Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.944 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Cierpienie nie uszlachetnia
 Światopogląd » Światopogląd naukowy

Magia rzeczywistości i jej cuda [2]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Piotr J. Szwajcer

Dziś już to wiemy i wiemy też dokładnie, jak działa DNA. Zawdzięczamy to Jamesowi Watsonowi, Francisowi Crickowi i wielu innym naukowcom, którzy kontynuowali ich pracę. Odkrywcy struktury DNA, Watson i Crick, też jednak nie mogli zobaczyć tej cząstki na własne oczy. Oni również dokonali swojego wielkiego odkrycia, jedynie wymyślając i wyobrażając sobie różne modele, a potem je testując. Ci dwaj uczeni zresztą naprawdę budowali metalowe i kartonowe modele i dokładnie liczyli, jak zmieniałyby się pewne wartości pomiarów, gdyby konkretny model był poprawny. Wreszcie okazało się, że przewidywania jednego z modeli — słynnej podwójnej helisy — dokładnie pasują do wyników pomiarów przeprowadzonych przez Rosalindę Franklin i Maurice’a Wilkinsa, którzy za pomocą specjalnych instrumentów badali kryształy oczyszczonego DNA promieniami X. Watson i Crick natychmiast uświadomili sobie, że ich model DNA świetnie wyjaśnia również rezultaty doświadczeń, jakie w przyklasztornym ogrodzie przeprowadzał Gregor Mendel.

Jak widać, możemy dojść do wniosku, że coś istnieje naprawdę, na trzy różne sposoby: odkryć to bezpośrednio, dzięki któremuś z pięciu zmysłów; posłużyć się urządzeniami wzmacniającymi, takimi jak teleskopy lub mikroskopy, jeśli nasze zmysły są za słabe; a wreszcie zupełnie już pośrednio — tworząc modele, które mogą odwzorowywać rzeczywistość, i testując je, czyli sprawdzając, czy trafnie przewidują to, co w realnym świecie, niekiedy dopiero za pomocą instrumentów, da się zobaczyć (albo na przykład usłyszeć). Ostatecznie jednak w każdym przypadku odwołujemy się do ludzkich zmysłów.

Czy to znaczy, że rzeczywistość składa się tylko i wyłącznie z rzeczy, które da się - bezpośrednio lub pośrednio — odkryć za pomocą ludzkich zmysłów i metod naukowych? A co ze szczęściem, miłością, radością, zazdrością? Czyż one nie są jak najbardziej realne i prawdziwe?

Oczywiście, że są! Tyle, że ich istnienie zależy od obecności mózgów — na pewno ludzkich mózgów, a pewnie też i mózgów innych rozwiniętych zwierząt: szympansów, psów, wielorybów… Skały nie czują radości ani zazdrości, góry nie kochają. Uczucia są realne — nadzwyczaj realne — dla istot, które ich doświadczają, ale nie istniały, nim nie pojawiły się mózgi. Bardzo możliwe, że takie emocje — obok całego mnóstwa innych odczuć, których nawet nie potrafimy sobie wyobrazić - istnieją też na innych planetach, ale tylko na planetach, na których są też mózgi albo jakieś ich odpowiedniki. Kto wie, jakie to dziwne czujące i myślące organy można znaleźć gdzieś w odległych zakątkach Wszechświata?

Nauka i siły nadprzyrodzone: wyjaśnianie i jego nieprzyjaciele

Taka więc jest rzeczywistość i wiemy już, jak rozpoznać, czy coś jest realne, czy nie. Kolejne rozdziały tej książki poświęcę różnym aspektom rzeczywistości — na przykład Słońcu, trzęsieniom ziemi, tęczom i mnogości różnych gatunków zwierząt. Najpierw jednak zajmijmy się przez chwilę drugim słowem, którym posłużyłem się w tytule: magią.

Magia to bardzo podstępne słowo, bo występuje aż w trzech różnych znaczeniach. Mamy więc magię jako określenie zjawisk nadprzyrodzonych (tę będę nazywał dalej „magią nadnaturalną"), mamy „magię sceniczną" (czyli pokazy iluzjonistów) i jest wreszcie trzecie znaczenie tego słowa, najbliższe mi, nie ukrywam, i to do niego właśnie odwołałem się w tytule mojej książki: „magia poetycka".

Z magią nadnaturalną stykamy się w bajkach i mitach (również przy okazji „cudów", ale cudami zajmę się dopiero w ostatnim rozdziale). Jest więc magia lampy Aladyna, czarnoksięskich zaklęć, braci Grimm, Hansa Christiana Andersena i J.K. Rowling. To historie o czarownicach zamieniających księcia w żabę i dobrych wróżkach, które potrafią wyczarować z dyni lśniącą karocę. Takie opowieści wielu z nas z nostalgią wspomina z dzieciństwa i wciąż z przyjemnością do nich sięgamy, choćby podczas spędzanych z rodziną świąt Bożego Narodzenia. Wiemy jednak, że taka magia to tylko fikcyjne opowieści i nic takiego w prawdziwym świecie się nie zdarza.

Magia sceniczna — przeciwnie. To coś, co dzieje się naprawdę i może być nawet świetną zabawą. No dobrze, przynajmniej coś naprawdę się dzieje, choć wcale nie jest tym, co myśli sobie publiczność. Prestidigitator na scenie (nie wiem, dlaczego, ale zwykle jest to mężczyzna, choć oczywiście, jeśli ktoś woli, może w tym momencie wyobrazić sobie panią iluzjonistkę) zwodzi nas, byśmy myśleli, że widzimy coś nadzwyczajnego (to czary!), podczas gdy w rzeczywistości dzieje się coś zupełnie innego. Cóż, jedwabne chusteczki nie zmieniają się w króliki, podobnie jak żaby nie zostają książętami. To, co widzimy na scenie, to tylko sztuczki. Oczy nas zwodzą, a raczej, jak należałoby powiedzieć, to iluzjonista czyni wszystko, by zwieść nasze oczy, na przykład omamiając nas tak, byśmy słuchali tego, co mówi, a co ma odwracać naszą uwagę od tego, co naprawdę czynią jego ręce.

Niektórzy iluzjoniści — choćby „Wspaniały" James Randi, Penn i Teller czy Derren Brown - postępują na szczęście uczciwie i uprzedzają publiczność, że cały pokaz opiera się tylko na trikach, ale nawet oni — a mówimy tu o najlepszych — nie zdradzają sekretów swej profesji (za to można zostać wyrzuconym z Magic Circle, elitarnego klubu prestidigitatorów); starają się jedynie upewnić, czy wszyscy wiedzą, że nie ma w ich pokazach żadnych nadprzyrodzonych mocy. Inni magicy nie podkreślają już tak mocno „technicznego" charakteru swych scenicznych spektakli, ale też nie próbują nikogo przekonać, że dysponują nadnaturalnymi umiejętnościami; pozostawiają widzów z nawet dość przyjemnym uczuciem, że byli świadkami jakichś tajemniczych zdarzeń; w każdym razie ich nie okłamują.

Niestety, bywają też iluzjoniści po prostu nieuczciwi, którzy twierdzą, że naprawdę obdarzeni są nadprzyrodzonymi (paranormalnymi) zdolnościami i na przykład potrafią siłą woli wyginać metalowe przedmioty albo zatrzymywać zegary. Niektórzy z tych krętaczy (szarlatani to najwłaściwsze dla nich określenie) wyciągają nawet duże pieniądze od firm wydobywczych, udając, że dzięki swoim „mocom psychicznym" potrafią wskazać, gdzie należy podjąć wiercenia w poszukiwaniu cennych złóż. Inni naciągają ludzi pogrążonych w żałobie, twierdząc, że mogą ich skontaktować ze zmarłymi. Takie przypadki trudno oczywiście nazwać niewinną rozrywką. To żerowanie na ludzkim nieszczęściu i naiwności (choć warto zdawać sobie sprawę, że część z tych „fałszywych mediów" może nawet nie być oszustami; zdarzają się ludzie, którzy szczerze wierzą, że potrafią porozumiewać się ze zmarłymi).

Dopiero trzeci rodzaj magii to ta, do której nawiązuję w tytule książki — magia poetycka. Bywa, że do łez porusza nas jakiś utwór muzyczny. Mówimy wtedy, że to było wprost „magiczne" wykonanie. Niekiedy, gdy w ciemną noc z dala od miejskich świateł spoglądamy w rozgwieżdżone niebo, czujemy, że aż zapiera nam dech w piersiach - to również „czysta magia". To samo słowo ciśnie nam się na usta, gdy obserwujemy wspaniały zachód słońca, górski pejzaż albo tęczę rozciągającą się na niebie. W tych kontekstach „magiczny" znaczy po prostu „głęboko poruszający", „wprawiający w zachwyt" — to coś, co wywołuje gęsią skórkę, a człowiek wtedy czuje, że naprawdę warto żyć. W tej książce zamierzam pokazać, że rzeczywistość — czyli fakty otaczającego nas świata wyjaśniane przez naukę - jest właśnie magiczna w tym trzecim, poetyckim sensie; tym, który sprawia, że człowiekowi chce się żyć.

Wróćmy jednak do zjawisk nadprzyrodzonych, chciałbym bowiem wyjaśnić, dlaczego, odwołując się do nich, nigdy nie zdołamy wyjaśnić, co dzieje się w otaczającym nas świecie. Po prostu, twierdząc, że coś można wytłumaczyć siłami nadprzyrodzonymi, uznajemy tak naprawdę, że tego czegoś nie umiemy — a co gorsza, nigdy nie będziemy potrafili — wyjaśnić! Dlaczego? W końcu „nadprzyrodzone" to to samo, co „nadnaturalne", a więc niejako z definicji niemożliwe do normalnego, naukowego wyjaśnienia! Inaczej mówiąc, to coś, co znajduje się poza zasięgiem nauki, czyli całego wielkiego zespołu wyrafinowanych i przetestowanych narzędzi składających się na metodę naukową — tę metodę, której ludzkość od jakichś czterystu z grubsza lat zawdzięcza olbrzymi rozwój i postęp. Uznać, że coś jest zjawiskiem nadprzyrodzonym, to nie tylko stwierdzić, że tego nie rozumiemy. To przyznać, że nigdy nie będziemy w stanie nawet próbować tego zrozumieć!

Naukowe podejście polega natomiast na czymś dokładnie odwrotnym. Nauka rozkwita dzięki temu, że nie potrafi — przynajmniej jak dotąd — wyjaśnić wszystkiego. To właśnie niewiedza jest warunkiem stawiania wciąż nowych pytań, tworzenia kolejnych modeli i testowania ich, co krok po kroku przybliża nas do prawdy. Coś, co przeczy naszemu dzisiejszemu rozumieniu świata, dla badaczy jest wyzwaniem zmuszającym do porzucania albo przynajmniej poprawienia stosowanego modelu. Właśnie poprzez takie ciągłe dopasowywanie oraz testowanie hipotez i modeli naukowcy stopniowo zbliżają się do poznania prawdy.

Zresztą, co można powiedzieć o detektywie, który, zetknąwszy się z trudnym przypadkiem morderstwa, okazuje się zbyt leniwy, by sprawę rozwikłać, i w raporcie pisze, że „tu musiały zadziałać siły nadprzyrodzone". Cała historia nauki uczy nas, że różne rzeczy, o których kiedyś tak myślano i które przypisywano (szczęśliwym lub rozgniewanym) bogom i bóstwom, demonom, czarownicom, czarom i zaklęciom, w rzeczywistości ma najzupełniej naturalne wyjaśnienia; wyjaśnienia, które dziś potrafimy zrozumieć i zweryfikować i których jesteśmy pewni. Nie ma żadnego powodu, by myśleć, że rzeczy, dla których nauka jeszcze nie znalazła naturalnych wyjaśnień, miałyby się brać z jakiegoś innego, nadnaturalnego porządku, podobnie jak dzisiaj nikt już nie myśli — choć niegdyś powszechnie w to wierzono - że wulkany wybuchają, a ziemia się trzęsie, bo bogowie się rozgniewali.

Oczywiście, dziś nikt już tak naprawdę nie wierzy, że można zmienić żabę w księcia (albo księcia w żabę, nigdy tego nie potrafiłem zapamiętać) lub dynię w karocę, ale czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego coś takiego jest niemożliwe? Cóż, można to wytłumaczyć na wiele sposobów, a oto mój ulubiony:

Żaby i karoce to twory bardzo skomplikowane i złożone z wielu elementów uporządkowanych w szczególny sposób, nie do osiągnięcia na drodze przypadku (albo za pomocą wymachiwania czarodziejską różdżką). Na tym właśnie polega złożoność — bardzo trudno „zrobić" taką skomplikowaną rzecz jak żaba, a nawet znacznie prostszą od niej karocę. Żeby zbudować karetę, wszystkie części trzeba połączyć we właściwy sposób, a do tego potrzebny jest zdolny cieśla i jeszcze paru innych rzemieślników. Karety nie robią się same, ot, przez przypadek, nie da się też ich zbudować, strzelając palcami i wypowiadając zaklęcie. Taki pojazd ma złożoną strukturę i dużo składowych: koła i osie, drzwi i okna, resory i wyściełane siedzenia… W drugą stronę jest prościej i całkiem nietrudno przerobić coś tak złożonego jak kareta w coś bardzo prostego, na przykład kupkę popiołu. Do tego dobrej wróżce wystarczyłaby nawet niewielka lampa lutownicza wbudowana w różdżkę, a choćby i zwykłe zapałki. W zasadzie wszystko łatwo przemienić w popiół, ale niestety nie da się wziąć garstki popiołu (ani dyni) i zrobić z tego karocy, ta bowiem jest konstrukcją zbyt złożoną i to jeszcze złożoną w bardzo szczególny, „użytkowy" sposób — tak, by dało się nią podróżować.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (11)..   


« Światopogląd naukowy   (Publikacja: 12-09-2012 Ostatnia zmiana: 13-09-2012)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Richard Dawkins
Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze   Więcej informacji o autorze
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 75  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8338 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365