|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu
Czy wychowanie ma sens? Moralne implikacje trzech praw genetyki behawioralnej [1] Autor tekstu: Jarosław Miętkiewicz
W ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat w psychologii akademickiej nastąpił naukowy przewrót. Spowodowany on został ogłoszeniem trzech praw genetyki
behawioralnej, które dla nauk społecznych były być może czymś, czym dla fizyki były odkrycia najpierw Newtona, a później Einsteina. Badania, które zostały
przeprowadzone ściśle według rygorystycznych założeń metodologii naukowej dowiodły, że rola wychowania w kształtowaniu osobowości człowieka jest
zdecydowanie przeceniana.
Nowe dane podważają wartość dostępnych na rynku poradników wychowania dzieci. W książce pt. Jak wychować wolnomyśliciela odnajdujemy stwierdzenia:
„styl wychowania silnie oddziałuje na rozwój etyczny dziecka" [1], albo „prawdopodobnie nikogo nie dziwi, że moralność dorosłych to odzwierciedlenie
edukacji moralnej, jaką przeszli w dzieciństwie" [2]. Jeszcze w innym miejscu: „dowiedziono, że autorytatywny styl rodzicielstwa, który opiera się na
serdeczności i objaśnieniu, jest najbardziej skuteczny, jeżeli chodzi o wychowanie człowieka prawego" [3].
Otóż, wszystkie te cytaty okazują się być psychologiczną fikcją. Dowiedziono bowiem, że dzieci nie są takie jakie są ze względu na styl wychowania czy
edukację moralną lecz ze względu na wspólne geny, które dzielą z biologicznymi rodzicami. Dorosłe dzieci prawych rodziców wyrastają na prawych ludzi,
dlatego że mają te same geny, a nie dlatego że były wychowywane autorytatywnie. Swoje musi jeszcze zdziałać przypadek i grupa rówieśnicza. Wychowanie
autorytatywne koreluje z byciem prawym człowiekiem, ale nie kształtuje prawego człowieka. Oto bezwzględne fakty naukowe, które — jak postaramy się dowieść
w niniejszym artykule — wcale nie muszą wywoływać w nas lęku przed bezsensem i chaosem oraz naruszać naszych najgłębszych pragnień sensu i bezpieczeństwa.
Głównym zagadnieniem, które zamierzamy poruszyć jest problem konsekwencji etycznych wynikających z przyjęcia nowego paradygmatu. Naturalnym następstwem
zaakceptowania tych założeń wydaje się bowiem potrzeba odpowiedzi na pytanie: czy znajomość praw genetyki behawioralnej zmienia cokolwiek w naszej postawie
rodzicielskiej? Celem niniejszych analiz będzie więc próba uzasadnienia tezy, że ludzie powinni być dobrzy i kochający dla swojego potomstwa, a raczej, że
w większości chcą tacy być, pomimo wiedzy, że ich postawa wychowawcza ma bardzo nikły bądź zerowy wpływ na kształt osobowości swych pociech w dorosłym
życiu.
Liczymy również, że nasz artykuł pozwoli rodzicom, którzy zbyt dosłownie traktują porady różnego rodzaju „ekspertów" od wychowania dzieci dostrzec inną,
spokojniejszą perspektywę rodzicielstwa.
Spróbujmy jednak wcześniej przyjrzeć się tym prawom. Oto one:
1. Każda ludzka cecha behawioralna jest dziedziczna.
2. Wpływ genów jest silniejszy od wpływu dorastania w jednej rodzinie.
3. Znacznej części wariancji złożonych ludzkich cech behawioralnych nie da się wyjaśnić ani działaniem genów, ani wpływem rodziny [4,5,6].
1.
Każda ludzka cecha behawioralna jest dziedziczna
Cecha behawioralna to stała cecha jednostki mierzona za pomocą wystandaryzowanych testów psychologicznych. Prawo to odnosi się do cech behawioralnych
będących przejawem pewnych uzdolnień czy temperamentu. To, jak biegle posługujemy się językiem, na ile jesteśmy religijni, liberalni bądź konserwatywni
jest dziedziczne. Określone cechy behawioralne, w oczywisty sposób uzależnione od treści kulturowych, z jakimi osoba styka się w domu rodzinnym lub w
innych środowiskach, np. to, jakim językiem się posługujemy, jaką religię wyznajemy, czy też do jakiej partii politycznej należymy nie są uwarunkowane
genetycznie w najmniejszym nawet stopniu. Dziedziczne okazują się czynniki osobowości takie jak: inteligencja ogólna, otwartość na doświadczenie,
sumienność, ekstrawersja, ugodowość i neurotyczność, ale również takie cechy szczegółowe jak: uzależnienie od nikotyny bądź alkoholu, czas spędzany przed
telewizorem albo prawdopodobieństwo wzięcia rozwodu [7].
2.
Wpływ genów jest silniejszy od wpływu dorastania w jednej rodzinie
| 1. freedigitalphotos.net |
Genetycy behawioralni wyróżnili dwa rodzaje odrębnych środowisk, które mogą na nas wpływać. Pierwsze nazwane „wspólnym" dotyczy wszystkiego co oddziałuje
zarówno na nas samych, jak i na nasze rodzeństwo, rodziców, życie rodzinne, dzielnicę, w której mieszkamy. Drugie nazwane „swoistym" dotyczy natomiast
wszystkich pozostałych elementów środowiska, czyli tego wszystkiego, co oddziałuje na jedno z rodzeństwa, ale nie na drugie, czyli doświadczeń takich jak
np. upadek z roweru czy choroba zakaźna. Innymi słowy, określa wszystko, co przytrafia się nam w ciągu życia, ale wcale nie musi się przytrafiać naszemu
rodzeństwu. Przeprowadzone badania jednoznacznie udowodniły, że wpływ środowiska wspólnego okazuje się niewielki, często nieistotny statystycznie, a
czasami po prostu zerowy. Wymienić można trzy odkrycia naukowe, które doprowadziły do tego wniosku:
a) dorosłe rodzeństwo jest do siebie podobne niezależnie od tego, czy dorastało w jednej rodzinie, czy w różnych,
b) rodzeństwo adopcyjne, pochodzące od różnych biologicznych rodziców, ale wychowywane razem, nie jest do siebie bardziej podobne niż para ludzi losowo
wybranych spośród przechodniów na ulicy,
c) bliźnięta jednojajowe nie są do siebie bardziej podobne, niż można by oczekiwać na podstawie oddziaływania ich wspólnych genów [8,9,10]
3.
Znacznej części wariancji złożonych ludzkich cech behawioralnych nie da się wyjaśnić ani działaniem genów, ani wpływem rodziny
Jak można zatem je wytłumaczyć? Otóż, wniosek ten odnosi się do środowiska swoistego, które wedle obliczeń wynosi 50%, w zależności od tego, co i w jaki
sposób się mierzy. W praktyce oznacza to, że bliźnięta jednojajowe wychowywane razem, które mają te same geny i środowisko wspólne, wcale nie są identyczne
pod względem intelektu czy osobowości. To środowisko swoiste zatem, w bardziej ogólnym ujęciu, czyni nas tym kim jesteśmy [11]. Czym ono jest?
Część psychologów sugeruje „kolejność urodzenia" jako czynnik decydujący. W tym ujęciu urodzeni później mieliby bardziej buntowniczą, nonkonformistyczną
naturę od pierworodnych, a także przewagę takich cech jak: ufność, towarzyskość i pomysłowość. Tylko część badań wykazała jednak, że pomiędzy kolejnością
urodzenia a pewnymi cechami osobowości może istnieć słaba korelacja, a inne w ogóle jej nie potwierdziły [12].
Według Judith Rich Harris tym zagadkowym swoistym czynnikiem środowiskowym jest „grupa rówieśnicza". Jej zdaniem w niej przebiega socjalizacja, czyli
przyswajanie norm i umiejętności potrzebnych do radzenia sobie w społeczeństwie. To zatem do rówieśników dzieci starają się upodabniać znacznie bardziej
niż do rodziców [13,14].
Steven Pinker wskazuje natomiast na „los" jako czynnik, który może odgrywać decydującą rolę w kształtowaniu osobowości dziecka. To przypadek bowiem w
znacznym stopniu decyduje o tym, którą z wolnych nisz w grupie rówieśniczej zajmie dziecko, a tym samym jakim statusem (przywódcy, żołnierza, błazna,
luzaka, kozła ofiarnego, rozjemcy) będzie się ono w niej cieszyć. Jest to jednak teoria, która nie jest jeszcze zweryfikowana empirycznie. Pinker idzie
dalej w swych dociekaniach, stwierdzając że Los działa na organizm na każdym etapie jego życia, również płodowego. Przypadek, który być może stanowi
rozwiązanie zagadki trzeciego prawa genetyki behawioralnej, leży całkowicie poza zasięgiem naszej kontroli i nie ma nic wspólnego z wolną wolą. Oznacza to,
że nikt nie wybiera sobie np. orientacji seksualnej, lękliwości, schizofrenii, ekstrawersji czy impulsywności [15].
Reasumując, należy stwierdzić, że nasz umysł jest kształtowany przez: geny — 50%, środowisko wspólne — 0% i środowisko swoiste — 50%. Jeżeli chcemy być
ostrożniejsi to w świetle innych obliczeń geny stanowią 40% — 50%, środowisko wspólne — 0% — 10%, a środowisko swoiste — 50% [16].
Biorąc pod uwagę powyższe dane bez cienia przesady można stwierdzić, że większość poradników dla rodziców zawiera nieprawdy poparte błędnie
przeprowadzonymi badaniami, które wykazują jedynie istnienie korelacji (a nie związku przyczynowo — skutkowego) między zachowaniami rodziców a ich
potomstwa. Na tej podstawie niesłusznie wnioskuje się zatem, że to wychowanie ukształtowało badane dzieci, tak jakby nie istniało nic takiego jak geny
[17,18]. Poza tym raczej próżno doszukiwać się w tych poradnikach koncentracji na jeszcze innych czynnikach wymykających się spod kontroli rodziców, a
które mają prawdopodobnie obok genów kluczowe znaczenie w kształtowaniu osobowości i intelektu dzieci, takich jak los (przypadek) czy grupa rówieśnicza.
Czy w związku z tą wiedzą można sformułować jakąś sensowną poradę dla rodziców lub osób, które chcą nimi zostać? Wydaje się, że tak. Racjonalna, choć
nieintuicyjna, jest taka oto sugestia: jeżeli odkrywasz w sobie podatność na stres i nie chcesz, by twoje dziecko również miało ten sam problem w
dorosłości, lepiej się tym nie stresuj. Wbrew temu, w co wierzyłaś/eś, jest mało prawdopodobne, by stosowane przez ciebie metody wychowawcze miały istotny
wpływ na poziom lęku u twojego dziecka [19].
Najgorszym z możliwych wniosków, do którego mógłby dojść nasz czytelnik, jest taki, że skoro coś jest dziedziczne, to nic nie da się z tym zrobić. Trzeba
przyznać, że taka pesymistyczna perspektywa rzeczywiście skutecznie mogłaby zniechęcać do działania. Okazuje się jednak, że nawet bardzo wysoka
odziedziczalność danej cechy, nie oznacza niemożności jej zmiany. W zasadzie oznacza ona tylko, że aktualne środowisko wywiera niewielki wpływ na
indywidualne różnice w zakresie danej cechy, nic natomiast nie mówi o potencjalnym wpływie nowych środowisk. Wysoka odziedziczalność jakiejś cechy może
zatem wskazywać, w jaki sposób modyfikować niekorzystne warunki środowiskowe. Być może w przyszłości na podstawie miar odziedziczalności będzie można
oceniać skuteczność programów edukacyjnych [20].
1 2 3 Dalej..
« Nauki o zachowaniu i mózgu (Publikacja: 27-12-2013 )
Jarosław Miętkiewicz Magister pedagogiki i fizjoterapii. Pracuje jako fizjoterapeuta w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9522 |
|