Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.022 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Polski inteligent jest wyjątkowym konformistą. Owszem, uwielbia mieć własne zdanie, ale pod warunkiem, że jest to zdanie podzielane przez wszystkich innych. Z przejęciem powtarza więc obiegowe banały i nawet nie przyjdzie mu do głowy, aby zadać jakieś pytanie. Uwielbia chodzić w nogę, być w masie, po słusznej stronie i śpiewać w chórze.
 Kultura » Historia

Skarb stepowego barona [2]
Autor tekstu:

Po rozstrzelaniu nieudolnego naśladowcy Czyngis-chana zastępy różnych awanturników ruszyły na poszukiwania — skarbu. Już 11 kwietnia 1920 roku irkucka gazeta „Włast' Truda" podawała, że odzyskano zaledwie 20 tysięcy pudów złota, na sumę około 410 milionów rubli, z zapasów zabranych dwa łata wcześniej przez admirała Kołczaka z sejfów kazańskiego banku. Rosyjski pud dzielił się na 40 funtów i ważył dokładnie 16,33 kg. Dwadzieścia tysięcy pudów to 326,6 ton złota. Biali zdołali przez dwa lata „upłynnić" przeszło sto ton. Wspólników mieli wielu. Naczelnik Azjatyckiej Konnej Dywizji poza zasekwestrowanymi w Urdze walorami banku państwowego dysponował również przejętym transportem części „kołczakowskiego" złota i odebranymi Chińczykom łupami. Tuż przed dostaniem się do niewoli zdołał wręczyć komuś zaufanemu list przeznaczony dla krewnych, zamieszkałych w rodowej siedzibie nie opodal Rewia do którego miał być dołączony testament. W przypadku nie zgłoszenia się spadkobierców przez okres półwiecza, skarb miał zostać przekazany na cele lamaizmu.

Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie wyjaśnione, po co występujący w mundurze Wehrmachtu lejtnant Doellert podający się za krewnego barona von Ungern-Sternberga poszukiwał tuż przed wkroczeniem wojsk sowieckich do Warszawy znanego pisarza i podróżnika Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Był on wówczas gościem w należącym do państwa Witaczków właścicieli milanowskich fabryk jedwabiu pałacyku w Żółwinie na krańcach Podkowy Leśnej. Powtarzane w kręgu przyjaciół pisarza słowa przepowiedni lamajskiego mnicha, że nie zamknie oczu, póki Ungern nie przypomni mu, że nadszedł czas rozstania się z życiem — sprawdziły się. Parę dni po niespodziewanej wizycie niemieckiego oficera zmarł. Pochowany został na cmentarzu w Milanówku 3 stycznia 1945 roku. Władcy Brunatnej Rzeszy, aby przedłużyć agonię i doczekać użycia „cudownej broni" zdecydowali się rozegrać ostatnie karty. Prawdopodobnie uważali, że znany pisarz może być kandydatem do „rządu polskiego" w Berlinie. Przypuszczali zapewne, że będzie się obawiał poniesienia konsekwencji uznania jednej z jego książek za paszkwil na Lenina.

Wielokrotnie wydawane w kraju i za granicą jego książki rozchwytywała nie tylko młodzież poszukująca w nich sensacji, wrażeń z egzotycznych podróży, opowieści o Wielkiej Przygodzie. Był człowiekiem wyjątkowego formatu. Wszechstronność zainteresowań, zdolności, talent, ambicja, żyłka awanturnicza, skłonność do intryg — wszystko razem niewątpliwie tworzyło mieszaninę piorunującą. Liczyć na powodzenie misji powierzonej Doellerdtowi, gdy „katiusze" szturmowały niemieckie pozycje już zza Wisły, mogli tylko marzyciele spod znaku trupiej główki. W przypadku niepowodzenia świadkowie musieli zostać usunięci. Jarosław Iwaszkiewicz, uczestnik pogrzebu Ossendowskiego, po latach napisze w liście do mnie opublikowanym w „Życiu Warszawy" 17.08.1969 r.: "cała ta sprawa przyprawia mnie o lekki dreszcz".

Warto odnotować, że dziesięć lat wcześniej ktoś podpisujący się Cagaan Tołgoj komentując jakieś dziennikarskie rewelacje we wrocławskim tygodniku kulturalnym „Odra" (nr 35 z 1958 r.) stwierdził krótko: "Skarby są, ale ukryte w rejonie jeziora Buir-nuur we Wschodniej Mongolii". Pod pseudonimem ukrywał się były oficer Azjatyckiej Konnej Dywizji Kamil Giżycki.

Ataman Grigorij Siemionow
2. Ataman Grigorij Siemionow

W okresie gdy Ossendowski wykłada chemię i geografię ekonomiczną na Politechnice i Akademii Rolniczej w Omsku, jako byłemu konsultantowi związku eksploatatorów złota miano mu zaproponować stanowisko technicznego doradcy w sztabie Kołczaka. Na Syberii szalała wojna domowa. Uchodząc na wschód admirał Kołczak miał uwieść z sobą około trzydziestu tysięcy pudów złota. Miał nadzieję, że nad Bajkałem powstrzyma zwycięski marsz czerwonych. Nie powstrzymał. Z wyroku sądu rewolucyjnego w Irkucku 7 lutego 1920 roku został rozstrzelany na lodzie Angary. W ostatnim rozkazie przekazywał władzę na Zabajkalu kierowanemu przez atamana Grigorija Siemionowa rządowi Rosyjskich Kresów Wschodnich".

Po opuszczeniu Krasnojarska Ossendowski udaje się na południe i przekracza granicę Kraju Urianchajskiego który zaledwie parę lat wcześniej carska Rosja wyrwała Chinom. Obecnie nosi on nazwę Autonomicznej Repubiki Tuwa i uważany jest za kolebkę wszystkich narodów tureckich które wcześniej czy później odzyskają władzę nad Syberią. Po paromiesięcznym pobycie w tajdze, przedarł się ku górom Ułan Tajga. Za nimi była Mongolia. Przez pewien czas przebywa w niedużej osadzie Chatgał, nad jeziorem Chubsuguł. Znajdowała się tam liczna kolonia rosyjska i bezpośrednie połączenie telegraficzne z Irkuckiem linią przeciągniętą wzdłuż tunkijskiego traktu. Drogę powrotu do Europy ma odciętą. W pierwszych miesiącach 1920 roku grupki kołczakowskich niedobitków przedostają się do Kraju Urianchajskiego. Uczynić mogli to łatwo. Licząca parę tysięcy kilometrów, poprowadzona po bezludnych górskich pustkowiach granica praktycznie była i jest nadal nie do upilnowania. Pod koniec 1920 r. Ungern na czele Azjatyckiej Konnej Dywizji wkracza do Mongolii. Ossendowski w tym czasie opuścił już Chatgał, przenosząc się do Uliastaju, gdzie w dalszym ciągu rezydował chiński amban gubernator. Po upadku Kołczaka Uliastaj też został zalany rzeszą uciekinierów z Rosji, czekających na możliwość powrotu do kraju rodzinnego lub zamierzających wyemigrować przez Urgę i Chiny do Europy. Początkowo władze patrzyły przez palce na nieposiadających paszportów cudzoziemców. Ale gdy ci zaczęli się wodzić za łby i cichaczem uzbrajać, miejscowe więzienie zapełniło się ex-białogwardzistami. Uliastaj przypominał beczkę prochu ponieważ żołnierze parotysięcznego garnizonu chińskiego i kulisi tylko czekali na sygnał, aby runąć na składy i magazyny handlowe rosyjskich firm, wyprawiając przy okazji do nieba wszystkich białych. Wieści napływające z Urgi o krwawej łaźni, jaką sprawił Chińczykom baron, jeszcze bardziej zaogniały atmosferę. Władze mongolskie też miały już dość panoszenia się na swoim terytorium sąsiadów z północy i południa. Nieszczęśnicy usiłujący zachować neutralność rychło gryźli ziemię. Warto zapoznać się ze wspomnieniami A. W.Burdukowa, pracownika firmy handlowej „Centrosojuz":

Ponieważ miejscowi Polacy wiedzieli o rozpoczętej wojnie polsko-bolszewickiej, w miarę możliwości chcieli zostać małymi Lawrence’ami, szczując ludzi przeciwko sobie. Mieli nadzieje, że tą drogą osłabią siły Rosji Radzieckiej. Profesor Ossendowski wniósł niemały wkład w dzieło organizacji biało-bandyckich porządków Ungerna, rezultatem których były straszne spustoszenia i liczne ofiary… Zasugerował także degeneratowi Ungernowi myśl o restauracji domu Romanowych, a sam za otrzymane od niego środki pojechał na wschód za carem Mikołajem Romanowym, którego miejsce miało rzekomo być znane tylko jemu.

Pierwsze spotkanie z Ungernem miało prawdopodobnie miejsce w klasztorze Wan-churee Krwawy Baron początkowo potraktował niespodziewanego gościa, który za jego plecami spotykał się z mongolskimi książętami i chutuchtu klasztorów, z dużą rezerwą. Chroniła go jednak „dzara" — list żelazny, jaki otrzymał jeszcze w Uliastaju. Uprawniała do podróżowania „urtonem" od tabunu do tabunu. Od wieków takim dokumentem dysponowali tylko osobiści wysłańcy chanów, wiozący wyjątkowo ważną pocztę. Po stepach poruszali się błyskawicznie. Z przypiętymi do czapki sokolimi piórami, owinięci jedwabnym pasem, zmieniając co kilkadziesiąt kilometrów konie, przesadzani w biegu przez towarzyszących im na krótkich odcinkach przewoźników przebywali po kilkaset kilometrów na dobę. Na pola bitew w Europie wieści o decyzjach zapadłych na kurułtajach docierały po 8-10 dniach. Ossendowski tak szybko nie podróżował, ale posiadając „dzarę" musiał być uznany za ważną personę. Co ciekawsze, wydały mu ją władze chińskie, pozostające na stopie wojennej z Ungernem. Jest wątpliwe, aby do nich przemówił pretekst: poszukiwanie carskiego kuzyna Michała Romanowa. Mocno problematyczne jest również, aby ten tylko argument wystarczył Ungernowi do wypuszczenia ze swoich rąk bądź co bądź cennego fachowca, chemika, który jednemu z jego oficerów, Kamilowi Giżyckiemu, przekazał technologię produkcji gazów trujących. W Urdze zatrzymał się zaledwie na parę dni. Niewiele dłużej trwała znajomość z Ungernem. Najprawdopodobniej było to między 3 a 10 maja 1921 roku. Wtedy właśnie mogła mieć miejsce wizyta u starego lamy w klasztorze Naran-banczi-churee. Przepowiedział obu daty śmierci. Barona dzieliło od niej zaledwie 130 dni. Czas więc naglił. Ossendowski musiał zdążyć do Władywostoku przed przygotowywanym tam przewrotem, skierowanym przeciwko opanowanemu przez komunistów rządowi Republiki Dalekiego Wschodu. Baron wiedział wręczając mu woreczek nieoszlifowanych diamentów oddaje mu do dyspozycji sześcioosobowego Fiata. Ossendowski w Hajłarze wsiądzie do pociągu i po kilkunastu godzinach jazdy koleją dotrze do Władywostoku. Na temat jego udziału w rozgrywających się wówczas wydarzeniach wiemy niezbyt wiele. W Historii Mongolskiej Rewolucji Ludowej określa się naszego rodaka jako awanturnika. On sam raczej niechętnie wspominał o mongolskich wojażach, choć skądinąd pamięć mu dopisuje znakomicie, gdy bawił słuchaczy opowieściami o polowaniach nad Ussuri, gdzie naraz miał zabijać po 5 tygrysów lub łapać pełzające od jeziora do jeziora szczupaki.

Po opuszczeniu Władywostoku podróżuje po Japonii. Spotyka tam wydawcę brukowych kryminałów z Chicago, J.Pallena. Przystaje na propozycję opisania przygód, jakie ostatnio przeżył. W ciągu paru tygodni pobytu w jednym z hoteli, powstaje maszynopis. PRZEZ KRAJ BOGÓW, ZWIERZAT I LUDZI. Książka ukaże się w Nowym Jorku kilkanaście miesięcy później, w początkach 1922 roku. Sven Heddin i dr Montanon publicznie zarzucili jej autorowi, że w opisach geograficznych i przyrodniczych rozmijał się z prawdą. To samo miało dotyczyć obyczajów miejscowych plemion ich wierzeń, a nawet dziejów walk Azjatyckiej Konnej Dywizji. Niektórzy zarzucali autorowi nawet, że większość opowieści wyssał po prostu z palca, a w Mongolii i Tybecie nigdy nie był. Cała ta wrzawa stanowiła, jak na amerykańskie stosunki, świetną reklamę. W krótkim czasie książkę przełożono na 17 czy 18 języków, włącznie z fińskim, holenderskim i słowackim. Stała się bestsellerem. Autor z zarzutami upora się dość łatwo określając przeciwników jako — bolszewickich agentów. W przypadku dr. Montanona miał prawdopodobnie rację. Byli tacy, którzy twierdzili, że baron chciał profesora wysłać do Tybetu z poselstwem do Dalaj-Lamy, lecz ten "nie zgodził się i wyjechał do Chin.


1 2 3 4 5 Dalej..
 Zobacz komentarze (8)..   


« Historia   (Publikacja: 06-01-2014 Ostatnia zmiana: 07-01-2014)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 49  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9534 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365