|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Muzyka
Muzyka, czyli pozytywna strona romantyzmu [2] Autor tekstu: Jacek Tabisz
Początków
romantyzmu w krajach niemieckojęzycznych nie można by zakreślić bez postaci
Karla Marii Webera, którego „Wolny strzelec" stał się wzorem dla
prawdziwie romantycznych oper i do dziś zadziwia swoją spójnością,
bogactwem, znakomitym zakreślaniem postaci i świetnymi efektami przy
ilustrowaniu nadprzyrodzonych mocy. „Wolny strzelec" nawiązuje do
klimatu ludowych klechd, co romantycy uwielbiali, lecz wcale nie tak często
odzwierciedlali w muzyce. Inne wspaniałe utwory Webera (którego rodzina była
spokrewniona z żoną Mozarta) to zwłaszcza koncerty klarnetowe. Muzyka
francuska po Rewolucji Francuskiej i klęsce Napoleona to bardzo ciekawy i wciąż
nie dość znany świat. Choć francuscy artyści aż nadto dobrze się
dostosowali do nowego porządku doby restauracji (jeśli nie liczyć dzielnego
Stendhala), to jednak w ich dziełach nadal słychać rewolucyjny zapał i napięcie,
tworzące niesamowicie ciekawą, jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Słychać
to we wspaniałych mszach Cherubiniego, Włocha, który na stałe związał się z Paryżem. Jego twórczość uwielbiał sam Beethoven. Obecnie odkrywa się na
nowo Cherubiniego. Trudno w ogóle powiedzieć, czy był on romantykiem, w każdym
bądź razie niesamowity efekt osiągał on dzięki monumentalizacji i naciąganiu
do granic zrozumienia norm muzyki klasycyzmu. Innym wielkim kompozytorem z Francji był podówczas Berlioz, który w swoim najsłynniejszym dziele,
Symfonii Romantycznej, zawarł program ilustrujący udział załamanego nieszczęsną
miłością artysty w sabacie czarownic. Berlioz eksperymentował ze składem
orkiestry, do czego nawiązywał przede wszystkich Liszt. Tematyka sabatu
czarownic pojawiła się też w istotnych dziełach orkiestrowych Mendelssohna i Musorgskiego. Inne wielkie osiągnięcia Berlioza to wspaniałe uwertury, będące
zadatkiem na późniejsze poematy symfoniczne, świetne pieśni i zupełnie
niezwykłe utwory sakralne, w których kompozytor chciał przede wszystkim
zaskakiwać słuchaczy niesamowitym brzmieniem i dzikim wręcz monumentalizmem.
Podobnie monumentalny charakter ma zbyt długa i wielka, aby można ją było w spokoju wykonać, opera Berlioza „Trojanie".
W
dyskusjach na łamach „Racjonalisty" często odsądza się od „czci i wiary"
muzykę Chopina. Niedawno ktoś założył wątek propagujący twórczość
największego polskiego kompozytora, jednakże powielający dawno już
przebrzmiałą pogłoskę o chorobliwej delikatności muzyki geniusza. Sam
Chopin, z uwagi na swoją chorobę, rzeczywiście był w pewnym momencie
„chorobliwie delikatny", ale nie jego muzyka. Muzyka Chopina odznacza
się wyjątkowo zwartą formą jak na romantyzm i posiada bardzo logiczną
dynamikę. Jednocześnie Chopin stworzył swój zupełnie własny idiom
stylistyczny, będąc jakby na uboczu ewolucji stylistyki romantycznej, która
rozwijała się głównie w państwach niemieckojęzycznych. Obok czarnej
legendy „chorobliwie delikatnego" Chopina istnieje też biała legenda
(głównie polskiego autorstwa) „niemal świętego wieszcza".
Tymczasem listy Chopina, choć zachwycają niekiedy humorem i umiejętnością
skrótowego szkicowania sylwetek ludzkich, rażą brakiem jakiejkolwiek
refleksji na temat muzyki, oraz egoizmem wobec przyjaciół. Szczególnie źle
to wypada na tle Ferenza Liszta, który bezinteresownie wspierał swojego kolegę,
doczekując się w zamian złośliwych uwag za plecami i celowego pomijania
swojej twórczości przez Chopina na jego recitalach. Wielu biografów lubi też
deprecjonować partnerkę Chopina, pisarkę i feministkę (a także ateistkę)
George Sand. Tymczasem fakty świadczą o tym, że związek Chopina z Sand (a
wraz z nim częste pobyty na wsi, w Nohan, gdzie wracał do sił) ułatwił
kompozytorowi tworzenie arcydzieł. Jednocześnie Chopin nigdy nie odnosił się
do twórczości Sand, do dziś cenionej, co też świadczy poniekąd o jego
egotyzmie. Niemal cała twórczość Chopina to muzyka na fortepian solo, obok
tego kilkanaście utworów bez wyjątku wykorzystuje fortepian, czy to z towarzyszeniem głosu, czy orkiestry, czy wreszcie wiolonczeli. Mistrzostwo
fortepianowych miniatur Chopina jest cenione na całym świecie, kompozytor jest
jednym z najbardziej lubianych przedstawicieli sztuki europejskiej w Chinach i Japonii.
Jeśli
ktoś ceni Chopina z pewnością nie wzgardzi wspaniałą twórczością
Schumanna, którego formy fortepianowe nie były aż tak zwarte, ale do dziś
zachwycają śmiałością języka, bogactwem wyobraźni, wielopłaszczyznowością
nastrojów etc. Schuman pisał też wybitne dzieła kameralne, był jednym z głównych
mistrzów lied (w kontraście do niego pieśni Chopina to jedynie ciekawostki),
stworzył krótki cykl znakomitych symfonii, sławne koncerty nie tylko na
fortepian. Mniej szczęścia mają formy oratoryjne Schumanna i próby
stylistyki operowej, których też jest wcale sporo. Tym niemniej słuchając
ich znajduje się wspaniałe fragmenty i jest to muzyka mniej znana głównie
przez przypadkowy zbieg okoliczności. W wielu utworach Schumanna słyszalna
jest wręcz nadmiernie rozbuchana wyobraźnia, która łamie jakiekolwiek
ustalenia formalne, prowadząc nas w podróż wyobraźni bez granic. W trakcie
swojego życia Schumann powoli popadał w całkowitą chorobę psychiczną i w
związku z tym pamiętam z dzieciństwa zabawny album płyt z utworami Schumanna
wydany z okazji… konferencji psychologicznej. Każda płyta obok muzyki niosła
ze sobą nagranie opisu choroby psychicznej, którą zdaniem autora całości
oddawał dany utwór Schumanna. Przyznam, że nieco to było złośliwe dla pamięci o Schumannie i niezbyt mi się podobało. Żona Schumanna też była wcale niezłą
kompozytorką i nazywała się Klara Schumann. Początkowo jej wiedza o kontrapunkcie była znacznie wyższa niż u męża i podszkalała go, jak dziś
wiemy z ogromnym powodzeniem, w domowym zaciszu.
Ferenz
Liszt był przyjacielem Chopina i w ogóle wszystkich wielkich artystów swoich
czasów. Jego samego można nazwać „stojącym w samym centrum"
romantyzmu. Był ogromnie płodnym twórcą. Jego dzieła organowe należą do
najlepszych obok Bacha i Buxtehude. Poematy symfoniczne stworzyły nową epokę.
Dzieła fortepianowe Liszta istnieją w tak ogromnych ilościach, że do dziś
nie istnieje ich pełen katalog. Na początku swojej twórczości Liszt
komponował dzieła wirtuozerskie, którym zarzuca się płytkość, choć w dobrych wykonaniach zawsze się bronią. Później poszedł w stronę coraz
dalej idących eksperymentów, stając się prekursorem muzyki atonalnej.
Koncerty fortepianowe są jedyne w swoim rodzaju. Zdumiewa imponujący „Totentanz", w którym kompozytor wykorzystał fragment requiem gregoriańskiego, podobnie
jak to wcześniej zrobił Berlioz w Symfonii Romantycznej i wielu innych
kompozytorów później. Rzadko dziś wykonywane są wspaniałe oratoria
kompozytora, takie jak „Chrystus", czy „Święta Elżbieta".
Są w nich fragmenty zupełnie wyprzedzające swoją epokę. Podobnie jak
Wagner, również Liszt uniesiony walką narodowo — wyzwoleńczą Polaków poświęcił
im utwór, którego nie dokończył. Jest to świetne oratorium „St.
Stanislaus", zawierające między innymi części ze znakomitymi
przetworzeniami oparte na Mazurku Dąbrowskiego. Liszt sporo swojego czasu poświęcał
ogólnemu rozwijaniu życia muzycznego, tworzeniu chórów i orkiestr, pielęgnowaniu
pamięci o Beethovenie, czy też tworzeniu wspaniałych transkrypcji
przedstawiających do domowego muzykowania na fortepianie utwory operowe,
orkiestrowe , organowe i oratoryjne różnych epok. Te transkrypcje Liszta to też
częstokroć arcydzieła. Kompozytor w zależności od potrzeb przerabiał
oryginał niemal całkowicie, lub też dokonywał stosunkowo drobnych zmian, których
przemyślność i tak wzbudza podziw. Świetnie się na przykład słucha
symfonii Beethovena w transkrypcji fortepianowej Liszta. Swojemu przyjacielowi
Chopinowi poświęcił Liszt niezwykłą biografię, w której pisze o zwyczajach polskich, takich jak tańczenie polonezów po dworach. Te opisy
Liszta są tak bajkowe i pozbawione realizmu, że aż paradoksalnie odkrywają
jednak coś rzeczywistego. Losy Liszta były splecione po części z życiem
Wagnera, który na koniec życia ożenił się z córką kompozytora — Cosimą.
Obydwaj panowie wiedli życie pełne przygód, przełamywania obyczajowych
konwencji i podbojów miłosnych. Co jednak ciekawe, Liszt, miotany przez całe
życie pomiędzy diabolicznością, a barwną pobożnością, przyjął na
koniec święcenia kapłańskie niższego stopnia, choć nawet w jego czasach
nie odebrano tego gestu przesadnie na serio.
Mówi się,
że do wzbogacania swojego kunsztu wirtuozowskiego zainspirował Liszta
Paganini, wielki skrzypek włoski, znany po dziś dzień ze swoich kaprysów, które
stały się pożywką dla wariacji wielu kompozytorów. U progu włoskiego
romantyzmu stał wielki kompozytor operowy, Rossini. Podobnie jak Cherubini trwał
on na pograniczu klasycyzmu i romantyzmu, jednakże w dziełach takich jak
„Wilhelm Tell" sięgał raczej w stronę nowej epoki. Mówi się, że
Rossini tworzył swoje opery w błyskawicznym tempie, podobnie jak czynił to ze
swoimi dziełami Mozart, którym zresztą Włoch się inspirował. Drugi okres
życia spędził Rossini w Paryżu, niemal nic nie komponując. Skupił się za
to między innymi na kucharstwie, z czego słynął, swoją wagą reklamując
zresztą dobry apetyt. Na koniec życia skomponował przepiękną „Małą
mszę uroczystą", która wbrew pozorom trwa półtorej godziny i jest
momentami dość monumentalna. „Małość" polega tylko na bardzo
skromnym instrumentarium, na rezygnacji z orkiestry na rzecz dwóch fisharmonii.
Tradycję
operową kontynuowali Bellini i Donizetti, tworzący swoje dzieła również w błyskawicznym
tempie. Znajdziemy u nich żywe zainteresowanie popularną literaturą
romantyczną, a w ich dziełach oddający ją barwny, niekiedy baśniowy i niesamowity dramatyzm. U szczytu rozwoju romantycznej opery włoskiej stał
Verdi, który doprowadził ją do szczytu rozwoju, czerpiąc z osiągnięć
poprzedników i w końcowych dziełach również z propozycji Ryszarda Wagnera
dotyczących dramatu muzycznego. Więcej o nim i Wagnerze pisałem niedawno, poświęcając artykuł ich 200 rocznicy
urodzin.
Wagner,
podobnie jak Beethoven stworzył całą epokę muzyczną. Nazywa się ją przeważnie
późnym romantyzmem. O ile w dziełach Schuberta i Mendelssohna widoczne są
silne nawiązania do języka beethovenowskiego, o tyle w idiomie stylistycznym
Liszta i Wagnera widzimy już coś zupełnie innego. Pojawiają się
„wieczne", przepływające przez siebie melodie, tonalność jest często
traktowana bardzo swobodnie, muzyka ma charakter bardziej organiczny, ciężej ją
podzielić na konkretne części, łamane są struktury taktowe, wciąż
pojawiają się niespodzianki szokujące osobę przyzwyczajoną do formy
sonatowej rozwijanej w dobie klasycyzmu i wczesnego romantyzmu. Zarówno Liszt,
jak i Wagner byli też aktywnymi publicystami, myślicielami i krytykami muzyki. W muzyce Wagnera odczuwa się silne zrozumienie dla najbardziej nowatorskich prądów
filozoficznych jego czasów.
1 2 3 Dalej..
« Muzyka (Publikacja: 13-11-2013 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9418 |
|