Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.107 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Ani w życiu prywatnym, ani w moich pracach nigdy nie ukrywałem, że jestem zdeklarowanym niewierzącym".
 Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe

Jeszcze nie czas na Chino-Amerykę [1]
Autor tekstu:

Niemal w przededniu ważnej wizyty chińskiego prezydenta Hu Jintao w Stanach Zjednoczonych, rozpoczętej 18 stycznia, Hillary Rodham Clinton wygłosiła w amerykańskim Departamencie Stanu interesujący wykład na temat spodziewanego kształtu amerykańsko-chińskich (kolejność członów istotna nie tylko z uwagi na prezentowany punkt widzenia) relacji w XXI wieku. Zrównoważony ton wypowiedzi Hillary Clinton znacznie odbiega od prawdziwej histerii, jaka w sprawie stosunków amerykańsko-chińskich zapanowała ostatnio w amerykańskiej i światowej prasie, gdzie z trudem udaje się uniknąć wpisywania ich w narrację o nowej „zimnej wojnie", upadku Stanów Zjednoczonych jako mocarstwa, zarówno w wymiarze militarnym i geopolitycznym, jak ekonomicznym, i o rychłym przejęciu tej roli przez niedawnego chińskiego pariasa.

Okazją do wystąpienia był wykład inauguracyjny imienia Richarda C. Holbrooke’a, co ma o tyle wymiar symboliczny, że właśnie ten zmarły pod koniec 2010 roku amerykański dyplomata (pełniący za czasów prezydentury Jimmy’ego Cartera funkcję zastępcy sekretarza stanu do spraw Azji Wschodniej i Pacyfiku), był w dużym stopniu odpowiedzialny za koordynowanie wysiłków dyplomatycznych, które po śmierci Mao Zedonga i wraz z dojściem do władzy Deng Xiaopinga doprowadziły do normalizacji stosunków dyplomatycznych Stanów Zjednoczonych z Chińską Republiką Ludową na przełomie lat 1978-1979. Wizyta Hu Jintao w Stanach Zjednoczonych, co na początku stycznia 2011 podkreślał chiński minister spraw zagranicznych Yang Jiechi w trakcie roboczej wizyty w Waszyngtonie, odbywa się również w czterdziestą rocznicę ponownego zbliżenia w stosunkach dyplomatycznych Stanów Zjednoczonych i komunistycznych Chin, która miała miejsce za prezydentury Richarda Nixona (jeszcze za życia Mao). W ciągu tych czterdziestu lat świat uległ głębokim przemianom, co w równym stopniu dotyczy obu krajów i nie pozostało bez wpływu na jakość łączących oba kraje powiązań na różnych poziomach.

Jak zwróciła uwagę Hillary Clinton (odwołując się jednak, co zrozumiałe, do osiągnięć Demokratów z lat 1978-1979 i dyplomatycznie ignorując dokonania Republikanów, Nixona i Kissingera, o których wspominał Yang Jieichi, mniej widocznie wyczulony na niuanse amerykańskiej polityki wewnętrznej):

Te trzy dekady relacji między naszymi krajami były również dekadami imponującego rozwoju Chin. Gdy Richard Holbrooke i jego współpracownicy po raz pierwszy odwiedzili Chiny, PKB tego kraju sięgał ledwie stu miliardów dolarów. Dziś wynosi on 5 bilionów (ang.-am. trillion, przyp. tłum.) dolarów. Wartość wymiany handlowej między naszymi krajami niegdyś mierzono w setkach milionów dolarów. Dziś przekracza ona 400 miliardów dolarów rocznie. [tłum. wł.]

O innych milionach, miliardach i bilionach, które to liczby nieustannie padają, gdy mowa o Chinach i ich relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, Hillary Clinton wspominała jeszcze kilkakrotnie, mimo że są one dość dobrze znane. Lubi się nimi ekscytować amerykańska (i nie tylko) opinia publiczna, rzadziej jednak skłonna do głębszego rozważenia, co one tak naprawdę oznaczają. Często nabierają one złowróżbnego charakteru, zwłaszcza gdy mowa o wielkości deficytu handlowego (227 mld USD w 2009 r.), który ma niszczyć amerykańską gospodarkę i być głównym powodem załamania na amerykańskim rynku pracy. Sen z powiek spędza również wartość amerykańskiego długu znajdującego się w rękach Chińczyków (ok. 895 mld USD - stan na październik 2010, dane Departamentu Skarbu), mimo że wierzycielami Stanów Zjednoczonych w podobnej kilkuset miliardowej skali pozostają Japonia czy Wielka Brytania i związku z tym wydaje się, że głównym powodem do obaw powinna być wysokość amerykańskiego zadłużenia zagranicznego w ogóle, a nie to, gdzie tymczasowo na komputerowych serwerach spoczywają w postaci zero-jedynkowych ciągów wirtualne należności.

Rzadziej się mówi o tym, że amerykański import z Chin to zaledwie jedna piąta całego amerykańskiego importu (2009), a amerykański eksport do Chin rośnie. Mimo niekorzystnego — jak twierdzą niektórzy — kursu renminbi, Stany Zjednoczone z sukcesem sprzedają do Chin maszyny elektryczne, ziarna roślin oleistych i produkty pochodne, ale również reaktory i instalacje jądrowe. Chiny pozostają jednym z rynków o kluczowym znaczeniu dla amerykańskiego eksportu (tu niektórzy mogą być zaskoczeni, gdyż mówi się głównie o chińskim imporcie do Stanów Zjednoczonych), którego wartość w 2009 r. wynosiła blisko 70 mld USD. Co interesujące, wartość eksportu amerykańskich towarówna rynek chiński spadła w roku 2009 względem 2008 znacznie mniej (zaledwie 0.2%) niż w przypadku dynamiki spadku eksportu na inne rynki, co wskazuje na jego chłonność. Chiny są dla Stanów Zjednoczonych czwartym największym odbiorcą produktów rolnych, głównie soi, bawełny i skór zwierzęcych. Warto zwrócić uwagę, że Stany Zjednoczone pozostają dla Chin jednym z najważniejszych dostawców instalacji związanych z produkcją energii elektrycznej, ale również samolotów, komputerów, instalacji i maszyn przemysłowych, surowców, chemikaliów i produktów rolnych.

W związku z tym nie może dziwić, że Hillary Clinton również raczej studziła niż podgrzewała emocje:

Mimo postępu osiągniętego w ciągu ostatnich trzydziestu lat, Chiny muszą ciągle stawić czoła wielkim wyzwaniom. Gdy prowadzę rozmowy ze swoimi chińskimi partnerami, często mówią z wielkim zaangażowaniem o tym, co jeszcze Chiny muszą osiągnąć. Ponieważ nawet mimo całego tego wzrostu, PKB Chin to zaledwie jedna trzecia amerykańskiego [PKB] przy czterokrotnie większej liczbie ludności. A nasz [Stanów Zjednoczonych] handel z Unią Europejską ciągle jest większy niż nasza wymiana handlowa z Chinami. Jak w tym tygodniu zauważył sekretarz Geithner, przed Chinami ciągle jest do wykonania wiele pracy, aby odejść od gospodarki zdominowanej przez państwo, zależnej od popytu zewnętrznego i zewnętrznych technologii, do gospodarki zorientowanej bardziej rynkowo, napędzanej przez popyt wewnętrzny i innowacyjność. [tłum. wł.]

Chiny są oczywiście wielkim krajem, zarówno pod względem terytorium (9600 tys. km2), jak potencjału demograficznego (1330 mln obywateli, szacunki na lipiec 2010) i wielkości siły roboczej (blisko 813 mln wg szacunków z 2009). W ćwierć wieku po rozpoczęciu reform przez Deng Xiaopinga stały się również drugą co do wielkości, po Stanach Zjednoczonych, gospodarką świata. Wielkość chińskiego PKB to blisko 5 bilionów USD przy imponującej dynamice wzrostu utrzymującej się w ostatnich latach (blisko 9% w 2009). Wartość amerykańskiego PKB wyprzedza jednak Chiny o kilka długości, przekraczając w 2010 r. 14.7 bilionów dolarów (za Bureau of Economic Analysis — U. S. Department of Commerce, BEA) przy kilkakrotnie mniejszej liczbie ludności. W związku z tym wartość PKB per capita również nie robi już tak dobrego wrażenia; przy wartości 3678 USD (2009) plasuje Chiny w grupie tzw. krajów rozwijających się, wprawdzie znacznie wyżej niż np. Indie, ale znacznie niżej niż innego dużego sąsiada Chin — Rosję, nie wspominając o wysoko rozwiniętej Japonii, Republice Korei czy nawet Republice Chińskiej (Tajwan). Dla porównania można także przytoczyć wartość PKB per capita w Stanach Zjednoczonych, która przekracza 40 tys. USD (2010, za BEA), co daje wyobrażenie o wielkości przepaści dzielącej oba kraje, mimo bardzo szybkiego rozwoju chińskiej gospodarki w ostatnich dekadach.

W związku z tym można postawić tezę, że przyszłość świata należy wprawdzie do Chin, ale równie usprawiedliwione będzie stwierdzenie, że należy również do Indonezji, której PKB per capita jest porównywalne z chińskim, a gospodarka rozwija się w imponującym tempie 6% rocznie (2010). Sukces tego demokratycznego azjatyckiego kraju, gdzie w dodatku większość społeczeństwa to wyznawcy islamu, stanowi poważne wyzwanie dla chińskiego modelu wzrostu, w którym rozwój ekonomiczny kraju pozostaje usprawiedliwieniem dla zamrożenia reform politycznych i konserwacji ustroju monopartyjnego, prześladowań na tle politycznym, światopoglądowym i religijnym. Przyszłość świata należy również do Indii, które rozwijają się równie szybko, choć są największą demokracją świata, co zupełnie nie przeszkadza rządowi Republiki Indii stawiać sobie równie ambitnych wyzwań prorozwojowych, jakie stawia przed sobą rząd Chińskiej Republiki Ludowej.

Przyszłość świata, w tym przyszłość Azji i Pacyfiku, czy tego ktoś chce czy nie, należy również do Stanów Zjednoczonych. Nawet jeżeli „amerykańska gwiazda", jak twierdzą niektórzy analitycy, będzie stopniowo tracić swój blask na rzecz innych krajów, gotowych bardziej proaktywnie włączyć się w kształtowanie porządku światowego, nikt nie przewiduje, że Stany Zjednoczone znikną w XXI wieku z mapy świata, a silna koalicja Stanów Zjednoczonych z udziałem demokratycznych i wysoce innowacyjnych państw basenu Pacyfiku — Japonii, Republiki Korei i Australii, a także Tajlandii i Filipin ciągle może stanowić poważną przeciwwagę dla chińskich ambicji i to jeszcze przez długi czas. Ponadto Stany Zjednoczone wcale nie zamierzają rezygnować z prowadzenia w regionie bardzo proaktywnej polityki, wobec której Chiny, nie stanowią obecnie żadnej poważnej alternatywy. Skutkiem tych dynamicznych działań jest pogłębienie współpracy Stanów Zjednoczonych w ostatnim czasie z Indiami, Indonezją, Wietnamem, Malezją, Singapurem i Nową Zelandią.

Nie jest wykluczone, że agresywny i militarystyczny ton podnoszony ostatnio przez chińską propagandę wepchnie głębiej w amerykańskie ramiona kolejne kraje. W każdym razie wydaje się, że chińska polityka zagraniczna stosuje środki siermiężne i zwyczajnie przestarzałe, wpisane wyraźnie w niepopularny i przyjmowany dość chłodno schemat dominacja-uległość, a przez to przynoszące skutki przeciwne do zamierzonych, co może tylko pogłębić izolację i frustrację Chin. Chiny poniosły zresztą ostatnio całą serię prestiżowych porażek na arenie międzynarodowej: najpierw oddając pole Japonii w pełzającym japońsko-chińskim konflikcie na Morzu Wschodniochińskim; następnie okazując zupełną bezradność wobec dotychczas wiernego północnokoreańskiego wasala w czasie niedawanego kryzysu na Półwyspie Koreańskim, podczas gdy Republikę Korei, korzystającą z amerykańskiego wsparcia politycznego i wojskowego stać było w odwecie na efektowny pokaz siły wobec Północy (mimo protestów Pekinu). Na domiar złego przeciągają się rozmowy w sprawie importu rosyjskiego gazu, gdyż Rosja stawia ostro kwestie konkurencyjnej ceny surowca. Rosję było też stać na przeprowadzenie w połowie 2010 roku manewrów wojskowych na Syberii i Dalekim Wschodzie w okręgach bezpośrednio graniczących z Chinami, niemal pod nosem potężnego sąsiada, co też miało swój jednoznaczny wydźwięk.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Cyberterroryzm, cyberprzestępczość – wirtualne czy realne zagrożenie?
Wspomagane samobójstwo

 Zobacz komentarze (6)..   


« Stosunki międzynarodowe   (Publikacja: 20-01-2011 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Caden O. Reless
Ur. w 1980 r. w Polsce. Magister nauk o zachowaniu. Główne zainteresowania autora koncentrują się wokół zagadnień przemian społeczno-politycznych współczesnego świata, socjologii, filozofii i psychologii świadomości.

 Liczba tekstów na portalu: 29  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 26  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Rozum i życie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 847 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365