|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Nie-boska ceremonia Autor tekstu: Marcin Kruk
Nieboszczyk jak się to mówi
zmarł, odszedł, porzucił nas, uchylając się od dalszego wypełniania swoich
obowiązków. Leżał teraz pośrodku
kaplicy wyalienowany, a może nawet wykluczony. Sfrustrowani zgromadzeni przyglądali
mu się z zaciekawieniem. Stojący bliżej trumny mogli nawet to wykluczenie
odbierać pozytywnie.
Wykluczenie terminalne stwarza
pewien dylemat, możemy mówić o pewnej rozbieżności czynników statusu
wykluczonego. Z jednej strony wykluczony terminalnie ma wyższy status niż miał
za życia, z drugiej jednak jego status jest poważnie zredukowany.
Patrząc na zmarłego, nie dałbym
dwóch groszy za jego życie duchowe. Prawdę mówiąc, miałem wrażenie, że o żadnym życiu duchowym nie może być mowy. Ksiądz przekonywał jednak, że
jest zgoła odwrotnie, że wykluczony połączył się z Panem i słucha
anielskiej symfonii pod batutą… To ostatnie musiałem sobie dodać, bo oczyma
duszy zobaczyłem dyrygenta z rozwianym włosem kierującego ogromną orkiestrą.
Zwróciłem uwagę na wspaniałą koordynację jego rąk i skrzydeł. Kiedy
muzyka milkła, nieruchomiał z szeroko rozłożonymi skrzydłami.
Na mojej twarzy musiał się malować zachwyt, bo żona mnie kopnęła.
Rozejrzałem się, czy ktoś jeszcze mnie przyłapał na tym objawieniu,
ale raczej nie, jedni patrzyli na wykluczonego, inni na księdza, który też w jakiś sposób był wyalienowany.
Pomyślałem o stratyfikacji
wyalienowania i wykluczenia w małej zintegrowanej społeczności. Niby silna więź
społeczna i niemal pełna integracja, a jednak nikt nie uchodzi bez szwanku.
Oczywiście dopiero wykluczenie terminalne nadaje perspektywę wykluczeniu
codziennemu, ale żadnego wykluczenia nie należy lekceważyć.
Zwróciłem uwagę, że komendant
policji trzyma się nieco z boku, słyszałem, że pojawił się tu dwadzieścia
lat temu, więc jest człowiekiem obcym. Niby swój, a obcy. Trudno powiedzieć,
czy źródłem wyalienowania jest owa zadawniona obcość, czy wstrzemięźliwość.
Alkoholowa wstrzemięźliwość jest źródłem alienacji, ale nadaktywność na
tym polu może prowadzić do trwałego wykluczenia. Tak niedobrze i tak
niedobrze.
Wyprowadzono trumnę z kaplicy,
formował się pochód odzwierciadlający strukturę społeczną lokalnej społeczności,
zakłóconą związkami pokrewieństwa lub przyjaźni z terminalnie wykluczonym.
Ksiądz szedł na czele, poprzedzony tylko krzyżem niesionym przez
ministranta. Ministrant był chyba dumny, nie zdając sobie sprawy z faktu, że
jest bez znaczenia. Nagrodzony krzyżem, ale bez konsekwencji.
Pod cmentarnym murem ciąg
samochodów milcząco świadczył o sukcesie transformacji. Pochód był jednak
pogrążony w myślach o przemijaniu, wiał zimny wiatr, więc zapewne większość
miała nadzieję, że ceremonia szybko się zakończy. Ustawiono trumnę nad
wykopanym grobem, wszyscy stanęli kołem, by wysłuchać homilii.
— Bóg jest światłością -
powiedział ksiądz — Stwórcą światłości dnia i światłości ciał niebieskich, które oświecają ziemię dniem i nocą.
Kiedy Bóg objawia się człowiekowi, odziany jest w światłość.
Wdowa podsunęła chustkę,
najwyraźniej marznąc, a ksiądz zapewniał, że „blask światła jest
odbiciem Jego chwały". Przeszedł natychmiast do ciemności i grzeszników,
którzy błąkają się w ciemnościach. Pocieszył nas szybko, że „światło,
które przynosi Chrystus, można dostrzec tylko
dzięki wierze". Uspokoił mnie, chociaż żona wydawała się dalej być
zaniepokojona jak to odbieram; zauważyłem, że spogląda na mnie z niepokojem.
Słyszała przecież, że ksiądz mnie wyklucza i musiała się domyślać, że
ja sam próbuję się wyalienować. Niby zgodność, a raczej brak sprzecznych
interesów, a jednak dyskretnie ujęła mnie za rękę i delikatnie uścisnęła. W samą porę.
— Chcesz wiedzieć, co
jest w niebie — zapytał nas kapłan i szybko udzielił odpowiedzi — nic nie
ma, czego nie chcesz, a wszystko jest, co chcesz. Na ziemi jesteśmy tylko na próbę:
nasz dom jest w niebie.
Szepnąłem jej do ucha, że jak
tam jest takie wygwizdowo jak na tym cmentarzu, to ja nie chcę. Kopnęła mnie
po raz wtóry.
— Pogrążeni w bólu stajemy w tym miejscu, by podjąć modlitwę dziękczynienia za dar życia
naszego brata- ciągnął ksiądz,
któremu też pewnie było zimno, bo wyraźnie przyspieszył, przepraszając za
grzechy, jakimi zmarły obraził majestat naszego Stwórcy, prosząc jednak, aby
Stwórca przyjął go w świętym Domu Ojca.
Pomyślałem, że albo kapłan miał starą zadrę, albo
wdowa nie dała tyle, ile oczekiwał, powrócił jednak do rozważań o przemijającym ciele i wiecznym duchu oraz o oddawaniu ciała ziemi oraz ducha
Bogu, nadmieniając, że ten, którego kochaliśmy, był dla nas ważny. Kiedy
zapewnił, że nasz brat czekać będzie teraz na zmartwychwstanie, grabarze
podeszli do trumny, by opuścić ją w miejsce, gdzie zmarły będzie na
zmartwychwstanie oczekiwał. Ksiądz odszedł, rozpoczęła się ceremonia składania
wieńców i wiązanek oraz powrotów do stojących pod cmentarnym murem aut.
Idąca przed nami para rozmawiała o cmentarnych hienach
kradnących z grobów znicze i kwiaty. W samochodzie, po zatrzaśnięciu drzwi,
zapinając pas, żona powiedziała, że szkoda, że Boga nie ma. Włożyłem
kluczyk do stacyjki i uniosłem brwi, wyrażając tym zdumienie i pytanie.
— Stefan opieprzyłby go teraz jak Święty Michał diabła.
— Tak na trzeźwo pewnie by tego nie zrobił.
— Nie jestem pewna, jak go znam, to po takim pogrzebie by
komuś nawrzucał.
— To może dobrze, że Go nie ma, bo
ten raj byłby zgromadzeniem oburzonych.
« Na wesoło (Publikacja: 19-03-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8836 |
|