|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Kryptonim POTENCJACJA, Część II [1] Autor tekstu: Marcin Kruk
Kolejny tydzień minął bez wydarzeń. Michalina wyjechała
do rodziców, gdzie w lokalnej aptece odbywała praktykę. W pracy sierżant
Marek nie słyszał nic o śledztwie w sprawie podróbek leków homeopatycznych,
komisariat odwiedziła pani Katarzyna Jasińska, którą zapewnił, że otrzyma
odpowiedź na swoje doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa w swoim czasie, mówiąc zgodnie z prawdą, że nie jest zorientowany w tej
sprawie, gdyż przekazał ją dalej. Pani Katarzyna Jasińska była teraz
przekonana, że jej męża zabiła kombinacja leku homeopatycznego i niepotrzebnie przepisanego vivacoru, bo lekarze przepisują leki, żeby koncerny
mogły zarobić. Zapewnił ją, że nie ma w tej sprawie żadnych kompetencji i że na ten temat mogą się wypowiedzieć tylko lekarze. Pani Katarzyna Jasińska uznała to za kiepski żart,
stwierdzając, że wszyscy lekarze działają na szkodę pacjentów i nigdy nie mówią prawdy.
Sierżant Marek odetchnął z ulgą, kiedy wdowa pożegnała
komisariat i po raz kolejny tego dnia spojrzał na kalendarz, żeby się upewnić,
ile jeszcze dni pozostało do przyjazdu Michaliny. Im bardziej zbliżał się piątek,
tym częściej spoglądał na zegarek, mając nieznośne wrażenie, że obroty
ziemi wokół słońca uległy absurdalnemu spowolnieniu.
Michalina zadała mu lekcję w postaci lektury artykułów
profesora Gregosiewicza w Racjonaliście, które czytał pilnie, mając przemożne
wrażenie, że autor przypomina mu policjanta, który dysponuje niezbitymi
dowodami winy i wiedzą o miejscu pobytu przestępcy, ale nie może się doprosić w prokuraturze wydania nakazu aresztowania.
W długich rozmowach telefonicznych sierżant Marek był
przesłuchiwany na okoliczność postępów w śledztwie w hurtowniach, o czym
nie miał zielonego pojęcia, oraz był egzaminowany na temat wiedzy o homeopatii, którą
dzielnie poszerzał, zdumiewając się nad ludzką naturą, gotową zaakceptować
najbardziej absurdalne koncepcje.
Natarczywość, z jaką Michalina oczekiwała od niego potępienia
homeopatii i wszystkiego co z nią
związane, wskazywała na opętanie, co zdecydowanie czyniło ją jeszcze
bardziej atrakcyjną. Rozmawiając z nią przez telefon sierżant Marek odchodził
od zmysłów i dochodził do wniosku, że to musi być kwantowa teleportacja
feromonów.
W piątek Michalina przyjechała o godzinę wcześniej, bo
jak się okazało, pożyczyła samochód swojego brata, a co więcej odpracowała
kilka godzin i mogła zostać do wtorku. W obliczu perspektywy czterech nocy oraz dzielących ich dni sierżant Marek zaczął
przemyśliwać nad maksymalizacją dobra i telefonem do szefa, że jest obłożnie
chory, ale jego sumienie obciążone było pamięcią, że prawie połowa ludzi
jest na urlopach, więc urwanie się byłoby wobec kolegów świństwem.
Sobotę spędzili w domu, pojechali tylko na zakupy i dopiero wieczorem poszli do kina na Yumę. Michalina wiele razy podchodziła do
okna, wypatrując samochodu homeopaty, w końcu jednak zniechęcona
niepowodzeniem porzuciła sterczenie przy oknie.
W niedzielę pojechali od rana na pchli targ, ponieważ
Michalina lubiła atmosferę tej mieszaniny staroci i rzeczy nowych, postanowiła
również, że kuchnia sierżanta nie ma charakteru, a charakteru może jej nadać
kilka dobrze dobranych drobiazgów w postaci glinianych garnków, ozdobnego
talerza na ścianie i kosza z owocami.
Zachęcony troską o swoją kuchnię sierżant Marek
zdecydował się na pytanie, czy chciała by razem z nim zamieszkać, ale
Michalina stwierdziła, że chwilowo ma przed sobą pięć miesięcy stażu w aptece, a potem dopiero będzie mogła szukać stałej pracy, a pięć miesięcy
to pół wieczności, więc chwilowo musi być jak jest, czyli
miłość w weekendy, w święta państwowe i kościelne.
W poniedziałek poszedł do pracy, zastanawiając się nad
pytaniem, jak zdoła się skoncentrować na czynnościach służbowych, które w sytuacji Michaliny zostawionej w mieszkaniu wydały mu się zadziwiająco mało
atrakcyjne. Jedynym jasnym punktem
była godzina na strzelnicy.
Michalina spojrzała na niego zdziwiona widząc jak wyjmuje z szafy pistolet.
— Strzelałeś kiedyś do człowieka — zapytała.
— Nie to zabawa dla tych buraków z brygady
antyterrorystycznej. My jesteśmy od pilnowania porządku. Mamy umieć strzelać i na szczęście nie mamy tego robić poza strzelnicą. Policjant to nie cowboy.
Wychodząc pocałował ją w nos i powiedział, że będzie z powrotem tak szybko jak będzie mógł, chociaż wolałby zostać w domu. Roześmiała
się i popchnęła go do drzwi.
Kiedy zadzwonił podczas przerwy, Michalina powiedział mu,
że jest w EMPiKu i ogląda co mają nowego w dziale muzycznym. W kilka godzin później,
po drodze do domu utknął na moście w korku i próbował się nie złościć.
Zastanawiał się czy w przyszłości miasta będą zamknięte dla samochodów i wszyscy będą jeździć publicznym transportem, czy odwrotnie, ruch będzie
napowietrzny, w osobowych helikopterach, poruszających się z ograniczoną
szybkością po wyznaczonych trasach i wyprzedzających się na różnych wysokościach.
Pomyślał, że policyjna kontrola takiego ruchu byłaby bardzo kłopotliwa, a korki i tak by się w końcu zrobiły.
Dojeżdżając stwierdził, że
zielonej skody oktavii, brata Michaliny nie ma przed domem i pomyślał,
że pewnie zaparkowała gdzieś
dalej. Podjeżdżał do krawężnika, kiedy zadzwonił telefon. Zatrzymał wóz,
spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Michalina. Kiedy się połączył usłyszał
podniesiony męski glos — ona ma telefon! Połączenie zostało przerwane.
Siedział dalej za kierownicą zastanawiając się co robić. Ustalenie przekaźnika, z którego wyszedł sygnał wymagało całej procedury. Szef poszedł do domu, w komisariacie zacznie się spisywanie i tysiąc formalności. Spróbował
połączyć się z Michaliną. Automat poinformował go,
że abonent jest poza zasięgiem sieci. Musieli wyjąć sim.
Sierżant był pewien, że sprawa musi mieć związek z lekarzem-homeopatą. Czy mogła dzwonić z jego mieszkania? Nie, gdyby poszła
do niego, jej samochód byłby nadal pod domem. Czy homeopata jest w domu? Czy
może wiedzieć, gdzie jest Michalina?
Z garażu w którym mieszkał lekarz-homeopata powoli
wyjechał srebrny opel vectra. Sierżant przekręcił kluczyk w stacyjce i włączył
się w ruch. Dzieliły ich trzy samochody. Szansa, że homeopata zaprowadzi go
do Michaliny była minimalna, ale wszelkie inne działania bez wiedzy, kto i gdzie nie rokowały nic prócz tygodni szukania igły w stogu siana.
Kilka przecznic dalej rozdzieliły ich światła, widział
jednak, że vectra skręciła w lewo, po zmianie świateł wyprzedził kilka
samochodów starając się nie zwracać na siebie uwagi nazbyt brawurową jazdą.
Zobaczył go znowu. Starał się trzymać na tyle daleko, żeby homeopata
nie widział go w lusterku. Po wyjeździe z miasta było to trudniejsze. Jechał na północ w kierunku szosy na Gdańsk.
Dzielący ich samochód wyprzedził homeopatę, więc zwolnił, żeby zwiększyć
między nimi odległość. Wyprzedził
go tir i vectra zniknęła mu całkowicie z pola widzenia. Obserwował zjazdy,
mając nadzieję, że homeopata nadal jedzie przed tirem.
Ponownie próbował połączyć się z Michaliną, ponownie usłyszał ten
sam komunikat: Abonent jest poza zasięgiem sieci.
Trzy kilometry dalej tir wyprzedził vectrę. Był teraz
zbyt blisko. Spojrzał w lusterko, nikogo nie było. Homeopata mógł zacząć
kojarzyć jadący za nim tak długo samochód. Nie było jednak żadnego wyjścia.
Zwolnił, kawałek dalej znów rozdzielił ich samochód
osobowy, czarny ford KA. Prowadząca go młoda kobieta szybko się znudziła i wyprzedziła jadącego statecznie homeopatę.
Kilka kilometrów dalej, w Nowej Wsi vectra skręciła w prawo. Sierżant
przejechał zjazd i pięćdziesiąt metrów dalej gwałtownie wyhamował i zawrócił.
Nadjeżdżający z naprzeciwka samochód musiał zwolnić i kiedy sierżant
zjechał na lewy pas, żeby skręcić w lewo, kierowca znacząco postukał się w czoło. Opel homeopaty zniknął bez śladu.
Za pasem lasu zaczynały się zabudowania. Wioska miała jedną główną
ulice i kilka uliczek odchodzących na boki. Minął sklep Lewiatana, aptekę i szkołę, dalej zaczynały się pola. Sierżant zastanawiał się, czy jechać
dalej, czy raz jeszcze przejechać przez wieś. Zawrócił. Zatrzymał samochód
na parkingu Lewiatana zastanawiając się co robić. Zamknął samochód i postanowił przejść piechotą główną ulicę, zaglądając w boczne uliczki.
Czuł gwałtowne pulsowanie krwi w żyłach i suchość w ustach. Cofnął
się do samochodu i wyjął z bagażnika torbę z dresem, w którym biegał i wrzucił do niej pistolet. Zaczął iść starając się nie zwracać na siebie
uwagi. Skręcił w pierwszą uliczkę, doszedł do końca i zawrócił, w trzeciej zobaczył przy krawężniku zieloną skodę brata Michaliny.
Wsiadał do niej blondyn średniego wzrostu w szarej koszuli. Powstrzymał
się, żeby nie podbiec, samochód wytoczył się na środek uliczki, przejechał
kilkanaście metrów i wjechał na podwórko.
Nowy dom z garażem , obok którego stał samochód dostawczy i opel
vectra. Skoda zniknęła z pola widzenia. Tuż za bramą, pod płotem stały dwa
kubły na śmieci.
Sierżant Marek zastanawiał się co dalej. Rozsądek
nakazywał ściągnąć posiłki, wyobraźnia posuwała najgorsze scenariusze.
Każde rozwiązanie niosło koszmarne ryzyko. Wrócił na główną ulicę,
wszedł do małego sklepu spożywczego i kupił butelkę wody mineralnej. Wypił
ją duszkiem i poszedł na uliczkę sąsiadującą z tą, przy której stał
podejrzany dom. Doszedł do końca, zabudowania rozdzielało pole cebuli, na którym
był z wszystkich stron widoczny, na wysokości tyłów tego domu rósł wielki krzak bzu. Dzieliło go jednak od niego kilkadziesiąt metrów. Sierżant
Marek zastanawiał się, czy udawać, że coś fotografuje.
To jednak wzbudzałoby jeszcze większą ciekawość. Zdecydował, że
fizjologia jest lepszą opcją. Ostatecznie człowiek pamięta, że drugi człowiek
czasem musi. Zdecydowanym
krokiem poszedł w kierunku krzaka bzu.
Front domu miał elegancki murek z cegły, płot na tyłach
był z betonowych płyt. Nie było widać psa ani kamer, więc sierżant
przeskoczył przez ogrodzenie i schował się za dostawczym mercedesem. Czekanie
nie było najlepszą perspektywą, ale doszedł do wniosku, że nie ma innego
wyjścia, prędzej czy później ktoś musiał się pojawić na podwórzu.
Dom miał tylne wyjście, prowadzące na podwórze i do
ogrodu. Prawdopodobnie z kuchni, bo gdyby to był salon, to drzwi byłyby
przeszklone. Czy Michalina jest na
parterze, czy na pierwszym piętrze? Ilu
tam może być ludzi, czy mogą być uzbrojeni? Odbezpieczył pistolet i wyciągnął
sznurek z kaptura bluzy od dresu. Czekał,
zgadując co się dzieje w środku.
Raz jeszcze spróbował połączyć się z telefonem Michaliny, znów usłyszał
to samo — Abonent jest poza zasięgiem sieci.
1 2 Dalej..
« Na wesoło (Publikacja: 13-08-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8254 |
|