|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Czy rodzimy się racjonalistami? Autor tekstu: Jacek Tabisz
Wielu ateistów lubi powtarzać twierdzenie, iż każdy rodzi się
ateistą. Jest w tym twierdzeniu sporo prawdy, bo rzeczywiście nikt nie rodzi
się chrześcijaninem, muzułmaninem, czy hinduistą. Zgadzam się z Richardem
Dawkinsem, gorąco protestującym przeciwko nazywaniu dzieci chrześcijanami,
muzułmanami, judaistami etc. Uczynienie
dziecka wyznawcą danej religii polega na wdrukowaniu mu pewnych twierdzeń bez
pokrycia, przy wykorzystaniu nie tyle samodzielnego namysłu dziecka, ale jego
rozwijającej się, po części bezbronnej psychiki, która w pewnym momencie
jest otwarta na wszelkie, najbardziej nawet absurdalne i niedorzeczne
twierdzenia. Dla dziecka, które dopiero uczy się analizować rzeczywistość,
automatycznymi autorytetami są ludzie starsi, a zwłaszcza rodzice i osoby
przez rodziców darzone autorytetem.
W młodym
wieku łatwo zatem wmówić człowiekowi najgorsze bzdury, które często ten człowiek
niestety będzie po części lub w całości powtarzał przez całe życie, wdrażając
je również w głowy swoich własnych dzieci. Idee wmawiane w wieku dziecięcym
są de facto mentalnymi wirusami i stawia to pod ogromnym znakiem zapytania
twierdzenie, iż idee nie mają silnego wpływu na nasze życie. Filozof -
ateista, Michael Schmidt Salomon , w swojej najnowszej książce Poza
dobrem i złem przychylił się wręcz do koncepcji, iż nasza świadomość
jest w zasadzie zlepkiem różnorodnych idei, czy też memów. Zdaniem Schmidta
Salomona ludzka świadomość nie jest zatem obiektywnym lustrem, w którym różne
twierdzenia i idee co najwyżej się odbijają i są poddawane niezależnej
ocenie. Filozof przypuszcza, iż takie lustro w ogóle nie istnieje, tak samo
jak nie istnieje w mózgu suwerenne „ja", czyli układ centralny posługujący
się różnorodnymi podporządkowanymi mu narzędziami mentalnymi. Nasza świadomość
najpewniej składa się z różnych niezależnych układów, które w wyniku
mniej lub bardziej chaotycznych procesów dochodzą do głosu wyciszając inne.
Ku takiej tezie przychyla się w wielu swoich dziełach filozof umysłu, bazujący
na odkryciach neurologii Daniel Dennett. To
co nazywamy „ja" jest zatem wypadkową chaotycznej magmy próbujących
dojść w naszej głowie do uświadomionego głosu uczuć i konceptów. To, że
ujmujemy to w jakąś w miarę jednorodną i linearną całość jest procesem
wtórnym, przypominającym tworzenie opowieści sennej po przebudzeniu na
podstawie niespójnych odczuć i obrazów.
Całkiem
zatem możliwe, że to co nam wmówiono w dzieciństwie jest ogromną częścią
naszej tożsamości i naszego prywatnego obrazu „ja". Takie
postawienie problemu tłumaczy silne zrośnięcie się poczucia własnej wartości
ludzi religijnych z bliskimi im ideami religijnymi. W przypadku dyskusji z osobą
wierzącą nie tyle prowadzimy dyskusję, co raczej toczymy jakąś walkę.
Religijny rozmówca broni dogmatów swej religii niczym integralności własnego
ciała. Być może nie jest to wcale metafora, ale określenie dość bliskie
rzeczywistości. Być może dogmaty religijne stanowią po prostu integralną część
osobowości osoby, której je wdrukowano w dzieciństwie. Aby to zrozumieć, spójrzmy
na prostszy przykład — większość z nas przynajmniej w większości wypadków
myśli przy użyciu języka. Ów język też jest automatycznie przekazywany
dziecku w dzieciństwie. Dziecko ma silne
predyspozycje aby uczyć się nieświadomie mowy, w której otoczeniu żyje. Na
ile to, że myślimy po polsku, czy angielsku jest częścią nas samych? Na ile
wpływa to na nasz obraz świata? Sądzę, że wpływ języka na naszą tożsamość
jest ogromy. Przykład wchłaniania mowy w dzieciństwie pokazuje dwie istotne
rzeczy. Po pierwsze różne procesy biologiczne, wyrosłe z ewolucji sprzyjają
zjawiskom kulturowym. To, że mamy nieświadomą łatwość nauki języka z otoczenia w okresie dziecięcym jest dziełem ewolucji. Same podstawy, składnia,
ogólna definicja tego, czym jest język i jak ma być „wchłaniany"
przez młody mózg, to również, moim zdaniem, cechy wrodzone, przekazywane
naszemu gatunkowi poprzez geny, a nie edukację. Natomiast to, że mówimy po
polsku, chińsku, czy angielsku to już zjawisko kulturowe, choć sama tendencja
do dywersyfikacji mowy znów ma podłoże czysto biologiczne. Gdy żyliśmy w małych
grupach, zróżnicowanie języków pomiędzy grupami pomagało w rozróżnieniu
na swoich i obcych. Grupowa solidarność bazowała często na doborze
krewniaczym i chęć odcięcia się od innych grup, wraz z automatyczną wobec
nich wrogością i nieufnością, sprzyjała sukcesowi rozrodczemu osobników w danej grupie, wobec której inne grupy były konkurencyjne.
Rodzimy
się zatem ateistami, ale nie rodzimy się ze zdolnością racjonalnej oceny
faktów i informacji. Przez długi czas naszego rozwoju jesteśmy podatni na
automatyczne wdrukowanie nie tylko informacji, ale i sposobów myślenia. Osoba
wychowana w określonych warunkach, nigdy nie będzie dążyć do całościowego,
racjonalnego spojrzenia na świat. Doskonałym przykładem siły wdrukowania są
wierzący naukowcy, znakomici w swoich dziedzinach, z drugiej zaś strony wierzący w zmartwychwstanie Jezusa, w dziewictwo Najświętszej Panienki, i może przede
wszystkim w to, że religia rodziców jest „prawdziwa", zaś religia
obcych na pewno „nieprawdziwa". Oczywiście łatwość dzielenia ludzi
na swoich i obcych, na „prawdę stada" i „zewnętrzną nieprawdę"
też ma najpewniej silne genetyczne uwarunkowanie, z którym dopiero trzeba
walczyć na gruncie racjonalnego myślenia.
Wdrukowanie
zachodzące w dzieciństwie nie sprowadza się do prostych haseł i etykiet. Nie
wystarczy stwierdzić „nie wierzę w boga, jestem ateistą", aby pozbyć
się wielu innych elementów wdrukowanych w okresie, kiedy dorastaliśmy.
Wystarczy wspomnieć stosunek do kobiet, do mniejszości seksualnych, do własnego
ciała, do śmiertelności, do celów i wartości życia...
Niektórzy
przypuszczają, iż religie były namiastką naukowych teorii na temat
rzeczywistości. Moim zdaniem trudniej o bardziej błędne przeświadczenie.
Jedną z fizycznych cech ludzkiego mózgu jest szukanie najprostszych rozwiązań,
które nie muszą być satysfakcjonujące na gruncie logiki, starczy, że dają
spokój emocjonalny. Obok tego idzie intencjonalność. Genetycznie jesteśmy
skupieni na osobnikach z naszego stada, inne rzeczy są tłem. Ciężko nam
zatem zaakceptować bez racjonalnej pracy nad sobą fakt, że większość
rzeczy dzieje się przypadkowo na skutek fizycznych, niezwiązanych z niczyją
osobowością, ani intencjami procesów. Bez odrobiny sceptycznego myślenia będziemy
zawsze zakładać, że za naszym szczęściem i nieszczęściem ktoś musi stać.
Jednocześnie mamy w naszym mózgu „podzespoły" wyspecjalizowane w rozpoznawaniu twarzy nawet w bardzo niewyraźnym obrazie. Dzieje
się tak dlatego, iż relacje grupowe stanowiły najpewniej główne źródło
rozwoju ludzkiej inteligencji i na to nastawiony jest nasz umysł. Szybkie
rozpoznawanie twarzy ułatwiało nam błyskawiczne rozpoznawanie uczestników
naszego codziennego dramatu i odnoszenie się do ich zachowań. Efektem
ubocznym są twarze dostrzegane w drzewach, w chmurach, w rozlanych
substancjach, czy maskach samochodów. Przy innych naszych skłonnościach łatwo
zatem było o wszelakie „święte miejsca". Trzeba racjonalnego
treningu nad samym sobą, aby unikać w myśleniu intencjonalności, aby
zrozumieć wszechobecną rolę przypadku we wszystkim i by nie popadać w wielkie, bądź małe teorie spiskowe. Małymi teoriami spiskowymi są różnego
typu zabobony, z progiem drzwi i czarnym kotem na czele. Wielkimi teoriami
spiskowymi są choćby religie, teksty typu Protokoły mędrców Syjonu (schlebiające też podziałowi na swoich i obcych, podobnie zresztą
jak większość wierzeń), czy zupełnie typowe teorie spiskowe, takie jak mit
zamachu smoleńskiego, czy sfingowania wyprawy na Księżyc, albo zamachu na WTC.
Cała
sytuacja jest tym bardziej niezwykła z uwagi na to, że nasz gatunek istnieje
od około stu tysięcy lat w takiej formie, w jakiej jesteśmy teraz. Niemowlę
porwane przez podróżnika w czasie z tysiącznego wieku przed naszą erą i wychowane przez współczesnych rodziców zachowywałoby się tak samo jak każdy z nas. Tymczasem pierwsze zalążki cywilizacji, miast, praw, większych grup
społecznych nie sięgają dalej niż dziesięciu tysięcy lat, nawet rolnictwo
jest niewiele starsze. Przez 90 tysięcy lat Homo sapiens żył na poziomie
niewiele odbiegającym od stad szympansów (przynajmniej porównując ten stan z naszą współczesnością). Jednocześnie rządziła naszymi taka sama potrzeba
tłumaczenia wszystkiego na skróty i dopatrywania się we wszystkim
intencjonalności. Wtedy też powstały nośne mity (a raczej główne
komponenty wszystkich późniejszych mitów), wirusy umysłu, wobec których do
dziś większość przedstawicieli naszego gatunku jest niemal bezbronna.
Lekarstwami na to są najpewniej demokracja, oraz idący za nią dostęp do jak
najlepszej powszechnej edukacji. Ta demokracja musi mieć charakter równościowy,
nie neoliberalny, gdyż wtedy obok klasy bogatych sceptyków będziemy mieć
nieuniknioną, zanurzoną w mitach większość. Do tego modelu pasują niestety
Stany Zjednoczone, gdzie studenci elitarnych uniwersytetów często są
racjonalnymi ateistami, ale wobec idei szerzenia tego poglądu wśród amerykańskiego
„prostego ludu" czują oni wręcz opór. Powoduje to, w warunkach działającej
dobrze demokracji, nacisk na podporządkowywanie edukacji na poziomie
podstawowym religijnym mitom. Tego chce przecież większość… O ile Ameryki
przed klerykalizacją państwowych szkół (warto jednak pamiętać, że są też
szkoły prywatne) broni konstytucja, o tyle Wielka Brytania boryka się z jeszcze większymi naciskami na osłabienie edukacji, na dostosowanie jej do
religijnych mitów. W dalszej
perspektywie zamyka to dostęp do racjonalizacji myślenia większościowym
grupom społecznym, zmniejsza obszar z którego brać się mogą przyszli wielcy
naukowcy i buduje społeczny opór wobec rozwoju naszej cywilizacji, który
darzony jest coraz mniejszym zrozumieniem, nie wspominając o wzbudzaniu
pozytywnych emocji u przeciętnego „zjadacza chleba".
Reasumując.
Rzeczywiście rodzimy się ateistami, ale w wielu wypadkach łatwo ów ateizm
tracimy. Nawet jeśli nie stajemy się uczestnikami wielkiej, zorganizowanej
religii, łatwo ulegamy płynącym z innych stron zachętom do magicznego,
nieracjonalnego myślenia. Niektóre istotne dla tego eseju wątki rozwinąłem w moim wykładzie dla oddziału łódzkiego PSR, który miał miejsce po
Nadzwyczajnym Zjeździe Delegatów:
http://www.youtube.com/watch?v=cFrJFPDJ2fU&feature=c4-overview&list=UUSX8gwUDzjBld5uokOz-_Sg http://www.youtube.com/watch?v=qhvOOU83z4U&feature=c4-overview&list=UUSX8gwUDzjBld5uokOz-_Sg http://www.youtube.com/watch?v=h6OXS7awRgE&feature=c4-overview&list=UUSX8gwUDzjBld5uokOz-_Sg
« Felietony i eseje (Publikacja: 05-11-2013 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9398 |
|