|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Światopogląd Religia to instrument, tylko instrument [2] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Religia to tylko nadbudowa nad prawdziwymi interesami i fundamentami. Exemplum: wojny husyckie i walki o złoża. W wojnach husyckich pierwsza ważna bitwa rozegrała się pod Kutną Horą (21 grudnia
1421), gdzie znajdują się kluczowe kopalnie srebra Czech, które stanowiły o sile
czeskiej monety. Mieszkańcy Kutnej Hory walczyli po stronie husytów, choć w większości byli katolikami (etykietki religijne przy interesach ekonomicznych
bladły). Ostatnia bitwa wojen husyckich (Lipany, 30 maja 1434) także rozegrała
sie pod Kutną Horą. Po jednej stronie walczyli taboryci z sierotkami, po drugiej
utrakwiści z katolikami. W pierwszej katolicy walczyli przeciwko katolikom
(wspieranym przez husytów), w ostatniej — husyci przeciwko husytom (wspieranym
przez katolików). Swego czasu Steven
Weinberg spopularyzował pewien bon mot: „Bez religii źli ludzie czynią
złe rzeczy, a dobrzy ludzie — rzeczy dobre. Potrzeba jednak religii do tego, by
dobrzy ludzie czynili złe rzeczy". Ten bon mot jest bardzo atrakcyjny dla
ateisty, sam długo mu ulegałem, lecz słabo on sobie radzi jako reguła
socjologiczno-historyczna do której pretenduje. Czy naprawdę znacie ludzi
robiących złe rzeczy o których możecie z przekonaniem powiedzieć, że gdyby nie
religia byliby dobrzy?
Patrzę dziś na to nieco inaczej: ponieważ nasza, na
ogół niepokalana analizą ekonomiczną nauka historii pokazuje nam dzieje
pozbawione czynników podstawowych, więc różnorakie posunięcia jednostek ludzkich
siłą rzeczy muszą się wydawać fizykowi o wiele bardziej irracjonalne niż
cząstek elementarnych, więc w ramach tego slogan powyższy brzmi elegancko,
lecz jest to elegancja książek i laboratoriów a mało kiedy prawdziwego życia.
Takie prawo nie działa w rzeczywistości, choć nie wykluczam pojedynczych
ewenementów. Stwierdzenie, że idee są zasadą nadrzędną życia społecznego jest
jednak sprzeczne z doświadczeniem i z wiedzą historyczną.
Socjologiczno-etyczna konstatacja Weinberga jest pewnie
prawdziwa w takiej postaci: Dobrzy ludzie robią złe rzeczy przez idee i religie,
jeśli odbywa się to za pomocą procesów psychologii tłumu.
Religie i idee jako takie, albo w swym codziennym
funkcjonowaniu nie są w stanie w ten sposób modyfikować działania i myślenia
człowieka. Dlatego, że jesteśmy najpierw
istotami społecznymi a dopiero później racjonalnymi. Jeśli zdaje się to
brzmieć paradoksalnie to dlatego jedynie, że zapominamy uwzględnić, że dla
zaistnienia zjawiska dominacji konstruktów abstrakcyjnych jakimi są np. żywione
przekonania musielibyśmy cechować się taką konstrukcją, która uprzywilejowuje
wewnętrzną spójność naszych ideologii czy przekonań ponad stabilność grup i naszych więzi z innymi ludźmi. Zdyskwalifikowały to choćby takie badania
psychologiczne, jak praca prof. Witwickiego nad religijnością ludzi
„oświeconych" (wykształconych i inteligentnych). Wykazał on, że psychika łatwo
radzi sobie z funkcjonowaniem w warunkach wewnętrznej sprzeczności przekonań i subtelnej gry zawieszania w określonych sytuacjach przekonań. Tylko nieoświeceni
biorą wierzenia religijne serio, oświeceni — traktują je jako supozycje czyli
przekonaniami „na niby". A dzieje się to w sytuacji nie lenistwa czy braku
inteligencji, lecz w sytuacji, kiedy za takim układem przeważa wyższy interes
czyli funkcjonowanie w naszych grupach.
Hipoteza o niewielkim znaczeniu doktryn i idei w zderzeniu z interesami jednostek i grup, wzięła się przede wszystkim z tego, że
wystarczy niewiele głębiej sięgnąć do historycznego bajorka, by regularnie
spotykać się faktami, które pokazują, że mizernie idzie zbieranie dowodów dla
potwierdzenia, że przekonania to coś więcej niż tylko „nadbudowa", natomiast z faktów wyłania się konkluzja, że w rzeczywistym życiu działa zupełnie inne
zjawisko:
Każda idea i religia z której zdejmuje się nadzwyczajne ciśnienie wywołujące w niej reakcje
tłumu, będzie ulegała procesowi (subtelnego) przekształcania do takiej postaci w której najswobodniej uzewnętrznia się nasza natura. Mówiąc inaczej: Dobrzy
ludzie będą działać dobrze, a źli — źle, bez względu na to jakie aktualnie żywią
przekonania religijne czy światopoglądowe. Choć w przypadku przekonań
obudowanych silnymi instytucjami społecznymi proces odkształcania przekonań
będzie wolniejszy, a jego dynamikę kształtują interesy.
W historii odnajdujemy niezliczone przykłady naginania
złych i głupich doktryn religijnych, by funkcjonujące w ich ramach jednostki
mogły realizować swoje moralno-emocjonalne potrzeby i pragnienia. Identyczna
jest skala psucia i wypaczania chlubnych organizacji i doktryn wokół których
zbierają się ludzie.
Kreując wirtualną czy werbalną rzeczywistość mamy
skłonność do naginania tych banałów, gdyż kiedy zostajemy sam na sam z kartką,
godzenie różnych naszych abstrakcyjnych niekoherencji przychodzi nieco trudniej.
Kiedy więc zaczynamy teoretyzować,
przypiłowujemy rzeczywistość do abstrakcyjnej elegancji zasad, haseł i teorii, a logika góruje nad prawdą.
Postęp moralny:
prawdziwy i urojony
Nie da się zaprzeczyć, że czytając dzisiejszy kodeks
karny i kodeks sprzed dwóch tysięcy lat, wydaje się rzeczą pewną, że stajemy się
coraz racjonalniejsi i wrażliwsi na życie obok. Postęp jest i będzie. Pewnie
długa jeszcze droga do przebycia. Osobiście jednak
nie widzę tutaj wiele miejsca dla sprawczej roli ideologii jakie
wymyślamy i doskonalimy. Niemniej takie odczarowanie nie działa umniejszająco,
tak jak i nie przeżywam rozstrojów sumienia ani kryzysów wiar i niewiar na
okoliczność myśli, że do poprawy sytuacji zwierząt lepszy wpływ może mieć
rozcinanie ich skór i oglądanie wnętrzności czy badanie reakcji na określone
substancje niż moralistyka animalistyczna.
Jak wspomniałem wyżej, przekonanie o tym, że idee i religie transmutują ludzi dobrych w złych i odwrotnie, jawi mi się dziś jako
wierzenie magiczne. I tak samo kaznodziejstwo i moralistykę postrzegam jako
profesje z kategorii aktorstwa, więc i analogicznie przekonanie o tym, że ich
naprawianie bądź psucie ludzi poprzez głoszenie kazań traktuję tak samo. Wydaje
się sensowne przekonanie o tym, że presją społeczną czy kodeksem umoralnia się
społeczeństwo na pewnym minimalnym i prymitywnym poziomie, ale nie spodziewałbym
się, by po nagłym pozamykaniu wszystkich kościołów do odwołania, zacznie nam
wyrastać dżungla nad Wisłą.
Sądzę, że główną dźwignią tego, co jawi się nam jako
postęp moralny jest nauka i technika. Z jednej strony dzięki pewnym czysto
pragmatycznym zmianom naszej rzeczywistości, systematycznie spada na znaczeniu
walka o dobra, byt, zanikają sytuacje prowadzące do krzywdzenia innego
człowieka.
Exemplum: Kaszmir to do dziś niestabilny rejon, gdzie
krzyżują się interesy i spory trzech potęg: Indii, Pakistanu i Chin. Kaszmir to
jednak nie tylko tkanina z koziej wełny dorównująca moherowi. Mit Kaszmiru
zbudowany został po odkryciu tam w ósmej dekadzie XIX w. złóż najwspanialszych
szafirów świata. Kilka dekad później Polak Jan Czochralski opracował technikę
pozwalającą sprawnie otrzymywać te cudeńka w laboratorium. Na marginesie:
emocjonując się kolejnymi dyżurnymi tematami, jakimi molestują nas media,
oczywiście nikomu nie umknęła wiadomość, że 2013 jest rokiem wybitnego polskiego
chemika Jana Czochralskiego?...
Tylko lepsze
warunki sprawiają, że jesteśmy „lepsi", że wydaje nam się, że różnimy się
moralnie od żyjących w średniowieczu czy starożytności.
Idee to rzecz wtórna: dopasowują się do
nowych warunków, lecz zawsze są „5 minut" za nimi. Jeśli ktoś sformułuje
ideę wymagającą „lepszej" gospodarki, to współcześni uważają go za wariata lub
utopistę, a potomni, którzy doczekają właściwych warunków — za wizjonera lub
osobę która wyprzedziła swą epokę.
Czy zatem idee są bezwartościowe? W żadnym razie nie. Po prostu warto spojrzeć nieco inaczej na ich funkcje. Sądzę, że znacznie przewartościowujemy ich rolę w przekształcaniu ludzi i społeczeństw, co może się objawiać np. chęcią wpisywania do kodeksów i zasad prawnych różnych ideałów. Lepsze idee natomiast mogą lepiej dynamizować naszą aktywność czy też „katalizować" nasze inicjatywy i zachowania. Ale dobre i złe idee czy wierzenia nie psują tak często ludzi, jak się czasami wydaje ludziom zamkniętym w laboratoriach i wirtualnych miniświatkach. Źle nam się funkcjonuje, jeśli żyjemy pośród ludzi niepodzielających naszych przekonań, ale z drugiej strony wyjaławiamy się również, kiedy wszyscy wokół do nas podobni.
Equilibrium: ku
humanistycznemu ładowi międzynarodowemu
Konkurencja najczęściej działają stymulująco i wzmaga
kreatywność. W skali międzynarodowej zasada ta nie powinna być uznawana za
podstawową i naturalną, jako że nie ma instancji, która mogłaby chronić ową
konkurencję i likwidować jej naruszenia. Te natomiast były źródłem wojen i kolonizacji.
Opłaca się rozwijać razem z sąsiadami: dobrze jest leżeć
pomiędzy bogatymi, ponieważ będą przesyłać poprzez nasze terytorium swoje dobra i będą przez nie podróżować; dobrze jest również, jeśli jest pewna równowaga
dóbr, gdyż jeśli jeden kraj odjeżdża za bardzo innemu to jest to hodowanie
konfliktu, który nastąpi. Nie dlatego, że jeden będzie zazdrościł drugiemu, lecz
dlatego, że będzie coraz bardziej eksploatowany — w najróżniejszych formach.
Zawsze jednak prędzej czy później pojawia się takie napięcie społeczne, które
spowoduje, że ci, którzy nie mają wiele do stracenia lub którzy tracą za wiele -
zdecydują się na zbrojną deregulację. Drenaż intelektualny elit nie zapobiegnie
takiej sytuacji, bo zaradni organizatorzy dysponujący środkami postrzegają
napięcia społeczne jako swoją prywatną kopalnię złota. Wtedy zaczyna się
budowanie na drenowanym obszarze struktury siły. Oczywiście poza takim
pragmatycznym podejściem przez wieki pojawiali się przekonani altruiści:
charakterystyczną rzeczą jest, że prawie zawsze były to osoby wywodzące się z ludów bez niepodległości.
Exemplum: Abbas I Wielki (1571-1629), szach Persji i twórca nowoczesnego państwa perskiego, z pochodzenia miał być Ormiańczykiem lub
Kurdem. Kontynuował politykę tolerancji religijnej i rozwoju sztuki. Polskiemu
posłowi miał wyznać, iż prywatnie jest katolikiem. [ 2 ] Kiedy zmarł, zostawił po
sobie państwo sięgające od Tygrysu po Indus. Później pojawia się Tahmas Beg Khan
Bahadur (zm. 1802), również pochodzenia ormiańskiego lub kurdyjskiego, zaczynał
jako niewolnik na dworze rządcy Punjabu. Został wyzwolony w Dehli. Był jednym z pierwszych dziennikarzy piszących w urdu i wybitnym poetą [ 3 ].
1 2
Przypisy: [ 2 ] Relacya Sefera Muratowicza obywatela warszawskiego, od Zygmunta III, króla polskiego, dla sprawowania rzeczy wysłanego do Persji w r. 1602 : rzecz z starego rękopisu wybrana y teraz dopiero do druku podana w Warszawie w Drukarni J.K. Mci y Rzpltey Mitzlerowskiey 1777, s. 27 i n. « Światopogląd (Publikacja: 25-10-2013 Ostatnia zmiana: 26-10-2013)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9370 |
|