|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Granice wiedzy [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Wydaje
się oczywistym, że żaden historyk nigdy nie będzie w stanie podać dokładnej
daty dziennej np. narodzin Mieszka I, żaden meteorolog nie opisze pogody, jaka
panowała w Gnieźnie, w dniu koronacji Bolesława Chrobrego, ani żaden geolog
nie obliczy co do grama masy Ziemi. Dużo trudniej przychodzi nam zrozumienie
twardego faktu, że nie da się jednocześnie wyznaczyć prędkości i położenia
elektronu, a już zupełnie niezrozumiałym jest fakt, że szóstka w Toto
Lotka, zawsze przytrafia się komuś innemu.
Podobnych
niemożliwości można wyszukać do woli w każdej dziedzinie nauki. Mają one
jedną ważną cechę — są bardzo skonkretyzowane, niemal jednoznaczne i wskazują, jak się wydaje, nieprzekraczalne granice możliwości poszczególnych
nauk. Nie musimy więc specjalnie powstrzymywać się przed stwierdzeniem, że
każda nauka ma jakieś swoje, naturalne granice, ani przed ich wskazywaniem.
Znajomość niektórych faktów, jak np. owej daty narodzin, choć byłaby to
interesująca ciekawostka, niczego w naszej wiedzy o początkach państwa Polan
nie zmieni, właściwie do niczego nie jest potrzebna, a uzyskanie jej
nieprawdopodobnie kosztowne. Nie ma więc sensu nawet próba przekraczania owej
granicy.
Taka
łagodność i wyrozumiałość jest możliwa w stosunku do historii i wielu
jeszcze innych nauk, jednak, gdyby fizycy w swoim czasie nie odkryli, że
istnieje 'granica' sprawności maszyn, do dziś wynalazcy próbowaliby
skonstruować perpetuum mobile. Można więc wykazać, że uświadomienie sobie
istnienia tej konkretnej granicy, było wynikiem społecznie pożytecznym i pozwoliło zaniechać podejmowania wysiłków skazanych z góry na
niepowodzenie. Dla ścisłości dodam, że spotkałem się z człowiekiem
przekonanym, że taką maszynę skonstruował.
Zetknąłem
się też z poglądem, że, skoro nie wszystko zostało odkryte, to wszystko
jest do odkrycia. Tak dobrze jednak nie jest. Perpetuum mobile nie jest do
skonstruowania, i jest ono prawdopodobnie jedną z niewielu rzeczy niemożliwych
do zrobienia, ponieważ stoi w sprzeczności ze znanymi prawami fizyki,
przynajmniej tak uważa Michio Kaku, którego pogląd podzielam.
Niekiedy
przypuszczenia, że istnieje taka wyraźna granica, bywała mało uzasadniona.
Boltzmann np., sądził, że dowodów istnienia atomów nauka nie dostarczy w ciągu
najbliższych 200 lat, a znalazły się kilka lat po jego śmierci, inni sądzili,
że budowa aparatów cięższych od powietrza, które będą mogły latać, leży
poza granicami technicznych możliwości, jeszcze inni mieli takie same wątpliwości
co do bomby atomowej, zaś chemik Adolf Kolbe wykpiwał innego chemika, van't
Hoffa, gdy ten opublikował artykuł, w którym pokazywał przestrzenne
rozmieszczenie atomów.
Te
pesymistyczne dowody niewiary można też niekiedy widzieć jako wiarę w coś
przeciwnego. Jeżeli np., ktoś wierzy w próbę ognia, to jednocześnie nie
wierzy, że ogień zawsze działa z równą skutecznością. Jeżeli ktoś
wierzy literalnie w to co napisano w Biblii, to nie wierzy w ewolucję, ale kto
nie wierzy w ewolucję, może być zdania, że właściwe wyjaśnienie jeszcze
jest przed nami, niekoniecznie więc musi być kreacjonistą.
Inaczej
jest w filozofii. Filozofowie mylili się w swoich spekulacjach dotyczących świata.
Mylił się np. Platon co do możliwości budowy idealnego państwa, państwo
pruskie nie było takim, choć tak mniemał Hegel, mylił się Demokryt, kiedy
wyobrażał sobie atomy jako kulki, ostrosłupy czy inne bryłki. August Comte
też palnął głupstwo twierdząc, że skład chemiczny gwiazd pozostanie dla
nauki na zawsze zagadką. Te niepowodzenia filozofów wynikają, jak
przypuszczam, po części z tego, że w filozofii nie można pojęcia granicy
'zmaterializować' w takim znaczeniu, w jakim daje się to zrobić w każdej
innej dziedzinie nauki. Jakimi problemami zajmuje się filozofia będzie dalej.
Pan
R. Brzeziński, w komentarzu do mojego poprzedniego artykułu, wskazał w nim
kilka dyskusyjnych tez, wskazał też poważniejszych ode mnie zwolenników
innych niż moje, poglądów. Związane są one z istnieniem bądź niestnieniem
granic naukowego poznania, także z stosunkiem nauki do światopoglądu.
Z
niektórymi poglądami Prof. Wacława Stróżewskiego, w sposób nader
fragmentaryczny, zapoznałem się dzięki stronie http://aktorun.pl/_archiwalna/Razem/AK_Razem_7.html.
Zrozumiałym
chyba jest, że nie obędzie się bez cytatów. Otóż w pewnym momencie
dyskusji Profesor zapytuje i natychmiast sobie odpowiada:
Czy jednak da się uprawiać filozofię bez teologii? Tak. Ale wtedy
grozi jej coś niedobrego: pewna szczególna jednostronność, szczególne
skrzywienie: albo zamknięcie się w jakimś skrajnym racjonalizmie albo
odwrotnie: pójście drogą irracjonalizmu, gdzie wszystko jest dozwolone.
Następnie
tak charakteryzuje rolę filozofii:
Filozofia
jest wielka przez to, że jest podporządkowana Prawdzie. Z istoty swej musi być
jej podporządkowana, bo inaczej nie byłaby filozofią. (...) Nie ma mądrości,
jeżeli nie jest ona zakotwiczona w Prawdzie, albo jeżeli do tej Prawdy
wszelkimi siłami nie dąży. Wielkość filozofii polega ponadto na tym, że
stara się ona ogarnąć możliwie najszersze obszary wiedzy. (...) Racjonalność
filozofii polega także na tym, że w sposób racjonalny potrafi ona określić
swoje ograniczenia. Autentyczna racjonalność i autentyczny racjonalizm znają
granicę swoich kompetencji. Nagle okazuje się, że przychodzi moment, w którym
filozof mówi: ja dalej nie wiem — ale chętnie bym się dowiedział. I, być może,
jest coś takiego, co pozwoli mi rozjaśnić te mroki, które w tej chwili
przede mną stoją i co będę mógł zaakceptować bez popadania w sprzeczność z tym, co już uznałem za prawdziwe, za uzasadnione, za trafne. Na tym m. in. właśnie
polega sens filozofowania: żeby w pokorze poszukiwać prawdy. Właśnie w pokorze. Bez jakiegoś zadufania w to, że rozum może wszystko.
I
nieco dalej:
Głębia filozofii polega
na tym, że stawia ona pytania ostateczne. Pytania dotyczące samej istoty bytu,
źródeł bytu, podstaw bytu, sensu naszego istnienia. Istnienie jest tym
problemem, który filozofa musi niepokoić niezależnie od tego, do jakiej szkoły
należy. (...) Fałszywa
jest myśl, że filozofia jako dziedzina całkowicie racjonalnej myśli ma iść
tylko i wyłącznie drogą rozumu.
No
właśnie! Filozofowie sądzą, że stawiają pytania ostateczne, a dla patrzącego z boku, zwłaszcza nieżyczliwego obserwatora, są niczym ten Staś Pytalski.
Pytania jakie sobie stawiają, wprawiają publiczność w większe zakłopotanie,
niż pytanie w którym miejscu zaczyna się kula, dlaczego wirujący bączek nie
przewraca się albo dlaczego mleko kwaśnieje? Na te, odpowiedź można znaleźć
niemal wszędzie, na pytania filozofów czasem nie sposób odpowiedzieć.
Wydaje
się, że pytający filozof powinien zwrócić się do uczonego w innej
dziedzinie, w tej, z której problem akurat nie daje mu spokoju. Jeżeli jest to
kula, to do matematyka, jeżeli wirujący bączek, to do fizyka, jeśli kwaśniejące
mleko, to do chemika, jeśli czuje się niezdrów, to do lekarza, a jeśli jego
pies ma zbyt ciepły nos, to do weterynarza.
Zapytajmy
jednak filozofa, — A co chciałbyś konkretnie wiedzieć? Co nam odpowie?
Obawiam się, że zazwyczaj: — To, czego nie wiem, że chcę wiedzieć. W tej
sytuacji nie ma już o co dalej pytać. I co wtedy robi filozof? Pędzi do
teologii, a raczej do teologów, przynajmniej tak zaleca Profesor, bo bez
teologii filozofia stanie się jakaś pokraczna, lub, co nie daj Boże,
racjonalistyczna.
Z
tego co zacytowałem wyżej, wynika też pytanie, czy można uprawiać
filozofię bez nauki? Bo nauka też jest podporządkowana Prawdzie, może przez
trochę mniejsze 'P', ale jednak.
A
wracając do poprzedniego artykułu — czy ta pewna
szczególna jednostronność [filozofii], szczególne skrzywienie, albo zamknięcie
się w jakimś skrajnym racjonalizmie, to jest jedyna możliwość rozminięcia
się filozofii z 'neutralnością światopoglądową'? Odnoszę wrażenie,
że cała wypowiedź jak najbardziej dystansuje się od najlżejszej bodaj
sugestii, aby filozofia mogła się porywać na jakąś neutralność. Prawdą
znaną nie od dziś jest, że filozofia nie zachowuje żadnej neutralności, a na pewno światopoglądowej i politycznej, tego dowodzi zarówno jej historia
jak i losy filozofów.
Rozum
powinien być świadomy swoich granic, — ależ oczywiście! Takimi granicami są choćby prawa fizyki i chemii czy
twierdzenia matematyczne, w innych naukach, mniej ścisłych, to co nazywamy
regułami sztuki. Każdy kto wie o istnieniu prawa Archimedesa, rozumie dlaczego
pływa wykonany ze stali statek, tonie zaś maleńki gwoździk, nikomu też nie
uda się narysować na kartce trójkąta o innej niż 180 stopni sumie kątów,
zaś archeolog nie przełoży z miejsca na miejsce żadnej skorupki, bez
uprzedniego sporządzenia dokładnej dokumentacji rysunkowej.
Twierdzenie,
że "istnieją specyficzne metody
poznania, dla takich obszarów poznania, które niestety nie są dostępne
poznaniu naukowemu" wymagałoby choćby próby wskazania zarówno tych
specyficznych metod, jak i tych specyficznych obszarów poznania. Jeżeli takie
obszary istnieją, to nie są one w żaden sposób poznawalne, jeżeli natomiast
wiemy o ich istnieniu, to znaczy, że w jakiś sposób swoje istnienie
przejawiają. A jeżeli coś się przejawia, to daje się zarejestrować, choćby w formie opisu słownego czy rysunku, a te dają się już badać metodami
naukowymi.
Każdy
doświadcza istnienia rzeczy bardzo ulotnych, niemal nieuchwytnych i jednostkowych; takimi są np. sny lub chwilowe wrażenia świadków jakichś
wydarzeń, ale i one mogą być i są badane, znajdowane są w nich pewne wspólne
cechy, nadające się do uogólnienia. Badania takie znajdują swoje
zastosowanie w medycynie, kryminalistyce i wiktymologii.
Teza,
że istnieją obszary poznania, do których nie mają dostępu metody naukowe,
jest nienaukowa, natomiast jest faktem naukowym istnienia zwolenników takiego
poglądu. Jeżeli teza ta byłaby prawdziwa, to sensowne będzie np.
rozprawianie o życiu erotycznym centaurów lub o barwie piór skrzydeł
anielskich, niezależnie od innych problemów, które mogą zostać wskazane.
Teza o istnieniu takich pozazmysłowych obszarów wiedzy i poznania i ich niedostępności,
nie jest taka absurdalna. Bez jej podtrzymywania, Kościół jako instytucja,
musiałby wyrzec się wielu cudów i kultów wielu świętych cudotwórców, a to miałoby poważne skutki materialne. Z tej to też przyczyny nader niechętnie
godzi się na naukowe badania przypadków widzeń, ekstaz czy stygmatów.
1 2 3 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 22-04-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8917 |
|