Tematy różnorodne » Na wesoło
Kryptonim POTENCJACJA. Część V Autor tekstu: Marcin Kruk
Może
pan iść do domu — powiedział ordynator podczas obchodu — Ma pan
zwolnienie na miesiąc, ale pewnie do pracy tak szybko pan nie wróci, za dziesięć
dni proszę przyjść do szpitala na kontrolę, ale gdyby coś było nie tak, to
proszę przyjeżdżać. Gardło proszę oszczędzać, raczej płynne posiłki,
ale to sam będzie pan sobie regulował.
-
Czy to znaczy, że mogę pojechać do domu — upewnił się sierżant Marek?
— A niby dokąd miałby pan pojechać? Proszono, żeby nie miał pan wizyt w szpitalu, ale żadnych innych instrukcji nie było. Moja rola się tu kończy.
Po obchodzie lekarz wypisze panu wszystkie papiery i może pan wyjść ze
szpitala.
Kiedy
sierżant został sam, zadzwonił na komendę i poprosił o połączenie z szefem.
-
Panie kapitanie wypuszczają mnie ze szpitala — zameldował usłyszawszy głos przełożonego.
— Cieszę się -
odpowiedział szef nie zachęcając do dalszej rozmowy.
-
Ale jaki jest mój status — zapytał sierżant Marek.
— O ile wiem, jesteś na zwolnieniu, toczy się postępowanie wyjaśniające, pewnie w swoim czasie zostaniesz wezwany, żeby złożyć wyjaśnienia.
-
Czyli co mam robić?
-
Czekać.
— A kto prowadzi postępowanie wyjaśniające?
-
Komisja dyscyplinarna, ale papiery ma również
rzecznik obrony praw człowieka przy komendzie wojewódzkiej.
-
Czyli nie jestem zawieszony w czynnościach służbowych?
-
Nie, jesteś na zwolnieniu lekarskim, które masz mi przesłać natychmiast jak
je dostaniesz. Wszystko się może zmienić, jeśli będzie formalne zaskarżenie
ze strony poszkodowanych, wtedy sprawę przejmie prokuratura. Chwilowo wracasz
do domu i czekasz na rozwój wydarzeń, które bez wątpienia się rozwiną.
Kolejne
dwie godziny spędził wędrując po korytarzu i zastanawiając się nad
pytaniem, co zrobi ze swoim życiem, jeśli ta historia zakończy jego karierę
policyjną. Kiedy jednak dostał do ręki niezbędne papiery, jego mózg
przestawił się natychmiast na zupełnie inne tory. Autobus wydał mu się
absurdalnie powolnym środkiem lokomocji i po raz pierwszy w życiu wsiadł do
taksówki.
Był
przekonany, że dom jest pusty, że Michalina wróciła do rodziców, a jeśli
jest w mieście to przecież nie siedzi w domu, równocześnie miał nadzieję,
że za chwilę znowu będą razem. Wysiadając z taksówki zobaczył, że jego
samochód stoi przy krawężniku. Domyślił się, że Michalina wzięła z szuflady zapasowe kluczyki, ale skąd wiedziała, gdzie zostawił samochód?
Wbiegał po schodach po dwa stopnie tracąc całkowicie zainteresowanie
dla tak błahych spraw jak samochód.
Po
otwarciu drzwi usłyszał w mieszkaniu męski głos. Michalina wybiegła do
korytarza i zarzuciła mu ręce na ramiona. Spojrzał na nią pytająco.
-
Jest pan z gazety. Pokazywałam mu Nową Wieś i ten dom, przyprowadziłam przy
okazji twój samochód ...
Weszli
do pokoju, podał lewą rękę mężczyźnie, który sprawiał wrażenie jakby
był w czwartej dekadzie życia płodowego i który rozpromienił się jakby
nagle zobaczył przyjaciela z czasów, kiedy jeszcze wszystko rozumiał.
-
Wspaniale, że pan wrócił — wykrzyknął — widzę, że ma pan nadal rękę w gipsie.
Sierżant
Marek domyślił się, że ma do czynienia z dziennikarzem śledczym, kiwnął głową i usiadł zrezygnowany w fotelu.
-
Wie pan, jak się gazeta tym nie zajmie, to wszystko zamiotą pod dywan, pani
Michalina dała mi nieocenione wskazówki, to niesłychanie interesująca sprawa i redakcja dała mi wolną rękę, więc spróbuję dojść do samego dna. Mam również
kilka pytań do pana...
Sierżant
Marek wskazał na swoje gardło i pokręcił głową.
-
Nie może pan mówić? Czy prokurator wystąpił z urzędu o uszkodzenie ciała
funkcjonariusza policji? Może ja będę zadawał pytania, a pan będzie pisał?
Sierżant
pokręcił głową i wstał, dając do zrozumienia, że dalsze siedzenie może
być bezowocne. Dziennikarz
powiedział, że doskonale rozumie, że sierżant chciałby odpocząć po
pobycie w szpitalu i zapowiedział, że skontaktuje się ponownie w najbliższych dniach.
Po
wyjściu dziennikarza sierżant Marek odzyskał na chwilę głos, potem jednak
przez wiele godzin używał go oszczędnie i dopiero wieczorem siedząc przy
kolacji, poprosił Michalinę o raport na temat stanu rzeczywistości.
Michalina
nie wiedziała, co się stało z homeopatą ani czy zatrzymani są nadal
zatrzymani. Była na przesłuchaniu, ale śledczego interesował wyłącznie
przebieg wydarzeń w feralny poniedziałek, była również dziennikarka, która
wyglądała na idiotkę, ale dość sprawnie spisała rozmowę. Odwiozłam
samochód brata i wróciłam autobusem. W aptece szefowa powiedziała, że mogę
zostać do końca tygodnia, ale policja dała mi zaświadczenie tylko na
wczorajszy dzień. Zgłosiłam kradzież starej komórki i kupiłam nową, ale
jeszcze czekam na aktywację więc nie mogłam do ciebie zadzwonić. Chciałam
zadzwonić z miasta, ale bałam się, że nie możesz mówić i w ogóle się bałam.
Dziś
przyszedł ten dziennikarz z gazety i zgodziłam się pokazać mu ten dom.
Pojechaliśmy do Nowej Wsi, pokazałam mu ulicę i powiedziałam, który to dom,
ale sama nie chciałam się tam kręcić, więc poszłam szukać twojego
samochodu, jak go zabierałam jakiś facet na mnie nawrzeszczał, dlaczego ten wóz
stał tam tyle dni. Powiedziałam mu, że właściciel jest w szpitalu i się
uspokoił.
-
Ten dziennikarz może sie przydać — powiedziała Michalina kończąc
sprawozdanie.
— W jakim sensie?
-
Wykazuje zainteresowanie, które może się okazać właściwe.
— A co mu powiedziałaś, że był taki zadowolony?
-
Jak udowodnić oszustwo w produkcji preparatów homeopatycznych. Powiedziałam,
że nie widziałam w laboratorium maszyny Korsakowa. Był wstrząśnięty.
-
Co to jest maszyna Korsakowa — zapytał nieco zdezorientowany sierżant Marek.
-
Oj, powinieneś wiedzieć, to rodzaj maszyny do mycia naczyń przystosowanej do
masowego rozcieńczania, rozcieńcza do absurdu, a bez absurdu nieważne.
Więc jak mu powiedziałam, że jak nie ma maszyny Korsakowa, to
oszustwo jak amen w pacierzu, to widziałam, że już ma pół artykułu.
Policja pewnie zabezpieczyła twarde dyski i telefony więc może ustalą co i gdzie szło, ale ceremonii nie będą sprawdzać, a tu wszystko zależy od właściwych
gestów, odpowiednio podniesionej ręki nad skórzaną poduszką, od liczby
uderzeń, rozcieńczeń i podpisu astralnego.
-
Co ty wygadujesz , Przecież to jakieś idiotyzmy.
-
No właśnie, ludzkość chce być oszukiwana zgodnie z regułami sztuki. Czytałam
kiedyś artykuł jak się ludzie rozjuszyli, kiedy wyszło na jaw, że kupowali
buteleczki z wodą z jakiegoś świętego źródełka, a to była woda prosto z kranu.
-
Myślę, że powinniśmy to wszystko zostawić swojemu losowi i próbować żyć
tak jak wcześniej — zapytał sierżant Marek.
Michalina
wypiła łyk wina i zagryzła kawałkiem sera. Milczała przez chwilę, a potem
powiedziała — To wszytko przez moją głupotę, ale świat nas nie zostawi w spokoju, więc na początek trzeba spróbować udowodnić, że woda była prosto z kranu, a podpis astralny sfałszowany. Jestem pewna, że maszyny Korsakowa tam
nie było, a ten dziennikarz śledczy nie spocznie póki policja tego nie
przyzna. Głowę dam, że te podróbki nie były właściwie rozcieńczone.
-
Wolałbym zobaczyć tę głowę w kapeluszu.
-
Sierżancie, twoje życzenie jest rozkazem — odpowiedziała Michalina zbierając
talerze ze stołu.
« Na wesoło (Publikacja: 03-09-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8311 |