|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Światopogląd naukowy
O wpływie nauki na rozwój miłosierdzia [4] Autor tekstu: Eliza Orzeszkowa
Jest to wyrobnik, najemnik, człowiek łańcuchem najprostszych potrzeb fizycznych skuty z cudzą ziemią, z cudzym domem, z bezduszną maszyną.
Mogłoż to być, aby szczęśliwsi współbracia nie uczuli głębokiej litości nad tymi ciemnymi, kornymi pracownikami, którzy do uczty ziemskiej zasiadając
ostatni, same z niej tylko, a i to gorzkie, zbierają okruchy?
Nie mogło tak być, nie było i nie jest.
W najnowszych szczególniej czasach, skutkiem wielu zmian i przewrotów, zaszłych w przemyśle, w obyczajach i wyobrażeniach, miłosierdzie tem więcej wzmogło
na tem polu czynność swą i przemyślność, im głośniejszą i groźniejszą stała się klasa ludzi, będąca jego przedmiotem.
Środkami przecie, najpospoliciej tu śród szerokiej publiczności używanemi lub żądanemi, są: jałmużna i bezwzględna równość w podziale bogactw.
Jedni nie wyobrażają sobie, aby nędzy inaczej zapobiegać można było, jak materyalnym dodatkiem; inni zniknięcia jej oczekują od powszechnego, radykalnego
przewrotu, panującego dziś porządku rzeczy.
Pierwsi, są to nerwowe organizmy lub tkliwe, poczciwe dusze, które uczuć swych nie poddają nigdy próbom rozumowania; drudzy, to burzliwe, zbuntowane
umysły, które rozumują fałszywie.
Hojni rozdawcy bezwzględnych jałmużn posiadają przecież wyższość nad krwawymi marzycielami powszechnych przewrotów.
Wprawdzie, jałmużna reprezentowana dorywczym, materyalnym datkiem, nędzom ludzkim dostatecznie nie zaradza nigdy, charaktery obdarowanych częstokroć psuje,
wygluzowując z
nich uczucie osobistej godności, osłabiając do reszty sprężystość ich woli, szczepiąc w nich wadę i nałóg lenistwa, — jakkolwiekbądź, istnieją przecież i
istnieć zawsze będą wypadki, w których jałmużna jest i zostanie potrzebą niezbędną, obowiązkiem świętym, ratunkiem jedynym. Idzie więc tu nie o absolutne
odrzucenie tego elementarnego środka miłosierdzia, ale o oględne, rozważne, mniej wyłączne jego używanie. Inna rzecz z mrzonką krańcowo socyalistyczną,
noszącą nazwę komunizmu.
Nie przeżyła ona czasu swego, jak mniema wielu, ale nurtując do głębi łona zachodnich społeczeństw, i dla nas także posiada, nie tyle naglący może, zawsze
jednak istotny interes.
Wobec wzmaganej wciąż rozwojem cywilizacyi sprzeczności bogactwa z ubóstwem, wobec trudnościami najeżonego zagadnienia kapitału i pracy, wobec wzrastającej
w spójność i śmiałość klasy wyrobniczej, idea schlebiająca najnamiętniejszym żądzom i najniższym instynktom tłumów, staje się dla nagromadzonych przez
ludzkość prac, prawd i bogactw, groźbą straszliwą.
A jednak pierwszem i prawdziwem jej źródłem jest uczucie litości. Ci bowiem, którzy okrywają się sztandarem idei w celach osobistych zysków i ambicyi, nie
warci są wspomnienia, istotni zaś, szczerzy i zarazem najpotężniejsi jej przewódcy, bywają bezsprzecznie ludźmi dobrej wiary, ognistej wyobraźni,
olbrzymiego zapału.
Względem uniesień tych szlachetnych w swem źródle, krzywych w swym rozwoju, jedna tylko nauka pełnić może czynność regulatora.
Trzeba, aby kipiącym umysłom tym, poważnych i spokojnych swych lekcyj udzielała filozoficznie pojęta, bezstronnie tłómaczona historya; aby okazała im ona,
że tak materyalny dobrobyt, jak moralna skala wszelkich warstw ludzkości, znajduje się w nieustannym acz powolnym postępie; że postęp ten istnienie swe
zawdzięcza nie gorączkowym szamotaniom się, nie gwałtownym zrywaniom z przeszłością, lecz łącznej, logicznej, nieustannej pracy ludów i czasów; że owszem,
wszelkie wybuchy krwawe i gwałty niszczące, za przeważne następstwo miały zawsze reakcyę, cofnięcie się żywiołów napastowanych, a jeźli kiedykolwiek i
udzielały bodźca drzemiącemu publicznemu sumieniu, to jednak obudzone, błądziło ono póty i wysilało się jałowo, aż je na ścieżki proste nie zawiodły:
pokój, miłość i oświata.
Historya to wskaże umysłom tym tak boleśnie rażonym panującą w świecie nierównością, o ile prawidłowy postęp i rozwój pojęć i działań ludzkich zmniejszyły
już tę nierówność. Obok dawnego wyrobnika roli, przykutego do gleby łańcuchem niewolnictwa, obok dawnego wyrobnika przemysłu, wyjętego z pod wielu praw
przysługujących innym warstwom ludności, ukaże im ona niewolnictwo wykreślone a równouprawnienie ustanowione stale w ucywilizowanem prawie i obyczaju całej
kuli ziemskiej.
Po historyi przybywa tu nauka o gospodarstwie społecznem. Spotwarzona i lekceważona przez wielu, ona to przecież jedynie udzielając wiadomości o naturze i
pochodzeniu własności, o nierozerwalnym jej związku z najgłębszemi i najstalszemi właściwościami przyrodzenia ludzkiego, usunąć może z umysłów zamiary
miłosiernych rabunków; ona to także cyframi i faktami wskaże, iż nie przez arbitralny podział bogactw, nie przez despotyzm masy nad jednostką, nie przez
sztucznie organizowane falanstery i gorączkowo śnione Ikarye i Atlantydy, bogactwo, własność i praca dosięgnąć mogą żądanego stopnia równowagi, ale przez
ustawy państwowe, udzielające obywatelom kraju dostatecznej miary bezpieczeństwa osób ich i majątków, przez otworzenie jak najszerszych, jak
najwszechstronniejszych dróg dla pracy i zarobku, przez zdjęcie wszelkich pęt krępujących przemysł i handel, przez wydźwignięcie nakoniec ludności
wyrobniczej z zalewającego ją morza ciemnoty umysłowej i złych moralnie nałogów za pomocą edukacyi tak humanitarnej jak fachowej, wzmocnienia i dobrego
skierowania jej woli, uzdrowienia jej uczuć i uszlachetnienia obyczajów.
Wszędzie też i zawsze czysta i poważna nauka walczyła i walczy z potwornym snem zbłąkanego miłosierdzia.
Kiedy we Francyi Proudhon, ów monarcha litościwych podpalaczy, cisnął w świat, niby garść żużli, szereg swych buntowniczych wyzwań i wywodów, Fryderyk
Bastiat podjął rękawicę prawdzie rzuconą i w odpowiedź „ekonomicznym sprzecznościom", napisał dzieło o ekonomicznych harmoniach. Dzieło nie było jeszcze
skończonem, gdy znużony pracownik uczuł zbliżającą się ku niemu zapowiedź śmierci. „Przestań pracować, a żyć będziesz długo jeszcze!" — mówili mu lekarze.
Bastiat nie przestał. Rozmiłowany jednako w ludzkości i w nauce, prostował on błędy, wskazywał drogi proste, głosił prawa zgody i jak rycerz od kuli, umarł
od trudu.
Kiedy słynny socyalista szkocki Owen, budował w Ameryce falanstery, na komunistycznych zasadach oparte, a trwać mające tak długo tylko, jak długo
przewodziła im potężna indywidualność ich założyciela, niemiecki ekonomista Schultze Delitsch naucza wyrobników kraju swego organizowania spółek
spółdzielnych, kas oszczędności, banków pożyczkowych, które w niespełna lat 20, z liczby 22 wzrastają do cyfry kilku tysięcy, gromadzą wkoło siebie setki
tysięcy wyrobników, rozrządzają się olbrzymiemi, milionowemi sumami.
Istnieją tu i ówdzie w świecie ucywilizowanym miejsca, w których ludzie dobrej woli rządząc się prawdami naukowemi i znajomością natury ludzkiej, bez burz
i przewrotów, bez szkód, ani krzywd niczyich, rozwiązali zagadnienie własności i pracy, podnieśli wyrobnika na wysoki stopień dobrobytu i godności
moralnej.
Jednem z miejsc takich są olbrzymie fabryki wełnianych i jedwabnych wyrobów w Mulhouse, w Alzacyi. Ani grunt, ani klimat, ani żadna szczególna właściwość
geograficznego położenia nie obdarzają miejsca tego wyjątkowo szczęśliwemi warunkami. To też kilkadziesiąt lat temu, wśród wyrobniczej tamecznej ludności,
liczącej już wtedy 17.000 głów, szerzyła się nieopisana materyalna i moralna nędza. Właściciele fabryk jak też zamożni okoliczni mieszkańcy hojnie sypali
na nieszczęsną tę ludność jałmużny chleba, grosza i słów przestrzegających. Było to przecież miłosierdzie nie zogniskowane, dorywczo i omackiem działające,
to też ku wielkiemu smutkowi i zdumieniu pełnicieli swych, żadnych nie przynosiło owoców. Ludzie dziś nakarmieni i przyodziani, stawali się nazajutrz
głodnymi znowu i nagimi, napominani i moralizowani, za chwilę popadali w dawne wady i nałogi. Nędza i ciemnota nie ustępowały, choroby, śmiertelność i
występki szerzyły się.
Natenczas, właściciele miejscowych fabryk rozpoczęli formalną walkę z klęskami temi, zapomocą środków ekonomicznych i edukacyjnych. Powstrzymano hojność
darów, nie podwyższono cyfry wynagrodzenia za pracę, ale stopniowo, systematycznie rozpoczęto organizowanie spółek spożywczych, banków pożyczkowych, kas
oszczędności, kas emerytalnych, stowarzyszeń wzajemnej pomocy, lecznic, ochron, higieny publicznej, składkowych piekarni, rzeźni, i pralni, szkół
najrozmaitszego rodzaju: świątecznych, wieczornych, elementarnych i technicznych, odczytów i bibliotek publicznych.
Nie dość na tem, zajrzano tam głęboko w naturę ludzką i poruszono w niej sprężyny interesu własnego. Zawiązało się stowarzyszenie w celu wystawienia
tysiąca domów, zaopatrzonych we wszelkie warunki higieny i wygody, otoczonych obszernemi podwórzami i wesołymi ogródkami. Wnosząc co miesiąc do kasy
towarzystwa wcale niewielką kwotę pieniężną, wyrobnik w ciągu lat 10 do 14 stawał się prawnym właścicielem posiadłości małej lecz wdzięcznej, zdrowej i
wygodnej, która proletaryusza przerabiała na właściciela, wiecznego gościa karczem i szynkowni wracała ciepłemu, uczciwemu, domowemu ognisku.
Ale — dla zdobycia dostojeństw tych i korzyści, najnamiętniej zwykle pożądanych dla wszelkiej wyrobniczej ludności, wyrobnik użyć musiał całej siły swej
woli, całej dzielności pomocy własnej; wszelka bowiem nieakuratność w wypłacie, z winy jego pochodząca, pozbawiała go, według ustawy towarzystwa, praw
przyobiecanych. Był to dlań nieustanny bodziec do oszczędności, czynna zachęta do usilnej pracy, przemożna pomoc w nabieraniu przyzwyczajeń porządnych.
W tem też dotknięciu sprężyny woli i samodzielności wyrobnika, w tem przerobieniu grubego czynnika materyalnego interesu w subtelny a zbawczy działacz
moralny, spoczywa głęboka mądrość i główna przyczyna powodzenia osad wyrobniczych w Mulhouse. Powodzenie to było ogromnem. W przeciągu lat niespełna 14,
wyrobnicy Mulhousy nietylko zakupili na własność tysiąc pierwotnie wystawionych w tym celu domów, ale dali silny i trwały popęd do rozszerzenia się i
rozmnażania osad, które oku podróżnika przedstawiają wdzięczny i radujący widok, pełen zieleni, świeżości, spokoju i zdrowia.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Światopogląd naukowy (Publikacja: 05-06-2014 Ostatnia zmiana: 06-06-2014)
Eliza OrzeszkowaZ domu Pawłowska herbu Korwin, primo voto Orzeszkowa, secundo voto Nahorska, ps. „E.O., Bąk (z Wa-Lit-No), Li...ka, Gabriela Litwinka” (1841-1910). Pisarka i działaczka społeczna epoki pozytywizmu. Wraz z Florentym Orzeszką założyła w Ludwinowie szkółkę wiejską. Pod wpływem patriotycznych kazań rabina Markusa Jastrowa podjęła hasło asymilacji polskich Żydów. Była zaangażowana w Powstanie Styczniowe. Współpracowała z tygodnikiem „Bluszcz”. W 1904 i 1909 była nominowana do literackiej Nagrody Nobla. Ponieważ była niepraktykująca, proboszcz odmówił jej pogrzebu. Dopiero po interwencji biskupa pochowano ją w Grodnie. Główne dzieła: Nad Niemnem, Meir Ezofowicz, Cham, Marta. Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: O konieczności lokalnej produkcji i szkolnictwa zawodowego | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9671 |
|