Kościół i Katolicyzm » Kościół i seksualizm
Ofiara księżowskiej przemocy seksualnej idzie ze skargą do Strasburga Autor tekstu: Andrzej Wendrychowicz
Pomóżmy Norbertowi Denefowi. Wesprzyjmy jego petycję. Kiedy polskie ofiary
księżowskich molestowań seksualnych odważą się pójść w ślady Denefa, wtedy my
poprosimy Niemców o wsparcie.
Oto jego apel o poparcie:
Drodzy przyjaciele,
Niemiecki Bundestag oddalił moją petycję Zlikwidowanie w kodeksie cywilnym przedawnienia za molestowanie seksualne.
Dlatego złożyłem skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, gdyż tym
postępowaniem Bundestag naruszył Europejską Konwencję Praw Człowieka.
Moja historia jest jedną z wielu. Byłem molestowany seksualnie. Milczałem ze
strachu, wstydu i poczucia winy. W Republice Federalnej Niemiec przestępstwa
seksualne podlegają przedawnieniu. W ten sposób sprawcy są chronieni, a ich
ofiary muszą milczeć.
Nie angażuję się w politykę i dlatego potrzebuję Waszej pomocy.
Niektórzy nieprzyzwoici ludzie wywierają naciski, żeby utrzymać przedawnienie.
Jeśli im się to uda, ich ofiary będą musiały nadal milczeć.
Podpiszcie, proszę, tekst poparcia. W ten sposób pomożecie także innym.
Podpiszcie już teraz — bardzo dziękuję! Z poważaniem
Norbert Denef
Formularz poparcia znajdziecie na
tej stronie, a jego treść brzmi:
Ja, ich fordere die Aufhebung der
Verjährung von Ansprüchen wegen sexuellen Missbrauchs und erkläre meine
Unterstützung für die Beschwerde von Norbert Denef
(Tak, żądam zlikwidowania przedawnienia
roszczeń z tytułu wykorzystywania seksualnego i niniejszym wyrażam swoje
poparcie dla skargi Norberta Denefa.
A teraz opowiem historię Norberta Denefa.
Urodził się w roku 1949. W latach 1958-1964, czyli w wieku 9-15 lat, był
molestowany przez Alfonsa Kamphusmanna, katolickiego proboszcza jego
macierzystej parafii w Delitzsch w diecezji magdeburskiej. Chłopak był w tym
czasie ministrantem. Na kolejne trzy lata, do roku 1967, ofiarę „przejął" od
proboszcza urzędnik kościelny R.H.K. Norbert
Denef doświadczał od swoich oprawców przemocy seksualnej wiele razy tygodniowo.
W treści skargi m.in. cytowane są obszerne fragmenty artykułu w Spieglu, numer
49 z 2005 roku.
Tygodnik tak opisał początki gehenny Norberta Denefa.
"....Jego osobista droga krzyżowa rozpoczęła się wiosną, roku 1958.
Dziewięciolatek był bardzo dumny z tego, że wreszcie mógł być ministrantem w kościele pod wezwaniem Niepokalanego poczęcia Maryi w Delitzsch koło Lipska. Po
mszy proboszcz Alfons Kamphusmann zabrał go na plebanię. Na parterze znajdowała
się biblioteka, ale ksiądz zaciągnął chłopaka na górę do swojego mieszkania.
Zamknął drzwi na klatkę schodową, usiadł i wziął dzieciaka na kolana ....
Męczeństwo Denefa trwało długie siedem lat.
Kiedy chłopak leżał na plecach na kanapie, a ksiądz zajmował się jego
genitaliami, odwracał głowę, wkładał palec w dziurę w biurku i wiercił palcem
dopóki „to świństwo się nie skończyło". Norbert nie mógł z nikim o tym
porozmawiać. Proboszcz był przyjacielem ich rodziny i bardzo często i chętnie
świętował z matką, samotnie wychowującą swojego syna. Matka tańczyła z księdzem w pokoju, piła z nim szampana. Dzieciak uznał za niemożliwe opowiedzieć o swojej
sprawie matce. Także w szkole nikt o nic nie pytał, chociaż Norbert często
spóźniał się na lekcje. To w tamtych dniach, kiedy służył do porannej mszy, ze
strachu robił w spodnie…"
Pewnego dnia proboszcz Kamphusmann nagle zniknął, został gdzieś przeniesiony.
Norbert miał wtedy 16 lat. Szczęśliwy, że to się skończyło, zapisał się do
parafialnego chóru. Przyjęto go tam serdecznie. Kierownik chóru był bardzo miły i chętnie przebywał ze swoimi podopiecznymi. Pewnego wieczoru po próbach zrobiło
się bardzo późno i urzędnik kościelny K. zaproponował Norbertowi nocleg. Po
zgaszeniu światła K. położył się obok chłopaka i wszystko zaczęło się od nowa i trwało przez kolejne trzy lata.
Kiedy pozbył się także drugiego prześladowcy, Norbert wyprowadził się do Lipska.
Tam się ożenił, urodziły się im dzieci. Ani słowem nie wspomniał żonie o swoich
przeżyciach. Niespodziewanie, w wieku 40 lat Denef popadł w ciężką depresję. Cierpiał na chroniczną
bezsenność, bolesne skurcze i nagłe napady strachu. Był z tego powodu leczony w szpitalu. Cierpienia psychiczne i wynikające z nich dolegliwości fizyczne stały
się chlebem powszednim Denefa. W latach 1990 do 2004 wiele razy lądował w szpitalu i był poddawany terapii
psychiatrycznej i psychosomatycznej. W wypisie szpitalnym z roku 2004 napisano,
ze pacjent cierpi na złożone obciążenia posttraumatyczne. Zdiagnozowano także
silną depresję oraz bliżej nierozpoznaną dysfunkcję w obcowaniu z ludźmi.
Swoim terapeutom pacjent nie pisnął słówka o tym, co przeżył, ale zaczął wiele
czytać o wykorzystywaniu seksualnym i powoli rozumiał, co mu zrobiono. Dopiero
po śmierci swojej matki, w roku 1993, czyli ponad trzydzieści lat po pierwszym spotkaniu z proboszczem
Kamphusmannem, Denef odważył się głośno wypowiedzieć zdanie — byłem
wykorzystywany seksualnie! Zrobił to na spotkaniu rodzinnym, na który byli
zaproszeni także obaj jego prześladowcy. Reakcja rodziny była druzgocąca: — "Tyle
lat milczałeś, to powinieneś umieć zamknąć mordę do końca życia!" Obaj
oskarżeni nie powiedzieli nic. Rodzina za karę odcięła się od Norberta, na
zawsze.
Denef pojechał do rodzinnego Delitzsch szukać pomocy u aktualnego proboszcza,
poszedł na tę samą plebanię, gdzie to wszystko się zaczęło. Nic nie wskórał na
miejscu, ale po wielu miesiącach dostał list, a w nim odmowę poinformowania
parafian o przypadku Norberta Denefa. Nadawca prosił także o zaniechanie tej
sprawy "...takie wyznanie zaszkodziłoby nie
tylko parafii, ale także zniszczyłoby jego całą rodzinę pozostającą w Delitzsch…"
| 1. Norbert Denef w Watykanie, 2010. Wikimedia |
Po tej odmowie Denef miał atak silnej depresji. Przez wiele tygodni nie odzywał
się nawet do żony i dzieci. Musiał wznowić terapię. Kiedy doszedł nieco do
siebie, uświadomił sobie, że w swojej nowej parafii w diecezji limburskiej w Hesji proboszcz Kamphusmann znowu może molestować dzieci. Złapał za telefon,
zadzwonił do kancelarii limburskiego biskupa Franza Kamphausa i oświadczył, że
chce zgłosić przypadek molestowania seksualnego. Już następnego dnia wikariusz
generalny
Günther Geis oddzwonił, wysłuchał Denefa i obiecał szybką reakcję.
Ale reakcji nie było. Nie została też
spełniona prośba Denefa o audiencję u biskupa Kamphausa. Za to odesłano go z powrotem do diecezji magdeburskiej, do której należy parafia w Delitzsch.
Krótko potem umiera proboszcz Kamphusmann. W nekrologu Kościół napisał, że
"zawsze serdecznie, niosąc pomoc bliźnim,
spełniał swoją posługę".
W 2003 roku Denef oskarżył w diecezji limburskiej swojego drugiego prześladowcę.
Tym razem rekcja była dość szybka. Zaproponowano ugodę. Diecezjalny prawnik
pisał wtedy do Denefa: " Im szybciej
odeśle mi pan tekst porozumienia, tym szybciej polecę przelać na pańskie konto
kwotę 25.000 Euro. W ten sposób konflikt zostanie rozwiązany na drodze
pokojowej"
Konflikt. Niewinne słówko na określenia wieloletniej udręki ówczesnego
ministranta.
W piśmie do Denefa prawnik przyznaje, że co prawda w latach 1958-1964 był on
wykorzystywany przez księdza, ale teraz w ramach
"chrześcijańskiej współodpowiedzialności"
dostanie pieniądze na złagodzenie swojej traumy. Podkreśla jednocześnie, że
nie może być mowy o odpowiedzialności prawnej, gdyż sprawa się przedawniła.
Jednorazowa wypłata definitywnie kończy sprawę i nie może być mowy o jakichkolwiek dalszych roszczeniach.
W liście poproszono go także o wyliczenie kosztów terapii.
Denef ucieszył się z tej propozycji i podliczył łączne koszty terapii swojej i najbliższej rodziny. Wyszło 122.850 Euro. W tym momencie wikariusz generalny
przeraził się takiej kwoty i ponownie odesłał go do biskupa magdeburskiego. Tam
polecono mu spotkać się z wyznaczonym przez Kościół psychiatrą. Medyk rozpytał w klinice o koszty terapii i okazało się, że wyliczenia Denefa są prawidłowe.
"Aby uniknąć dalszego sporu" Kościół
ponowił propozycję 25.000 Euro.
Dotyczy to — zaznaczono w liście — tylko przypadku proboszcza Kamphusmanna.
Urzędnika K. Denef może skarżyć tylko w procesie cywilnym.
Zarówno proboszcz Kamphusmann, jak i urzędnik kościelny K. już wcześniej
przyznali się biskupowi do winy.
Denef może i by się zgodził z biskupią propozycją, ale zapis w tekście
porozumienia, że ma się zobowiązać do zachowania milczenia w tej sprawie, a nawet nie mówić, że dostał odszkodowanie, był dla niego nie do przyjęcia. Miałby
już do końca życia znowu milczeć, tak jak milczał przez ponad 30 lat?
Denef zaskarżył to żądanie do sądu. Po dwuletnim procesie Kościół wycofał się z warunku milczenia i podtrzymał deklarację wypłacenia 25.000 Euro. Był to
pierwszy taki, precedensowy przypadek w niemieckim Kościele katolickim.
Prawdopodobnie ustępstwo to było możliwe dlatego, że w roku 2002 biskupi
opracowali "Wskazówki postępowania w przypadkach seksualnego wykorzystywania nieletnich". Kardynał Karl Lehman
opowiedział się za lepszą ochroną ofiar.
„Przypadki molestowania będą badane oraz dopuszcza się umiarkowane informowanie
opinii publicznej, jeśli będzie to konieczne, co uchroni ofiarę i jej rodzinę od
izolacji" — zapisano w instrukcji.
Minęło 12 lat od chwili, kiedy Denef poinformował Kościół o czynach ich
pasterza. Norbert był już
wyczerpany tą długą walką i w roku 2005 przyjął zaoferowaną kwotę. Magdeburski
biskup polecił przelać pieniądze. Denef ani od niego, ani od kogokolwiek innego z niemieckiego Kościoła nie doczekał się słowa przepraszam.
| 2. N. Denef przykleja swój list otwarty na drzwiach kościoła w Delitzsch. Wikimedia |
Proboszcz Kampfhusmann nie żyje. Denef nie może oskarżyć urzędnika K. w procesie
cywilnym, bo jego zbrodnicze czyny się przedawniły. To dlatego w sierpniu 2007
roku składa w Bundestagu petycję o wykreślenie z kodeksu paragrafu o przedawnieniu przestępstw seksualnych.
Bundestag zajął się sprawą, ale 4 kwietnia 2008 roku oddalił petycję Denefa.
Sprawa Denefa stała się w Niemczech głośna. Środowiska laickie zaoferowały mu
wsparcie w dalszej walce o sprawiedliwość po latach. Pomogli mu wystosować
skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Raczej mało prawdopodobne,
żeby Trybunał szybko pochylił się nad tą sprawą. Skarga polskiej rodziny
Grzelaków na brak dostępu do lekcji etyki dla ich syna Mateusza czekała na
rozpatrzenie 8 lat.
Wyrok Trybunału w sprawie Denefa może być
precedensem także w
polskich procesach. W tak wielkim, mocno katolickim kraju
jak Polska, statystycznie rzecz biorąc, przypadków podobnych do sprawy Norberta Denefa musiało być/jest mnóstwo. Kiedyś ofiary odważą się o tym opowiedzieć.
Wtedy przypomnimy historię Denefa, naszego dlań poparcia i poprosimy Niemców o rewanż.
Podpiszcie, proszę, poparcie i poproście o to innych.
« Kościół i seksualizm (Publikacja: 12-07-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8185 |