|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Przychodzi baba do lekarza, albo chleb do pijawki Autor tekstu: Przemysław Piela
Nie! Nie! Nie!
Już na wstępie należy się dementi. Tekst niniejszy nie jest kolejnym paszkwilem
na temat zbrodniczej działalności doktora Mirosława G, ani nie ma na celu
krytykowania krwiopijczej
działalności lubuskiego ginekologa-aborcjonisty Jerzego Gawrońskiego, skazanego za
swoje zbrodnie przeciw ludzkości nienarodzonej. Chociaż przy okazji chciałbym
wyrazić swój osobisty szacunek dla pana doktora za odwagę cywilną i zgodę na
publikację nazwiska pomimo stygmatyzacji, jaką implikuje jego występek. Zanim
przejdę do sedna, pragnę nadmienić jeszcze, że nie zamierzam krytykować tu
polskiej służby zdrowia, ani osób z nią związanych, chociaż uważam, że większość
lekarzy to pijawki… przynajmniej wszyscy lekarze Polacy, Białorusini,
Bośniacy, Bułgarzy, Czesi, Duńczycy, Szwedzi, Norwegowie, Chorwaci, Słowacy,
Serbowie, Finowie, Ukraińcy i Islandczycy, co do Niemców i paru innych nacji nie
jestem pewien. Wiem natomiast z pewnością, że lekarze angielscy pijawkami już
nie są, amerykańscy zaś nigdy nie byli. Francuzom i Włochom dam pokój. Zanim też ktokolwiek
po przeczytaniu tego co najmniej dziwnego wstępu postanowi zrobić mi koło
osła (skojarzenia z poetyką Shreka mogą być na miejscu), odsądzając
od czci i wiary za ksenofobię, składając zbiorowy pozew za pomówienie całej
grupy zawodowej, niech przeczyta do końca, by mógł wiedzieć co tak naprawdę mam
do powiedzenia tak bredząc bez ładu i składu.
Wielkimi krokami
zbliża się dwieście druga rocznica urodzin Karola Darwina. Już 12 lutego
celebrować będziemy kolejny bersdej tego wielkiego człowieka. W dobie glołbal
łorming i bezzałogowych lotów orbitalnych, a także ewangelii docierającej pod
strzechy z prędkością światła, możliwe, że razem z wizualną reminiscencją tap
madl Krupy, wciąż zmagamy się z kreacjonistyczną wizją świata, w której mimo
usilnych prób dowiedzenia słuszności teorii ewolucji, niektóre jej brakujące
ogniwa wciąż negują istnienie form przejściowych między gatunkami. I tak też pod
wpływem chwili, jak i z braku laku oraz w napaści studenckiego syndromu „co by
tu nie robić, by nie pisać magisterki", doznałem pomieszania języków,
konwenansów i zasad. Istna Wieża Babel, skoro przy kreacjonizmie już jesteśmy. A skoro Wieża Babel, to jakoś już od biblijnego stworzenia (pomieszania) języków
do takiegoż stworzenia świata blisko. Woni mi tu stwórcą-kreatorem. Luźnych
refleksji ciąg dalszy...
Complexity, czyli kompleks
bezsensu?
W czasach Darwina, u progu rewolucji przemysłowej, świat stawał się coraz bardziej złożony,
kompleksowy. Specjalizacja gałęzi nauki zaszła dziś tak daleko, że nie sposób
ogarnąć wszystkiego. Wszechstronność i erudycja stały się towarami deficytowymi.
Po pierwsze z powodu ogromu wiedzy, jakie współczesna nauka każe przyswoić dla
osiągnięcia przyzwoitego poziomu, aby ktoś mógł uznać nas za specjalistów. Po
drugie z powodu ogólnej tendencji do specjalizowania wszystkiego co tylko
wyspecjalizować się da. Coraz większa wybiórczość i wycinkowość naszej wiedzy
może być zarówno cywilizacyjnym zbawieniem, jak i ludzkim przekleństwem.
Wspomniane we wstępie pijawki przepisują dziś pacjentom leki
homeopatyczne, bo nie ogarniają i nie są w stanie ogarnąć farmakologii.
Nierozgarnięty minister uzupełnia listę zawodów uprawianych w Polsce o takie
cuda jak radiesteta, bioenergoterapeuta czy wróżka, przez co wspomniani mogą
zgodnie z prawem zeznawać w sądzie, przed mało rozgarniętym sędzią, jako biegli w swoich dziedzinach. Dyfundująca w mediach bzdetologia sprawia, że większość
ludzi albo w ogóle nie interesuje się światem, albo zadowala się powierzchownym
wyjaśnieniem. I jeszcze nigdy tak wielu, spośród tak niewielu, nie dążyło do
zrozumienia takiej wielości. Szkoda, bo będzie tym gorzej, im więcej wiemy.
Dlaczego właściwie wyzywam
lekarzy od pijawek?
Mówi się, że
filozofowie mają swój świat, że informatycy są aspołeczni, a absolwentów ASP to
już w ogóle nie sposób zrozumieć. Pewien minister bardzo nieładnie wyraził się o lekarzu wspomnianym na początku. Sprawa skończyła się w sądzie. W sporach o słowa i używany język sąd potrzebuje opinii biegłych językoznawców, czyli
filologów. Jako filolog nie zamierzam wypowiadać się o stereotypach dotyczących
mojej kasty. Po części musiałbym być sędzią w swojej sprawie. Wystarczy mi
zaczerwienienie na twarzy, kiedy uzmysławiam sobie ciekawski i przerażony wzrok
współpasażerów w tramwaju, zwrócony na mnie, kiedy zupełnie nieświadomie wydaję z siebie chrumkająco-gulgoczące monosylaby i beczące, przeciągnięte "y" o siódmej rano, kiedy jadę na uczelnię i półgłosem robię ostatnią powtórkę przed
zajęciami z fonetyki duńskiej. Granica między geniuszem a obłędem jest bardzo
cienka, a jeszcze częściej zależy od punktu widzenia. Tylko komuż oceniać, czy
beczący sąsiad to wariat, czy student filologii?
Z pewnością lekarza
łasego na kopertowe wyrazy wdzięczności moglibyśmy łagodnie nazwać krwiopijcą
lub pijawką, zresztą cała trójka ma wiele z krwią wspólnego. Ale kiedy zdrowie
na szali, każdy lekko własną krwawicę przepuści! Czerpanie z tego korzyści jest
więc w społecznym odbiorze moralnie naganne. Z drugiej strony nazwanie uczciwego
lekarza pijawką budziłoby jasne skojarzenia z powyższymi przywarami i mogłoby
być w pewnych kontekstach uznane za pomówienie.
A co na to pijawka?
Filolog
kreacjonista, ideowy zwolennik Wieży Babel, tak mógłby rzecz: Porównanie
pijawki, stworzenia bożego, podporządkowanego na ziemi woli człowieka
stworzonego na obraz i podobieństwo Pana Boga jest niewątpliwą nobilitacją dla
robala, zaś ujmą dla godności ludzkiej i takowe powinno zostać potępione.
Filolog
ewolucjonista, uczeń Darwina: Zwróćmy uwagę na pewne zależności. U zarania
medycyny ludzie wierzyli w lecznicze właściwości upuszczania krwi, a jak
wiadomo pijawki ze swej natury doskonale komponowały się z tym przekonaniem.
Hirudo medicinalis, czyli pijawka lekarska nawet dziś podejrzewana jest o pewne własności lecznicze. Słowo „lekarz" w języku polskim, wg niektórych
słowników etymologicznych pochodzi od słowa "leczyć". Jakże to z polska
brzmi!
Autor tekstu nazywa
pijawkami tylko lekarzy pewnych narodowości, innych zaś pomija. Zastanawiające
jest podobieństwo polskiego „lekarz" do jego odpowiedników w językach omawianych
nacji. Czeskie lékař i inne podobne słowiańskie możemy przypisać
bliskości naszych bratnich języków. Ale co ze szwedzkim läkare, czy, o zgrozo, islandzkim læknir?! Co kryje się za
podobieństwem słów tak powszechnych w tak wielu językach? Bynajmniej nie wspólne
dziedzictwo grecko-judeo-chrześcijańskie. Rzymianom też wara od tego!
We współczesnej
angielszczyźnie lekarz (medical doctor albo physician) nie jest
spokrewnione z polskim lekarz, podobnie jak francuski médecin i
włoski medico. Istotny trop znajdujemy w języku średnioangielskim, kiedy
to znachorów określano mianem leech (wym.licz)-
współcześnie słowo to oznacza pijawkę, równolegle do tzw. lekowników w średniowiecznej Polsce, którzy „leczyli" m.in. upuszczając krew. Leech
pochodzi od staroangielskiego læce,
które znaczyło leczyć, jak i określało znachora i pijawkę. To z kolei wywodzi się z iryjskiego (celtycki język irlandzki) liaig. Na
tereny dzisiejszej słowiańszczyzny „lekarze" zawędrowali już w V w. n.e. dzięki
skandynawskim Gotom, z gockiego lekeis. Przypuszcza się, że etymologię
słowa lekarz można wyprowadzić aż do praindoeuropejskiego legios przez
pragermańskie lækjoz.
Niniejszym stwierdzam tożsamość lekarza z pijawką, obalam mityczną
czystość polszczyzny oraz konstatuję, że biblijna Wieża Babel musiała być tak
gigantyczna, a Bóg walnął w nią tak mocno, że wali się nieustannie po dziś
dzień.
Współcześni
językoznawcy nie są zgodni co do tego, czy człowiek wykształcił w przeszłości
jeden język, z którego wyewoluowały na przestrzeni dziejów wszystkie obecnie
używane przez ludzi języki, czy też zdolność komunikacji werbalnej wykształciła
się u ludzi później, kiedy populacje zajmowały już rozległe połacie globu i różne języki wykształciły się z kilku protojęzyków. W przeciwieństwie do
biologów, badacze języka nie dysponują datowanymi na miliony lat
skamieniałościami, dlatego nigdy nie poznamy form przejściowych od pierwszego
prajęzyka. Z drugiej strony jest nam łatwiej, bo do badań języka nie potrzeba
geologicznej skali czasu. Tylko pismo na kruchych nośnikach petryfikuje język, a to posiadamy dopiero od niedawna. Zazdrościmy więc kolegom biologom
potencjalnych możliwości badawczych. Współczujemy i zazdrościmy jednocześnie, że
ewolucjonizm biologiczny stał się tematem tak społecznie nośnym, że podobnie jak
katastrofą smoleńską, szargają nim szarlatańskie spiskowe teorie dziejów. Na
szczęście w lingwistyce nikt jeszcze nie słyszał o kreacjonistycznej teorii
inteligentnego projektu powstania ludzkich języków! Legendy o wieży można więc
włożyć między bajki.
Niniejszy tekst
dedykuję wszystkim wyspecjalizowanym dziwakom; biologom łapiącym pająki na
łąkach, filologom gmerającym z fascynacją przy pojedynczych głoskach,
ornitologom podglądającym ptaki, kynologom, felinologom, hippologom,
entomologom, helmintologom i wszystkim innym logom, których nie sposób tu
wymienić, a którzy pomimo niewielkiej dziedziny nauki potrafią też szerzej
spojrzeć na świat i pomóc nam wszystkim zrozumieć go jako zgraną całość.
Podobnie jak uczynił to przed ponad stu pięćdziesięciu laty Karol Darwin, wbrew
oporowi mu współczesnych.
Na koniec pozostaje
jeszcze enigmatyka tytułu tego artykułu. Jak nakazuje teoria literatury, dzieła
literackie należy odczytywać intertekstualnie (w odniesieniu do innych tekstów)
oraz interdyscyplinarnie.
Voila!
Staroangielskie
hlæfdige, — pani domu, żona
pana (ang. lord), lub dosłownie „ta, która ugniata chleb" hlæf — spokrewnione z współczesnym angielskim
loaf (bochen) oraz polskim chleb. Hlæf
(chleb) + dige (dziewczyna, też ciasto — por. ang.
dough, dey), później ewoluuje do lafdi, lavede, ladi by
ostatecznie stać się współczesną angielską lady, czyli panią. Innymi
słowy: Przychodzi chleb do pijawki, czyli baba (pani) do lekarza.
Sceptyków śmiących
wątpić w prawdziwość przedstawianych w tekście torów ewolucyjnych poszczególnych
słów zapewniam, że każda przedstawiona transformacja ma swoje poparcie naukowe w wypracowywanych przez lingwistów prawach rządzących językiem i jego fonologią.
Pominięte zostały, by nie przynudzać.
Dociekliwym pozostawiam rozwinięcie idiomatyki użytego przeze mnie w drugim akapicie osiołka. Do pomocy przestroga po angielsku, z archaicznym
użyciem jednego ze słów: Don't let yourself be called an ass, czyli nie pozwól,
by nazywano cię osłem. Na kolejne dwieście lat, z okazji dnia Darwina życzmy
sobie mniej osłów, a więcej dzieł pokroju „O pochodzeniu gatunków", i w końcu,
by sześciodniowa bajka kosmogonii kreacjonistów runęła z ludzkiej świadomości
równie szybko, co mit o wieży, symbolu kary za pragnienie rozwoju.
« Felietony i eseje (Publikacja: 28-01-2011 )
Przemysław PielaWspółzałożyciel portalu Ateista.pl, w latach 2004-2005 z-ca redaktora naczelnego, do października 2007 r. redaktor naczelny. Student V roku filologii duńskiej oraz I dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez pewien czas studiował także filozofię. Były wiceprezes PSR. Rocznik 1987, pochodzi z Nowego Targu. Mieszka w Poznaniu. Numer GG: 3112057
Liczba tekstów na portalu: 18 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 7 Pokaż tłumaczenia autora Poprzedni tekst autora: Joint u Piotrusia Pana | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 864 |
|