|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Batigolum Autor tekstu: Kamil Kłosiński
Pod moim poprzednim tekstem
ktoś podpisujący się pseudonimem batigol
(znany zresztą skądinąd na portalu) zamieścił mnóstwo wpisów, które
odnosiły się zarówno do mnie jako autora, jak i do osoby w niej opisywanej. Internauta może
mieć poglądy jakie chce, ale kiedy ma prawo je publikować pod czyimś tekstem
wymagają one czasem obszerniejszej odpowiedzi. Stąd też tytuł, inspirowany czytanym przeze mnie słynnym Contra
Celsum Orygenesa, przy czym jak za chwilę się okaże pozwoliłem sobie na
małą zamianę ról w stosunku do oryginału. Spróbuję odnieść się do
zarzutów, które ów batigol postawił w swoich wypowiedziach, ale skoncentruję się na dwóch
głównych zagadnieniach, które najbardziej moim zdaniem zasługują na krytykę. W pierwszym swoim poście wykłada batigol
swoją ogólną teorię o Hitchensie oraz tych, którzy go cenili, mówiąc
że sam Hitch pojęcia nie miał o czym mówi i szczycił się tym, o filozofii
nic nie wiedział ani czytał. Pominę osobiste wycieczki pod moim adresem, bo i pochylać się nad nimi nie warto.
Jedno z ważkich zagadnień, które porusza interlokutor, przejawia się w zdaniu „(...) jeśli mówi się o Bogu, to chcąc nie chcąc porusza się też
dziesiątki innych kwestii: to gadanie, że >nie zna się teologii bo to tak i bzdury< to po prostu taki prymitywny mechanizm obronny." Ten sam argument
różnoracy teologowie i boscy posłannicy wystosowywali przeciw Bogowi
urojonemu Dawkinsa, mówiąc, że nie można mówić o bogu (takim czy
innym) nie przedarłszy się pierw przez opary nonsensu, bredni i bajek
nazywanych nieco na wyrost teologią. Argument ten jest z gruntu chybiony [ 1 ], co zauważył PZ Myers w swej słynnej Odpowiedzi
dworzanina, a którą można sparafrazować tak: „Czy trzeba się znać na modzie, by
powiedzieć komuś, że jest nagi?" W istocie nie trzeba znać bajek
Andersena, by nie wierzyć w zmutowanego wilka pożerającego wnuczki. Może batigol miałby chociaż
trochę racji, gdyby istniała teologia
reprezentowana przez ludzi nie podzielających jej twierdzeń (inaczej mówiąc — gdyby nie byli to sędziowie we własnej sprawie). Są oczywiście osoby badające
religię nie będące jednocześnie jej funkcjonariuszami — znamy wielu filozofów
religii, których zresztą batigol
przytacza (od razu z domniemaniem, że Hitchens ich nie zna — skąd taki
wniosek? Rozmawiał z nim na ten temat?). Przywoływanie ich jest jednak
ryzykowne, a wynika to moim zdaniem z efektów prób rozumowego badania religii. Sądzę, że w momencie pojawienia
się jakiegoś twierdzenia religijnego, które jest zupełnie oderwane od
rzeczywistości (a których jak wiadomo nie brakuje) taki filozof staje przed
wyborem — albo stwierdzi, że brak jakichkolwiek przesłanek skłania ku uznaniu
nieprawdziwości lub fantazyjności danego twierdzenia, albo ulegnie pokusie
wiary i zaufania, łamiąc tym samym warunkującą rzetelność naukową zasadę
nemo iudex in causa sua (wyjściem pośrednim jest agnostycyzm, który jest
raczej ucieczką od odpowiedzi, a nie odpowiedzią samą w sobie). Inna sprawa-
którą teologię (w końcu jest ich niemało, każda religia ma swoją) powinno
się znać, jeżeli chce się mówić o religii w ogólności? To, że nie może
być prawdziwa więcej niż jedna teologia monoteistyczna nie ulega wątpliwości, a i bardziej dosłownie rozumiejący swe święte księgi politeiści zgłosiliby
swe zastrzeżenia i roszczenia. Której więc zawierzyć, a której prawdziwości odmówić, który z nieskończonej ilości mitów pływających w kulturowej zupie przyjąć, żeby móc wypowiadać się o religii? Czy trzeba
być jej wyznawcą lub ekspertem, czy też wystarczy jakieś pojęcie o jej
twierdzeniach? Czy trzeba uważać za prawdziwe wszystkie twierdzenia danego
systemu teologicznego, a może tylko niektóre? Dlaczego? W ogóle dlaczego
ktokolwiek miałby dawać im wiarę?
Na te pytania już dawno udzielili odpowiedzi filozofowie ateistyczni -
nie ma żadnego takiego powodu. To, że trzeba znać przedmiot krytyki, jest
poza sporem, ale teologia (jak każda inna mitologia) nie jest specjalistyczną
dziedziną naukową, wymagającą dogłębnych studiów i programów badawczych.
Każdy może zdobyć na jej temat wielokrotnie przewyższającą poziom wiedzy
przeciętnego wyznawcy nie ruszając się z domu. Ważna jest też kwestia,
jakie pytania się stawia — jeżeli ktoś pyta, czy biblijny nakaz zabijania
czarownic lub nieposłusznych dzieci jest dobry czy zły, to (oględnie mówiąc)
mało rozsądne jest atakowanie pytającego za brak wiedzy teologicznej, która w tym wypadku nie tylko jest zbędna (pytanie jest proste), ale wręcz (ze względu
na ideologiczne zabarwienie) może zaciemnić obraz i utrudnić odpowiedź
[ 2 ].
Na potrzeby pytania o sens obrzezania w judaizmie wystarczy wiedzieć, że taki
zwyczaj jest praktykowany i czym jest powodowany, resztę zrobi nasz rozmówca
przygniatany kolejnymi pytaniami [ 3 ].
Biorąc to pod uwagę oraz mając w pamięci Odpowiedź dworzanina
wydaje się, że nie mają racji ci, którzy dyskurs o religii chcą skierować
na mętne, tonące we mgle niedorzeczności mielizny mitologii, w których każdy
posiadający odrobinę krytycznego myślenia albo się utopi (zapominając,
czego tak naprawdę dyskusja dotyczy), albo powie wprost „Cesarz jest
nagi!". Nie da się walczyć z teologią z pozycji wewnętrznych, bo jest ona jak wirus atakujący oraz
niszczący komórki zdrowego rozsądku i sceptycyzmu, które mogą prowadzić do
poważnych zaburzeń w procesach kognitywnych. Chcąc wypowiedzieć się krytycznie o religii każdorazowo
musimy postawić się niejako na zewnątrz od niej, gdyż żaden system
religijny nie lubi pytań zaczynających się od „czy"", "dlaczego?"
oraz „w jaki sposób?". Jeśli myślisz, że to niemożliwe, to
czemu mamy PIGMEJÓW + KARŁY??
Druga interesująca mnie kwestia
to przewijająca się w wielu polemikach (także takich, w których sam
uczestniczyłem) tęsknota, a może nawet rozgoryczenie teistów, że ich
przeciwnikami nie są już smutni, mający poczucie bezsensu i przegranej
maminsynkowaci egzystencjaliści reprezentujący ateizm, w porównaniu do których
propozycja wiary religijnej ze wszystkimi jej dodatkami być może wyglądała
dużo lepiej. Przywoływanie, a wręcz domaganie się cytowania i odnoszenia do
tych autorów jest moim zdaniem wyrazem nostalgii do czasów, gdy podział
ideologiczny przebiegał (oczywiście w straszliwym uproszczeniu) przez absurd
egzystencjalizmu a „sens" religii, bo wówczas atakowanie takiego ateizmu było
nietrudne i całkiem atrakcyjne. Wraz ze zjawiskiem tzw. „Nowego Ateizmu"
[ 4 ],
gdy pojawiają się takie osoby jak Hitchens właśnie, ale i Dawkins, którzy
nie tylko nie stoją z opuszczonymi ze smutku i beznadziei
oczami i nie przyjmują pokornie wyrazów politowania, nie tylko sami
wychodzą z afirmacją życia i wolności, ale też walczą ze swoimi
religijnymi oponentami za pomocą najstraszniejszej broni, jaką wymyślił człowiek — śmiechem. Wiadomo nie od dziś, że wyśmianie i traktowanie z ironią boli
dużo mocniej niż uderzenie, a jeżeli dochodzi do tego olbrzymi, bo gromadzony
przez milenia, ładunek drażliwej dumy wynikającej z przekonania własnej
nieomylności, to nic dziwnego, że reakcją jest agresja i nienawiść.
Chciałem też mówić o innych
kwestiach, wśród których nie zabrakłoby odniesienia do przytaczanych przez batigola
filozofów (na szczególne uznanie zasługuje na pewno Marcel i jego rozważania na temat opinii i wiary), bezpodstawności i braku
jakiegokolwiek śladu argumentacji pod zarzutami wobec Dawkinsa (da się
zaobserwować jedynie pogardę i nienawiść), przechwalaniu się „lepszym tatą", ale w tej akurat
materii ubiegł mnie użytkownik myprecious. Odbiera
mi chleb, ale niech tam. O samym Hitchensie jak widać nie napisałem wiele,
bo i jakichś sensownych zarzutów, do których można by się odnieść, też
nie było.
Dokonując swoistej egzegezy tych fragmentarycznych wypowiedzi w postaci
komentarzy i przenosząc jej rezultat na grono religijnych apologetów w ogólności
można zauważyć, że są oni bardzo zmęczeni walką z Nowym Ateizmem. Religia
odbyła w światopoglądowym ringu wiele walk, niektóre były długie i wyczerpujące i jeżeli nawet nie dawało się wygrać, to przynajmniej schodziło się z maty z twarzą. A teraz pojawiają się jakieś Dawkinsy, Hitchensy czy Harrisy, którzy z miejsca zadali
opasłemu kolosowi kilka ciosów prosto w szczękę. Wydaje się, że czas działa na jego niekorzyść,
ale im bardziej stary mistrz słabnie, to jednak jego fani tym bardziej
zdecydowanie zaczynają łamać krzesła na maczugi. Że to niezgodne z przepisami? Ludzie, za którymi stoi
wielka idea, przepisami się nie przejmują.
Przypisy: [ 1 ] Swoją drogą wydaje mi się, że wśród wierzących dyskutantów dużo większą
nienawiść wywołuje Dawkins niż Hitchens. Czym to jest spowodowane? Być
może tym, że Dawkins jest również ewolucjonistą, czyli znawcą i popularyzatorem dziedziny wiedzy, której nienawidzi każda religia, a której
podważenie jest dla wielu (głównie chrześcijańskich) apologetów sensem
życia i misją zleconą przez samego ichniego Boga. [ 2 ] Teologowie są mistrzami w tym dziele. Nikt inny nie potrafi tak długo i tak precyzyjnie mówić pojęciami zupełnie oderwanymi od jakiegokolwiek
precyzyjnego znaczenia, które w ich przekonaniu mogą rozstrzygnąć
problem nierozstrzygalny albo odwrotnie — zagmatwać kwestię, która jawi
się zupełnie prostą. Chyba tylko materializm dialektyczny mógłby się równać z teologią pod względem ilości wygłaszanych nonsensów. [ 3 ] Nie jest tajemnicą, że wystarczy pozwolić przemawiać teologowi, by on
sam pogrzebał swoją teologię (chyba ktoś znany powiedział coś takiego, w tej chwili nie pamiętam). Prędzej czy później stanie on pod ścianą,
której nie będzie mógł wyjaśnić inaczej niż za pomocą wiary. A jego
wiara o niczym nie świadczy i nie musi stanowić dla nas jakiegokolwiek
argumentu w dyskursie. [ 4 ] Używam tej nazwy, choć nie jest do niej do końca przekonany, bo w zasadzie „nowe" w tym ateizmie jest tylko to, że jego przedstawiciele
poruszają się w dyskursie publicznym na zasadzie równouprawnienia z ich
przeciwnikami i mogą głosić swe poglądy bez jakichkolwiek obaw. « Recenzje i krytyki (Publikacja: 20-12-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8584 |
|