|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Kościół, islam i cywilizacyjny gambit [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
W świetle aktualnych przemian i tendencji cywilizacyjnych, które zarysowałem w moim poprzednim tekście, parę akapitów należy poświęcić ocenie sytuacji dwóch nurtów ideologiczno-religijnych, które przez swą skalę są siłami liczącymi się globalnie: katolicyzm i islam. W komentarzach zarzucono mi zresztą, że
nieuwzględnienie islamu jako dynamicznego gracza cywilizacyjnego stanowi mankament całej analizy. Wszak świat nie jest rozpięty pomiędzy zachodnim
kapitalizmem i alternatywą wyłaniającą się na Wschodzie. Jest jeszcze potężniejący ofensywny islam.
Gasnąca gwiazda
Zaangażowani katolicy wielokrotnie z podziwem spoglądają na islam, załamując ręce nad tym, że muzułmanie są o wiele bardziej oddani swojej religii.
Podzielam zdanie Petera de Rosy o tym, że jesteśmy świadkami epilogu religii katolickiej. Katolicyzm wciąż ma duży potencjał jako organizacja społeczna (i
papież Franciszek, w przeciwieństwie do Jana Pawła II, doskonale rozumie, że to jest jedyny potencjał, który pozostał kościołowi — sekularyzacja kościoła
to ostatnia szansa na odegranie jeszcze jakiejś roli społecznej). Katolicyzm jednak jako religia zamyka już jednak swoją historię — jego mity bowiem do cna
się niemal wypaliły i nie przemawiają już do wyobraźni rozwiniętych społeczeństw. Sa po prostu nieadekwatne. Nawet wśród czołowych apologetów kościoła
dominują ludzie postrzegający kościół jako gwaranta pewnej „nauki społecznej", którzy wykazują marginalne zainteresowanie jego rolą jako źródła mitu.
Dlatego katolicyzmowi pozostał już tylko projekt społeczny (ewangelie były mitami wykluczonych, więc zsekularyzowane chrześcijaństwo powinno prowadzić do
projektu lewicowego — prawicowe projekty społeczne zawsze miały dośc luźny związek z ewangeliami). Twierdzenie, że w Europie dochodzi do zderzenia religii
islamskiej z chrześcijańską jest dziś jedynie pobożnym życzeniem i próbą zaklinania rzeczywistości. Nieporozumieniem jest bowiem utrzymywanie, że Europa
wciąż jeszcze w większości jest chrześcijańska. Religia działa bowiem wtedy i tylko wtedy, kiedy determinuje wartości danego społeczeństwa. To że wielu
Europejczyków wciąż chodzi do swoich kościołów nie oznacza, że wyznaja oni religię tych kościołów. Kościoły po Janie Pawle II i Benedykcie XVI sukcesywnie
redukują się do roli użytecznego organizatora cyklu życia (ryty przejścia) i realizacji niezbędnych potrzeb afiliacji grupowej. Trudno byłoby sformować
dziś chętnych na katolicki dżihad, choć pewnie wielu katolików chętnie przyklasnęłoby temu, by ich pleban zamiast czystać usypiające bajeczki, zajął się
rozwiązywaniem pewnych problemów lokalnej społeczności (choćby przez udostepnienie salki katechetycznej na jakąś świetlicę dla młodzieży, by oderwać ją od
komputera).
Dlatego właśnie twierdzę, że katolicyzm wkroczył w ostatni etap swojej historii. Nie można sobie bowiem wyobrazić, by jego mity odzyskały swój potencjał.
Naiwnością byłoby jednak przyjęcie, że upadek tradycyjnych religii przybliża nas do społeczeństw bez religii i mitów. Naturalnie, nim osoby o ubogiej
wiedzy humanistycznej zorientują się, jakie nowe mity i religie nadają dynamikę życiu społecznemu — może upłynąć wiele czasu. Podstawowym błędem refleksji
ateistycznej jest założenie, że religia służy do „wyzysku" a nie do „manipulacji". Różnica jest zasadnicza, gdyż wyzysk jest jednoznacznie pejoratywny,
podczas kiedy manipulacja to — ujmując to słowami bardziej neutralnymi — technika inżynierii społecznej.
Od Oświecenia katolicyzm w sposób naturalny dąży do sojuszów antysystemowych, gdyż świat pooświeceniowy to triumf systemu wygenerowanego przez świat
protestancki. Kapitalizm jest projektem esencjonalnie protestanckim (z czym wcale nie jest sprzeczny fakt, że kraje kapitalistyczne ulegają najszybszej
sekularyzacji — jest to reaktywacja Imperium Romanum, w którym chrzescijaństwo jest spychane do marginesu, głównie jako narkotyk dla wyzyskiwanych).
Globalny sukces kapitalizmu to sukces protestanckiego projektu społecznego w którym dla katolicyzmu nie ma miejsca i w którym skazany jest on na upadek.
Naszą perspektywę w tym zakresie zaburza pontyfikat Jana Pawła II, który był papieżem sprzymierzonym z reżimami kapitalistycznymi, lecz w żadnym
razie nie wynikało to z logiki rozwoju Kościoła katolickiego, lecz było przejściowym zdobyciem władzy w Watykanie przez „frakcję kapitalistyczną".
W obecnym pontyfikacie Kościół wraca na swe antysystemowe tory.
Katolicyzm był religią ancien regime, feudalizmu. W epoce pofeudalnej nie może znaleźć swego miejsca i swego „naturalnego" sojusznika systemowego. Stąd
m.in. jego mariaż z reżimami autorytarnymi w okresie międzywojennym — wszak reaktywowały one ideę korporacyjną, która znacznie bliższa była feudalizmowi
aniżeli kapitalizmowi.
Tylko ci, którzy nie rozumieją incydentalnego charakteru pontyfikatu Wojtyły mogą utrzymywać, że katolicyzm jest naturalnym sojusznikiem kapitalizmu.
Kapitalizm to system protestancki i oznacza on nieuchronną i bezapelacyjną śmierć katolicyzmu. Całkowicie przeciwnie jeśli idzie o komunizm. W komunizmie
katolicyzm odżywa jak ryba w wodzie, zarówno jako opozycja, jak i potencjalny partner społeczny władzy świeckiej. Gierek i Wyszyński zrozumieli to, że
komunizm i katolicyzm mogą spokojnie ze sobą kooperować i ku temu zmierzał PRL w okresie Gierka. Wojtyła był elementem zdecydowanie się wyróżniającym na
tle óczesnego kościoła Wyszyńskiego.
Dlaczego katolicyzm znacznie lepiej współgra z komunizmem aniżeli z kapitalizmem? Już w ramach feudalizmu, awangarda katolicka projektowała nowy kurs
ustroju przyszłości — w Ameryce Łacińskiej. Był to projekt komunistyczny. Przejście feudalizmu w komunizm pozwoliłoby zachować wpływy społeczne
katolicyzmu. Komunizm był tym systemem w którym Kościół katolicki mógłby znaleźć swoją rolę i szansę na nowy sojusz społeczny.
Stało się jednak inaczej: jezuici zostali obaleni, feudalizm nie został wyparty przez komunizm, lecz przez protestancki kapitalizm, który był śmiertelnym zagrożeniem dla Kościoła
katolickiego.
Znamienne jest dla mnie, że obecny papież — tak mocno zaangażowany w walkę z projektem kapitalistycznym, to pierwszy jezuita na papieskim tronie. Wszak to
jezuici, na krótko przed swoim rozwiązaniem, eksperymentowali z tworzeniem pierwszych ustrojów komunistycznych. Zakon jezuitów swą kasatę przetrwał tylko
dzięki Rosji, która pozwoliła im nadal funkcjonować.
Jakkolwiek może się to wydać dziwaczne, dziś znów Rosja wyrasta na dość naturalnego partnera papiestwa. Tak jak w czasach carycy Katarzyny. Nigdy Watykan
nie miał takich wpływów w Rosji jak w okresie jej panowania (i kilku jej potomków). Geopolityka znów dziś pcha obie strony ku sobie.
Naturalnie, ze względu na gwałtowny klimat antyrosyjski na Zachodzie, napędzany przez kapitalizm i koncerny, sojusz ten nie będzie raczej zbyt jaskrawy i
oficjalny, gdyż mogloby to poważnie uderzyć w Kościół. Niemniej jednak dla każdego uważnego obserwatora trendów geopolitycznych, sojusz Rosji i Watykanu to
coś ze wszech miar naturalnego.
Trendy te w Watykanie musiały się już ujawnić przed wyborem Franciszka, gdyż w pewnym momencie światowe media zaczęły walczyć z Kościołem. Wcześniejsza
krytyka była dość kabaretowa, fasadowa. W pewnym natomiast momencie — mainstreamowe media zaczęły wymierzać realne ciosy. Jako zaangażowany antyklerykał
zmianę tę zaobserwowałem bardzo wyraźnie. Dopiero jednak po pewnym czasie zrozumiałem jej charakter: Kościół odchodzi od linii Wojtyły i zaczyna wyrastać
na poważną siłę wymierzoną w kapitalistyczne status quo.
Jest bowiem jasne, że w owym status quo, katolicyzm jest jedynie gasnącą gwiazdą. Jego obalenie nie daje wprawdzie żadnych gwarancji, że katolicyzm
przetrwa. Niemniej jednak stwarza dla Kościoła przynajmniej szansę na przetrwanie.
Islamizm — impregnat antykolonialny
Najsilniejszym współczesnym instrumentem religijnym wykorzystywanym w inżynierii społecznej jest islam. Współczesny fundamentalizm islamski jest reakcją na
ekspansję amerykańskiego neokolonializmu (w szczególności, choć nie tylko — szerzej chodzi o zachodni kolonializm). To sposób na impregnację społeczeństw muzułmańskich przed amerykańskimi technikami inżynierii społecznej. Odkąd
muzułańscy inżynierowie społeczni zamienili islam umiarkowany w fundamentalny, przestały tam działać miękkie metody podboju i USA musi korzystać z podboju
militarnego, co z kolei budzi przeciw „imperium" rosnącą krytykę globalną.
Dlatego właśnie nie wymieniam świata fundamentalizmu muzułmańskiego wśród sił kształtujących tak aktywnie przyszły kierunek cywilizacji — jest to bowiem
ideologia esencjonalnie defensywna, a to, co na Zachodzie kreowane jest na przejawy ataku świata islamu na świat chrześcijański — to nic innego jak próba
rozbicia neokolonializmu. Fundamentalizm ma jednak swój ogromny koszt: impregnacja muzułmańska przeciwko miękkim instrumentom inżynierii społecznej Zachodu
tłumi innowacyjność i kreatywność tej kultury. Nie zamarła ona, lecz jest niesłychanie ograniczona. Główna jej siła to demografia. Jest to o tyle strategia
błyskotliwa, że wykorzystuje ona główną słabość zachodniej kultury: demokracja + słaba prokreacja. Dzieki temu defensywna kultura islamska może pokonać
indywidualistyczną kulturę kapitalistyczną. Nie zmienia to jednak tego stanu rzeczy, który zasadniczą dynamikę cywilizacyjną upatruje poza światem islamu.
Chiny są mocne zarówno demografią, jak i kreatywnością.
Zachód prawdopodobnie przegra, ponieważ opowiedział się po stronie projektu protestancko-indywidualistyczno-kapitalistycznego. Kosciół katolicki
najwyraźnie nie zamierza iść na dno razem z systemem, który tak czy inaczej jest „nie z jego bajki". Dziś więc coraz wyraźniej ukierunkowuje się
antysystemowo.
George W. Bush postanowił odpowiedzieć na fundamentalizm islamski ożywieniem fundamentalizmu chrześcijańskiego, rzucając nowe hasła krucjatowe. Ukazało to
jedynie, że chrześcijaństwo nie jest już w stanie rozniecić wojny, gdyż hasła te trafiły generalnie w próżnię. Ujawniło to zapotrzebowanie świata
kapitalistycznego na nowy zapalnik społeczny wojen i poświęcenia. Zwłaszcza, że im bardziej USA będą tracić wpływy globalne, tym chętnie będą odwoływały
się do interwencji militarnych. Wśród instrumentów inżynierii społecznej zapalnik wojen jest najbardziej pożądany. Obecnie coraz bardziej traci na
znaczeniu inżynieria społeczna uruchamiająca u przeciwnika wewnętrzne procesy miękkiego rozwoju wpływów pozwalających na kontrolę społeczeństwa
przeciwnika. Muzułmanie na tyle są zaangażowani w swoją religię, że mogła się ona stać środkiem do ograniczania amerykańskich wpływów w krajach muzułmańskich.
Tymczasem świat kapitalistyczny nie dysponuje żadną analogiczną ideą czy mitem zdolnym do porwania przeciwko islamowi.
1 2 Dalej..
« Kultura (Publikacja: 01-06-2014 Ostatnia zmiana: 02-06-2014)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9667 |
|