|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Czytelnia i książki Oziębienie [2] Autor tekstu: Bartłomiej Gajek
Daleka Północ oferowała w lecie, trwającym koło dwóch miesięcy, 24-godzinne dni. Słońce, gdy zachodziło, chowało się tylko na chwilę za drzewami i parę
godzin potem, wstawało znów. Jasno było prawie całą dobę. Noce nadchodziły szybko, a w nocy, choć człowiek zmęczony, umysł nie dawał spać. Janek myślał o
rodzinie, o Zosi. Dowiedział się, że lepiej zdusić takie myśli od razu. W obozie sporo było samobójstw właśnie przez to.
Po tygodniu odśnieżania dachów, Janek czuł, że siły z niego opadają. Wcześniej był „robotiagą", a więc więźniem wyrabiającym normę, dostającym wyżywienie i
nie poddającym się zmęczeniu. Teraz był „dochodiagą", czyli więźniem, który opadł z sił i nie jest w stanie wykonywać normy. Chłopak zaczął dostawać
mniejsze racje żywnościowe i czuł coraz mocniej wycieńczenie organizmu. Kolega Janka stał się „tiemniagą". Więźniem, który symuluje głupiego i udaje mu się
to. Bardzo szybko wkupi się w łaski swojego przełożonego. Oczywiście kłamstwami i oszustwami.
Wreszcie Janek dostał „wychadnoj", czyli dzień wolny od pracy. W tym dniu odpoczywał, ale również udał się do magazynu, by zdobyć nową parę butów i
cieplejszą kurtkę. Dostał znoszone, czarne, robocze buty i ciepłe futro. Do baraku Janka przydzielono brygadiera. Był nim dobrze zbudowany Ukrainiec.
Brygada chodziła teraz na robotę do elektrociepłowni. Zadanie polegało na drążeniu tuneli pod jakieś słupy.
Mijały dni, miesiące, aż w końcu minął rok. Janek przywyknął do obozowego życia. Po zakończeniu prac w „tiepłoelektrostancje", nadeszła pora na pracę w
kopalni. Niezwykle ciężka harówka, ale jedzenia przynajmniej więcej. Pierwszego maja doszła do obozu informacja o upadku Berlina. Więźniowie, mieli cichą
nadzieję, że zostaną wypuszczeni do domów. Ale to tylko marzenia, a jak to się mówi, lepiej zdusić je w zarodku. Następnie Janek pracował w kuchni, jako
krajacz chleba. Tu dowiedział się czegoś na temat wyżywienia.
Jedyną zapłatą za pracę, był posiłek. Ten zaś zależał od wykonania normy i ciężaru pracy. Całe wyżywienie było podzielone na 6 kotłów. Za wykonanie normy
poniżej 100%, ale nie mniej niż 51%, więzień dostawał kocioł numer 1. Za 100% normę, dostawał kocioł nr.2. Skala rosła, aż do kotła numer 6. Poza tą skalą,
były jeszcze dwa kotły, kocioł karny (sztrafnoj), za niewykonanie normy do 50% lub zrezygnowanie z pracy i chorobowy (bolnicznyj), który był mniej więcej
pomiędzy kotłem 2 i 3.
Pewnego dnia Janek poznał Michaiła Kusznarowa, pracownika "Briz:, czyli komórki racjonalizacji i wynalazczości. Zaczęli ze sobą rozmawiać. Michaił
zaproponował chłopakowi przygodę z literaturą rosyjską. Spotkali się na leżniówce, czyli obozowej drodze.
— Zaczniesz czytać, dokształcisz się w języku. To dobre rozwiązanie, uwierz! — przekonywał Kuszniarow.
— Rozumiem cię, ale o ile się orientuję, to praktycznie nie ma możliwości wypożyczenia książki z tutejszej biblioteki.
— Musisz wnieść jakąś swoją książkę — stwierdził Michaił.
— Ano widzisz. A ja nie posiadam swoich książek, drogi przyjacielu.
— Spokojna twoja głowa! Załatwię ci coś!
I rzeczywiście, następnego dnia nowy kolega podarował Jankowi Pogląd na sytuację w fabrykach.
— Zanieś to do biblioteki — polecił Michaił.
— Ale co mam wypożyczyć? — zapytał Janek.
— Po pierwsze, masz się zachowywać normalnie. Grzecznie. Nie pajacować. Po drugie weź Gorkiego. Postaraj się też jakoś załatwić zeszyt i coś do pisania,
nawet ołówek.
— Po co mi to wszystko?
— Będziesz rozpisywać sobie słowa, a ja będę ci je tłumaczył.
Dzień za dniem, w przerwach pomiędzy pracą, Janek uczył się słówek rosyjskich.
Praca. W końcu to ważna część życia obozowego więźnia. Praca pochłonęła Janka na kolejne długie lata. Kolejną robotą jego brygady było ratowanie mostu w
górze rzeki. Trzeba było rozebrać kilkadziesiąt metrów torów na nasypie, a następnie go rozgrzebać.
Mijały święta, rocznice, urodziny. Janek nie zdawał sobie sprawy z istnienia tych dni. Nauczył się, że żeby przetrwać, trzeba umieć zapomnieć. Nadchodziła
marzec 1953 roku i cały obóz wiedział, że śmierć „generalissimusa" jest nieuchronna. Zbliżała się szybkimi krokami. Tego dnia współwięźniowie Jana siedzą w
baraku i słuchają radia. Nagle audycja zostaje przerwana, rozlega się parę taktów dramatycznej muzyki i spiker zaczyna mówić: — Siewodnia w 15 czasow 20
minut towariszcz Stalin skańczałsia.
Następuje chwila ciszy i zaczyna rozbrzmiewać z głośników marsz żałobny Chopina. Dziś o 15:20 towarzysz Stalin zakończył życie.
W obozie zapanował strach. Co stanie się z więźniami po śmierci tyrana? Ale minął rok i nic się nie zmieniło. Wszystko zostało po staremu.
Pewnego dnia Janek został wezwany do biura obozowego. Przed nim zasiadło dwóch kapitanów. Jeden Polak, drugi Rosjanin. Zaczęli wypytywać chłopaka o ojca,
matkę, pochodzenie, dom, sytuację rodzinną i wiele, wiele innych rzeczy. Wreszcie Janek dowiedział się, że zostanie odesłany do domu, do Lwowa. Dla
człowieka, który spędził prawie 10 lat w obozie, nie wiedzącego, co się stało z jego rodziną, powrót może być bolesny. Ale Janek i tak się cieszy, w końcu
wróci na swe ziemie.
Pociąg ruszył z peronu. Parę wagonów osobowych, parę towarowych. Gwizd i świst był ogłuszający, lecz siedzący w przedziale młody Lwowianin rozmawiał wraz z
innymi mężczyznami rozmawiał głośno. Po drodze na południe do składu doczepiane zostały kolejne wagony. Janek dostał suchy prowiant, do tego herbaty można
było pić ile się chciało. Po paru godzinach podróży oczom Janka ukazał się Ural, Minęli jego najwyższy szczyt — „Gorę Narodnaja". Podróż trwała, a Janek
powtarzał sobie w duchu, że ma wysiąść we Lwowie. Pilnował każdego kilometra trasy.
Nadszedł kres wędrówki. Lwów. Tutaj na Janka czekała kolejna niespodzianka. Nazwy ulic zostały pozmieniane, napotkani przezeń ludzie mówili po rosyjsku. Na
peronie, ku wielkiemu zdziwieniu mężczyzny, stały jego matka i Zosia. Obie zapłakane i zmienione. W końcu minęło tyle czasu. Padli sobie w ramiona. Janek
zapytał o ojca, ale matka pokręciła głową. Nie żył. Wysłano go do Inty, tam zmarł na „cyngę", czyli szkorbut. Jak się okazało, dziesięć lat temu, matkę
odsunięto od wagonów. Stwierdzili, że nie ma dla niej miejsca. Zamieszkała razem z Zosią, pod jednym dachem. Janek powoli oswajał się z starym miejscem,
zaczął żyć normalnie, choć czuł często oziębienie.
1 2
« Czytelnia i książki (Publikacja: 15-03-2014 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9604 |
|