Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.943 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Nasiona wiedzy mają być siane w samotności, lecz muszą być kultywowane publicznie."
 Światopogląd » Światopogląd naukowy

Magia rzeczywistości i jej cuda [1]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Piotr J. Szwajcer

Co to jest rzeczywistość, co to jest magia?

Rzeczywistość to wszystko, co istnieje. To oczywiste, nieprawdaż? Niestety, nie do końca. Jest kilka problemów. Co na przykład z dinozaurami, które kiedyś istniały, ale dziś już ich nie ma? Co z gwiazdami, które znajdowały się tak daleko, że nim ich światło do nas dotarło, one dawno już zgasły?

No dobrze — do dinozaurów i gwiazd wrócimy jeszcze we właściwym czasie, na razie zaś zastanówmy się, skąd w ogóle wiemy, że coś istnieje. Nawet tu i teraz. Cóż, przede wszystkim nasze pięć zmysłów — wzrok, węch, dotyk, słuch i smak — bardzo mocno się stara, by przekonać nas, że różne rzeczy są w pełni realne: skały i wielbłądy, świeżo skoszona trawa i właśnie zmielona kawa, papier ścierny i aksamit, wodospady i dzwonki do drzwi, cukier i sól. Czy jednak chcemy uznawać za realnie istniejące tylko to, co potrafi wykryć któryś z naszych zmysłów?

Gdyby tak było, jak moglibyśmy się przekonać o istnieniu odległych galaktyk — tak dalekich, że nie da się ich dostrzec nieuzbrojonym okiem? Co z bakteriami — zbyt małymi, by dało się je dojrzeć bez potężnego mikroskopu? Czy galaktyki i bakterie mamy uznać za nieistniejące tylko dlatego, że normalnie nie da się ich zobaczyć? Skądże — potrafimy wzmocnić nasze zmysły rozmaitymi instrumentami, na przykład teleskopami (by zobaczyć galaktyki) i mikroskopami (jeśli chcemy obejrzeć bakterie). Teleskopy i mikroskopy są nam znane, wiemy, jak działają, dlatego możemy się nimi posłużyć jako rozszerzeniem ludzkich zmysłów — w tym akurat przypadku zmysłu wzroku — i być pewnym, że wszystko, co w ten sposób udaje się nam zobaczyć, istnieje naprawdę.

A co z falami radiowymi? Czy istnieją? Nie wykryjemy ich za pomocą oczu ani uszu, ale znów odpowiednie przyrządy (na przykład odbiorniki telewizyjne) przekształcają fale radiowe w sygnały, które da się zobaczyć i usłyszeć. Tak więc, choć nie widzimy ani nie słyszymy fal radiowych, wiemy, że są one elementem realnego świata. Wiemy też, jak działają radioodbiorniki i telewizory, podobnie jak rozumiemy zasadę funkcjonowania mikroskopów i teleskopów i dzięki temu możemy za ich pomocą tworzyć obraz tego, co istnieje — realnego świata, rzeczywistości...

Radioteleskopy (podobne do teleskopów, ale pracujące w zakresie promieniowania rentgenowskiego) ukazują nam gwiazdy i galaktyki trochę tak, jakbyśmy patrzyli na nie innymi oczyma. To też sposób na lepsze widzenie rzeczywistości.


Tekst jest fragmentem pierwszego rozdziału najnowszej książki Richarda Dawkinsa: Magia rzeczywistości, wydanej w polskimn przekładzie przez wydawnictwo CiS, pod patronatem medialnym Racjonalisty.

Wróćmy jednak do dinozaurów. Skąd wiadomo, że niegdyś przemierzały Ziemię? Przecież ani nigdy żadnego nie widzieliśmy, ani nie słyszeliśmy, przed żadnym też nie musieliśmy uciekać. Niestety, nie dysponujemy wehikułem czasu, który mógłby nas przenieść w czasy, kiedy żyły te wspaniałe zwierzęta. Możemy jednak pomóc naszym zmysłom w inny sposób — są skamieniałości, a te da się zobaczyć nawet gołym okiem. Co prawda, skamieniałości nie biegają ani nie skaczą, ale ponieważ rozumiemy, w jaki sposób powstały, możemy się z nich sporo dowiedzieć o tym, co działo się przed milionami lat. Rozumiemy, w jaki sposób woda wraz z rozpuszczonymi w niej minerałami przesączała się do wnętrza zwierzęcych ciał zalegających w warstwach skał i błota. wiemy, jak minerały wytrącały się z wody i krystalizowały, atom po atomie zastępując te, z których ciała były zbudowane, i tworząc jakby ich kamienny odlew. Znów zatem, choć nie widzieliśmy dinozaurów na własne oczy, to jednak, posługując się pośrednimi dowodami, odkryliśmy, że takie zwierzęta kiedyś istniały, a świadectwa tego są już dostępne naszym zmysłom: możemy ich dotknąć i da się je zobaczyć.

W pewnym sensie również teleskop działa jak wehikuł czasu. Gdy patrzymy przez teleskop, widzimy światło, a światło potrzebuje czasu, by dotrzeć do naszych oczu. Nawet kiedy przyglądamy się przyjacielowi, widzimy jego twarz taką, jaką była w przeszłości, bo przebycie tak niewielkiej odległości też zajmuje światłu jakiś ułamek ułamka sekundy. Dźwięk porusza się znacznie wolniej od światła i to dlatego podczas burzy błyskawicę widzimy wcześniej, niż słyszymy grzmot. Podobnie się dzieje, gdy obserwujemy z większej odległości drwala przy pracy — widzimy, jak uderza siekierą w pień, a dźwięk uderzenia dociera do nas dopiero po chwili.

Światło porusza się tak szybko, że zwykle zakładamy, iż wszystko dzieje się właśnie w momencie, gdy to widzimy. Z gwiazdami jednak jest inaczej. Nawet Słońce dzieli od nas osiem minut świetlnych, więc gdyby nagle wybuchło (a byłby to koniec naszej cywilizacji), przekonalibyśmy się o tym dopiero po ośmiu minutach! Jeśli chodzi o naszą najbliższą gwiazdę, czyli Proksimę Centauri, to w 2012 roku widzimy ją taką, jaka była w 2008. Galaktyki to skupiska wielu gwiazd. Ta, w której żyjemy, to Droga Mleczna. Gdy obserwujemy przez teleskop jej najbliższą sąsiadkę, czyli Andromedę, przyrząd ten — niczym wehikuł czasu — przenosi nas w przeszłość, ponieważ ukazuje nam obraz sprzed dwóch i pół miliona lat. Korzystając z Teleskopu Hubble’a, możemy obejrzeć słynny Kwintet Stefana. To pięć galaktyk, które zderzają się ze sobą. Tyle że my widzimy, jak to wszystko wyglądało 280 milionów lat temu! Gdyby istniała tam cywilizacja dysponująca wystarczająco potężnym teleskopem, by obserwować naszą planetę, w tej chwili jej uczeni śledzić by mogli poczynania odleg­łych przodków naszych di­nozaurów.

Czy jednak gdzieś tam, może daleko we Wszechświecie istnieje rozumne życie? Cóż, przynajmniej do tej pory żadnego przedstawiciela pozaziemskiej cywilizacji nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy. Czy zatem obcy to część rzeczywistości? Nikt tego nie wie, ale wiadomo przynajmniej, co pewnego dnia mogłoby nas przekonać o ich istnieniu. Gdybyśmy kiedyś znaleźli się wystarczająco blisko któregoś z nich, zapewne powiedziałyby nam o tym nasze zmysły. Może zresztą uda się wynaleźć dostatecznie silny teleskop, by obce cywilizacje zobaczyć stąd, z Ziemi? Może nawet nasze radioteleskopy wychwycą kiedyś komunikat, który mogłaby nadać tylko obca inteligencja? W każdym razie musimy pamiętać, że rzeczywistość nie składa się tylko i wyłącznie z tego, o czym już wiemy, ale również ze wszystkiego, co istnieje, a czego jeszcze nie znamy i co poznamy dopiero w przyszłości, gdy — kto wie — będziemy już potrafili budować lepsze instrumenty wzmacniające nasze zmysły.

Atomy na przykład zawsze istniały, ale jesteśmy tego pewni dopiero od niedawna i bardzo prawdopodobne, że również nasi potomkowie będą wiedzieli o wielu rzeczach, których istnienia my możemy się dziś nawet nie domyślać. Na tym właśnie polega cud i radość nauki — na odkrywaniu nowych rzeczy. Oczywiście nie oznacza to, że powinniśmy wierzyć we wszystko, co tylko da się pomyśleć. Są miliony różnych rzeczy, które bez kłopotu potrafimy sobie wyobrazić, choć raczej na pewno nie istnieją — wróżki i skrzaty, krasnale i hipogryfy. Zawsze trzeba mieć otwartą głowę, ale należy też pamiętać, że jedyny dobry powód, by uznać, że coś istnieje, to twarde, realne dowody, że tak rzeczywiście jest.

Modele, czyli testowanie wyobraźni

Jest też nieco mniej oczywista metoda, za pomocą której naukowcy próbują dowodzić, że coś istnieje naprawdę, nawet gdy żaden z naszych pięciu zmysłów nie potrafi tego wykryć. Posługują się wówczas „modelem" tego, co może być, a taki model da się już testować. Wyobrażamy sobie — lub odgadujemy, jak kto woli — co takiego mogłoby istnieć. To właśnie nazywamy modelem. Potem rozważamy (często za pomocą obliczeń matematycznych), co powinno się wydarzyć (zwykle wykorzystując do tego przyrządy pomiarowe), jeśli nasz model jest prawidłowy. Na koniec zaś sprawdzamy, czy rzeczywiście coś takiego się dzieje. Model, o którym tu mowa, może być repliką wykonaną z drewna albo z plastiku, wyliczeniami na papierze albo symulacją komputerową. W każdym przypadku przyglądamy się takiemu modelowi bardzo dokładnie i przewidujemy, co powinniśmy zobaczyć, usłyszeć itd. (często na skalach pomiarowych), jeżeli jest on prawidłowy. Wreszcie przychodzi kolej, by sprawdzić, czy te przewidywania są prawidłowe. Jeżeli są, to prawdopodobieństwo, że model trafnie odzwierciedla rzeczywistość, rośnie. Projektujemy więc nowe eksperymenty, czasem też poprawiamy i udoskonalamy model, by przetestować i potwierdzić kolejne pomysły. Jeśli przewidywania były błędne, to albo w ogóle odrzucamy model, albo go modyfikujemy i sprawdzamy ponownie.

Przykład? Dziś już wiemy, że geny — czyli jednostki dziedziczenia — zbudowane są z DNA. Wiemy też całkiem sporo o samym DNA i o tym, jak działa. Nie da się jednak zobaczyć, nawet za pomocą bardzo potężnych mikroskopów, jak dokładnie taki DNA wygląda. Całą wiedzę o DNA zdobyliśmy okrężną drogą — wymyślając i sprawdzając kolejne modele tej cząstki.

Tak naprawdę to właśnie dzięki pracy na modelach naukowcy całkiem sporo dowiedzieli się o genach na długo przed tym, nim ktokolwiek w ogóle usłyszał o DNA. Zaczęło się to jeszcze w XIX wieku, kiedy austriacki mnich Gregor Mendel w przyklasztornym ogrodzie rozpoczął wielki eksperyment z hodowlą grochu zwyczajnego. Mendel hodował bardzo dużo tych roślin i skrupulatnie liczył, pokolenie po pokoleniu, ile mają kwiatów i jakiego koloru oraz jaki groch się rodzi — gładki czy pomarszczony. Sam nigdy nie widział ani nie dotknął żadnego genu. Mógł tylko na własne oczy uważnie obserwować kwiaty oraz nasiona i liczyć je. Ale wystarczyło, że wymyślił model, którego elementem było coś, co dzisiaj nazwalibyśmy genami (on sam nazywał to inaczej), i obliczył, że jeśli model jest dobry, to — krzyżując groch o gładkich i o pomarszczonych nasionach — powinien wśród mieszańców otrzymać trzy razy więcej nasion gładkich niż pomarszczonych. I to przewidywanie Mendla się sprawdziło.

Nie wdając się w szczegóły, najważniejsze w całej opowieści jest to, że Mendlowskie „geny" były wytworem jego wyobraźni — nie mógłby ich zobaczyć nawet pod mikroskopem, ale wystarczyło, że mógł obserwować, ile w jego hodowli pojawi się gładkich, a ile pomarszczonych nasion. Zliczywszy je, wiedział już, że znalazł — choć tylko pośredni — dowód na to, że jego model trafnie opisuje zjawiska zachodzące w realnym świecie. Później naukowcy zmodyfikowali nieco metodę Mendla, zajęli się też innymi organizmami (choćby muszkami owocowymi zamiast grochem) i zdołali dowieść, że geny upakowane są w określony sposób na „niciach", które nazywamy chromosomami (my, ludzie, mamy 46 chromosomów, muszki owocowe — osiem). Testując rozmaite modele, naukowcy mogli nawet badać, w jakiej kolejności geny ułożone są na chromosomach — i wszystko to było możliwe, zanim jeszcze przekonaliśmy się, że geny zbudowane są z DNA.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (11)..   


« Światopogląd naukowy   (Publikacja: 12-09-2012 Ostatnia zmiana: 13-09-2012)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Richard Dawkins
Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze   Więcej informacji o autorze
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 75  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8338 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365