pouczać — i nauczać — o demokracji, wolnościach
osobistych, o obywatelskich, swobodzie myśli i porzuceniu doktrynalnej opresji.
Trzeba jak mawiał Sokrates „zacząć od siebie".
To jedna nauka moim skromnym zdaniem płynąca z tego krótkiego tekstu.
Drugą jest konkluzja, iż mimo
aktywacji laikatu do życia Kościoła i retoryki o współodpowiedzialności
wiernych za wspólnotę, gminę, Kościół tak naprawdę nic nie zmienia (lub
nie wiele) w swej istocie i funkcjonowaniu — od czasów Pungilupo po czasy
Wojtyły. Święty to pieczęć watykańska dla kultu mas ludowych i osiągnięcie z tego tytułu określonych korzyści. Zaprezentowaną króciutką rozprawę o historii A.Pungilupo można traktować w kategoriach walki Kościoła rzymskiego z konkurencją religijną, jaką stanowiły w XI-XII wieku niezwykle liczne
ugrupowania heterodoksyjne, a mające niezwykle silne oparcie społeczne na
olbrzymich obszarach Europy Zachodniej. A w takich zmaganiach (normalnych jak na
rynku czy wojennym teatrze walki) wszelkie chwyty — w imię zysku (obojętnie
jak go potraktujemy) — są dozwolone i dopuszczalne. Bez względu na epokę i głoszone idee.
Biedny Pungilupo — tak niewiele dzieli (jak widać) świętość
od diabelstwa, cnotę od przekleństwa, niebo od piekła, tron od piwnicy,
wieczystą pamięć i splendor od instytucjonalnego zapomnienia i pohańbienia
pogrzebanych szczątków.
Pantha rhei — jak rzekł 500 lat
przed Jezusem z Nazaretu Heraklit z Efezu sprawdza się uniwersalnie. Nawet w ramach doktryny "mistycznego ciała
Chrystusa".
« Święci i poświęceni (Publikacja: 14-05-2012 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 129 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Return Pana Boga | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8032 |
|