|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
A w szkołach zbliżają się rekolekcje Autor tekstu: Marcin Kruk
Odpicował się Duch Święty na konklawe jak stróż na
imieniny bratowej — powiedziała Teresa z nagła, oglądając grafik dyżurów
nauczycielskich podczas rekolekcji.
Wyraziłem obawy, że rozpowszechnia niesprawdzone
informacje. Spojrzała na mnie z wyrzutem i zapytała, czy mam jakąś intuicję w kwestii tego jak Duch Święty zmanipuluje te wybory? Moja intuicja dotychczas
milczała w tej sprawie i prawdę mówiąc, nie chciałem jej nawet o to pytać.
Zacząłem się wsłuchiwać w głos intuicji, kiedy do pokoju wszedł ksiądz.
Był zupełnie nowy, nieznany, jak wyjaśnił, przyszedł w zastępstwie
starego, który niedomaga i wyjaśnił, że zapewne zostanie z nami przynajmniej
do końca roku. Najwyraźniej musiał zostać dobrze przygotowany, bo kiedy
tylko usłyszał moje nazwisko powiedział:
— Ja wiem, że
pan jest ateistą.… Mnie to nie przeszkadza… — dodał życzliwie jakby
zapraszając do dialogu.
Tego ostatniego nie byłem pewien, ale uprzejmie
odpowiedziałem, że ja też wiem, że on jest wierzący i że też mi to nie
przeszkadza. Ksiądz spojrzał niepewnie i zapytał, dlaczego miało by mi to
przeszkadzać.
Powiedziałem, że mogło by przeszkadzać, ale nie
przeszkadza, podobnie jak jemu nie przeszkadza mój ateizm, to znaczy w sferze
kontaktów z drugim człowiekiem, który ma
jakieś poglądy, moim skromnym zdaniem głęboko niesłuszne, ale może
być sympatyczny i skłonny do pokojowej koegzystencji.
— Niesłuszne — zdziwił się ksiądz, a na jego młodej,
rumianej twarzy malowało się głębokie niedowierzanie. — Jak może pan
uzasadnić, że moje poglądy są niesłuszne? Zapewne pan w to wierzy, ale to
tylko wiara pozbawiona jakichkolwiek dowodów.
Ucieszyłem się, że mam przed sobą przedstawiciela
generacji odwołującej się do racjonalnych przesłanek. Próbowałem go jednak
przekonać, że w nauce ciężar dowodu spoczywa na osobie prezentującej jakąś
hipotezę, zaś dyskusje koncentrują się nie tyle na samej hipotezie, co na
przedstawionych dowodach jej prawdziwości.
Ksiądz uśmiechnął się rozbrajająco i zauważył, że
nie wszystko mierzymy tą samą miarą. Przysiadł koło mnie, ignorując Teresę,
która zatopiła się w studiach nad wieściami z zakładu pracy chronionej,
czyli z kuratorium.
— Naprawdę wierzy pan, że Boga nie ma? — zapytał z niekłamanym zainteresowaniem.
Powiedziałem, że inaczej to formułuję, że nie tyle
wierzę, że Boga nie ma, ile nie mam podstaw, aby sądzić, że jest.
Stwierdził, że jest to zaprzeczenie całego ludzkiego doświadczenia.
Odpowiedziałem, że nie spotkałem.
— Czego pan nie spotkał — zapytał ksiądz.
— Całego
ludzkiego
doświadczenia, musieliśmy się gdzieś minąć.
Teresa bardziej pochyliła głowę nad tekstem, albo mi się
tak zdawało, bo człowiek nigdy nie może być pewien, zaś ksiądz przyglądał mi się z niepokojem.
— Więc nie ma pan podstaw do wierzenia, że jest — zaczął — a jakie ma pan dowody tego braku podstaw?
Zażył mnie, bo z tej strony ataku się nie spodziewałem i pospiesznie szukałem w umyśle stosownej do chwili odpowiedzi. Chwila była
krótka, bo za kilka minut miałem być w trzeciej B, a miałem wrażenie, że
wyczerpująca odpowiedź wymagała kwadransa.
— Czy nie sądzi pan — zapytałem — że ten brak daje o sobie znać za pośrednictwem misterium niebytu?
Żachnął się i zapytał, czy żartuję. Spojrzałem
niespokojnie na zegarek i pomyślałem, że ta rozmowa wymagałaby spokoju i mszalnego piwa. Odpowiedziałem, że nie żartuję, ale jego pytanie, jeśli tu
jest jakieś pytanie, wymagałoby prezentacji w jakiego Boga wierzy i co ta jego wiara znaczy. To jednak nie jest rozmowa na
przerwę między lekcjami. Przyznał
mi rację i powiedział, że bardzo jest zainteresowany taką rozmową oraz
wyraził nadzieję, że zdoła mnie przekonać, iż się mylę. Okrasiłem twarz
niezbyt szczerym uśmiechem i pobiegłem do trzeciej B.
Mój dzień szkolny miał się ku końcowi i po tej lekcji
miałem tylko odłożyć dziennik, sięgnąć po płaszcz i udać się na zasłużone
poprawianie zdań domowych w bardziej luksusowych warunkach.
Pod drzwiami pokoju nauczycielskiego stała jednak Teresa, która zaciągnęła
mnie do pustej klasy.
— Miałam okienko do nieba — powiedziała — zostawiłeś
mnie na godzinę ze sługą bożym.
-- I co — zapytałem niepewnie.
-- Nic, chciał się dowiedzieć, czy uczysz dzieci
ateizmu. Zapewniłam go, że nie, że rozmawialiśmy wiele razy o tym jak unikać
podczas lekcji drażliwych tematów, że uczysz biologii i w efekcie bystrzejsi
uczniowie dochodzą do wniosku, że
jak nie było Adama i Ewy, to nie było raju, jak nie było raju, to nie było
grzechu pierworodnego i wygnania z raju, nikt nie zjadł owocu z drzewa wiadomości
dobrego i złego, no i cały pogrzeb na nic.
— Tak mu to powiedziałaś?
— Nie, troszkę delikatniej, ale on miał inny problem. Mówił,
że to znaczy, że tak im to przedstawiasz, że nie uczysz biologii, tylko
zajmujesz się podważaniem religii. Powiedziałam mu, że przecież Kościół
akceptuje ewolucję, a on, że tak, że to się zgadza, ale nie wolno dzieciom
mieszać w głowach, że sześć dni stworzenia to nie były zwykłe dni, a wyjście z raju było wyjściem ze stanu dzikości, kiedy Bóg tchnął w człowieka duszę.
Zaczął nawet krzyczeć, że nie wolno dzieci demoralizować, bo się
je odcina od dobra i że on
widzi, że katechizację to tu trzeba zaczynać od nauczycieli, którzy wyraźnie
nie wiedzą, że szkoła ma nie tylko uczyć, ale i wychowywać.
— No i co?
— Nic, zapytałam go kto będzie następnym papieżem? Udało
się, nagle dostrzegł we mnie człowieka i powiedział, że nie wie, ale się
modli, chociaż nawet nie może powiedzieć, o co się modli, bo to są modły,
żeby Duch Święty pokierował kardynałami i żeby wybrali jak najlepiej. Był
nawet troszkę oburzony, kiedy spytałam, czy ma swojego kandydata, powiedział,
że każdy w skrytości ducha o czymś marzy, ale to nie powinno być
przedmiotem publicznych rozważań. Nie powiedziałam mu, że jednego obstawiłam...
— Naprawdę obstawiłaś?
— Tak, postawiłam
50
złotych, ale gdybym wygrała to byłoby kilka groszy, bo postawiłam na
czarnego kardynała...
— Po co ci czarny papież?
— Zacznę kampanię przekonywania, że on ma polskie
korzenie, że jest potomkiem Stasia, z lewego łoża oczywiście.
-
Jakiego Stasia — zapytałem, domyślając się, że musi chodzić o Stasia z W
pustyni i w puszczy.
Powiedziałem, że muszę lecieć, bo żona czeka i że jeśli
uda nam się załatwić kogoś do dziecka, to wpadniemy w sobotę.
-
Czy myślisz, że będzie coraz gorzej — zapytała Teresa na
zakończenie rozmowy, najwyraźniej w przekonaniu, że po złym przyszło
gorsze.
Odpowiedziałem, że warstwa kapłańska jest awangardą
umysłowego proletariatu i nie ustanie w pracy na rzecz ubogich duchem.
-
Są
naprawdę przekonani, że ubóstwo ducha musi być wzmacniane i tylko w dzieciach nadzieja, że im przekorności starczy.
« Na wesoło (Publikacja: 11-03-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8817 |
|