|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Organizacja i władza » Watykan i papiestwo
Wieści zza Spiżowej Bramy [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Papież
Franciszek coraz to zaskakuje świat, a najbardziej swoich współwyznawców,
zdumiewającymi decyzjami; jedną z ostatnich, ogłoszoną mocno wytłuszczonym
tytułem była „Papież Franciszek nie chce transmisji z jego porannych
mszy". W pierwszej chwili pomyślałem, że chodzi o zdjęcie z anteny
dotychczas prowadzonej transmisji, ale okazuje się, że chodzi tylko o niepodejmowanie kolejnej, tym razem z jego porannych mszy, o co prosił włoski
tygodnik katolicki.
Powiedziałem
sobie: 'tylko', ale może jednak chodzi o 'aż', bo, jak sądzę, nie każdy z jego poprzedników zdobyłby się na takie przeciwstawienie pokornym prośbom
wiernych. Czas pokaże, na ile jego życzenie było stanowcze, nie sądzę
jednak, aby w przyszłości pojawiła się jakakolwiek sugestia pod adresem
innych radiofonii, aby zrezygnowały z dotychczasowej praktyki.
Trzeba
przyznać, że od pierwszych niemal dni pontyfikatu, obserwatorzy i komentatorzy
prześcigali się w przepowiadaniu tego, co papież zrobi nowego, a nawet, co
warto, aby zrobił. Stojącemu z boku może się wydawać, że bardziej jest to
lista pobożnych życzeń, ale nawet, jeśli takimi są, to oznacza jednak, że
atmosfera intelektualna w tej instytucji wymaga odświeżenia, że narasta w niej jakiś ferment. Rozbieganie się rzeczywistych potrzeb duchowych współczesnych
ludzi, w tym także wierzących, a może nawet ich przede wszystkim, z tym, co
im się oferuje, napięcia między codziennym świadectwem życia, a komunałami i pustosłowiem, jakie płynie z ambon, stają się po prostu dla wielu z nich
nie do zniesienia. Dokłada się do tego wzrost poziomu wykształcenia, czasem
dość powierzchownego, skłaniający jednak do racjonalniejszego spojrzenia na
świat. W ten sposób, powoli kruszy się system wierzeń religijnych, a znaczenie religii schodzi na dalszy plan. Dziś żaden 'małpi proces', na
wzór tego z Dayton, mimo, że ewolucja z trudem przebija się do powszechnej świadomości,
chyba już nie byłby możliwy. Oczywiście, trafiają się inne, jeszcze
zabawniejsze i jeszcze bardziej ośmieszające ich inicjatorów.
Może
jednak być tak, że oczekiwania zmian wynikają z faktu, iż do ciągłych
zmian w każdej dziedzinie życia tak już przywykliśmy, iż chwilowy bezruch
lub spokojny nurt wydarzeń zaczyna wydawać się stagnacją.
Głoszenie
konieczności dokonania zmian, sama nawet nadzieja, że one nastąpią, kryje w sobie krytykę istniejącego stanu rzeczy, ale czy instytucja, na której czele
stoją ludzie z definicji nieomylni, może się mylić? Podpowiadać papieżowi
to z kolei gruby nietakt, sama taka myśl może być uznana za grzeszną,
dlatego kardynałowie i biskupi mówią to, co zawsze i tak, jak zawsze. Z drugiej jednak strony, skoro zmiany są tak oczekiwane i pożądane, to nie
powinny być żadnym zaskoczeniem ani sensacją, raczej nadzieją.
Któż
jednak oczekuje zmian w Kościele i na czym miałyby one polegać?
Historia
Kościoła pełna jest zmian, które, każda w swoim czasie, okrzykiwane były
za rewolucyjne. Jednym z takich rewolucjonistów był, np. Leon XIII, który
jako pierwszy, po dwustu latach surowo przestrzeganego zwyczaju, zaczął jadać
posiłki w towarzystwie najbliższych współpracowników. Decyzja taka, właściwie
to nieoczekiwane przez nikogo, zaproszenie do obiadu swego sekretarza, wzbudziła
wśród personelu pomocniczego taką konsternację i zdumienie, że nim
zdecydowali się na postawienie drugiego nakrycia, pobiegli do najbliższego
kardynała z pytaniem, co mają robić. Ten jednak nie miał odwagi zwracać
papieżowi uwagi na oryginalność i niekonwencjonalność jego decyzji, więc złożono
to na barki szefa kuchni, który miał widać znacznie mniej do stracenia. Papież
pozostał jednak nieugięty i zwyczaj samotnych posiłków, wprowadzony podobno
przez Urbana VIII, po dwustu latach został skasowany.
Z
bliższych nam papieży, warto przypomnieć, że Jan XXIII udostępnił ogrody
watykańskie publiczności, co też było wydarzeniem wstrząsającym.
Kontynuował rewolucyjne przemiany także Paweł VI, który zdecydował się na
sprzedaż tiary papieskiej, dar diecezji mediolańskiej, a wcześniej uprościł
ceremonię intromisji. Tych tiar chyba było kilka sztuk w skarbcach Watykanu,
ponieważ mediolańczycy ufundowali tiarę już wcześniej innemu swemu
arcybiskupowi, który także został papieżem, mianowicie Piusowi XI. W jednej z gazet z 1922 roku, a więc w wiarogodnym źródle wyczytałem, że:
„Szkielet tjary jest zrobiony ze złota rzeźbionego i cyzelowanego. Osadzono
na nim szmaragd wielkości gołębiego jajka, otoczony 27 szmaragdami średniej
wielkości, a dalej 215 szmaragdów mniejszych, 327 rubinów, 79 dużych djamentów,
1,000 djamentów drobnych i 150 pereł wschodnich." Na tak szczegółowy opis
tiary Pawła VI nie natrafiłem, albo źle szukałem.
Osoba
Piusa XI zasługuje na dłuższą chwilę uwagi, ponieważ przed wyborem był
przez pewien czas nuncjuszem w Polsce, co w wielu wzbudziło ogromne nadzieje,
nieomal oczekiwanie na jakiś cud. Ale o tem po tem, jak powiada stare porzekadło.
Poprzednikiem
Piusa XI był Benedykt XV, który bardzo dbał o wysoki poziom swojej kuchni i wystawność całego 'domu papieskiego'. Tłumaczono to jego
arystokratycznym pochodzeniem i wyniesionymi z rodzinnego domu zwyczajami,
dlatego kulinarne przyzwyczajenia i wymagania Piusa XI, pochodzącego ze
skromnej, mieszczańskiej rodziny, stanowiły uderzający kontrast. Papież ten,
będący bardziej uczonym niż dygnitarzem, nie przykładał zbyt wielkiego
znaczenia do zewnętrznych form i drobiazgów życia codziennego, nie był żadnym
smakoszem, a jego jadłospis był nader skromny i mało urozmaicony. Dość
powiedzieć, że na śniadanie składał się kubek białej kawy i kawałek
suchego chleba. Podobnie było z obiadem; stanowił go talerz lombardzkiej zupy
jarzynowej, niewielka porcja mięsa, kawałek sera, owoce i szklanka wina.
Czarna kawa była podawana tylko w święta, a deser tylko w święta uroczyste.
Kuchnię
papieską prowadziła kobieta, signora Linda, która towarzyszyła mu we
wszystkich wcześniejszych miejscach pracy. Jej wprowadzenie do Watykanu miało
posmak nieomal skandalu, bo choć chodziła ubrana w strój zakonny, zakonnicą
nie była, protestował przeciwko temu dziekan kolegium kardynalskiego Vincenzo
Vannutelli, ale nic nie wskórał. Signora Linda opiekowała się także papieską
bielizną.
Inną
nowością były codzienne popołudniowe spacery, i to bez względu na pogodę.
Papież chodził szybko, ponieważ był wytrawnym turystą i alpinistą, więc
towarzyszący mu osobisty sekretarz niejednokrotnie dostawał zadyszki; także
sam się golił, a fryzjera przyjmował co dwa tygodnie. Wszystkie te innowacje
uznawano za przełomowe, prasa się o nich rozpisywała stawiając poczynania
papieża za wzór przemian demokratycznych.
Najbardziej
chyba zaskakujące było, chwilowe, zainteresowanie działalnością międzynarodowego
stowarzyszenia „Przyjaciół Izraela", powstałego w 1926 roku, do którego
akces zgłosili nawet liczni biskupi i kardynałowie. Stowarzyszenie zostało
jednak szybko, w roku 1928, przez Watykan rozwiązane, być może również
dlatego, że przewodziła mu holenderska neofitka Sophie van Leer, choć
oficjalnie był nim 'sposób działania i mówienia, który odchylał się od uczuć Kościoła, od ducha Ojców Świętych i od samej Liturgii Świętej'.
Pius
XI nie spełnił nieokreślonych nadziei naszych rodzimych klerykałów, co
wynikało z prostego układu relacji międzynarodowych; z państwami, w których
Watykan miał wpływy, nie mieliśmy większych konfliktów, tam gdzie nasze
interesy źle stały, tam nad słowami papieży przechodzono do porządku
dziennego.
Piszę
tyle o kuchni papieskiej i innych, drugorzędnych drobiazgach, dotyczących życia
prywatnego papieży, bo tam zmiany są najłatwiej zauważalne. Papieże mogą
zmienić i zmieniają niektóre zwyczaje prywatne, natomiast z całą resztą
nie jest już tak łatwo, o czym świadczy choćby zamieszanie, jakie nastąpiło
po stwierdzeniu Franciszka, że 'Pan
odkupił wszystkich ludzi, nawet ateistów'. Okno papieskie, będące
podobno jednym z symboli Rzymu, już nie jest oświetlone do późna, papież
przestał czuwać nad światem i Wiecznym Miastem, dzisiejsi rzymianie muszą,
więc sami zająć się swoimi problemami, a mają ich sporo.
Jeżeli
więc czytam, że papież Franciszek chce zbliżyć się do ateistów i agnostyków, w przeciwieństwie do Benedykta XVI i wcześniejszych, który traktował
niekatolików, jako wierzących drugiej kategorii, zaś resztę ignorował, to
pytam — jak się obie te postawy, wg mnie sprzeczne, mają do dogmatu o nieomylności papieża? Co prawda, słowa te nie padły ex
cathedra, nie znalazły się jeszcze w żadnej encyklice, więc chyba nie można
ich traktować, jako nieomylne i obowiązujące? To samo zapewne dotyczy także
kazań, jakie papież wygłasza podczas swoich porannych mszy, o których
transmisję zabiegano, a które "są
najbardziej innowacyjnym aspektem jego pontyfikatu i stanowią bardzo ważny
element papieskiego nauczania." Przypuszczam, że strażnicy czystości
wiary, którzy odetchnęli z ulgą, drżeli na myśl, że ktoś wyciągnie z nich zbyt daleko idące wnioski, a byłoby jeszcze gorzej, gdyby ktoś dopatrzył
się w nich jakichś niekonsekwencji lub sprzeczności.
Oczekuje
się też nowych relacji z judaizmem, w szczególności zaniechania modlitwy o nawrócenie Żydów, która, co tu dużo mówić, jest obraźliwa dla religii
mojżeszowej i dla nacji żydowskiej. Gołym okiem widać, że samo mówienie o
'starszych braciach w wierze' oraz spotkania poprzedników z rabinami, nie
dały zbyt wiele. Antysemityzm ani na jotę nie odstąpił od swej zasadniczej
linii, nie zelżał także wśród naszych rodaków. To, co można przeczytać
pochlebnego o Żydach choćby w „Pamięci i tożsamości", pozostaje poza świadomością
przeciętnego polskiego parafianina. Niejeden też obruszyłby się, gdy mu te
zdania posunąć przed oczy, nie ujawniając autora.
Oczekuje
się też, że otwarcie archiwów watykańskich pozwoli definitywnie wyjaśnić
postawę Piusa XII wobec holocaustu. Nie sądzę, aby to cokolwiek wyjaśniło,
choć warunki do ujawniania zawartości archiwów, bez szkody dla Watykanu, są
coraz bardziej sprzyjające. Ci, którzy przeżyli ten czas, powoli wymierają, a ich wnukowie mają zupełnie inne problemy na głowie, w tym i nowe groźby
pod swoim adresem. Podobnie jest też z tymi, którzy holocaust realizowali. Ich
wnukowie mają te same problemy, co młodzi Żydzi, i też nie mają zbyt wiele
czasu ani ochoty, by rozpamiętywać przeszłość. Nie mają też powodów, aby
bić się w piersi za winy swych dziadków. Niedługo po wszystkich dziadkach z tamtych lat pozostaną tylko wspomnienia, więc problem rozwiąże się sam, a przynajmniej się zatrze w pamięci.
Ważne
jest i to, że nie istnieją już te siły polityczne, które z ujawnienia
watykańskich dokumentów mogłyby odnieść jakieś korzyści. Te, które
pozostały na placu boju ideologicznego i ekonomicznego, albo nie są
zainteresowane sprawą albo zainteresowane w jej wyciszaniu. Tak, więc sprawa
jest jasna. A o podejściu do holocaustu najlepiej świadczyłaby, jak mi się
wydaje, lista imienna posiadaczy watykańskich paszportów, dzięki którym
Ameryka Południowa zyskała sporo nowych obywateli, nie sądzę jednak, aby jej
sporządzenie było możliwe.
1 2 Dalej..
« Watykan i papiestwo (Publikacja: 02-06-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8993 |
|