|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Czechy według Mariusza Szczygła [1] Autor tekstu: Piotr Napierała
Godną
polecenia lekturą dla wszystkich zainteresowanych sekularyzacją i życiem w nieco bardziej cywilizowanym kraju niż nasz, a jednocześnie do naszego
podobnym, jest książka Mariusza Szczygła: „Zrób sobie raj". We wstępie
autor pisze:
"Marzyła
mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie
musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować.
Jestem niechlujnym czechofilem, ta książka nie jest ani kompetentnym
przewodnikiem po kulturze czeskiej, ani po Czechach.
Nie jest obiektywna.
Nie rości sobie pretensji do niczego.
Jest wyłącznie o tym, co mnie zafascynowało przez ostatnich 10 lat,
od kiedy pierwszy raz przyjechałem do tego kraju. Jest wielką notatką z lektur i ze spotkań z ludźmi, których chciałem
tam spotkać.
Słowem, jest o miłości przedstawiciela jednego kraju do innego
kraju.
Może jest jeszcze o czymś, ale to już zostawiam Państwu".
O
ciekawej różnicy między Polakami a Czechami dowiadujemy się już na stronie
10, gdzie Mariusz Szczygieł pisze o rozmawiającej głośno przez komórkę
czeskiej sprzedawczyni, i o cierpliwie znoszącym to ogonku klientów (jedyny
komentarz to życzliwa uwaga: „musiała Pani wydać chyba z 200 koron").
Potem robi się jeszcze ciekawiej, autor pisze o swej znajomości i fascynacji
poetą Egonem Bondym, postaci iście hrabalowskiej, który urodził się w 1930
roku jako Zbyněk Fiąer, a w wieku 13 lat przyjął z ulgą zgon jego niezrównoważonej
matki. Od dzieciństwa w zasadzie Bondy był marksistą, bo uznawał, ze
marksizm „daje ludziom nadzieję, by nie wpadli zupełnie w rozpacz". W czasach antyżydowskiej obsesji (1948), Fiąer w wyrazie solidarności z Żydami, zmienia nazwisko na Bondy (każdy
dostojniejszy Żyd z powieści Karela Čapka ponoć nosi to nazwisko — nie
wiem nie czytałem). W tym samym roku 1948 ten młody marksista przestał
chodzić do liceum, bo czuł, że marnuje czas w komunistycznej szkole. Jego ojcu
(przedwojennemu generałowi) czerwoni zabrali emeryturę (s. 17), więc Egon i jego koledzy i koleżanki, by mieć co jeść okradali rodzinę i znajomych. Dla
mieszkańca Polski, przyzwyczajonego wrzucać całą lewicę do jednego wora, może
być ciekawe, że Bondy odrzucał komunizm bolszewicki importowany z ZSSR w imię
marksizmu. Pisał, że ZSRR to reżym faszystowski. Gdy inni poeci pisali o Stalinie jako słońcu narodu, on na złość wymyślił nurt zwany fekalizmem
(„z delikatną ostrożnością pierdzę, żebym się nie zesrał",
„dzisiaj wypiłem dużo piw, więc mnie nie chwyci żaden syf", oraz
opisanie stanu monarchii jako „sranie jednego na wszystkich, a rewolucji jako
"sranie wszystkich na jednego", współczesności zaś jako „sranie
wszystkich na wszystko" — s. 19). W 1968 po inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację
stworzył grupę poetów, znów zafiksowanych na punkcie fizjologii, którą próbowali
wyrównać patos oficjalnej poezji („wczoraj rano przy niedzieli, jajca
strasznie mnie swędzieli"). Bondy był zadeklarowanym ateistą, który w religii najbardziej nie cierpiał tego, że była źródłem i usprawiedliwieniem ludzkiej słabości:
„...Mam
dość tego nieustannego poniżania, którym Bóg podobno raczy nas uszczęśliwiać.
Gdyby tak Bóg mógł być wyklęty — nie tylko przeklęty, co niczemu nie służy,
ale konsekwentnie usunięty, anihilowany, zabity — gdzie bym wtedy był!
Bowiem nie tylko mi niszczy już 13 lat każdą prostą biologiczną przyjemność z życia, lecz także dla wszystkich byłaby to ulga, ściągnięcie jarzma, które
waży tyle, że nie mamy sił wstać z kolan. Truizmem jest już powtarzanie,
jak to dla takiej, stworzonej przez ludzką głupotę kreatury przelało się więcej
krwi i było zamęczonych więcej ludzi, niż umarło śmiercią naturalną (s.
29)…".
W
latach 90. Bondy’ego zaczął działać na nerwy kapitalizm i żądza zysku,
oraz uciszanie pisarzy krytykujących to, jako cholernych komunistów, dlatego
stał się alterglobalistą (plotki głosiły, że nawet przeszukiwał śmietniki,
by odzyskać choć część tego co ludzkość marnowała).
Ze
Szczygłem stary poeta rozmawiał o tolerancji czy może też wszechogarniającym
luzie Czechów, którzy pozwalają by Bondy kpił z ich kraju (pisał m.in., ze
Czechy zdają mu się wielkim nocnikiem, które mieszkańcy tego kraju uważają
za lepszy od innych, bo „moczem Masaryka był często zlewany"). Obaj
zgodnie stwierdzili, że za to polskiego poetę w Polsce powieszono by za jaja.
Bondy natomiast wspominał jak udało mu się wreszcie zaniepokoić i wkurzyć
Czechów, jak spalił na konferencji banknot 1000 koron (35). Bondy mówił też o tym, że nie chciał uciekać na Zachód, by opluwać za sute pieniądze
komunistów czeskich z Monachium, bo to nie byłoby dlań autentyczne, i o swym
niezłomnym marksizmie, który we współczesnej Europie oznaczał dlań
cierpliwe czekanie na nowe technologie produkcji i sprawiedliwsze urządzenia
społeczne (s. 36). Żeby nie donosić za komuny (pod presją władz), Bondy
przestał kontaktować się ze znajomymi, i ciągle zgłaszał się do klinik
psychiatrycznych udając świra. Bondy zmarł w 2007 roku (jego piżama zapaliła
się od papierosa, gdy usnął)
Pociąg
Polaków do Hrabala, Szczygieł tłumaczy uwielbieniem mitów. Hrabal
zaczarowywał rzeczywistość, co Polakom którym („w jednym oku siedzi etos, a w drugim patos"), bardzo odpowiada (np. opowieść o tym jak zakrywał starą
maszynę do pisania by nie była zazdrosna o nową — s. 43). Z drugiej strony
Polacy mają Czechów za oszustów. Co zresztą Szczygieł potwierdza, pisząc o wielkim biznesie czeskich kelnerów-naciągaczy turystów. Uważa, że robienie
turystów w bambuko jest jedyną formą agresji, jaka Czechom pozostała,
swoistym wentylem bezpieczeństwa narodu o gołębich sercach. Z drugiej strony
Czesi są ufni — zostawiają swe telefony i adresy w książkach
telefonicznych i powierzają swe klucze miłym nieznajomym (s. 51). Oto kolejny
przykład barwnego Czecha — rozmówcą Szczygła jest pewien nauczyciel
wychowania obywatelskiego, o typowo czeskich nieco lewicowych poglądach:
„..."Kiedyś
zostałem z Jasonem na tydzień sam, był czerwiec, i musiałem
codziennie wyciągać mu kleszcze, które przynosił z ogrodu. Z jednym
trudnym kleszczem poszliśmy do weterynarza, dwa domy dalej. Pan Josef Míka,
tęgawy i zażywny, dobrze po sześćdziesiątce, kleszcza wyjął
jednym ruchem. Dzięki Bogu, powiedziałem, na co pan doktor odparł, że Bóg
nie ma z tym nic wspólnego, ważna jest specjalna pęseta. Jak już tak miło
nam się rozmawia o religii, dodałem, to może powiedziałby mi pan
doktor, co się mówi po czesku, kiedy człowiek robi znak krzyża.
Przyjeżdżam tu tyle lat, a jeszcze tego nie ustaliłem. Weterynarz
otworzył szeroko usta, jakbym mu wyssał całe powietrze z gabinetu.
Nie mam pojęcia, odparł po chwili, nigdy nie wykonywałem takiej czynności.
Ale czeka tu jeszcze jedna pani, może ona wie, jak się po czesku
przeżegnać. Zapytaliśmy, pani zadzwoniła nawet do koleżanki na Smíchov,
niestety — też nie wiedziała. Ja to dla pana ustalę, obiecał
doktor, tylko proszę mi dać kilka dni" (s. 55).
Kolejny
oryginał, z jakim rozmawia Szczygieł to Jan Saudek — „fotograf czeski",
jak sam siebie handlowo nazywa. Artysta miał podczas wywiadu ufarbowane włosy,
czerwoną koszulę i okulary słoneczne, co zdroworozsądkowo tłumaczył chęcią
uniknięcia wyglądu człowieka starego brzydkiego i nudnego (s. 64) — odważne
zdanie w epoce mającej fioła na punkcie „naturalności". Saudek opowiada o tym, jak przez lata śmierdział „kryptą" (od wilgotnego poddasza na którym
mieszkał), o tym jak znudzeni
brakiem wrogów ludu tajniacy konfiskowali jego zdjęcia nagich kobiet by potem
zapewne się przy nich onanizować. Saudek opowiadał też, że jego
najsurowszymi krytykami są jego była kochanka i jej córka — również była
kochanka (s. 70). Saudek, choć już starzec, głosi wszem i wobec afirmację życia,
które jego zdaniem jest długie i słodkie.
Pisuje np. o tym, że purytańskim rodzicom bicie dzieci zastępuje seks, i opowiada o tym jak świętoszek Havel uciekał przed podaniem mu ręki.
Idąc
dalej tropem freudyzmów Saudka, Szczygieł porównuje polski i czeski
patriotyzm. Wspomina o tym, że pierwszoplanowym problemem jednego z bohaterów
„Pociągu pod specjalnym nadzorem" jest walka z przedwczesnym wytryskiem.
Czytając to pomyślałem o Polsce gdzie tabu, jest nawet udokumentowane
historycznie sikanie na portret Rydza-Śmigłego, która to scenę wycięto z filmu o Westerplatte. Rozmawiając z czeskim taksówkarzem, Szczygieł wychwala
bohaterstwo czeskich cichociemnych, którzy zabili Reinharda Heydricha, na co
tamten odpowiada, że Heydrich nawet się nie bronił i jechał otwartym autem
bez eskorty (s. 80-82). Jakże ten chłodny racjonalizm kontrastuje z naszym
kreowaniem wszystkich na świętych bohaterów! Długo się zastanawiano, czy
postawić pomnik trzem śmiałkom, i w końcu to zrobiono, co pokazuje, że
nawet Czesi są podatni na głupi patos, bo zapomnieli o niemieckim odwecie -
zabiciu setek cywili za tego jednego nazistowskiego bubka. Na co komu takie
bohaterstwo?
Dalej
mowa o praskiej wiośnie 1968 roku. Podczas której Czesi wskrzesili wolną prasę,
Polacy zasypywali ich ulotkami z bredniami o wspólnym interesie obu narodów niczym na polach Grunwaldu, podczas
gdy Czesi w innych ulotkach zapytywali po co Polacy pchają się do Czechosłowacji.
Jak wiadomo ZSRR straszył wszystkich bajką o wojnie z RFN… (s. 88). Czesi
wykazali się niezłomnością w roku 1968 i pamiętają naszą lokajską
wobec ZSRR postawę, choć pewna czeska nauczycielka powiedziała
autorowi, że Czesi w podobnej sytuacji postąpiliby tak samo, a więc Polska
nie jest im nic winna. Wspaniałomyślne, prawda? Patos dzisiejsi Czesi rezerwują
dla hokeja, szczególnie ich rajcuje gdy pogrążą w meczu Rosję.
Polska
jest, jak wiadomo, wierząca i sklerykalizowana do szpiku kości, Czechy
przeciwnie. Szczygieł wspomina rozmowę dwóch dziewczyn w praskim tramwaju.
Jedna patrząc na krzyż z Jezusem na szyi drugiej spytała" „zamierzasz
tego trupa nosić ?", na co tamta twierdziła, że tak, bo pasuje jej do
bluzki, koleżanka jednak nie ustępowała, twierdząc, że lepiej nosić figurkę
kogoś żywego np. uśmiechniętego Buddy (s. 105). Szczygieł dość
arbitralnie liczy ateistów w „najbardziej ateizowanym narodzie świata",
jak Czesi sami siebie lubią nazywać (zapominając chyba o Szwedach i Chińczykach),
pisząc że 2/3 Czechów uważa się za ateistów, choć wielu z nich zastępuje
wiarę w Boga wiarą w różne inne głupoty, typu energia drzew. Rodzice w Czechach zwykle opowiadają dzieciom o Jezusie w konwencji bajki, w którą
wierzą także niektórzy dorośli (s. 107). Wielu uważa, że Czesi są
zbytnimi indywidualistami, by oddać się religii. Zniesmaczają ich polskie
pielgrzymki na Jasną Górę, i polskie próby ewangelizowania czeskich
znajomych. Czesi nie uznają zwykle religijnych tabu, czołowe tygodniki pisały
po śmieci Jana Pawła „wielkiego", że teraz na papieża trzeba mianować
kardynała Pedofilliniego. Czesi często oburzają się na katolickie
przekonanie, że tylko wierzący może być dobry i często cieszą się, że
habsburska germanizacja zatrzymała zakorzenianie się katolicyzmu w ich kraju.
Przyzwoitość, pracowitość i samodzielność zwyciężają w czeskich
rankingach (także tych oficjalnych, np. prasowych) cnót, podczas gdy wiara i posłuszeństwo są na szarym końcu (s. 112). Wielu Czechów uważa, że
religia sprowadza się do niepotrzebnego straszenia dzieci.
Niektórym jednak religii brakuje, ponieważ opinia innych (Boga zastępują
sąsiedzi i przyjaciele) jest tym co mniej indywidualistycznym Czechom potrzebna
do odzyskania błogostanu (pohoda — czeska skłonność do wyssania z każdego
drobiazgu czegoś pozytywnego).
1 2 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 24-12-2012 Ostatnia zmiana: 25-12-2012)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8595 |
|