|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Po pierwsze: nie szkodzić [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Minęło
już trochę czasu od ogłoszenia „Korekty kapitalizmu", więc i pora na
nieco chłodniejsze zastanowienie się nad zawartością przedstawionego
programu, powściągnięcie emocji i wyzwolenie wyobraźni spod ucisku
telewizyjnego obrazu.
Wykpić
czyjekolwiek pomysły jest łatwo, ale fundamentalne pytanie, — Co robić? -
pozostaje i nie traci na aktualności. Kapitalizm, jaki jest — każdy widzi,
choć, teoretycznie, wielu powinno znać go przynajmniej z teorii jeszcze przed
jego powtórnym nastaniem, więc utyskiwania należałoby nieco powściągnąć.
Jakby nie było, jego korekta jest czymś, czego potrzebują nie tylko
pracownicy, mówiąc ogólnie, ale także kapitaliści, choć każda z tych grup
oczekuje po niej chyba czegoś innego. Głośniej wypowiadane są opinie
pracowników, ale warto, jak mi się wydaje, w tej korekcie uwzględnić i oczekiwania pracodawców. Może uda się doprowadzić do jakiegoś spotkania
tych oczekiwań, pożądane byłoby raczej wcześniejsze, niż podczas
negocjacji strajkowych, a zwłaszcza podczas dyskusji ulicznych.
Wady
kapitalizmu znane są nie od dziś, zmieniają się nie tylko sposoby ich
wytykania, chociaż niektóre bywają usuwane. Najpierw był to ustrój wyklęty,
choćby z tej racji, że był dziełem heretyków, ponadto pozbawiał
dotychczasowe klasy wyższe ich przywilejów, które z łaski bożej od zawsze
im się należały. Potem znaleźli się analitycy, którzy dziwiąc się
niepomiernie sukcesom kapitalizmu, zaczęli zgłębiać jego istotę, wskazywać
środki i półśrodki jego ulepszenia, a nawet próbować je realizować.
Ponieważ praktyczne próby stworzenia konkurencji przez różnych utopistów
nie dały zadowalających rezultatów, zaś krytyka się nasilała, w rezultacie
powstał z tego „Kapitał" i jeszcze parę innych książek, a wraz z nimi
propozycja likwidacji tego ustroju. Nie była to propozycja korekty, tylko
radykalnego odrzucenia w całości i na zawsze. Nie miejmy za złe utopistom,
wszak, z ich punktu widzenia, te propozycje miały sens i dlatego poddali je doświadczalnej
weryfikacji.
Kapitalistom,
do których w międzyczasie dołączyli dotychczasowi wyklinacze, propozycja
likwidacji ustroju nie przypadła do gustu, ale, czując, co się święci, zaczęli
rezygnować z niektórych dotychczasowych kanonów. A to skrócili czas pracy, a to zrezygnowali z pracy dzieci, a to wprowadzili jakieś ubezpieczenia i płatne
urlopy. Wkrótce jednak sytuacja tak się ułożyła, że spora połać świata
wyzwoliła się spod władzy kapitału, bo tym, co sprawuje rzeczywistą władzę
nad ludźmi jest kapitał, będący potęgą społeczną, a nie, jak się niektórym
wydaje, tylko osobistą. Po pewnym czasie wyzwoleni, a właściwie to już ich
synowie i wnukowie, zaczęli jednak tęsknić za dawną niewolą, bo nowa
sytuacja, bez kapitału, mocno ich nie zadawalała. Czy zaciążyły na niej
wewnętrzne wady nowego systemu, jak to utrzymują niektórzy, czy może
bardziej jego stalinowska wersja, jak twierdzą drudzy, nie da się zapewne
jednoznacznie rozstrzygnąć? Może błędnie sądzę, ale wersja
trockistowsko-bucharinowska chyba też nie byłaby lepsza, tylko jak to sprawdzić?
Atrakcje jakie oferował kapitalizm, ten były już ustrój — jak się wydawało,
okazały się jednak na tyle interesujące, że, najpierw w skrytości ducha,
potem już coraz natarczywiej zaczęto się ich domagać, aż powrócono do
przeszłości.
Wydaje
mi się, że w słowie 'korekta' może tkwić zalążek pewnego
nieporozumienia. Demokracja jest ustrojem, a kapitalizm najlepiej rozwinął się w krajach, w których swobody demokratyczne były i są rozległe, w których
korygowanie i poprawianie jest procesem ciągłym, codziennym. Tylko starożytne
satrapie mogły sobie pozwolić na bezruch, a i to nie na trwały zbyt długo, bo pojawiający
się raz po raz przybysze z zewnątrz, wnosili albo coś nowego albo nawet
rozbijali istniejący stan. Także w PRLu, gdzie zasadnicze kierunki wynikały z dysponowania naukowym światopoglądem w każdej dziedzinie, przyobleczone w postać programu PZPR, sejm miał co robić, bo, aby gospodarka mogła nadrobić
wcześniejsze opóźnienia, co chwilę trzeba było gdzieś zapalać zielone światło i dawać wolny przejazd lokomotywie postępu. Było też sporo miejsca na
inicjatywy mniejszego kalibru, byle pasowały one do ogólnych ram. Naukowy światopogląd i racjonalne podejście nie chroniły jednak prawodawców od błędów, czasem
dość bolesnych dla społeczeństwa, a w konsekwencji i dla nich samych.
Skutkiem była utrata miejsca pracy przez kilka rządzących ekip i konieczność
przejścia na przyspieszoną emeryturę.
W
ustroju demokratycznym parlamenty i rządy mają jeszcze więcej do roboty. Ich
praca jednak nie polega na codziennym sterowaniu każdą państwową instytucją
lub wtrącaniu się w sprawy firm prywatnych, na podejmowaniu przez rząd
codziennie setek decyzji, na bieganiu od jednej budowy do drugiej, na
nieustannych kontrolach stacji benzynowych oraz stanu kurników i obór, na
osobistym sprawdzaniu co każdy rzeźnik dodaje do wędlin i t.p., co niektórzy
chcieliby widzieć, jako metodę pracy dla naszego gabinetu, zwłaszcza
obecnego. To raczej umacnianie brzegów i sypanie wałów ochronnych wokół
rzeki gospodarki. W takiej pracy zawsze będą błędy i usterki, zakłócać ją
będą też zjawiska nieprzewidziane lub nieświadomie wywołane, bo ta rzeka
wciąż toruje sobie koryto w nieznanym dotąd terenie. Kapitalizm po korekcie
pozostanie nadal kapitalizmem.
Jak
by nie patrzeć i chcieć, to kraje rozwiniętego kapitalizmu narzucają
kierunki rozwoju gospodarczego, a one wyłaniają się niejako samoczynnie,
automatycznie, pozornie z pomysłów pojedynczych ludzi. Ktoś kiedyś wymyślił
maszynę pończoszniczą, bo chciał ulżyć pracy swej narzeczonej, zajmującej
się zawodowo robieniem skarpet na drutach, ktoś inny zaczął kombinować nad
pojazdem bez konia, jeszcze inny postanowił kołowrotek zastąpić napędem
wodnym, itd., itd., przykłady można mnożyć. Wszystko to razem, bez
ingerencji rządów i bez uchwał parlamentów, pozostawione same sobie,
przekształciło się w wielkie przemysły, przeorało mentalność społeczeństw,
stworzyło nowe klasy społeczne a zlikwidowało stare, wprowadziło nowe
obyczaje i prawa. Nikt przecież nie planował silnika parowego, tranzystora,
GMO albo plastikowych okien. Potem zmiany nabrały takiego rozpędu, że dziś
za postępem mało, kto nadąża, ja nie. A ponieważ rzeczy zmieniają się
szybciej niż potrafi to zrobić zbiorowa świadomość, raz po raz pojawiają
się wątpliwości, czasem konflikty. O ile wynalazki techniczne rodzą głównie
problemy własnościowe, ponieważ łatwo tu przeoczyć czyjeś wcześniejsze
rozwiązanie albo próbować je ominąć, to wynalazki i odkrycia związane z medycyną oraz biologią, bardzo szeroko rozumianą, a właśnie na ten obszar
wlewają się obecnie wody tej kapitalistycznej rzeki, od pewnego czasu budzą również
wątpliwości etyczne. Pojawiły się przy szczepieniach przeciw ospie, było to
dość dawno i mało kto o tym pamięta, teraz dotyczą klonowania i genetyki.
Dlatego raz po raz muszą się nad niektórymi sprawami zastanawiać różne
zgromadzenia narodowe, izby i kongresy. Obserwacja tego zastanawiania się
pokazuje, że często ludzie o przedwczorajszych poglądach usiłują dziś
rozwiązać problemy dnia wczorajszego, podczas gdy już świta dzień
jutrzejszy. Najrozsądniejsi z nich przeciągają jak mogą to zastanawianie się,
licząc, że życie samo rozwiąże problem. Proszę przypomnieć sobie, jakie
dyskusje toczyły się wokół klonowania i słynnej Dolly, a wcześniej wokół
przeszczepów serca i innych narządów. Coś tam niektóre gremia nawet uchwaliły,
jakieś przepisy wprowadzono, tymczasem moda na klonowanie wszystkiego co się
da przycichła, czasem tylko można przeczytać jakąś drobną notkę, że ktoś
sklonował kozę a inny ulubionego psa, że mięso ze sklonowanych krów jest już w supermarketach, zaś mlekiem transgenicznych krów opijają się noworodki i nawet zdrowo rosną.
Kapitaliści w lot zorientowali się, że należy przyglądać się różnym zabawnym pomysłom
uczonych, bo zdarza się, że któryś z nich pomacha magnesikiem nad drucikiem i wyskakuje z tego elektryczność, komuś coś tam się pomiesza w laboratorium i wyjdzie albo penicylina albo teflon. Ale interes na tych zabawach robią ci,
którzy mają dość wyobraźni, aby zauważyć, do czego te wszystkie
zwariowane pomysły można zastosować. Jednym słowem, trzeba umieć zauważać
potrzeby pojedynczych ludzi, bo one nagle, czasem przy odrobinie reklamy, stają
się powszechnymi potrzebami, a nowy popyt wymusza podaż, a więc i produkcję.
Bywa i tak, że ci, którzy się nieco w rozwoju historycznym zagapili, często
tym sprytniejszym mają za złe, ale to już inna historia.
Przedstawione w „Korekcie" propozycje odczytuję jako zestaw narzędzi, w większości
bardzo potrzebnych, mogących ułatwić życie i działalność ludzi aktywnych,
pomysłowych, znajdujących i odkrywających w kapitalizmie swoje szanse, czyli
tych, którzy mają stworzyć prężną, innowacyjną klasę średnią. Jest to
pierwszy krok. Nie musimy, a nawet nie powinniśmy planować zbyt konkretnych
celów, na to jesteśmy za mali, mamy za mało wyobraźni — trzeba to
nareszcie zrozumieć i zrezygnować z wielkich światoburczych pomysłów. To
nie my wymyśliliśmy pampersy, podjazdy dla niepełnosprawnych, rolki dla
nastolatków czy teflonowe patelnie. Nie ma co z tego robić tragedii, bo nie
wymyślili ich także Węgrzy, Rumuni, Czesi czy Bułgarzy, a nawet potężniejsze
nacje. Ale z tego należy wyciągnąć jakieś wnioski. Mój jest taki: ponieważ
jest za późno abyśmy zaczęli realizować własny program budowy rakiet księżycowych,
skupmy się na jakimś dziale techniki satelitarnej, ponieważ nie zbudujemy własnego
Airbusa ani Boeinga, spróbujmy budować małe samolociki lub szybowce. Jakieś
panienki z Łodzi zdobyły mistrzostwo świata w konkursie „Odyseja umysłu",
mamy więc obiecujących organizatorów, konstruktorów i młodych naukowców,
wygrywających różne międzynarodowe konkursy. To są zalążki.
Wg
prof. Zbigniewa Brzezińskiego 70% studentów amerykańskich nie potrafiło
wskazać Iraku na mapie, jednak na listach najlepszych uniwersytetów świata czołowe
miejsca zajmują uczelnie amerykańskie, tyle, że aż 40% studentów pochodzi z Azji. Paradoks? Polscy uczniowie w Anglii podnoszą średni poziom nauczania zwłaszcza z matematyki i fizyki, przynajmniej przed miesiącem taką informację można było
wyczytać w Onecie. Rodzi się więc naturalne pytanie — kiedy na amerykańskich
uniwersytetach polscy studenci będą stanowić chociaż 10%? Nie sądzę, aby
wszyscy ci azjatyccy studenci zamierzali zostać obywatelami amerykańskimi, może
pcha ich do sukcesów mechanizm podobny do tego, który naszym i nie tylko
naszym sportowcom nakazywał być najlepszymi, za co nagrodą były zagraniczne
wyjazdy. Zresztą lepiej będzie, gdy zdolny Polak, czy ktokolwiek inny
zamerykanizuje się, będąc kimś znaczącym, niż miałby swoje talenty
zaprzepaścić w imię jakiegoś nieokreślonego patriotyzmu.
1 2 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 03-06-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8084 |
|