|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Jeszcze nie czas na Chino-Amerykę [2] Autor tekstu: Caden O. Reless
Jeśli chodzi o sytuację gospodarczą,
to wbrew pozorom chiński sukces nie jest do końca samorodny, na co pośrednio
wskazuje choćby wielkość chińskich rezerw walutowych. Źródła przytaczane przez
rząd Stanów Zjednoczonych oceniają, że Chiny są obecnie jednym z największych
odbiorców inwestycji zagranicznych na świecie, a ich wartość tylko w jednym roku
2008 (roku wybuchu kryzysu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych) wyniosła
prawie 110 mld USD. Szacuje się, że przedsiębiorstwa z udziałem kapitału
zagranicznego odpowiadają za wytwarzanie około połowy chińskiego eksportu.
Oznacza to, że za dynamiczny rozwój Chin odpowiadał i nadal odpowiada równie
dynamiczny napływ kapitału, ale również technologii i know-how z innych
stron świata (świadczy też o tym, niestety, stosowane przez Chiny agresywne
szpiegostwo przemysłowe i prawdziwie chińska specjalność — kradzież własności
intelektualnej), w tym krajów wysokorozwiniętych, które są jednocześnie ważnymi
odbiorcami chińskiej produkcji przemysłowej. Chodzi tu w pierwszym rzędzie o Stany Zjednoczone, które są pierwszym odbiorcą chińskiego eksportu, ale również
Japonię, Republikę Korei, a w Unii Europejskiej — Niemcy. Kraje wysokorozwinięte
są również głównymi eksporterami do Chin. Należą tu przede wszystkim Japonia,
Republika Korei, Republika Chińska, Stany Zjednoczone i znowu Niemcy. To
oczywistość, ale chiński boom oparty był często na relokacji produkcji
przemysłowej z tych krajów do Chin jako kraju o dużej nadwyżce taniej siły
roboczej, a także głównie na zewnętrznym popycie. Nie bez znaczenia było
przyjęcie Chin do Światowej Organizacji Handlu w 2001 r., co otworzyło przed tym
krajem wiele nowych możliwości i stanowiło ważny impuls dla dalszego rozwoju.
Nie jest więc przesadą to, co powiedziała Hillary Clinton w innym miejscu
swojego przemówienia:
Chińska transformacja, możliwa
przede wszystkim dzięki ciężkiej pracy samego narodu i wizji jego przywódców,
korzystała w równym stopniu z otwartej i dynamicznej globalnej gospodarki, a także amerykańskiej potęgi, która przez długi czas zapewniała stabilność w regionie. Dzięki temu możliwe było wydobycie setek milionów ludzi ze stanu
skrajnej nędzy i podtrzymanie wzrostu globalnego dobrobytu. Stany Zjednoczone z zadowoleniem obserwują ten wzrost, z którego sami korzystaliśmy i korzystamy.
Dziś nasze gospodarki są powiązane, podobnie jak spleciona jest nasza
przyszłość. [tłum. wł]
Sukces Chin możliwy był i będzie
możliwy w przyszłości głównie w zależności od tego, na ile Chiny zechcą być
elementem światowego systemu gospodarczego i politycznego, ale również od tego,
na ile będą mogły i chciały brać udział w światowym dialogu na temat modelu
dalszego rozwoju i światowej wymianie idei. Między bajki trzeba jednak włożyć
tezy o jednobiegunowym świecie, w którym Chiny będą wkrótce sprawować rolę
hegemona. Wytworzenie takiego wrażenia jest niewątpliwym sukcesem zawsze nieco
buńczucznej chińskiej propagandy, ale nie ma jak na razie podstaw w faktycznym
potencjale tego kraju. Chiny będą z pewnością bardzo ważnym elementem światowego
systemu gospodarczego, politycznego i systemu bezpieczeństwa, o ile będą tego
chciały. Równie ważnymi elementami tego systemu będą z pewnością inne państwa, w tym kraje nowo uprzemysłowione o sporym potencjale demograficznym, takie jak
wspomniane już Indie czy Indonezja, Turcja, Brazylia i kraje wysoko rozwinięte,
należące do tzw. Triady (w tym Unia Europejska). Dlatego za ważne można uznać
inne słowa Hillary Clinton, które padły z jej ust 14 stycznia 2011:
Historia uczy nas, że pojawienie się
nowych mocarstw często poprzedza okresy konfliktów i niepewności. W istocie, po
obu stronach Pacyfiku da się wyczuć pewien niepokój w związku ze wzrostem potęgi
Chin i w związku z przyszłością relacji na linii Stany Zjednoczone-Chiny.
Niektórzy w regionie, a także tu w kraju widzą w rozwoju Chin zagrożenie, które
doprowadzi do konfliktu w rodzaju „zimnej wojny" czy upadku Stanów
Zjednoczonych. Z kolei w Chinach niektórzy obawiają się, że Stany Zjednoczone
zamierzają ograniczać wzrost potęgi Chin i powstrzymywać rozwój Chin — jest to
punkt widzenia, który podsyca nowy prąd asertywnego chińskiego nacjonalizmu. My
odrzucamy ten punkt widzenia. [tłum. wł.]
Jako alternatywny sposób patrzenia
na relacje Chin ze Stanami Zjednoczonymi, ale w szerszej perspektywie także z całym światem, Hillary Clinton woli sięgać do retoryki wypracowanej na bazie
teorii gier. Według niej w XXI wieku w polityce międzynarodowej nie ma sensu
powrót do dziewiętnastowiecznych koncepcji „gier o sumie zerowej", które
przewidywały tylko dwie możliwości — zwycięstwo lub klęskę. Współcześnie dalsze
współistnienie i współdziałanie mocarstw musi uwzględniać bardzo dynamiczny
obraz światowych przemian, w którym stale wyłaniają się nowe centra władzy i wpływów, również te niepowiązane bezpośrednio z polityką państwową, i pojawiają
się nieprzewidziane wyzwania i możliwości, stwarzane przez globalizację:
Gdy po raz pierwszy odbywałam podróż
do Chin jako sekretarz stanu na początku mojej kadencji, przypomniałam pewne
stare chińskie przysłowie: „Jeśli płyniecie tą sama łodzią, powinniście
wiosłować [ang. słowo row jest dwuznaczne — może znaczyć tyle co wiosłować, ale
także kłócić się, awanturować, wszczynać zgiełk, zamieszanie, przyp. tł.] w tym
samym kierunku". Siedzimy w jednej łodzi i albo będziemy wiosłować w tym samym
kierunku, albo, na nieszczęście, spowodujemy zamieszanie i zawirowania, które
odbiją się nie tylko na naszych obu krajach, ale również dotkną wielu ludzi
żyjących daleko poza naszymi granicami. [tłum. wł.]
Według Hillary Clinton potrzebny
jest inny sposób patrzenia na współczesny świat, to znaczy taki, który pozwala
wszystkim odnosić korzyści z wzajemnej współpracy, mimo naturalnej i nieuniknionej konkurencji między narodami, państwami i organizacjami. W tym
miejscu pani sekretarz stanu przypomniała, że mimo utrzymujących się różnic zdań i konfliktów interesów, Stany Zjednoczone blisko współpracują z Chinami na wielu
polach, takich jak: współpraca w ramach G-20 i ASEAN (Chiny i Stany Zjednoczone
nie są członkami paktu, ale są zapraszane do współpracy w ramach tej
organizacji), w Radzie Bezpieczeństwa ONZ (np. w sprawie nałożenia sankcji na
Iran w związku z rozwojem programu nuklearnego), w ramach Rozmów
Sześciostronnych (w sprawie bezpieczeństwa na Półwyspie Koreańskim), ale również
wymiana naukowa (U.S.-China Science and Technology Agreement) , wymiana
studentów (m. in. program 100 000 Strong), inwestycje zagraniczne,
przemysł, handel, zmiany klimatyczne i inne.
Obecna amerykańska administracja
rozwiewa jednak wszelkie złudzenia, co do możliwego powstania silnego bloku
dwóch państw, decydujących o losach świata, w rodzaju „amerykańsko-chińskiego
G2", podobnie jak ucina wszelkie spekulacje tego rodzaju, które bywają
podnoszone, gdy mowa o relacjach amerykańsko-indyjskich. Powiązania gospodarcze
obu krajów są wprawdzie znaczące, ale wcale nie większe niż powiązania z partnerami euroatlantyckimi. Między obiema potęgami istnieją ponadto zbyt
głębokie różnice ideologiczne i światopoglądowe, które stały się ostatnio po raz
kolejny silnie widoczne z okazji przyznania Pokojowej Nagrody Nobla chińskiemu
dysydentowi Liu Xiaobo. Uświadomiło to światu poziom petryfikacji chińskiego
reżimu i archaiczność modelu rozwoju społeczno-politycznego opartego na
nietolerancji, zniewoleniu, prześladowaniach przeciwników politycznych i prymitywnych środkach, takich jak choćby głęboka cenzura wydawnictw i internetu
oraz utrudnianie działania organizacji pozarządowych. Mówiła o tym Hillary
Clinton w swoim wystąpieniu:
Ameryka nadal zamierza zabierać głos i wywierać naciski na Chiny, gdy te cenzurują internetowych blogerów, a aktywistów zamykają w więzieniach; gdy odmawia się prawa wolności wyznania,
zwłaszcza wyznawcom z grup oficjalnie niezarejestrowanych; gdy więzi się
prawników i osoby występujących w obronie tych klientów, którzy sprzeciwiają się
stanowisku władz; a także wówczas, gdy niektórzy, tak jak Chen Guancheng, [niewidomy prawnik i obrońca
praw człowieka, przyp. tłum.] zostają skazani nawet po wcześniejszym
zwolnieniu. [tłum. wł.]
Można wprawdzie podważać moralne
prawo Stanów Zjednoczonych do stawiania Chinom tego rodzaju zarzutów. Hillary
Clinton zauważa jednak, że Chińska Republika Ludowa jest jednym z państw
założycieli Organizacji Narodów Zjednoczonych i choćby w związku z tym jest to
państwo szczególnie odpowiedzialne za zachowanie podstawowych standardów praw
człowieka. Można dodać, że jako członek stały Rady Bezpieczeństwa ONZ Chiny
wypadają pod tym względem na tle innych państw członków stałych (być może poza
Rosją) wręcz fatalnie. Pani sekretarz stanu zwróciła uwagę na los Liu Xiaobo,
który stale przebywa w areszcie, podobnie jak wielu innych więźniów politycznych w Chinach, a także na fakt, że ciągle pozostaje nieznane miejsc pobytu innego
chińskiego aktywisty — Gao Zhishenga. Przypomniała również, że Chiny ciągle
łamią prawa mniejszości etnicznych i religijnych w Tybecie i w autonomicznym
regionie Sinciang.
Czy na liberalizacji Chiny
rzeczywiście mogą wiele stracić? Clinton utrzymuje, że wprost przeciwnie:
Wierzymy, że kiedy Chiny spełnią
swoje zobowiązania dotyczące przestrzegania i ochrony uniwersalnych praw
człowieka, skorzysta na tym nie tylko ponad miliard ludzi. Popłyną stąd korzyści w postaci długotrwałego pokoju, stabilizacji i dobrobytu Chin. Dla przykładu,
niezależny, bezstronny system sprawiedliwości i szacunek dla rządów prawa działa
na rzecz ochrony prawa własności i gwarantuje wynalazcom czerpanie zysków z własnych pomysłów. Wolność wyrażania opinii dla wszystkich, począwszy od
aktywistów politycznych, poprzez pracowników naukowych, dziennikarzy i bloggerów, będzie pomocna w spieraniu wymiany pomysłów i idei, co ma podstawowe
znaczenie dla innowacyjnej i kreatywnej gospodarki. Dynamiczne społeczeństwo
obywatelskie pomogłoby Chinom w radzeniu sobie z najbardziej poważnymi
wyzwaniami, od bezpieczeństwa żywnościowego, poprzez zanieczyszczenie
środowiska, po edukację i opiekę zdrowotną. (...) Im dłużej Chiny tłumią swobody i wolności, tym dłużej będą trwonić własne możliwości i tym dłużej puste krzesła w Oslo, przeznaczone dla laureatów Nagrody Nobla, będą pozostawać symbolem
niewykorzystanego potencjału tego narodu i niespełnionych obietnic. [tłum. wł.]
Dalsze usprawiedliwianie
represyjnego systemu politycznego potrzebą zapewnienia stabilności i dobrobytu w Chinach wydaje się wobec tych argumentów nonsensowne, tym bardziej, że — jak już
wspomniano — jest wiele krajów w regionie, które z powodzeniem łączą ustrój
demokratyczny, gwarantujący swoim obywatelom liczne swobody i prawa
obywatelskie, z dynamicznym rozwojem ekonomicznym i dobrobytem. Następny krok
należy tu już jednak do Chin i tego, jaką strategię dalszej gry z własnymi
obywatelami, ale i ze światowymi partnerami wybiorą. Ostatnie porażki Chin na
arenie polityki międzynarodowej wskazują jednak, że nie jest wcale powiedziane,
że to Chiny będą w tej grze dyktowały warunki i wygrywały każdą partię. Tym
bardziej, że inni partnerzy nie zamierzają wcale odgrywać w tej grze roli -
używając terminologii również zapożyczonej z teorii gier — dyżurnych frajerów.
1 2 3 Dalej..
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 20-01-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 847 |
|