|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Zemsta Autor tekstu: Joanna Wilkońska
Widziałam
niedawno film o zemście. Film południowo-koreański, toteż ascetyczny, surowy i brutalny. Musiał być brutalny, nawet gdyby nie był azjatycki. Niemniej
wschodnia powściągliwość, powolność działań, wyciszone reakcje współgrały z tematem filmu, bo zemsta nie spieszy się. A im bardziej niespieszna jest, tym
bardziej nabrzmiewa kalkulacją, przeradza się w okrucieństwo. Historia bohaterów opowiedziana w formie antycznej
tragedii, z charakterystycznymi jej znamionami: niemożliwy do rozwiązania węzeł
zdarzeń wynika głównie z okoliczności zewnętrznych, zwanych zazwyczaj w kulturze losem bądź fatum. Tragiczny jest już początek: głuchoniemy
robotnik fabryczny, chcąc ratować swoją ciężko chorą siostrę, w desperackim akcie decyduje się na kontakt z handlarzami organów, wymienia swoją
nerkę na odpowiedni medycznie organ. Oczywiście, transakcja jest oszustwem,
okaleczony i porzucony nago na autostradzie, nigdy nie doczeka się na wypełnienie
warunków umowy. Okradziony zostaje także z kwoty gromadzonej latami na legalny
przeszczep. Nieoczekiwanie odzywa się szpital z radosną wieścią o dawcy
nerki i możliwości natychmiastowej transplantacji. By zdobyć utracone pieniądze
posuwa się do kidnapingu małej dziewczynki oraz szantażu finansowego jej
ojca. Wskutek nieszczęśliwego splotu okoliczności dziewczynka tonie w płytkiej
rzece. I tu wkracza na scenę drugi bohater tragedii — jej ojciec, pałający
chęcią pomszczenia córki. Zasadniczą treścią filmu jest więc opowieść o dwóch zrozpaczonych mężczyznach, ogarniętych żądzą zemsty. I tak zaczyna
się rzeź. Wiadomo, że zginąć muszą wszyscy bohaterowie filmu: siostra głuchoniemego
bohatera, jego dziewczyna, zdegenerowana rodzina handlarzy organami, wreszcie głuchoniemy, a na końcu — w groteskowych okolicznościach — ojciec porwanej dziewczynki.
Tak w ogromnym skrócie wygląda fabuła tego
azjatycko-szekspirowskiego filmu. Ale nie o samym filmie chcę mówić (choć
bardzo dobry pod każdym względem) tylko o ujęciu tematu. Film jest studium człowieczej
zemsty, analizą jej genezy, wewnętrznej dynamiki i nieuchronności. Pokazuje
także pewną dialektykę pomiędzy rozpaczą a koniecznością pomszczenia
bliskich. Stawia też pytanie, na ile sami padamy ofiarą swoistego mechanizmu
psychicznego, który skłania nas do zabijania w imię
sprawiedliwości. Jest taka kluczowa scena, w której ojciec dziewczynki dociera w końcu do głuchoniemego chłopaka (porywacza) i stojąc symbolicznie w wodzie, w której utonęła córka, przeprowadza z nim rozmowę. Patrząc mu
prosto w oczy przyznaje, iż świadom jest przypadkowości jego udziału w śmierci
córki oraz, że wie, iż jest dobrym człowiekiem. Niezależnie od tego musi go
zabić. I czyni to w sposób makabryczny. Ot, rytuał egzekucyjny. Głuchoniemy
ani go nie słyszy, ani nie może odpowiedzieć, ale być może rozumie też
zewnętrzny imperatyw sprawiedliwości? Wydawałoby się, że tak, bo tą samą
koniecznością kierował się chyba w swojej osobistej krucjacie pomszczenia
siostry. Przecież krew zabitych przez niego ludzi jeszcze na jego rękach nie
zastygła. Jednak, w obliczu własnej śmierci, bezgłośnie żebrał o życie;
może rozumiał konieczność — powiedzmy — dziejową, ale nie na tyle by chcieć
zginąć. Biologiczna chęć przetrwania uchyla tym samym poczucie obowiązku
względem uniwersum. I tu jest jądro
problematyki zemsty wyrażonej głosem oprawcy: „wiesz, że muszę cię zabić".
Ten zewnętrzny nakaz, imperatyw, którym się należy kierować, bo jeśli nie,
to nie wiem, naruszy się podstawy bytu? Świat się zatrzyma? Pogrąży w chaosie? Cóż się może stać, gdy żądza pomszczenia nie zostanie
zrealizowana? Skąd to przekonanie, że tak należy? Prawdopodobnie działa tu
jakieś silne przekonanie o powszechnym porządku rzeczy, które człowiek
pojmuje w kategoriach sprawiedliwości. Dodatkowo owo poczucie obowiązku względem
uniwersalnych zasad urasta do rangi świętości, a sacrum
— wiadomo — jest nienaruszalne, nietykalne, tabu. Takie wyobrażenie o sprawiedliwym ładzie wszechrzeczy nie uwzględnia indywidualnych przypadków, a nawet okoliczności łagodzących. Śmierć za śmierć. Odwet oznacza równowagę
rzeczy. Nawet, jeśli „jesteś dobrym człowiekiem". Tak, jak ty nie miałeś
wyjścia, tak ja też nie mam. Muszę to zrobić, bo jestem to winien światu -
chyba.
Ten zewnętrzny przymus bycia sprawiedliwym jest naturalnie
pochodną żałoby po utracie bliskich. Film w przejmujący sposób ukazuje piekło
rozpaczy, skowyt bólu wydobywający się z trzewi. Rozpacz, która nas zabija i unicestwia, której w żaden sposób nie można ukoić. Twarz skurczona w paroksyzmie cierpienia, nieustający, głuchy jęk uwięziony w ciele obcym i wstrętnym, bo wciąż żyjącym. To otchłań rozpaczy, od której jedyną
ucieczką i uwolnieniem byłaby śmierć. Własna, a nie śmierć innego. I tu właśnie
rodzi się kolejne pytanie dotykające natury zemsty. Dlaczego tak udręczony
bohater nie myśli o samobójstwie, lecz metodycznie reguluje proporcje dobra i zła w świecie zewnętrznym? A nawet, jeśli dopełni misji pomszczenia swoich
bliskich, to czyż tak bezgraniczna rozpacz nie powinna znaleźć ukojenia w śmierci
własnej? Przecież po utracie córki świat i trwanie w tym świecie traci
sens. A tu, mamy człowieka, który po dokonaniu drastycznej rzezi wszystkich
tych, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do śmierci bliskiej mu istoty, umiera
ze zdumionym wyrazem twarzy, z groteskowym niedowierzaniem, że oto właśnie
ginie. Po takiej hekatombie on naprawdę chciał żyć! To tak, jakby ta rozpacz
wyładowała się w akcie zemsty i warunkowała dalszą egzystencję. To tak,
jakby skąpanie we krwi umożliwiało wypicie porannego cappuccino. Czyli zewnętrzny
akt, jakim jest przemoc zemsty (zemsta musi być przemocą) byłby w stanie
unicestwić, albo przewartościować samą rozpacz.
Słyszy się czasem relacje osób będących ofiarami
przemocy lub tych, którym zamordowano bliskich. Na ogół padają stwierdzenia:
„tak, skazanie winnych przyniesie mi ulgę", „wyrok musi być
sprawiedliwy, choć nie zwróci mi to ukochanej osoby", „morderca musi ponieść
zasłużoną karę", albo mniej cywilizowane: „niech zgnije w więzieniu",
„usmaży na krześle elektrycznym", „zdycha w męczarniach". Może tak właśnie
przejawia się ich rozpacz — w słusznej nienawiści.
Ale są i tacy, których apatyczne twarze nie zdradzają żadnych
emocji. Nieobecne spojrzenie, nic
ponad to. Oni cierpią inaczej. Samotnie. Poza dobrem i złem.
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 20-06-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9045 |
|