|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Jak się Jezus na krzyżu umartwiał i właściwie po co? Autor tekstu: Marcin Kruk
Prawdą
jest, że wszystkie drogi Piotra prowadziły do Rzymu, ale wcześniej wszystkie
drogi Jezusa prowadziły do krzyża. Nie miał innego wyboru, taka karma,
przeznaczenie lub wola boska, żeby to tak ująć.
Powiadają,
że "Bóg
nie sprawia, że ktoś cierpi bez powodu ani nie czyni nikogo szczęśliwym bez
przyczyny. Bóg jest bardzo sprawiedliwy i daje ci to, na co zasługujesz."
Ale z Jezusem było inaczej, Jezus był w delegacji służbowej i nie za swoje grzechy cierpiał, a za moje.
Zbawiciel
operował w hurcie, według klucza — wierzący w Jezusa do nieba, niedowiarki
do obróbki termicznej.
Odnosi
się wrażenie, że Jezus przekroczył kompetencje Zbawiciela, obiecując łotrowi
złote góry, ale bardziej interesujące są same rozmówki zarówno między
ukrzyżowanymi, jak i te z publicznością oraz z Ojcem.
Sam
fakt siedmiu mów Jezusa z krzyża może wskazywać na pewną teatralność tego
wydarzenia.
Nie
jesteśmy pewni, czy wolno nam zakładać, że Jezus znał swoją przyszłość, a zatem wiedział, że pocierpi, umrze i zmartwychwstanie, by potem sobie w niebo wstąpić i mieć to z głowy. Takie
założenie wydaje się ze wszech miar racjonalne, jako że w zakresie
jasnowidzenia występował z dużą pewnością siebie i już na krzyżu
powiedział łotrowi „Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze mną w raju".
Konwersacja z publicznością ogranicza się do jednego
zdania: „Niewiasto, oto twój syn;
oto twoja matka".
Interpretacje
są tu zawiłe i sam już nie wiem, co mam myśleć. Podobno Jezus dostrzegł wśród
publiczności swoją matkę, która albo przyszła razem z jego umiłowanym
uczniem, albo przypadkiem obok niego stanęła. Ewangelie nie mówią nam, który
to był uczeń, ale teolodzy podejrzewają, że był to prawdopodobnie na pewno
Jan Ewangelista.
Uważa
się (w kołach zbliżonych do Jedynej Prawdy), że Jezus był jedynakiem i tymi
słowami przekazywał matkę pod opiekę znajomego. Inni teolodzy, ale to już
raczej protestanci, są zdania, że Jezus miał braci, ale ci byli
niespolegliwi.
Jakkolwiek
na to nie patrzeć, intrygujące jest pytanie o prawdopodobieństwo wygłaszania
takich uwag przy danym poziomie cierpienia.
Jak
wiadomo wieszanie ludzi na krzyżach było w owych czasach równie popularne jak
współcześnie wypisywanie mandatów za przekraczanie szybkości, ale nie mamy
zapisów na temat monologów wygłaszanych z krzyża. Przekazane potomnym
kwestie Jezusa z krzyża mogłyby wskazywać na użycie środków (technik)
przeciwbólowych.
Oczywiście
możemy tu również rozumować przez analogię, jako że współcześni arcykapłani
powtarzali w ostatnich czasach, że Kościół (a więc i biskupi), jest
codziennie krzyżowany przez wrogów Kościoła i widzimy, jak ci ukrzyżowani arcykapłani
wygłaszają w cierpieniu długie homilie, z męstwem indiańskich wojowników.
(Istnieją podejrzenia, że mają coroczne warsztaty rozmówek z krzyża.)
Ostatnio
pewien arcykapłan czuł się ukrzyżowany w związku ze zdjęciem krzyża w gabinecie pewnego komendanta policji i udostępnił nam wiedzę o swoim
cierpieniu za pośrednictwem Internetu. Zdjęcie krzyża z państwowej ściany
jest aktem ukrzyżowania arcykapłana, a tymczasem plus minus 2000 lat temu
ludzie samego Jezusa z krzyża zdjęli i nikt się nie oburzał. Czasy były inne, kraj podejrzany i wiara jeszcze nie tak silna. Niechby ktoś dziś próbował Jezusa z krzyża zdjąć,
to dopiero by zobaczył.
Jezus
ukrzyżowany za grzeszność naszą i waszą umartwiał się na tym krzyżu dla
nas i za nas, za nic mając mękę swoją, bo sprawa była szczególnie ważna.
Przyglądał się Ojciec Niebieski wszystkiemu z góry, czy syn jego zbawia nas
profesjonalnie i czy cierpi dość mocno, by odcierpieć wszystkie nasze większe i mniejsze sprawki. Wstawił
się Jezus za tymi co czynili to, co uczynione wedle proroctwa być miało,
prosząc nieśmiało: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią" i zaświadczał
publicznie, że Bóg go z niewiadomych przyczyn na chwilę opuścił, czego z punktu widzenia dogmatu o Trójcy Świętej nie daje się w żaden sposób
zaakceptować. Teolodzy też w tym miejscu odczuwają pewien zawrót głowy i chociaż cytat pojawia się aż w dwóch ewangeliach, na dziesięć sposobów te
słowa interpretują, twierdząc, że niewielkie
różnice pomiędzy dwoma opisami wynikają prawdopodobnie z powodu dialektu.
(Jezus mówił po aramejsku, ale wersja Mateusza wydaje się być bardziej pod
wpływem hebrajskiego, a Marka wydaje się być bardziej kolokwialna. Też się przychylam do
tej opinii, że była to taka kolokwialna uwaga rzucona z krzyża.)
Intrygująca
jest ostatnia kwestia, kiedy Jezus zawołał
mocnym głosem: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego".
Mnie to trochę zabrzmiało jak „Panie prezesie, zadanie zostało
wykonane", ale zdaniem teologów Jezus nawiązywał tu do Psalmu 31, w którym
czytamy: „W
ręce Twoje powierzam ducha mojego: Ty mnie wybawiłeś, Panie, Boże
wierny!". Przypomina się, że są to również słowa wieczornej modlitwy, którą
Jezus jako praktykujący żyd odmawiał każdego dnia, więc być może o tej
godzinie powiedział to z nawyku.
Wkrótce
po wypowiedzeniu tej kwestii zostaliśmy zbawieni, to znaczy zostali zbawieni
ci, którzy uwierzyli oraz ich naśladowcy. Tak więc on cierpiał, a ja zostałem
warunkowo zbawiony, chociaż jego cierpienie mnie nie uszlachetniło i jak chcę
się uszlachetnić, to muszę sobie sam pocierpieć. (Odmowa
może skutkować zmianą warunków zbawienia lub całkowitym cofnięciem
obietnicy.)
W
przypadku zdejmowania krzyża z państwowej ściany możemy być pociągnięci
do odpowiedzialności za
przekroczenie kompetencji i to nie tylko w niebie, ale i tu na ziemi, bo nie po
to się Jezus za nasze grzechy umartwiał, żeby go z państwowej ściany
zdejmować.
Ostatni
przypadek przekroczenia kompetencji służbowych przez obrazę uczuć
anonimowych obrażonych z szeregów służb mundurowych wskazuje wyraźnie, że
Jezus na krzyżu umartwiał się po to, żeby teraz ludzie nie przekraczali swoich
kompetencji służbowych w zakresie obrażania uczuć. Bo jak powiadał Mateusz:
Tym
zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe
duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do
rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych
ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie." (Mk 16,15-18)
Nie
można wykluczyć, że anonimowi obrażeni ze służb mundurowych podejrzewają, że była to próba
zakwestionowania ich kwalifikacji zawodowych w zakresie mówienia nowymi językami,
zdolności obchodzenia się z niebezpiecznymi zwierzętami oraz
przeciwdziałania zatruciom środkami chemicznymi.
Sprawa jest zupełnie oczywista, nie po to się
Jezus za nasze grzechy na krzyżu umartwiał, żeby krzyż z państwowej ściany
zdejmować (czy chociażby zadawać głupie pytania, kto go tam powiesił).
Wiadomo kto Jezusa na krzyżu powiesił i nikt nam nie będzie mówił. Nikt również
nie ma prawa dochodzić, kto go powiesił na państwowej ścianie ani w jakim właściwie
celu.
« Na wesoło (Publikacja: 15-09-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9276 |
|