|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Światopogląd Dzieci napoczęte. Antykatechizm Janusza Korczaka Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
W magazynie „Journal of Medical Ethics" ukazał się
interesujący artykuł zatytułowany
Czy
powinniśmy zezwalać, by przekonania religijne blokowały świeckie wskazania
terapeutyczne w zakresie przerywania lub wstrzymania leczenia dzieci? Jego
autorami są dwaj doktorzy pediatrii z czołowego w Europie szpitala dziecięcego -
Great Ormond Street Hospital w Londynie, oraz anglikański kapelan tegoż
szpitala. Dr Joe Brierley i dr Andy Petros zajmują się najciężej chorymi
dziećmi, przy czym ten pierwszy, główny autor publikacji, specjalizuje się w etyce klinicznej. Z kolei wielebny Jim Linthicum specjalizuje się w „duchowości
dziecięcej" oraz etyce medycznej, przy czym nie jest dogmatykiem. Uporczywość terapeutyczna terminalnie chorych dzieci jest
problemem także w Polsce, w odpowiedzi na który Polskie Towarzystwo Pediatryczne
opublikowało w ubiegłym roku wytyczne dla lekarzy zatytułowane:
Zaniechanie i wycofanie się z uporczywego leczenia podtrzymującego życie u dzieci. We wstępie tego dokumentu czytamy:
"Większość lekarzy kończących studia medyczne uprawia swój
zawód z postawionym sobie nadrzędnym celem
utrzymania życia pacjenta w każdym
przypadku i za wszelką cenę. Zwłaszcza w pediatrii uznanie prawa dziecka do
godnej śmierci i zaprzestania leczenia, jest niezwykle trudne. Formułowane
obecnie stwierdzenie, że lekarz w sytuacji bez szans powinien wycofać się z terapii przedłużającej życie i cierpienie dziecka — często nie jest w pełni
zrozumiane i stosowane. Uporczywość terapeutyczna, która uniemożliwia wg zasad
etyki 'przyjęcie śmierci' oraz ma wpływ na jej naturalny przebieg, jest
przekroczeniem moralnym i prawnym."
Angielscy lekarze (wraz z kapelanem) zwracają uwagę na
problem ciężko chorych dzieci będących zakładnikami wierzeń religijnych
rodziców.
Materiał do rozważań oparty został na zebranych w ciągu
trzech lat przez Brierleya 11 przypadkach z tegoż szpitala, w których pomimo
wskazań terapeutycznych do przerwania lub zawieszenia terapii, rodzice uparli
się, by ją kontynuować — w oczekiwaniu na interwencję z Nieba. Związani byli z różnymi wyznaniami (ewangelikanizm, islam, judaizm, katolicyzm). W pięciu z tych
przypadków rodzice przerwali w końcu oczekiwanie na skutek perswazji duchownego. W jednym przypadku zdecydowało rozstrzygnięcie sądu. W pozostałych pięciu
przypadkach rodzice nie dali się przekonać. Czworo z tych dzieci zmarło w trakcie uporczywej terapii, jedno
przeżyło z głębokim uszkodzeniem neurologicznym. W tym samym czasie w szpitalu
zanotowano również 6 innych sprzeciwów wobec zalecanego przerwania terapii, w których nie odwoływano się do oczekiwania na cud. We wszystkich przypadkach
rodzice jednak dali się przekonać lekarzom i terapie w końcu przerwano. Pięcioro z tych dzieci zmarło, jedno przeżyło z głębokim uszkodzeniem neurologicznym.
Prowadzenie tego rodzaju uporczywej i bezcelowej terapii,
tylko dlatego, że rodzice czekają na cud, wiąże się z dwoma problemami: powoduje
niepotrzebne cierpienia dziecka, czyli staje się sztucznie przedłużaną agonią, i naraża publiczną służbę zdrowia na ponoszenie irracjonalnych kosztów.
Zdumiewające jest, że w Anglii, która ma tak
zsekularyzowane społeczeństwo, państwo zezwala, by religia mogła tak dojmująco
ingerować w życie innych osób. To kolejny dowód na to, że każdy tzw. miękki
rozdział państwa i religii jest patogenny i że jedynie francuski model rozdziału
jest racjonalnym odniesieniem dla polityki laickiej.
Dziecko nie powinno być zakładnikiem przekonań religijnych
rodziców, a już w szczególności w tak skrajnych sytuacjach, w których naraża je
to na zbędne cierpienie.
Głęboko religijni rodzice, czekając na cud, męczą swoje
dzieci lub/i zamieniają je w rośliny. Autorzy powyższej publikacji, w obronie dzieci przywołują regulacje praw
człowieka, które zakazują tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania. To
dobro dziecka powinno mieć priorytet a nie źle pojęta autonomia pacjenta i w tym
przypadku — de facto marzenia
religijne rodziców.
Przypadki te odsłaniają także paradoksy wiary religijnej:
dlaczego medycyna ma uporczywie podtrzymywać warunki dla „cudownej interwencji",
dlaczego tak pobożni rodzice po prostu nie chcą zaufać Bogu, wszak gdyby nie
życzył on sobie, by dziecko umarło, nie pozwoliłby mu zachorować, tylko
molestują go: „Niech zstąpi Duch Twój, póki respirator działa!" Dlaczego
medycyna, która w swojej esencji jest sprzeciwem wobec najuczciwiej pojmowanego
opatrznościowego monoteizmu, ma być nadużywana przez jego karykaturę do praktyk
sadystycznych?
Bogowie monoteistyczni są ukazani jako istoty pełne
namiętności i skłonne do gwałtownych zmian nastrojów — być może stąd się bierze
przekonanie gorliwych wyznawców, że techniki wydłużające agonię mogą być
niezbędne, aby dać Bogu dodatkowy czas do namysłu, a sobie możliwość perswazji w tej kwestii. Tyle że jeśli terapie mają służyć tylko Bogu, to jego oficjalni
pełnomocnicy powinni płacić dodatkowe składki na fundusz zdrowotny.
Rewolucja francuska dała nam Deklarację Praw Człowieka i Obywatela. Potrzeba było ponad wieku, by problem zniewolenia kobiet został
należycie zrozumiany. Obecnie przyszedł czas na emancypację dzieci od
archaicznych zniewoleń, poprzez dalsze odprzedmiotowienie dziecka i pogłębienie
rozumienia „praw dziecka". Dzieci nie powinny być przedmiotem religijnych
zawłaszczeń ani ofiarami przesądów swoich rodziców.
Wciąż jeszcze nawet wielu niewierzących ulega tym
prymitywnym schematom myślowym i myli władzę rodzicielską z prawem własności.
Mówi się np.: do czasu dojrzałości
rodzice podejmują za dziecko wszystkie kluczowe decyzje dotyczące jego życia,
rodzice więc decydują jakiego ma być wyznania, tak jak decydują do jakiej
pójdzie szkoły. Jest to dowód na całkowite niezrozumienie idei współczesnych
praw rodzicielskich. Rodzicom bowiem dziś przysługuje to władztwo nie dlatego,
że dziecko jest ich własnością do pełnoletniości, lecz dlatego, że mają
zrealizować najlepiej pojęty interes dziecka, do czasu osiągnięcia przez nie dojrzałości. Cały kodeks rodzinny i opiekuńczy przenika jedna naczelna zasada w odniesieniu do władzy rodzicielskiej: interes dziecka jest najważniejszą
dyrektywą. Realizowanie tej władzy w interesie własnym
lub dla własnej wygody jest naruszeniem władzy rodzicielskiej.
Jednocześnie wciąż jest tolerowane jedno odejście od
tej zasady: przyzwolenie na indoktrynację religijną. O ile wybór szkoły leży w interesie dziecka, o tyle wybór „jego religii" i formalne do niej zapisanie dziecka
jest z nim jaskrawo sprzeczne. Edukacja jest wymogiem powszechnym, zaś
wyznawanie wierzeń religijnych — szczęśliwie już nie. Pojęcie dobra dziecka ma
charakter obiektywny i możliwy do określenia, np. w sytuacjach konfliktowych
przez sądy rodzinne i inne instytucje państwowe. Przekonanie o tym, że dana
religia jest dobrem dla dziecka jest czysto subiektywnym i nieweryfikowalnym
przekonaniem niektórych rodziców i opiekunów. Żaden sąd nie jest jednak w stanie
tego sprawdzić, gdyż nie dysponuje środkami, by zweryfikować obietnice jakie
swym wyznawcom religie przyrzekają.
Państwo nie powinno być paternalistyczne. Każdy więc
powinien mieć swobodną możliwość wyznawania i głoszenia nieszkodliwych dla
innych najbardziej fantazyjnych wierzeń i przekonań. Świat jest przez to zabawny i różnorodny. Ale żerowanie na bezbronności intelektualnej niedojrzałych osób w celu przekonania ich o prawdziwości własnych życzeń na temat rzeczywistości, jest
formą duchowego gwałtu i wcale nie jest śmieszne. I nie ma znaczenia, że ów
gwałt często dokonywany jest nieumyślnie, bo bezmyślnie. Nie mają także żadnej
wartości zastrzeżenia, że dziecko jak dorośnie to i tak „samo zdecyduje". Po
osiągnięciu dojrzałości umysłowej dziecko powinno mieć możliwość zdecydowania,
czy chce się zapisać do kościoła, a nie — czy chce się wypisać. Dodatkowo w świetle „dobra dziecka" i jego wolności sumienia należy też ocenić fakt, że większość dzieci i tak jest
zapisywana do kościołów, które wśród swoich zasad przyjmują, że nie można się z nich całkowicie wypisać.
Rodzice wprowadzają dziecko w świat i jego rozumienie.
Jednak w pierwszych latach jest ono niemal całkowicie bezkrytyczne, dlatego
zgodne z jego dobrem jest przekazywanie mu wiedzy o świecie, a nie wiary
rodziców, która w głowie dziecka w pierwszych co najmniej latach, funkcjonuje
jako zwykła wiedza. Istnienie Boga jest dlań tak pewne, jak istnienie chomika.
Osobiście uważam, że likwidacja religijnego
uprzedmiotowienia dzieci jest jedynie kwestią czasu i zacznie się pewnie od
Europy.
Kiedy w Oświeceniu dokonała się fundamentalna humanizacja
całego prawa karnego była ona pokłosiem pism filozofów, konkretnie, we Francji -
wywodzi się ona z pism Voltaire. Tym, czym Voltaire stał się dla humanitarnego
prawa karnego we Francji, tym mógłby być Janusz Korczak dla likwidacji
uprzedmiotowienia dzieci.
Obecnie jest dobry moment na podniesienie tej kwestii,
wszak 2012 jest Rokiem Janusza Korczaka. Jego filozofia dziecka niesie ze sobą
niewykorzystany potencjał rewolucyjnego myślenia. Czasami używane jest tutaj
sformułowanie „myśl pedagogiczna Korczaka", ale nie oddaje ono całego
nowatorstwa Korczakowego podejścia do dzieci. Pedagogika dosłownie znaczy
„prowadzący dziecko", a Korczakowi nie o to chodziło, by dziecko dokądś
prowadzić, czyli obciążać je własnymi celami.
Z nadzieją odnotowuję, że potencjał tej myśli zdaje się
dopiero nabierać rozpędu. Przywoływany wcześniej dokument z wytycznymi Polskiego
Towarzystwa Pediatrycznego czyni filozofię Korczaka jakby swoją osią
aksjologiczną. Oto w preambule czytamy:
Pragniemy zwrócić
uwagę współczesnego lekarza na koncepcję praw dziecka dr. Janusza Korczaka,
która bez wątpienia stanowi jedno z najważniejszych osiągnięć polskiej
pediatrii. Postuluje on cztery zasadnicze prawa dziecka:
(1) prawo dziecka do śmierci,
(2) prawo dziecka do dnia dzisiejszego,
(3) prawo dziecka, by było tym, czym jest, oraz
(4) prawo dziecka do wypowiadania swych myśli, czynnego
udziału w naszych o nim rozważaniach i wyrokach.
« Światopogląd (Publikacja: 15-08-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8261 |
|